Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 sierpnia 2014 , Komentarze (7)

29.08.2014. Piątek

Jadło :

1. 2 parówki zapiekane z serem, 2 małe kromki chleba z almette i pomidorem, kawa

2. jogurt naturalny kremowy + banan

lunch. 2 kanapki z almette i pomidorem

obiad. zupa pomidorowa z makaronem i mozzarelą - duży talerz

kolacja. 1/2 makreli, surówka z pomidorów

Wczoraj znów sprzeczka z małżonkiem. Tym razem nie o dom a o znajomych...po prostu stwierdziłam, że mam dość naszej znajomej, która na każdym kroku chwali się, że jej córka pójdzie na medycynę. Już chyba cała Przemysłowa to wczoraj usłyszała...a mnie się rzygać chce...Nawrzeszczał na mnie,że marudzę, że się czepiam...Ok. Nie usłyszy już ode mnie żadnych zwierzeń. To co myślę, zachowam dla siebie. Ciche dni. Wtedy jest spokój...


Kupiłam wczoraj spodnie na fitness w h&m, co prawda to spodnie do biegania...ale w sumie co za różnica...Przymierzyłam chyba z 20 par, krótkich, długich, średnich...i cóż...nadal mam tłuste, grube kończyny i wielki tyłek...I po co mi ta siłownia?

Nastrój mam beznadziejny...

Jutro GP a ja najchętniej oddałabym swój bilet...chyba tylko to, że Kinga by była smutna mnie powstrzymuje...Na Bednarka w niedzielę też nie pojadę. Nie mam ochoty spędzać nawet minuty w towarzystwie małżonka...

Dziś idę na koloryzację...tego pewnie też pożałuję...

Kończę ten wielce optymistyczny wpis...

28 sierpnia 2014 , Komentarze (6)

Czwartek. 28.08.2014

Jadło:

1. 2 tosty z serem i pomidorem, 2 berlinki

2. brzoskwinia, jogurt waniliowy

lunch. 3 łyżki kaszy jęczmiennej, resztka pieczonych warzyw z wczoraj + kawałek pieczonej karkówki (chude części)

4.3 małe kabanoski drobiowe, kawa, surówka z warzyw

5. twaróg- 3 łyżki, surówka z pomidorów, jajko


Wczorajszy trening : 45 minut interwałów na stepperze zrobione, ćwiczenia też - 2 serie. I nawet ta wspinaczka mi wyszła. Uzgodniłam z trenerem, że na początek będę robić rozgrzewkę, potem ćwiczenia a na końcu kardio. Bo jak przychodzę to sala do ćwiczeń jest pusta a jak kończę kardio i chcę iść na maty ćwiczyć to nie ma się czasem jak rozłożyć. A nie będę śmigać ze sprzętem na salę z maszynami. I mam nadzieję, że nie będę aż tak złachana i dam radę zrobić 3 serie.

Czytam właśnie o tym, jak ważne jest rozciąganie po treningu...ja zawsze odwalam jakąś kaszanę, nie wiedziałam, że to takie ważne. Od teraz będę się porządnie rozciągać.


Spadam dziś wcześniej z pracusi. Idę na spotkanie do nowej szkoły córki. Wakacje tak szybko minęły...A ona taak urosła. Pierwsza klasa liceum...a tak niedawno prowadziłam ja do pierwszej podstawówki :D Eh..życie...

27 sierpnia 2014 , Komentarze (4)

Środa. 27.08.2014

Jadło :

1. 2 tosty z serem, schabem pieczonym i pomidorem, kawa

2. banan, małe jabłko + kubeczek jogurtu naturalnego

lunch. duża (za duża) porcja pieczonych warzyw : pomidory, papryka, cebula, ziemniaki, bakłażan, marchewka, dynia + 1/2 piersi z kurczaka

4. jogurt waniliowy (po treningu),kawa

5. twaróg + pomidor + plaster szynki drobiowej

Trening. Dziś 45 minut interwałów na stepperze lub runnerze + 2 serie ćwiczeń.

Za 2 miesiące kończy mi się karnet w X-force...zastanawiam się, czy na zimę nie przenieść się do fabryki formy. Zawsze to tylko 4 przystanki od domu, nie trzeba drałować, lepszy dojazd...Lubię X-force, mam tam już swojego trenera....szkoda mi. Z drugiej strony ten dojazd w zimie mnie przeraża, no i w fabryce mają jogę :D

Wczoraj znów starcie z małżonkiem. Wkurza mnie to, bo klepiemy ciągle ten sam temat. W kółko tylko "kominek" i "kuchnia". Już mi się rzygać chce na ten dom....to co było raz ustalone znów wałkujemy, bo jednak on ma inną wizję. I niby twierdzi, że mi się nie będzie wtrącał w urządzanie ale już nie wierzę...Po prostu zawsze musi się starać postawić na swoim, ja też....Dyskutujemy tak już dobre 4 miesiące (jak nie dłużej) i kompromisów nie ma... Tymczasem moi rodzice w tydzień uzgodnili, że robią remont kuchni i pokoju, wybrali ekipę, podłogi, farby, kafle i meble...dogadali się ze sobą bez kłótni i bicia piany...u mnie jest to mission imposible....

Póki co dowieźli jeszcze 2 wywrotki ziemi...zostało jeszcze 20. 

Zapisałam się do fryzjera na koloryzację...na piątek....mam nadzieję, że nie będę żałować....

Tymczasem uciekam...rozćwiczyć zakwasy

26 sierpnia 2014 , Komentarze (4)

26.08.2014. Wtorek

I przyszły te smutne dni...kiedy ciągle jest mi zimno, kiedy nie chcę wychodzić spod kołdry...otwarte okno przyprawia mnie o dreszcze...jesień idzie...

Jadło :

1. owsianka z masłem orzechowym, kokosem i rodzynkami (3 słuszne łyżki), kawa

2. jogurt naturalny + jabłko + zielona herbata

lunch. II porcja owsianki ze śniadania

4. talerz zupy gulaszowej

5. surówka z pomidorów, resztka makreli, 2 łyżki twarogu


Siłownia zaliczona. Po 4 tygodniowym poście zaczynam od nowa...Wczoraj tak kulawo ustawiłam runner, że w momentach podgórkowych ( to się nazywa bodajże alpine pass) ledwo dawałam uciągnąć rękoma i nogami...a to był zaledwie 4 level...Paradoksalnie, w ciągu 15 minut takiego treningu na różnych obciążeniach spaliłam zaledwie 117 kcal. Lepsza byłam na bieżni - tam też ustawiłam program typu górki - dolinki - po 20 minutach miałam spalone 10 kcal!! WTF??? Dobrze, że ze stepperem poszło lepiej. Następnym razem ustawię program "interval" - zobaczymy z czym to się je. Oprócz rwania kettla nie potrafię też prawidłowo wykonać "wspinaczki"...chodzi o to ćwiczenie :

Nie umiem tak, wykonuje jakieś dziwne przeskoki, podskoki...paranoja...muszę to potrenować bo tylko błaźnię się publicznie. Dziś dzień wolny - może warto to poćwiczyć, porozciągać się?

Dziecko ma 3 dni integracji na Przemysłowej, małżonek nareszcie się wziął za prace w domku, ja znalazłam zdjęcia idealnej kuchni...i idealnej torebki (bo w starej zamek mi się rozleciał). Obie te rzeczy oczywiście poza zasięgiem finansowym. Życie jest smutne...

W pracy : koleżanka wróciła z urlopu, zrobiła się afera, szefowa przyszła do mnie i powiedziała, że nie chce mi pracy zabierać...a jeszcze godziny 10tej myślałam, że mam się pakować...No więc dostałam z powrotem swoje obowiązki (prócz wadiów, których nie lubię)...W sumie to się cieszę, bo nie ma nic gorszego niż bezczynne siedzenie w pracy...

A teraz uciekam...Pod koc z kawką albo lepiej..ćwiczyć "wspinaczkę" :D


25 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

Poniedziałek. 25.08.2014

Jadło :

1.  2 kromki chleba natura z serem i pieczonym schabem, pomidor, kawa

2. jabłko, jogurt naturalny - mały kubek

lunch - 1 mały gotowany brokuł + 1/2 piersi z kurczaka + 3 paski fety

4. banan ( po treningu)

5.  jajko + surówka z pomidorów + 1/2 makreli

Dziś powrót na siłownię. Wprawdzie byłam tam w sobotę ale ograniczyłam się tylko do zrobienia cardio. Godzinka pękła, pękło też ok 400 kcal. Ludzi był tłum a ja nie bardzo miałam ochotę na drugą cześć ćwiczeń. Jakoś bardzo demotywująco one na mnie działają. Niby nic takiego, średnio ciężkie, urozmaicone ale jak mam się rozkładać z tymi wszystkimi akcesoriami...a to stepper, piłka lekarska, kettlebel, piłka duża, "berety"...no nie chce mi się. Ćwiczenie z kettlem jest dla mnie manualnie nie do opanowania więc ćwiczę z piłką. Od dziś pyknę te 12 treningów ale raczej będę wolała ćwiczyć na maszynach niż tak.

Wczoraj zaliczyłam basen. Przepłynęłam sobie 6 razy długość olimpijską...tylko na tyle było mnie stać...Ręce mnie bolały, skóra swędziała ( ?) - jakoś tak mało pewnie się tam czułam. Ale mimo wszystko super i cieszę się, że byłam, popływałam. O wyższości pływania w morzu nawet się nie wypowiadam...wolę morze.

Żużel się odbył. Leszno w play-off. No i git. Dream team z Torunia ma już koniec sezonu a my derby z Falubazem. Ale i tak nie widzę Stali w walce z Tarnowem, staram się ale...Tarnów to potęga a u nas różnie jest...Niektórzy zapomnieli jak się jeździ na żużlu...forma raz w górę raz w dół...Zobaczymy. Na razie czekam do soboty - GP Polski u nas. Będę.

Cała reszta to proza....w pracy jakaś nieprzyjemna sytuacja...szefowa wyrywa nam pracę...robi wszystko sama...chyba przyniosę sobie książki i gazety i ostentacyjnie rozsiądę się do czytania, skoro mam nic nie robić...A może podsłyszała, że mam focha i sama mnie zwolni?!

Za tydzień szkoła. Z wyprawki szkolnej moje dziecko zakupiło tylko plecak i okulary ! Zero książek, zeszytów...co to za szkoła? Gdzie te czasy gdy z obłędem w oczach szukałam książek?

Tyle. Uciekam. Do jutra.

18 sierpnia 2014 , Komentarze (6)

Nadal chora. Gardło boli - nic nie pomaga...prawie nic ale pewnie voltaren w kapsułkach to nie jest dobre rozwiązanie na dłuższą metę... 

Trudno spać...śpię po 3-4 godziny, budzę się...znów bezsenność, nie wiem dlaczego...

Tak więc zamiast dzisiejszej siłowni- wizyta u lekarza. I tak, mam nadzieję, że skończy się to silniejszym antybiotykiem, który pomoże...Mam dość tych męczarni, gardło ściśnięte, trudno cokolwiek przełknąć (ale jakby co to apetyt dopisuje, a jakże :D), ból i wielka klucha w środku. Qrde co za ebola mnie dopadła ? To już trzeci tydzień się rozpoczyna...

Miałam ogarnąć dietę...nie mam sił...

Weekend...Kasprzak wygrał GP Łotwy. Jest chłopak w gazie !! Chciałabym, żeby podium w Gorzowie wyglądało tak : Kasprzak, Zmarzlik, Iversen lub Zagar :D. Marzenia !! Ale jak jest tak dobrze, to nawet z chęcią pójdę na to GP w Gorzowie.

Jeździłam rowerem z jaśniepanem...wymyśliłam sobie Kozaczą Górę - tak to się chyba nazywa :DNie przewidziałam, że pod górę nie da się wjechać (ani zjechać...no chyba, że ktoś lubi ekstremalne wyzwania). No więc dygałam z rowerem pod górę, prawie pionowo...zmachałam się ale za to widok na Gorzów !! Warto było, z tym bolącym gardłem :D...mąż mi powiedział, że mnie kocha  ;)...love is on the air <3

Lato odchodzi...a chciałam jeszcze popływać w jeziorze...zimno...I ten wiatr !!

Uciekam do pracy, chociaż ledwo tu siedzę.

15 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

I co ja tu moge napisać... wczoraj mistrzostwa indywidualne na żużlu w zielonej...

Kibicow jak na lekarstwo...kompletna porażka. 

Jedyny pozytyw : KASPER !!!!!!!! Indywidualny Mistrz Polski !!!!!!

Po ciężkiej walce, z kontuzją....mamy mistrza!!!!

Gwizdy publiki na koniec (magiczni kibice magicznego klubiku ) i slowa Krzyśka : "Dziękuję  za gwizdy.  Mistrz jedzie do Gorzowa" :-D :-D

Jestem z niego taka dumna !! I nawet Tarnów przestal byc straszny.

14 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

Na początek żarełko czyli obowiązki :

I - 2 kromki chleba z serem, szynką z indyka i pomidorem, kawa

II - jogurt malinowy, banan, nektarynka (ta plaskata taka)

lunch - leczo - nagotowałam wczoraj cały gar - dodałam papryczkę chilli więc diablo pikantne

w domu - szklanka kefiru z owocami i otrębami, kawa

kolacja - mozarella z pomidorami

Postaram się nie jeść dziś chleba z majonezem (o tym niżej) a zapychać się pomidorami - przytargałam całe wiaderko wczoraj z działki - kocham pomidory !!

Nie ćwiczę, no chyba że przewracanie kartek w książce i leżing na futonie...

Długi weekend się zbliża :D

Miałyśmy z młodą jechać do dziadków ale obie chore...na co nam jeszcze tam rozsiewać zarazki...

Nie ma tego złego w sumie...posiedzimy przed laptopem - w czwartek jakiś żużel w Zielonce, w sobotę GP a w niedzielę coś tam w Tarnowie (nawet nie wiem co, poza ligą nie ogarniam tych turniejów)

Przedwczoraj umarła nam kablówka :D. Z tej racji (no i z braku siłowni - mam teraz ogrom czasu po pracy) skończyłam 4 tom cyklu Simmonsa...oj..pojechał gościu pojechał...koniec tak naiwny, tak słodko grzeczny i pozytywny, że aż się rzygać chce...Chyba facet nie miał już pomysłu na dokończenie...nie, nie podobało mi się, nie kupuję takiego zakończenia. Do "Hyperiona" się to nie umywa, tak samo jak do Iliona...Ale stało się, mam to za sobą a Hyperiona kupię, bo mi brakuje w domowej biblioteczce, i jeszcze pewnie wrócę nie raz...

Teraz zanurzyłam się w "Ciemno, prawie noc"...kiedyś czytali fragmenty w Trójce, chciałam to przeczytać....wciąga :D.

Kablówka wczoraj zmartwychwstała za sprawą miłego pana od kablówek. I z tej racji popatrzyłam sobie wczoraj na pięknych atletów, podyskutowałam z jasniepanem o sylwetkach miotaczy kulami czy dyskiem i tym, czy ich siła musi brać się z obwisłego bębna - czytaj brzucha ;). Otóż tak, właśnie stamtąd bierze się siła, z tego tłuszczu...no więc ja też chcę być silna...robię sobie siłę za pomocą chleba z majonezem...będę miotaczką kuli (smiech).

No taak...to już wiecie, że dieta leży na razie...chleb z majonezem, piwko woodstockowe z sokiem...i takie tam różne... Wczoraj jaśniepan wrócił z pracy wcześniej niż zapowiadał i zastał mnie na futonie wyżerającą lody śmietankowo-czekoladowe Algida (taa...to było to pudełko 1.4 litra (loser)) wprost z opakowania...(loser)+100 do dna...

Cierpię ostatnio na bezsenność...sen mam lekki jak piórko, jaśniepan chrapie i pufa przez sen...właściwie powinnam go nazywać Pufkiem...a ja wybudzam się i leżę...i pocę się jak szczur...czy to możliwe, że ta straszna Menopauza mnie dopada powoli?! No bo upałów już nie ma...qrde co robić?!

W pracy dowiedziałyśmy się, że dostaniemy nowe obowiązki. Jeszcze nie wiadomo kto dostąpi zaszczytu zajmowania się tematem wadiów, gwarancji i zabezpieczeń ( dla całej wielkiej spółki) ale znając życie to 2 osoby można już wykreślić ( jedna robi wszystko za wolno i ma tendencje do spieprzania a druga to szefowa- więc nie będzie się obciążała obowiązkami) ...padnie na mnie lub koleżankę zza biurka ..obstawiam siebie, bo w starej firmie tym się między innymi zajmowałam...Jak sobie poradzę z tematem teraz w tym ogromnie, w tej wielkiej korporacji ? A jeszcze inne obowiązki? Trzeba będzie nawalić i już....I tak się zastanawiam, że miesiąc temu przejęliśmy 3 inne spółki...co robią ludzie z księgowości z tamtych firm? Siedzą? Czekają? Przecież karty zostały już dawno rozdane...a oni praktycznie nie mają obowiązków, bo nie istnieją...To czemu znowu my...tu w gorzówku...?? Qrde no...oczywiście o podwyżkach, premiach, nowych umowach w firmie cicho sza...Nie ma i nie było tematu :<

To tyle. W poniedziałek wracam na siłownię, wróci też w miarę ogarnięte jedzenie, przez weekend postaram się zrobić jakiś plan co i jak...


12 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Po urlopie.

Jest fatalnie.

Nie wagowo - bo nawet spadł 1 kilogram. Praca mnie dobija a jestem tu dopiero 1.5 dnia. Pani szefowa już zadbała o moje dobre samopoczucie. Mam nieodparte wrażenie, że każda moja pomyłka, każde potknięcie czy niedopatrzenie wywołuje u niej satysfakcję... Z jakim uśmiechem patrzyła na mnie wczoraj, kiedy okazało się, że nie wystarczy wniosku o "gruszę" wysłać mailem... że trzeba jeszcze listem...faktycznie, satysfakcja - bo przecież ja taka głupia a ona taaaka mądra.

Urlop u rodziców nad morzem fajny, woda przeboska, plaża, słońce. Właśnie złazi mi skóra.

Tydzień w domu przesiedziany, przeoglądany w filmy bo...całą naszą trójeczkę dopadło przeziębienie. Zamiast weekendowych kajaczków pod Wałczem - leżenie w łóżku, tony leków...Najgorsze, że choroba się nie poddaje. I znów długi weekend w domu...

Był żużel w niedzielę. Dostaliśmy w palnik 48 do 42. Tarnów jest mocny i idzie na mistrza. I niestety w niedzielę, po meczu spłynęło na mnie olśnienie, że tego złota w Gorzowie nie będzie...Tarnów jest nie do przejścia. Inna rzecz, że zawiedli liderzy: Niels, Matej...2 linia też bez błysku, Adrian niby ma ten Brązowy Kask ale chyba z papieru bo w lidze kompletnie się pali. A Tarnów ...ehhh...chyba jak Polewaczkowy tu przyjdzie na trenera to będzie złoto....

Na siłownię jeszcze nie dotarłam. I nie zanosi się w tym tygodniu...za oczami przeziębienie, kręci w nosie, szczekam i charczę jak pies...W takim stanie nie dam rady się spiąć...Raczej nie byłby to dobry pomysł - te ćwiczenia.

Dieta jak dieta. Nie mam na nią żadnego pomysłu. Póki co bez konsekwencji ale naprawdę rozważam znów kontakt z dietetyczką...Kompletnie nie wiem, jak ustawić posiłki po powrocie na siłownię, co jeść...taki totalny bezmózg i marazm....

Jak we wszystkim...

Na budowie nic się nie dzieje...no może prawie nic...Przywieźli 4 ciężarówki piachu, małżonek nadgonił z rysowaniem w ścianach instalacji, wybraliśmy w końcu wannę narożną (chodziło o wymiar i wysokość - żeby krany i rury przypasować), spodobały mi się pewne kafelki do łazienki - o dziwo, nie białe a piaskowe...

Zapomniałabym...Woodstock...Coma...Accpet...było suuuper

I tyle...

W przyszłym roku biorę miesiąc urlopu cięgiem, a co...

25 lipca 2014 , Komentarze (5)

Jeszcze trochę, jakieś dwie i pół godziny i URLOPPPPPP!!!!!!!:D

Pogoda skichana nadal. Ale może, może będzie lepiej?!

Wczorajszy trening to jakaś masakra...byłam tak wykończona, że zrobiłam tylko 2 obwody crossfitu. Ale w ramach pokuty - zaliczyłam 20 minut treningu aerobowego na stepie.;)Poza tym chciałam zobaczyć jak tam Majka jedzie...zostało mu 4 km i nie chciałam wychodzić z siłowni, żeby nie stracić tego. Ja zrobiłam step a on przyjechał 3 na metę ;)- nieźle.

Cała moja dieta wczoraj poszła się j..ać :< Zasiadłam wieczorem do lektury i najpierw wpierniczyłam 3 paluszki surimi, które smętnie spoglądały z lodówki a za chwilę dowaliłam sobie resztką chałki z masłem orzechowym (loser) a jeszcze później oglądaliśmy z jaśniepanem paranienormalnych racząc się zielonym lubuskim....:DJestem nienormalna, wiem. Takie odchudzanie to można sobie w buty włożyć. i nie, tym razem nie mam usprawiedliwienia dla siebie (szloch).

Dziś do jedzenia mam :

I - 2 kromki chleba z serem, salami i pomidorem, kawa

II - gruszka + garść winogron + jogurt naturalny 250 g

lunch - sałatka z brokuła, jajka i fety z sosem czosnkowym i vinegret

w domu - brokuły, kawa

kolacja - pasta z 1/2 makreli + twarogu + jajko, ogórki małosolne, 

kieliszek czerwonego wytrawnego(drink)


Uciekam, przez 2 tygodnie będę "nolajfem", minimum internetu, maximum powietrza, morza, plaży, lasu...Can't wait :D