Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Witam! Co lubię? Lubię gotować pyszne rzeczy i jeść i nieraz jak mnie coś najdzie, to naprawdę ciężko mi się powstrzymać. Jakieś 3-4 lata temu miałam zupełnie płaski brzuszek, napięty i jędrny. Niestety gdzieś po drodze się zaniedbałam i przytyłam. Początkowo było to 3-4 kilo do spalenia.. ale w ciągu ostatniego roku niestety przytyłam ok. 10 kg. Teraz bardzo chciałabym je zrzucić i zeszczupleć w okolicy ud i brzuszka i oczywiście pozbyć się tych wstrętnych boczków. Co skłoniło mnie do odchudzania? Fakt, że zobaczyłam swoje zdjęcia sprzed kilku lat.. Poza tym hmm.. jest jeszcze jedna sprawa, zdecydowanie bardziej motywująca, ale to na razie zostawię dla siebie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7928
Komentarzy: 18
Założony: 17 września 2009
Ostatni wpis: 20 lipca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beatka0885

kobieta, 39 lat, Kraków

160 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Schudnąć do wyjazdu na roczek Zuzi, przyrządzać zdrowe posiłki aby Bartuś mógł jeść to co ja

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 stycznia 2012 , Komentarze (1)

Czas zacząć! Za 10 minut będę miała plan ćwiczeń... trochę się go boję, bo nie wiem czy wydolę :D ale cały czas staram się myśleć że dam radę! I schudnę! W ciągu ostatniego roku przytyłam 10 kg! Być może przez leki, a już na pewno przez lenistwo i wsuwanie cukierachów oraz wspaniałych obiadków w pracy. Za dużo tego dobrego! 
Moje postanowienia:
1. jeść mniej 
2. w pracy jeść swój jogurcik, a nie obiad jak dzieci, a jeśli już tak kusi to tylko troooooszkę, a nie cały!
3. nie jeść tyle słodyczy
4. PRZESTRZEGAĆ USTALONYCH PRZEZ TRENERA ĆWICZEŃ
5. nie szukać wymówek!

A żeby szło łatwiej, to coś dla motywacji.... :)

Trzymajcie się laseczki!! No to... CHUDNIEMY!!

22 lipca 2011 , Skomentuj

Masakra! Mówię Wam! Tak się cieszyłam, że mi leci waga według planu, że stwierdziłam, że nie muszę jeść dokładnie to, co mam w diecie. Zaczęłam więc z tych produktów po swojemu kombinować, oczywiście posiłki przestały być regularne. Zaczęły być większe. Nieraz zajadałam się lodami, czekoladą, ciastkami. Może nie w jakiejś dużej ilości, ale regularnie. Heh.. posiłki nieregularnie, a słodycze regularnie :-/ porażka .. A na dodatek wszystkiego wczoraj jeszcze byłam na dużym obiedzie na mieście ( panga panierowana - cały duży filet, odrobina frytek, odrobina pieczonych ziemniaczków z ziołami, surówka z marchewki i papryki z sosem, surówka z kapusty czerwonej, a na to ze 4 łyżki soooosuuu ) także dowaliłam. A dziś ważenie i co się okazało? Schudłam... ale za mało.... Poza tym 2 dni temu się ważyłam tak z ciekawości i względem tego przytyłam 0,3 kg. Muszę bardziej pilnować diety... nie mówiąc o ćwiczeniach, których od tygodnia to już nie widziałam Po prostu zawaliłam!!!! Ale postaram się poprawić... 3majcie kciuki... Buźka

11 lipca 2011 , Skomentuj

Kurde... nie uwierzycie jak bardzo nie chce mi się ćwiczyć dziś. Zaplanowane mam 20-25 min na skakance. Ale normalnie mam lenia. Znaczy lenia akurat na ten rodzaj ćwiczeń. Nie wiem czy nie wezmę dziś zestawu na modelowanie sylwetki z jutra.. Po prostu nie mam już ochoty dzisiaj skakać. A jutro rano wstanę i poskaczę, miejmy nadzieję :P
Poza tym jutro wieczór mam próbną fryzurę ślubną :) 3majcie kciuki, żebyśmy coś mądrego z fryzjerem wymyślili. A później jeszcze najprawdopodobniej posiedzenie w sprawie zdobienia kościoła, z pozostałymi dwoma parami... oby doszło do kompromisu.. uff...

11 lipca 2011 , Skomentuj

Witam wszystkich!

Kurcze miałam baaaardzo szalony weekend :) Pod każdym względem. Zarówno rozrywkowym jak i jedzeniowym :-/. Nic nie pisałam, bo byłam zbyt padnięta, żeby wymyśleć cokolwiek konstruktywnego :P.

Zaczęło się w piątek... niewinnie :P Przygotowałam w domu śniadanko I i II na sobotę, bo wiedziałam, że będę nocować u koleżanki. Byliśmy ze znajomymi na imprezie. Było wspaniale!  Dawno się tak nie wytańczyłam. W sumie to jeszcze do dziś mnie nogi bolą :D ale to miłe :) Wróciliśmy do domu o 5 rano zadowoleni i  wykończeni. :) W sobotę chodziliśmy z Tomkiem ( moim mężem, ale na razie tylko pranie :P nie kościelnie) za różnymi dodatkami do wesela, typu kotyliony, figurka na tort, podusia na obrączki, podwiązki i muchy na wódkę itd. Tak więc ledwo żywi po zakupach szliśmy do samochodu i oto wtedy stwierdziłam, że przecież tak szalałam na imprezie, że mogę sobie pozwolić na coś pysznego :) i zjadłam loooooda mmmm... pochłonęłam go w mig, jak nigdy :D Pojechaliśmy do domu, zdrzemneliśmy się na godzinkę i dalej... poszliśmy na festyn, bo były Dni Gminy Sułkowice. Spotkaliśmy się tam z moim bratem i jego dziećmi, więc nas wyścigały strasznie i przetrzepały portfele ;D ale  żebym ja też miała coś od życia, to zjadłam gofra z truskawkami w żelu :-/ ale był pycha :P Po powrocie do domu, w mig padliśmy an łóżka i nie trzeba było dużo czasu, żebyśmy spali jak zabici :) W niedzielę kościółek i oczywiście znów popołudniu na festyn bo bratanki miały grać :) Ale nie oparłam się pokusom i wsunełam dwa kawałki ciasta ze śliwkami, bo Koło Gospodyń Wiejskich chwaliło się swymi wyrobami, no i gofra z bitą śmietaną i polewą czekoladową też nie minęłam :-/ Za to jednak NIE JADŁAM KOLACJI!!

Aaaa no i od piątku oprócz ćwiczeń z Vitalii robię jeszcze "szóstkę weidera", żeby nie było, że tylko pokusy mi w głowie :P

Tak czy owak dziś już grzecznie trzymam się diety, choć do końca dnia jeszcze sporo czasu, to mam nadzieję, że oprę się słodkościowym pokusą, które czyhają za każdym możliwym rogiem :D

Pozdrawiam ! :) Powodzenia w walce z pokusami!! :P

8 lipca 2011 , Skomentuj

Aaaa!!! Ważę 54,4 !!! Tak mi się przynajmniej wydaje, bo an każdej wadze inaczej jest, ale co tam :P Ważne, że na tej, co roiłam pierwszy pomiar, gdy zaczynałam, to jest niższy wynik od poprzedniego :) Już nawet nie ważne o ile :P Cieszę się, że w ogóle coś drgnęło! :) Ale czad!!! Ależ się cieszę ! :) Oby dalej leciało w dół :P Motywacja jest ogromna w każdym razie :)
Buziaki i powodzenia w zrzucaniu ciałka! :)

7 lipca 2011 , Komentarze (1)

Hmm... ja już po wszystkich posiłkach jestem... mam nadzieję, że za 2 godziny nie rzucę się na coś :P A co do kanapki z masłem orzechowym i bananem, o której pisałam w poprzednim poście, to była pyszna! :) Z samym masłem orzechowym nie jest taka dobra, ale ten banan mmm doskonale się z resztą łączy :)
Niedługo będę ćwiczyć, bo jeszcze nie wykonałam tych planowych skłonów, wygibasów i innych :P
Buziaki!!!

7 lipca 2011 , Skomentuj

Cześć Chudzinki! :)
Dziś zaczęłam urlop :) ufff.. i od razu się wypogodziło :D a to nowość! Bo zwykle jak miałam wolne to lało :-/ Ale ten rok mi sprzyja :] Tak czy inaczej, powiem Wam, że dziś to nawet z dieta było jakoś łatwiej. Miałam czasem przebłyski, że zjadłabym sobie coś słodkiego, jakiegoś lodzika, albo michałki białe mmmm... ale się powstrzymałam :-] I później już mnie nie gnębiło tak.. :) Wczoraj przecież myślałam, że się pogryzę, jak nie rzucę się na coś słodkiego. Dziś chyba trzyma mnie przy życiu świadomość, że na kolację będzie kanapka z masłem orzechowym Felix i plasterkami banana :] Prawdę mówiąc, nie wiem czy to będzie smaczne, ale konsystencją przypomina nutellę :D więc się nie mogę doczekać! Nie ważne, że nutella jest słodka, a Felix słony :-/ znaczy ważne, ale cóż... JAK SIĘ NIE MA CO SIĘ LUBI... to się lubi co się ma.
Poza tym cóż... kosiłam dziś trawę :) zrobiłam pranie :) nawet 3 :-/ a zaraz nastawię 4. Masakra, tyle się tego uzbierało :D Widać więc, że nie próżnowałam :) Ruszałam się duuużo! :) A przede mną jeszcze ćwiczenia. Ale żeby tak jeszcze spadło troszkę kilogramów.. i cm tu i ówdzie... ech...
No nic! Zabieram się za coś pożytecznego :P Idę powiesić wyprane ubrania i wstawić kolejne :)

6 lipca 2011 , Skomentuj

Taaak strasznie nie chciało mi się iść ćwiczyć :P Nawet zaczęłam sprzątać w pokoju :P Ale w końcu się zmobilizowałam :) Właśnie przed chwilą skończyłam i jestem przeszczęśliwa, że udało mi się pokonać chwilę słabości. Co prawda miałam jeździć na orbitreku 25-45 min. a ja jechałam tylko 20, ale za to wcześniej jechałam do sklepu na rowerze i później pedałowałam pod górę, więc się chyba wyrównało, nie? :P

A w ogóle tak trochę z innej beczki... Mam pomiary co piątek, ale chciałam dla sprawdzenia zobaczyć sobie, jak jest teraz.. Tylko jakoś zawsze rano zapominam się zważyć, więc ważyłam się popołudniu. I co? I ważę więcej niż podczas pierwszego pomiaru :o Mało to motywujące, ale na pewno dlatego tak się dzieje, bo popołudniu pomiar robiłam i w dodatku w ubraniu :P

To tyle na dziś :)
Dobranoc!

6 lipca 2011 , Skomentuj

Powiem Wam, że wszystko jest nawet ok, tylko między 12 a 14 mam napady wilczego głodu. Dziś się tak musiałam hamować, że hoho. Ale to chyba przez to, że w przedszkolu zawsze obiad jadłam o 12 z dzieciaczkami, a o 14.30 był podwieczorek. Się organizm przyzwyczaił i teraz go trzeba oduczyć :)
Ale mało tego, że miałam napady głodu przed obiadem, to jeszcze dziś daniem głównym były starte buraki z jabłkiem i zarodkami pszennymi. Oto co się wydarzyło...
Włączyłam sobie buraka, żeby się gotował i zaczęłam obierać jabłko. W akcie desperacji, nie mogąc się doczekać jedzenia, jadłam obierane skórki, a resztę starłam. Co chwilkę patrzyłam na tego buraka, czy się już ugotował, bo jak nie to czułam, że zaraz się rzucę i to nie na coś porządnego, tylko na czekoladę, pierniczki i inne tego typu pierdoły dostępne akurat w domu!! :o Musiałam się więc czymś zająć.. opróżniłam więc zmywarkę, powkładałam brudne rzeczy, jabłka już starłam, posprzątałam w lodówce (czyt. powywalałam stare rzeczy, bo ostatnio imieniny były u nas), a ten burak nic sobie z mojego głodu nie robi!!! :[ Nie uwierzycie, ale nawet wąchałam słodycze, żeby zaspokoić się na chwilę :D, maczałam palec w koktajlu z truskawek, w serku danio :D i oblizywałam mmmmm.... tak niewiele, a czerpałam z tego nieziemską przyjemność. Jakbym z rok nie jadła!! :D Ponieważ jednak burak stawał się coraz bardziej wkurzający podkręciłam gaz, żeby mu pokazać kto tu rządzi i po jakimś (dłuuuugim) czasie mogłam jego również zetrzeć. Ale to nie koniec. Później trzeba było go z jabłkiem wymieszać, zagotować, co też chwilę trwało, a na końcu dodać 45 g zarodków pszennych. Czyli dużo :( Jak to wszystko zrobiłam, pomyślałam : W KOŃCU JEDZENIE i z rozmarzoną minką zasiadłam do talerza.. Ale co to? Okazało się, że po 1. nie smakuje mi, albo raczej jest obrzydliwe :(, po 2. w połączeniu z zarodkami pachnie strasznie, bo same buraczki pachną wspaniale, a po 3. wyglądem to mi to przypominało żarcie dla świń, które robiła moja babcia świętej pamięci.. Było to mało zachęcające!!! A JA ZOSTAŁAM GŁODNA!
Wkurzona zadzwoniłam do męża. Pomyślałam sobie, pocieszy, podniesie na duchu, zmotywuje, cobym się nie rzuciła na słodycze, ale jednak okazał się typowym pełnokrwistym mężczyzną. Pośmiał się ze mnie, powiedział, że dam radę i że to na pewno jest dobre! Hmm.. w rezultacie zawartość talerza poleciała do kosza :) a szkoda... bo mogłam mu zostawić, skoro to takie dobre... ale nie pomyślałam wtedy :) I idąc jak najdalej od szafek ze słodyczami, coby mi nie wybiegły przed nogi, bo wówczas musiałabym je zjeść.. powędrowałam do kuchni i zrobiłam jedzonko z wczorajszej kolacji, czyli pieczywo chrupkie z odrobiną serka danio, z plasterkami jabłka i posypane cynamonem mmmmm niebo w gębie :) Udało mi się więc jakoś przetrwać ten ciężki czas :) A teraz trzeba zająć czymś głowę i ręce, żeby wytrwały do następnego posiłku :) - czyli przekąski! :)
Buziaki!

5 lipca 2011 , Skomentuj

Huurrraaa!! Wytrwałam i jeden dzień już za mną :D Wykonałam wszystkie ćwiczeni!!! Cholerka, ale się cieszę ! Wiem, że jeden dzień to dopiero początek, ale tak straaaaaasznie mi się nie chciało ćwiczyć. Już myślałam, że odpuszczę. Ale NIE! :D Jednak się udało! :) uff :)