Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie - oraz doskonałe samopoczucie psychofizyczne, które towarzyszy gdy lżej na ciele - to główne powody chęci odchudzenia się ze zbędnego balastu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 192772
Komentarzy: 1219
Założony: 2 stycznia 2010
Ostatni wpis: 17 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
myfonia

kobieta, 43 lat, Opole

177 cm, 67.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: do wakacji poniżej 70 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 września 2013 , Komentarze (2)

Wczoraj na rowerze zmarzłam w bieliźnie termo i kurtce! Rękawiczki pilnie poszukiwane!
Ale było cudnie. W lesie, na trasie nie może być inaczej... mimo, że wiatr usiłować zatrzymać mi rower, a chmury groziły deszczem - zwyciężyłam.

menu dzisiejsze - plan wstępny

razowiec 300,masło 50, plaster sera 50, łyżeczka serka 20, 2 małe pomidorki 30 = 450
banan 100
knedle (zrobione przez mamusię - mało dietetyczne, no ale... :) ok 440, kawa z mlekiem 40 = 480
razowiec z pasztetem z cukinii :) ok 400

1530 kcal

ruchu niet bo:
od 16 do 21 kwitłam w  kuchni! (barszcz, pasztet cukiniowy, sok z winogron, placki ziemniaczane dla lubego, sterta garów...).


1 września 2013 , Komentarze (2)

ktoś to jeszcze pamięta? Nie, nie porę roku - tylko rosyjskie czytanki i wierszyki
Oczywiście - mamy jeszcze LATO - ale ulewny deszcz w połączeniu z 11 stopniami na termometrze nie pozawala dać innego odczucia. To dziwne, ale jesień w jakiś tajemniczy sposób mnie mobilizuje... Często bywało, że zaczynałam biegać w tym okresie czy intensywnie chodzić na basen... Hm, a może to taka podświadoma walka z marazmem, chandrą czy hipotetyczną deprechą? Coś w tym chyba  jest.

Tak czy inaczej - ta jesień - nie będzie inna. Znów czuję nieodpartą ochotę wprowadzenia zmian w swoje życie. Ja chcę, bo tak naprawdę lubię się ruszać, jeść zdrowo i czuć się lekko. Czasem tylko o tym zapominam...
W planie jest więc basen, spacery, rowery i ćwiczenia domowe (w tym stepper i rower). Naprzemiennie, dowolnie, tak żeby sprawiało mi to radość, a nie udrękę. Oczywiście min 1 h intensywnych ćwiczeń dziennie (jak spacer to min 2-3 h, na krótsze nie chodzę).
Jedzenie - standardowo - zdrowo i bez obżarstwa. Zmienię tylko jedną rzecz, do której chyba w końcu dojrzałam. Śniadania nie będą owocowo-warzywne, 100 kaloriowe, śmiesznie mało sycące. Razowe pieczywko + dodatki pod kontrolą. Ostatnio okazało się, że po takich dwóch śniadankach  idąc na obiad nie mdlałam z głodu i nie napychałam się byle-czym przed posiłkiem! Eureka głupia babo!
Oby zmieniło się tylko jedno... słomiany zapał, w sensowny nawyk!
Proszę o kopa i kciuki!

Waga: równe dwa bałwany
Menu:
bułka ziarnista 160, 2 plasterki Hochlanda z chrzanem mmm ale odkrycie - pycha! 100, 1/2 pomidora 20 = 280
jogurt pitny (300 g) = 200
woda z sokiem  50
2 gały lodów 250, kawa z mlekiem 40 = 290
chiński makaron (50 g) z warzywami (cukinia, brokuł, pomidorki, papryka, marchew) duszone - 180 + 240 = 420
sok porzeczkowy 100

1340 kcal
cdn...
ale potem jedzenie u rodziców nieskoordynowane bez sensu

ruch: 3 h "biegania" w pracy + 2 h intensywny i pod wiatr - rowerek + godzina łazikowania po lesie

31 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

w sam raz... by wziąć dooopsko w troki i odciążyć stawy, uelastycznić kręgosłup...
4x4 (nie, to nie chodzi  magazyn motoryzacyjny)
Chodzi o pokazanie mojej głowie magicznej liczby - 16 kg, którą bez diety cud, a przy sensownym odżywianiu i regularnym ćwiczeniu da się osiągnąć.
Przy stanie aktualnym oznacza to 80 - 16 = wymarzone 64 kg...

Tylko trochę silnej woli, troszeczkę...

29 sierpnia 2013 , Skomentuj

W pracy wielkie/małe zmiany.
Utrata motoru napędowego, wulkanu pomysłów i bacika w jednym.
Straszna szkoda, ale musimy sobie teraz radzić sami. Oprócz mnie - zostaje słownie jeden pracownik merytoryczny, czyli we dwie, musimy sobie radzić z całą organizacją... mieć dobre pomysły i ogarnąć realizację.

Druga sprawa - wagowa - przyprawiła mnie prawie o zawał.
Poniedziałek - 6 rano, trochę jeszcze po @, trochę po obfitym weekendzie - i na cyferblacie 81,6 . Wróciły dwa bałwany, z mocnym przecinkiem... czyli jakieś 2 kilo do przodu przez urlop! A kysz!
Pomału zaczyna się stabilizować, dziś "optymistyczne"  79,9...
Bez komentarza.
Wyjadam pokateringowe resztki i chyba pora zacząć spisywać menu. Bez tego ani rusz!

I śniadanie - kromka czarnego 140 z almette 40, pomidor 20 = 200
II śniadanie - kromka czarnego 140 z żółtym 40, ogórki małosolne 20 = 200

cdn...

21 sierpnia 2013 , Skomentuj

2 kromale pszenne 140 z chrzanowym almette 60 - 200
kawa z mlekiem 40, 2 cuksy czeko 140, 2 ciastka 100 - uuuu na co mi to było = 280
1/2 torebki kaszy jęczmiennej 180, grzyby 50, patison 20 = 250

20 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

w organizmie...

@ chce przyjść a nie może...

Skoro byłam w stanie wczoraj wyjść z łóżka żeby coś przegryźć, znaczy, że obcy szaleje z pełną mocą. Walczę z nim na spokojnie - jego czas wkrótce minie, a wtedy to moje silniejsze zmotywowane JA dojdzie do głosu!

Nie zamierzam jednak odpuszczać - dziś w planie:
1. ćwiczenia (może stepper + pośladkowe - kupiłam smar, przestanie jęczeć :)
2. mycie okien i wykrojenie i założenie nowych firan
3. grzybowy obiadek - jesień tuż tuż, a mam jeszcze zapasy z zeszłego roku :)

I tyle by było z mojego urlopu. Ostatnie kilka dni... Luby dziś pierwszy dzień w nowej pracy. Ciekawe, jak to będzie :)

menu:
razowiec 140, masło 60, jajecznica z 2 jaj, szczypior - 200, ogóreczki gruntowe 10 = 410
kawa z mlekiem 40, śliwki 80, "ciasto" musli z ziarnami 200 = 320
pół torebki kaszy jęczmiennej 180, grzyby 50, patisony 20 = 250
w tzw międzyczasie 2 pszenne bułki... 500

ok 1480

resztkami sił przeleciałam okna, wykroiłam 3 firany, zawiesiłam...
słabo, niedobrze, brzuch boli...
nie to nie śliwki jeśli ktoś tak pomyśli - to raczej jaja po których bywa mi niedobrze i @, która chce mnie tym razem wykończyć...

cdn...

1h na stepperze, brzuszki, pośladkowe, masaż Apollo

19 sierpnia 2013 , Skomentuj

2 tygodnie sierpnia...
Może chociaż powalczę o te 2 kilogramy?

79,6 - 2 = 77,6

we wrześniu możliwe by było:

77,6 - 4 = 73,6

w październiku: 69,6

w listopadzie: 65,6

a w grudniu: 61,6 (taaaa, święta i te sprawy)

I nie ma innej opcji. Żadnej diety cud. Żadnego głodzenia. Jeść zdrowo, normalnie, kompleksowo ale mniej i DUŻŻŻŻŻOOOOOOOOOOO ruchu!

dziś:

1,5 bułki "fitness" 300 z serkiem  białym 90, 2 ogóraski = ok 400
cdn...
fasolka, ziemniaczki, jajo sadzone, maślanka 1/2 kubka
banan, lody z musem malinowym - 100 g
tosty z razowca
kurcze, przed @ ciężka sprawa coś ograniczyć...

stepper ale tylko 20 min bo się "rozwrzeszczał"...
rower ale tylko z 30 minut bo lunął deszcz...

18 sierpnia 2013 , Komentarze (2)

1 sierpnia pisałam:

...Na liczniku 79,5  - masakra...
Muszę, chcę znów stanąć na starcie. Nie chcę cudów - a do osiągnięcia rezultatów wystarczy trochę, powtarzam trochę - systematyczności.
3 kilo na miesiąc...
79,5 na 64 = 15,5 kilograma do zrzutu...
Podzielić przez 3 kg miesięcznie = 5 miesięcy pracy nad sobą...
Akurat by na sylwestra zobaczyć wymarzoną cyfrę...
Jak to wszystko ładnie wygląda zapisane...
Prawie pół roku walki ze sobą...
Ze słabościami, z napadami głodu...z pokusami...
I jak tu się nie dziwić, że tyle osób wybiera diety cud.
Jestem jednak realistką - i wybieram zdrowie. Szlaban na słodkie i ruch - od tego zacznę!"

Wszystko to prawda, święta prawda. Szkoda tylko, że nie podjęłam żadnych kroków w stronę realizacji. Dlaczego odchudzanie mam zakodowane w głowie, jako rezygnację ze wszystkich przyjemności? Dlaczego znów uruchamia mi się myślenie: "to od jutra" a jak nie wyjdzie " to od poniedziałku". Wrrr. Jestem zła sama na siebie bo wiem, ze to nie tędy droga. To proces długotrwały, powolny, a tak naprawdę sposób odżywiania na całe życie.
Dlaczego więc wciąż nie potrafię wyjść ze schematu "głodzenia" i "napadu" - głodu z resztą.
To może zacznę od dziś, od teraz, od 13.15 w niedzielę? Od dziś i na zawsze.
Zdrowo i z głową. Słowa, deklaracje, obietnice.
A jak będzie tym razem z realizacją?

dzisiejsze menu:

2 x razowiec 260 + dodatki ok 140 = 400
2 naleśniki z własnym dżemikiem z malin = ok 400
kawa z mlekiem 40, woda z własnym sokiem porzeczkowym ok 60 = 100
bułka z babcinym dżemikiem z brzoskwiń ok 300 (co ja tak dzisiaj na słodko...? A @ idzie :)
warzywa i owocki podjadana z krzaka 200
ciasto fit z ziarnami upieczone przez... brata! :) 200

ok 1600 cdn

20 min na stepperku i jakieś 40 min rowerowania w plenerze (nie dałam dłużej rady prze upał!)

18 sierpnia 2013 , Komentarze (1)

Boli mnie dziś cały człowiek, ale to już nie tylko z poobijania. Świadomość tego, że wolne dni uciekają jak piach przez palce spowodowała, że ruszyliśmy  sprawdzić stan narodzin w Opolskim ZOO. Głównie miało być kino (bo bałam się tyle chodzić przez ból), ale propozycje tak mało ambitne albo mało interesujące, że szkoda było marnować czasu. (Nawet kino koneser zawiodło - bo film widzieliśmy). Tak więc  przedzieraliśmy się w tłumie rozwrzeszczanej  dzieciarni głodnej kontaktu z fauną i florą. Odpocząć? Tak, po powrocie z radością zanurzyliśmy się w błogiej domowej ciszy Podróż przeżyłam w pozycji 1/3 siedzącej, 1/3 leżącej, 1/3 stojącej  (przez ostatnią kraksę rowerową - stłuczone biodro i bark) ale dałam radę, to tylko 2 h.

Kolejnego dnia wyruszyliśmy na spacerek nad nasz lokalny zalew, traska ok 15 km, była cudna pogoda, zero ludzi - dosłownie - na olbrzymiej plaży byliśmy sami, a do tego okazało się się serwują tam - niepolitycznie - genialną pizze!  Wiał cudny wiaterek i jak brodziłam nogami w wodzie, miałam wrażenie, że idę brzegiem morza Mała namiastka, hi hi.
Wczoraj natomiast porwaliśmy się z motykami na księżyc i padło na wycieczkę do Turawy. Częściowo pociągiem, reszta o własnych siłach. Luby obiecał, że jak coś będzie wnosił oba rowery, a że od zawsze prowadzę rower jedną ręka - plan wydawał się wykonalny.
Początkowo, ponieważ myślałam głównie o mojej drugiej połówce (a on lubi plażować) szukałam jakiegoś ładnego zejścia do wody. Potem okazało się, że  na poważnie wziął moje słowa o jeżdżeniu a nie siedzeniu plackiem - chciał okrążyć całe jeziorko. 35 km, częściowo po wałach, część lasami, przy plaży po piachu, cudna i pięknie męcząca trasa :) Z obolałymi częściami ciała po ostatniej kraksie uważam to za wyczyn :) Normalnie to raczej żadna trasa... ale dla lubego - dla którego rower służy do przemieszczania  max do 5 km - to wyczyn kosmiczny :) W przerwie małe plażowanie, niestety woda jak co roku pełna sinic, więc odważyłam się wejść tylko do kolan
To taka mała, malutka, maciupeńka wycieczkowa rekompensata urlopu, który z przyczyn ode mnie niezależnych, spędzam niestety cały w domu.

7 sierpnia 2013 , Komentarze (2)

gdzie jechać...?
Co począć ze sobą w takie upały?

Skóra stanowczo odmawia pójścia nad basen, czy tym bardziej akwen typu zalew.
Opalania i samego plażowania nie trawię.

Pedałowanie "na patelni" też jakoś źle widzę...

Z resztą sama się boję, wczoraj mało nie zasłabłam - starsza kobieta w autobusie zwolniła mi miejsce - więc nie chcę wybywać sama.

Przyjaciel chory, luby odmawia stanowczo wyjścia z domu.

Hm - coś wymyślę :)

Dalsza część rozmyślań dotyczy wyjazdu. Luby bardzo intensywnie poszukuje pracy i kto wie, czy nie zacznie na dniach. Wtedy wyjazd odpada - niczego więc, nie planuję, nie rezerwuję, nie knuję...
No może i knuję, tak po cichutku. Mapy gór świętokrzyskich i sowich na biurku - świeżutkie, prosto z księgarni. Tam mnie jeszcze nie było - no nie do końca, ale przelotem się nie liczy :)

Jest jeszcze problem nr 3 - waga. I już nie chodzi mi o to, że mam więcej do dźwigania w góry. (biedne kolana i kręgosłup). Ale z roku na rok kupuję coraz większe spodnie trekkingowe, a teraz to już naprawdę w nic się nie wbiję...
Grubas.
Powinnam się pogłodzić z 10 dni jak nic.  Heh, nawet pani doktor to leciutko zasugerowała  (po ostatnich sensacjach gastrycznych).

Tak więc startuję. 10 dni może wytrzymam... Ktoś myśli, że będę się głodzić
Chacha, to żart.  Ale coś jednak postaram się zrobić dla swojej sylwetki.

HOWK!