Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Szczęśliwa żona i mama. Ciut za duża kobietka ;) Tortująca Mama z wypiekami :) https://www.facebook.c
om/mamazwypiekami/

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 72711
Komentarzy: 932
Założony: 9 marca 2010
Ostatni wpis: 1 lipca 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
angie65

kobieta, 45 lat, Tarnowskie Góry

160 cm, 66.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 grudnia 2014 , Komentarze (5)

Nic tak nie uskrzydla kobiety jak komplementy :p W sobotę miałam spotkanie mojej grupy dziekańskiej po niemal 10 latach od obrony. W prawdzie zeszło się nas jedynie 7 osób, ale może to i lepiej, bo można było z wszystkimi pogadać i było swobodniej. Zgadaliśmy się przez facebooka, co jest dość istotne w tej historii, bo na moich zdjęciach tam jestem w rozmiarze XXL. Spóźniłam się trochę, bo musiałam pokrążyć w poszukiwaniu miejsca parkingowego i dlatego wyszli po mnie koledzy. No i się im wyrwało: "Myśleliśmy, że będziesz grubsza!" Ich zaskoczenie było tak autentyczne, że nie mogłam nie uwierzyć ;). No a jak się panowie rozluźnili (wiadomo czym (alkohol)) to mi wręcz jeden powiedział, że pięknie wyglądam i że się nie spodziewał! No miód dla mego serca po prostu! :D:D:D Poczułam się autentycznie piękna i seksowna, mimo moich lat i pozostałych jeszcze do zgubienia kilogramów :) I nawet mężowi powiedziałam, że mnie komplementowali tak szczodrze (smiech) A co! Niech wie, jaki ma w domu skarb i że inni też to widzą!:p Spotkanie było przefajne, odstresowałam się, odprężyłam, wyszłam wreszcie do ludzi zostawiając dzieciaczki tacie, a do domu wróciłam przed 2 w nocy z piersiami jak kamienie - tyyyle mleka mi się narobiło:D Cóż, zjadłam dwa kawałki pizzy i wypiłam karmi. Ale kurczę! Należało mi się jak psu buda! A dziś dietowy comeback i nawet godzinę dywanówek zaliczyłam spalając ok 330 kcal! Umówiliśmy się, że z następnym spotkaniem nie będziemy czekali kolejnych 10 lat i zobaczymy się koło kwietnia. Czyli MUSZĘ wyglądać jeszcze lepiej ;)

7 grudnia 2014 , Komentarze (8)

Zdecydowanie nie radzę sobie z sytuacją, gdy wszystko idzie jak iść powinno i moje wysiłki zostają nagrodzone (smiech) Jestem jak dziecko we mgle niemal (smiech) A w tej dziwacznej dla nie sytuacji, uspokojenie i znajomą przystań znajduję w ... jedzeniu:p Ostatnie trzy dni to jedno wielkie rozpasanie. Dieta poszła całkowicie w kąt, ćwiczenia ostatnio robiłam we wtorek. Za chwilę kolejne ważenie i pora się opamiętać. I dopisać do listy ważnych spraw do załatwienia: NAUCZYĆ SIĘ RADZIĆ SOBIE Z SUKCESEM ;). A wcześniej ze stresem, żeby go tak łatwo nie zajadać. Jak przetrwam święta? To temat na doktorat, jak większości z nas pewnie. Czuję, że po prostu je przeżyję po staremu, a z Nowym Rokiem będę sprzątać po sobie. Gdzieś przeczytałam piękną radę na życie: żyj tak, aby wstyd było o tym opowiadać, ale  miło było wspominać :p. Cudnie, no nie? (smiech)(smiech)(smiech) A teraz idę sobie znaleźć zajęcie pożyteczne z dala od naszej domowej słodyczowej szafki ;)

5 grudnia 2014 , Komentarze (3)

Brrrrrrrrrrrrr. Tak dobrze mi idzie przecież....dlaczego próbuję to zniszczyć? Ostatnie pomiary pokazały, że mam wymiary niemal identyczne jak przy wadze 56,5kg, więc świetny wynik (wyjątek to talia i piersi, ale to "wina" macierzyństwa i karmienia piersią)! No i musiałam zeżreć tyyyyyyleeeeeeeeee.... Nawet się nie przyznam ile, bo wstyd okropny....Zauważyłam, że mam takie napady zawsze gdy dzieci dadzą mi popalić i puszczą mi nerwy. Jedzenie na pocieszenie - klasyka....A dziś już nawet ćwiczyć mi się nie chce, nie mam siły, ochoty, bleeeee. Spać! Muszę iść spać! Może to też niewyspanie tak mi się mści? Kurczę, mniej niż 10kg do zrzucenia przy początkowych 21...no przecież szkoda b było to zmarnować....Ratunku!!!! No nic, spinam poślady, prześpię to, a jutro pójdę krok do przodu.

15 marca 2010:

Masa ciała , kg
Szyja cm
Biceps cm
Piersi cm
Talia cm
Brzuch cm
Biodra cm
Udo cm
Łydka cm
Spalonych kalorii kcal
Zawartość tłuszczu
w organiźmie
% Oblicz

Pomiar Masa ciała Szyja Biceps Piersi Talia Brzuch Biodra Udo Łydka Spalonych
kalorii
Zawartość
tłuszczu
Usuń pomiar

kg cm cm cm cm cm cm cm cm kcal %
4 grudnia 2014 59,6 34,0 28,0 97,0 76,5 93,0 94,0 56,0 34,5 0 28 Usuń
6 listopada 2014 63,1 34,0 30,0 101,0 81,0 95,5 98,5 59,0 35,0 0 33 Usuń
9 października 2014 64,834,030,0101,085,099,5102,060,036,0036Usuń
9 września 2014 71,535,032,0106,093,5107,5108,065,038,0042Usuń

30 listopada 2014 , Komentarze (4)

...udało się!!!! Zeszłam poniżej 60kg do adwentu! Dziś rano waga pokazała 59,8kg.(puchar)

Paska nie aktualizuję, bo ważenie było poza konkursem - oficjalnie jest w czwartek ;) A do tego czasu mam 4 dni na kolejne spadki i liczę, że będzie super :)

29 listopada 2014 , Komentarze (2)

Coś mi się to przestaje podobać:|. Nigdy tak długo nie chorowałam,a z racji rzadkiego stosowania antybiotyków, jak już brałam, to pomagał od razu. Tym razem nic nie idzie, jak powinno. We wtorek mam iść do kontroli, jeśli do tego czasu mi się nie poprawi, to zażądam dodatkowych badań. Całe szczęście nic oprócz kaszlu mi nie dolega i czuję się świetnie. Na tyle, że w ciągu trzech ostatnich dni spaliłam 1960kcal. Ćwiczyłam w domu, bo tylko tak mogę. I tylko późnymi wieczorami. Dziś mam przerwę, żeby mięśnie się zregenerowały i już mi brakuje ruchu ;) Dietowo ok, choć ściśle się planu nie trzymam - jak coś wpadnie dodatkowego, to tnę na innym posiłku i tyle :) Ważne, że nie tykam słodyczy. A był dzień, że w ciągu godziny pochłonęłam nadprogramowe 1000(!!!!!) kcal. No i potem musiałam to ćwiczeniami sprzątać. Szkoda zachodu na takie akcje, no nie? 

26 listopada 2014 , Komentarze (1)

Dziś 578 kcal. Do adwentu miałam w planie zejść poniżej 60 kg, ale nie wiem czy mi się to uda po ostatnich błędach i wypaczeniach ;)Ale jak nie teraz, to za tydzień już na 100% będzie zmiana kodu. Rany! I będzie jak 13 (!?!?!?!) lat temu, gdy zeszłam poniżej tej magicznej granicy. Tylko, że wtedy nie miałam zmarszczek i byłam wiecznie głodna przez głupie głodówki :p

Oby tylko choróbsko mnie całkiem nie rozłożyło. Od ponad miesiąca bujam się z kaszlem i katarem. Drugi raz jestem na antybiotyku z powodu zapalenia oskrzeli. W piątek kupiłam jednak nebulizator (drogie draństwo - 130zł!), bo lekarka poradziła, że bardziej mi się opłaci to przy dwójce dzieci, niż wypożyczanie. No i faktycznie, inhaluję się ja i dziś zaczęłam także Oleńkę, bo mi bidulka też okropnie kaszle. Podobno to ściekająca ślina przez rozpoczynające się ząbkowanie daje jej tak popalić. Oby tylko nie rozwinęło się to w infekcję :( Moja maleńka.... Szymon też kaszle i ciągle ma lekki katarek, ale osłuchowo jest ok. No zobaczymy...Pani doktor martwi się bardziej mną, niż dzieciakami i mówi, że da mi L4 na wyleczenie się, a mąż ma wziąć opiekę na dzieci i się nami zająć :D(smiech) No ale mamy przecież nie idą na chorobowe ;)Faktycznie, mogłabym nie wychodzić na zakupy, ale naprawdę szkoda mi i dzieci i mojej psychiki. Ostatnio siedzieliśmy w domu trzy dni po stawianiu baniek i myślałam, że mnie rozniesie! O Szymonie nie wspomnę....Póki pogoda pozwoli i nie padnę z gorączką (a na to się na szczęście nie zanosi), będę wychodzić chociaż na godzinkę, żeby złapać trochę świeżego powietrza i przegonić smętne nastroje plączące się wrednie po głowie ;)

23 listopada 2014 , Komentarze (1)

759 kcal właśnie spaliłam. Z przyjemnością niekłamaną :) Po co ja się tak obżerałam wcześniej? Teraz byłabym o te kilkaset kalorii do przodu i miałabym szansę na zejście poniżej 60 do czwartku. No nic, idę dalej. Wczoraj znowu nie oparłam się pokusie i zjadłam to,  czego nie powinnam i tyle ile nie powinnam. Ale dziś już u teściowej grzecznie i nie tknęłam nawet ciasta i mieszanki krakowskiej :) A stało to wszystko prosto przed moim nosem, uffff... :D Lecę się kąpać, bo Ola pewnie zaraz zawoła cyca i tyle będę miała wolnego ;) Ooooo...już się coś tam wierci małego i żarłocznego - apetyt to ona ma zdecydowanie po mamusi ;P

22 listopada 2014 , Komentarze (2)

Pokwękałam, pomarudziłam, poużalałam się nad sobą. Pożarłam przez ostatnie 2-3 tygodnie pewnie jakiś milion kalorii, spaliłam ok 5000 (wiem, to dzięki zrealizowanym wyzwaniom). Teraz pora na wzięcie głębokiego oddechu, porządnego kopa w doopę i zabranie się do pracy od nowa. Kurczę! No dam radę! Nie takie rzeczy przecież ludzie robią. Dziś jedziemy do szwagra na urodziny, jutro obiad u teściowej. Trzymajcie kciuki ;)

19 listopada 2014 , Komentarze (3)

Oszukiwanie samej siebie wychodzi mi najlepiej ze wszystkiego :/ Cały ten tydzień jest katastrofą jeśli chodzi o dietę. Codziennie od nowa mówię sobie, że nie jest tak źle, że jeszcze nie jest za późno na poprawienie się. I codziennie wieczorem ląduję z karygodnym bilansem kalorii. Jutro ważenie i moją ukochaną dumną pierwszą dychę mogę pożegnać. A taka byłam szczęśliwa i dumna z siebie. Ja to wszystko potrafię zepsuć:/ 

14 listopada 2014 , Komentarze (15)

Od razu zaznaczam, że nie działa w 100%-ach, cudów nie ma;) Jak mnie opęta, to ukochane żelki czy czekoladki znajdą się w moich trzewiach, tak czy inaczej:p No aleee...obecnie w 9 przypadkach na 10 potrafię zastopować moją miłość do słodyczy. A oto moje sposoby (pewnie już było wszędzie i milion razy, ale co mi tam;)):

  1. STEWIA. Rządzi u mnie obecnie i nieodwołalnie. Słodzę nią kawę, herbatę, desery (nawet na diecie przecież są), jogurt naturalny z owocami/musli. Póki co jeszcze z nią nie piekłam, to dopiero najwcześniej na stabilizacyjnej.Ale jak na razie sprawdza się świetnie. Zaczynałam od klasycznych tabletek do kawy, przeszłam przez proszek, a teraz kupiłam (allegro, choć pewnie w eko-sklepach też jest - ja nie mam dostępu do tego typu placówek;)) stewię w płynie i jestem z niej najbardziej zadowolona, bo jest wszechstronna, wygodna i wydajna (buteleczka 125 ml z kroplomierzem, 3 krople to jedna łyżeczka cukru). Stewia jest naturalna, praktycznie bezkaloryczna i bezpieczna - mogą ją spożywać nawet dzieci.
  2. HERBATKI OWOCOWE. Pokochałam je ostatnio. Słodzę stewią, jak już wyżej wspomniałam. Mają cudowny aromat i spokojnie dają mi poczucie, że właśnie zjadłam coś pyyysznego :) Akurat teraz piję sobie Lloyda o smaku ananasa i gruszki:). W szafce mam jeszcze jeżynę z jagodami i czarny bez (ten ma aromat konfitury z róży, mniam!:D) Chęć na słodkie zaspokojona, a przy okazji zapewniam sobie odpowiednią ilość płynów, bo to głównie przez to zaczęłam je pić. Zaparzam sobie cały dzbanek (0,75l) i popijam ze smakiem. A takich dzbanków robię w ciągu dnia nawet 3-4! Wodę  lubię i piję również, ale blisko 2 litrów dziennie nie byłam w stanie przełknąć:p
  3. OWOCE. Jak już powyższe punkty nie działają:D Co tu dużo pisać...pyszne i lepiej gruszkę schrupać niż pochłonąć tabliczkę czekolady, nie? A ja potrafię, potrafię, he he he]:> Wiadomo, uważać trzeba na ilość, ale to truizm.
  4. ODKŁADANIE ZJEDZENIA CZEGOŚ SŁODKIEGO NA "ZA PÓŁ GODZINY". Cóż, to u mnie działa bardzo rzadko. Jak mnie ssie, to wyłącza się racjonalne myślenie i MUSZĘ działać szybko, bo frustracja, nerwica i obłęd tylko czekają na moją słabą duszyczkę(smiech)
  5. A jak już nic nie działa, to zjadam zakazany owoc i staram się iść dalej bez zbędnego biadolenia. Nikt mnie przecież nie zmuszał do jedzenia i nikt mnie nie zmusza do odchudzania. To MOJE decyzje i biorę konsekwencje na klatę, bom już duża dziewczynka:)

Jak fajnie ważyć 10 kilo mniej mimo chwil słabości :)