Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem fanką zdrowego żywienia i jem raczej zdrowo. Kiedyś lubiłam gotować, ale teraz - przy dwójce dzieci - przestałam mieć na to czas. Preferuję szybkie dania i łatwe przepisy. Nie wierzę w diety, głodówki i wykluczenia jakichś grup pokarmów. Sprawdziłam na sobie, że najskuteczniejsze jest po prostu zdrowe odżywianie, które staje się częścią zdrowego stylu życia. Vitalia dwukrotnie pomogła mi schudnąć po ciąży. Zarówno po pierwszej, jak i po drugiej ciąży schudłam ponad 20 kg na diecie smacznie dopasowanej :) Więcej o tym, co mnie kręci na www.tylkonaturalnie.pl

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 25610
Komentarzy: 150
Założony: 8 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 7 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Anke25

kobieta, 44 lat, Grodzisk Mazowiecki

158 cm, 59.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

7 lutego 2015 , Komentarze (1)


Jestem z siebie bardzo zadowolona :) Postanowiłam to napisać i dzielić sobie tym pochwały (przytul) Sama sobie składam gratulacje i cieszę się z tego, jak dobrze mi idzie  8) przez cały styczeń trzymałam się planu diety, schudłam już wyraźnie, czuję się świetnie.

Byłam bardzo konsekwentna. Żadnych wpadek i odstępstw. Całkowicie odstawiłam słodycze i w ogóle mi ich nie brakuje! Mocno ograniczyłam alkohol. Jeśli już to decyduję się na wytrawne wino. W ogóle mój plan diety jest świetny. Wymieniam posiłki, jeśli mi nie odpowiadają i w ten sposób codziennie jem, to co lubię.

Najlepsza w tym wszystkim jest moja przyjemność (cwaniak) jem to, co lubię i to, na co mam aktualnie ochotę. Jestem fanką musów i koktajli z Vitalii! Uruchamiam blender 2 x na dzień i robię sobie pyszne rzeczy z przepisów na portalu (alkohol) Zapisałam w opcji: ulubione już chyba z 15 przepisów na super musy owocowe i warzywne. 

Bardzo się też cieszę tym, że nie jestem nastawiona tak bardzo na cyfrowy wynik (tzn, to, co pokazuje waga), tylko na samą drogę do. Najbardziej mnie cieszy zdrowe odżywianie i dobre jedzenie. Waga spadnie, ale tak bardzo się na niej nie koncentruję. Najważniejsze jest to, co dla siebie aktualnie robię. Bardzo się sobie podobam w tym trendzie zdrowego jedzenia i zdrowego stylu życia :D

Może nadal za mało się ruszam, ale codziennie przechodzę szybkim marszem 2 km, a 2 razy w tygodniu dodatkowo maszeruję 5 km. Nie jest to co prawda duży wysiłek fizyczny, ale zawsze jakaś aktywność, która mi służy.

A w sumie o to mi chodzi! Robić to, co mi służy, działać tak, żeby mieć z tego radość i jakąś korzyść :) Wyglądam lepiej, czuję się lepiej. Czego chcieć więcej! ;)

24 grudnia 2014 , Komentarze (3)

Wigilia (gwiazdy) Nie dotrwaliśmy do pierwszej gwiazdki, bo dzieciaki nam nie pozwoliły. W ich wieku nie ma mowy o czekaniu na cokolwiek ;) Wigilijna kolacja wypadła w porze późnego obiadu. Może to i dobrze.

Nie oszukujmy się - w święta na diecie nikt nie jest święty (swiety) Ale mimo wszystko parę rzeczy mi się udało i sama siebie za to chwalę.

Na przykład zjadłam dziś wyłącznie jednego pieroga z kapustą. Był pyszny, ale ograniczyłam się do jednego mając w pamięci, że jeden jest tak samo pyszny, jak 5. Poza tym zjadłam tylko 2 łyżki kaszy z sosem grzybowym. Barszcz wyszedł mi super i byłam nim zachwycona, ale zjadłam go bez uszek i wcale mi ich nie brakowało. 

Generalnie starałam się, ale zjadłam pół kawałka makowca i pół sernika - bo bardzo chciałam spróbować. Wypiłam kieliszek białego wina i pochłonęłam 2 plastry wędzonego łososia w galarecie. Był nadziewany paluszkami krabowymi i miał majonezowy sos, więc kalorycznie było bardzo.

Ale teraz najlepsze - po kolacji odpoczęłam, a potem odpaliłam filmiki na youtoube i ćwiczyłam 50 minut! :D Takiej akcji w Wigilię nigdy jeszcze nie przeprowadziłam! 8) 

Teraz czuję się dobrze i trochę mniej się przejmuję tą całą kaloryczną kolacją. 

Poza tym cudownie jest z mężem i dziećmi, kiedy nie trzeba się spieszyć, jest czas na rozmowę, dzieci bawią się prezentami i jest tak, jak zawsze chciałam żeby było. Jestem dziś szczęśliwa :)

10 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Tak mi się podoba to zdrowe jedzenie, że aż postanowiłam to ubrać w słowa i utrwalić w pamiętniku :DDziś znów wieczór spędziłam w kuchni przygotowując jedzenie zgodne z planem diety na cały następny dzień. Gotuję dla siebie i przy okazji dla jednego z moich dzieciaczków, Reszta rodziny ma zapewnione wyżywienie gdzie indziej.

No i tak gotuję dzisiaj akurat kotlety jaglane i myślę sobie, że nigdy tak różnorodnie nie jadam, jak właśnie w okresach, kiedy wykupuję na Vitalii "smacznie dopasowaną", Super sprawa! Wymieniam posiłki, jeśli na coś nie mam ochoty, ale też próbuję nowych smaków i połączeń produktów, na jakie bym sama nie wpadła. Strasznie mi się to podoba 8) Np. koktajl ze szpinaku i zielonego ogórka na słono - nowe i bardzo w porządku w smaku danie. Za to koktajl ze szpinaku z jabłkiem - ohyda (wymiotuje) wypiłam, bo nie chciałam być głodna, ale więcej tego sobie nie przygotuję. Także niespodzianki, ciekawostki i nowości, które mnie kręcą.

Poza tym czuję się na tym jedzeniu naprawdę dobrze fizycznie. Lepiej śpię, żadnych problemów brzuchowo/gastrycznych, mam więcej energii. 

Święta nie jestem, bo piję kawę 2-3 dziennie i czasem kieliszek białego wytrawnego wina, ale to jest mój zamiennik na ostatnią w ciągu dnia przekąskę. Albo przekąska, albo winko, więc chyba się to kalorycznie bilansuje.

Generalnie dobrze mi i fizycznie i psychicznie, bo mam poczucie, że odżywiam się zdrowo, różnorodnie i działam na korzyść mojego zdrowia i sylwetki, która powoli wraca do swoich normalnych kształtów i rozmiarów. Jestem w połowie drogi do 55 kg, przy których czuję się komfortowo. To jest dla mnie waga, od granicy której zaczynam też fajnie wyglądać.

15 września 2013 , Komentarze (4)

Po wakacyjnych zawirowaniach (tzn. gofrach, lodach i pizzy) wróciłam do mojej prawidłowej wagi. W piątek miałam 55,3 kg. Znów wyglądam dobrze i czuję się dobrze.

Nadal jednak nie osiągnęłam swojego celu. Nadal nie wyglądam tak dobrze, jak bym chciała. Nadal nie wyglądam wystarczająco dobrze nago ;)

Mam ochotę na więcej. Chcę być szczuplejsza, piękniejsza, bardziej ponętna, wizualnie młodsza (dodatkowe kilogramy dodają lat).

I tylko zauważyłam, że z jakiegoś powodu granica 55 kg jest dla mnie jakąś magiczną barierą, przez którą nie mogę się przebić. Ile razy dochodzę do tej wagi, zamiast pociągnąć ją w dół, ja nagle odbijam w górę. Nie dzieję się to samo oczywiście. Po prostu zaczynam wtedy jeść. Robię się mega głodna. Mam ochotę na węglowodany i waga podskakuje do góry, po to tylko, żebym znów zaczęła ją zbijać do tej granicy 55 kg. I tak w kółko. Jakiś cholerny zamknięty krąg!

Muszę to pokonać, po prostu muszę! Nie ma nic piękniejszego, niż uczucie radości i satysfakcji, gdy staję nago przed lustrem i widzę siebie szczupłą i ładną. To mi daję power na cały dzień. Czuję się wtedy piękna i pewna siebie. I bardzo chcę w końcu osiągnąć ten stan.

A na razie stoję znów w tej wadze, która jest ok, ale jeszcze nie jest tym, na czym mi najbardziej zależy. Przypuszczam, że to coś w mojej głowie przeszkadza mi dojść do celu. Jakieś ukryte gdzieś w mojej psyche przekonanie, jakiś haczyk gdzieś postawiony przy jakiejś opcji w moim mózgu, który mi utrudnia działanie. Zawsze tak jest u mnie, że wszystko się zaczyna od głowy, od myślenia, od nastawienia.

Może jestem z tych, co to lubią gonić króliczka i zawsze tak działają, żeby móc pracować na osiągnięcie celu? Ilekroć dochodzę do niego, to nagle ogarnia mnie jakaś pustka. Jakbym straciła sens. Jakbym już dalej nie wiedziała, co robić. Jakby lepiej było dążyć do, niż już mieć to w garści. Bo co wtedy dalej robić??? Może po prostu cieszyć się i korzystać z życia? Może po prostu kupować świetnie leżące na mojej figurze ciuchy? Może chodzić na siłownię i z satysfakcją pokazywać w lustrze szczupłe ciało?

A druga rzecz, to jedzenie w ramach relaksu. Nadal to mam. Nadal jest tak, że w piątek wieczorem, po całym tygodniu najlepiej mi robi gorzka czekolada ze skórką pomarańczową, wino i laptop do łóżka, a potem już tylko oglądanie kolorowych seriali, które mnie wtedy bawią i relaksują. Ciągle jeszcze robię ten błąd. Zamiast pójść  na siłownię i zostawić tam całotygodniowe stresy, zakończyć dzień w saunie, zafundować sobie masaż i balsam na całe ciało. To właśnie mogłabym robić! Tego właśnie spróbować!

Może też trochę stopują mnie komentarze mamy, że już jestem chuda (sic!!!). Nie jestem. Ale ona ciągle tak mówi. Jestem gruszką. Mam szczupłą buzię, mały biust, górę ciała ok. Największe moje wady to szerokie biodra i masywne uda. Ilekroć schodzę poniżej 55 kg, to na buzi wyglądam jak szczurek. Jak chcę mieć dół ciała szczupły, to muszę się liczyć z tym, że góra wychudnie do kości. Tak już mam. No i wtedy pojawiają się komentarze o tym, że jestem chuda. A ja nigdy chuda nie byłam i nie będę. Chcę być po prostu szczupła.

Ostatnio myślę o upływającym czasie, o tym, że chcę się jeszcze zatrzymać w okresie, w którym czuję się młoda i atrakcyjna. Bycie szczupłą bardzo by mi w tym pomogło.

22 lipca 2013 , Komentarze (4)

Pomyślałam, że muszę stanąć oko w oko z prawdą. W życiu tak jest, że dorosły człowiek musi ponosić konsekwencje swoich działań i nie ma co przed nimi uciekać. Na wszystko w życiu pracujemy (na sukcesy) i często sami sobie "grabimy" (ponosimy porażki na skutek własnych działań).

Tak więc stanęłam dziś na wadze i zobaczyłam na niej równe 58 kg. Przytyłam 3 kg w 2 tygodnie. Takie są fakty.

Podziałało to na mnie otrzeźwiająco.

Dzisiejszy dzień jedzeniowo w porządku. Przed wyjściem do pracy zjadłam małe jabłko i potem owsiankę przy biurku o 8.00. Czyli ok. Lepiej tak niż wychodzić kompletnie bez śniadania.

7.00 małe jabłko
8.00 owsianka z 150 g jogurtu nat. i łyżką miodu
11.30 2 marchewki + 2 łodygi selera naciowego
13.30 25 g pstrąga łososiowego pieczonego w folii ze świeżym chrzanem + 2 garście gotowanego bobu
17.00 jogurt nat 200g + 3 łyżki crunchy owocowego
19.00 3 muffinki własnej roboty z malinami (bez cukru tylko ze stewią, bez tłuszczu, tylko na jogurcie, pół na pół mąka pszenna i razowa) + pół kromki razowca z serkeim śniadaniowym

Starałam się pić kubek wody za każdym razem, jak wstawałam od biurka. 1 litr w pracy uzbierał się chyba i na pewno jeszcze pół litra w domu. Więc woda zaliczona dzisiaj.

Słodycze omijałam.

Nie podjadałam.

Wieczorem poszłam pobiegać z mężem. Bieganie z nim ma tę zaletę, że on podkręca tempo, przez co biegam szybciej i mój wysiłek jest bardziej intensywny. Pogoda dziś była cudowna, więc bieganie było super przyjemne! Lubię biegać w towarzystwie A. Biegaliśmy jakieś pół godziny.





21 lipca 2013 , Komentarze (3)

Coś mi się takiego stało przez ostatnie 2 tygodnie, że jem jak zwariowana i ciągle jestem głodna. To nie zbliżająca się miesiączka, to jakieś inna przyczyna gdzieś schowana w mojej głowie, w mojej psyche. Trochę związana z pracą i stresem. Czuję, że tak się rozbujałam z jedzeniem, bo miałam wewnętrzne przyzwolenie na jedzenie po pracy, w ramach relaksu, wyluzowania się i pocieszenia po ciężkim dniu. I przez to popłynęłam...

W tydzień przytyłam 0,6 kg. Kolejny tydzień był jeszcze gorszy od poprzedniego i przytyłam ogółem chyba ze 2 kg. Nie wiem ile dokładnie, bo bałam się zważyć....

Masakra jednym słowem!

Już czuję konsekwencje objadania się: jestem ciężka, źle się czuję, jem byle co, wyglądam coraz gorzej.

Kiedy zwracam uwagę na zdrowe jedzenie, to zawsze jem coś dobrego, coś smacznego, a teraz w kółko kanapki - nudny domowy fastfood.

Jestem niezadowolona z tego stanu rzeczy i chcę się zatrzymać w tej drodze do autodestrukcji. Może wrócę do tabelki, którą kiedyś co dzień wypełniałam?

Tak to kiedyś wyglądało:
1) Ćwiczę min 30 minut dziennie
2) Rezygnuję ze słodyczy
3) Jem o stałych porach i nie podjadam
4) Piję 1,5 litra wody dziennie

Taką listę odhaczałam co dzień - wisiała na lodówce.

Kiedyś miałam poczucie, że zdrowy styl życia to takie proste i naturalne a przy okazji pyszne i przyjemne rozwiązanie. A teraz jakoś widzę same trudności i brak mocy.
Ale muszę się podnieść. Muszę znów zawalczyć o siebie.

Lista moich grzechów:
- słodycze
- alkohol
- wychodzenie do pracy bez śniadania
- brak picia wody
- jedzenie na pocieszenia i żeby się zrelaksować
- jedzenie byle czego, brak planu na codzienne menu
To chyba największe moje przewinienia.

Tyle dziewczyn na Vitalii podziwiam, za to jaki sukces osiągnęły! One też na pewno nie jeden raz walczyły ze sobą i o siebie.

Kiedy jem zdrowo czuje się lepiej, wyglądam lepiej, czuję się piękna, atrakcyjna, pewna siebie i silna.





7 lipca 2013 , Komentarze (6)

Trochę nie pisałam, ale wszystko u mnie dobrze. Trzymam wagę na poziomie 55 - 55,5 kg. Myślę, że dopóki nie zacznę ćwiczyć nie mam co marzyć o spadku. Ale w tym tygodniu coś się ruszyło. Obowiązków mam tyle, co zawsze i nadal padam wieczorem ze zmęczenia, ale jednak zmobilizowałam się i wyszłam pobiegać 3 x w tygoniu! W poniedziałek 30 minut, we wtorek 35 a w piątek 50 minut. I to jest mój absolutny rekord, bo nigdy tak długo nie biegłam! Przy 45-ciu minutach już odpadałam, ale tym razem zawzięłam się. I pobiegłam aż 50 minut. Dla mnie to jest "aż"
W każdym razie jestem z siebie bardzo zadowolona i bardzo się cieszę, że zmobilizowałam się do biegania.
Mam też nadzieję, że waga drgnie i w końcu zobaczę 54 na wyświetlaczu.

Lubię też patrzeć na swoje odbicie, kiedy jestem ubrana w strój do biegania. Wyglądam ładnie i szczupło. Tylko brzuszek odrobinę się rysuje po bluzką, ale do przeżycia. Biust mam mini, ale jestem krótko po zakończeniu laktacji i moje piersi ogólnie nie są w dobrym stanie. Chyba potrzebują czasu na to, żeby dojść do siebie po karmieniu. W każdym razie nawet z tymi mini piersiami podobam się sobie, bo wyglądam tak młodzieńczo Tak sama siebie widzę... nie wiem, jak to wygląda z boku.
Do rozmiaru 36 już się przyzwyczaiłam i wybieram w sklepach tylko taki. Mam z tego dodatkową radochę Długo byłam w rozmiarze 38, a teraz mogę sobie pozwolić na eseczki i to jest super!
Wczoraj zrobiłam przegląd garderoby i odłożyłam te ubrania, które są za luźne albo zrobiły się niemodne, albo się już zniszczyły. 2 spore torby spakowałam. Dam je do PCK. Teraz mam ochotę na nowe, ładne ubrania. Mąż mi mówi niemal co dzień, że pięknie wyglądam i to mnie dodatkowo motywuje do tego, żeby dbać o swój wygląd. Teraz, kiedy jestem starsza (dziś mam 33 urodziny!) czuję większą potrzebę dbania o siebie. Już mnie sama młodość nie zdobi teraz chcę pracować na to, żeby być zadbana, zdrowa, szczupła, piękna! I to nie wszystko. Jako że są moje urodziny nie mam zahamowań i życzę dziś sobie wielkiego szczęścia w życiu, miłości w rodzinie i sukcesów w pracy. A co! Dziś wolno mi chcieć dla siebie wszystkiego najlepszego :)





14 czerwca 2013 , Komentarze (2)

Ucieszyłam się wczoraj, bo po raz pierwszy od dawna kupiłam spodnie w rozmiarze 36! Właściwie to nie sądziłam, że w nie wejdę. Jako gruszka, większa w biodrach i udach, zawsze brałam 38 do przymierzalni, nawet, jeśli na górę wybierałam do ubrania S-ki. Tym razem podebatowałam chwilę i zabrałam spodnie rozmiar 36, żeby je przymierzyć. I co? I pięknie! Pasowały jak ulał i pobiegłam z nimi do kasy zachwycona, że oto mieszczę się w rozmiar 36

A dziś taki dzień z gatunku nieudanych. Od rana mi nie idzie. Po śniadaniu byłam głodna, więc w porze drugiego śniadania zjadłam to, co przewidziałam na obiad. W porze obiadu zaserwowałam sobie sushi - moje ulubione maki. Te lubię najbardziej Potem zachciało mi się czegoś słodkiego, więc w ramach przekąski zjadłam trochę suszonej żurawiny i garść włoskich orzechów. Na kolację młoda kapusta, więc ok, bo dietetycznie. Ale po kolacji pół piwa i reszta żurawiny z otwartej paczki. W sumie wyszł mi dziś 100 g tej żurawiny i 50 g orzechów włoskich. Do tego pół piwa. Czyli kolejne kalorie (tym razem puste na dodatek). Nawet nie chcę myśleć o ilości pochłoniętych kalorii

Generalnie nie wyszło mi dziś jedzenie.

Na wadze ładny constans, ale już mogłyby te cyferki się zamienić kolejnością. Zamiast 55,4 wolałabym zobaczyć 54,5 Tego sobie życzę!

Zauważyłam, że u mnie jedzenie łączy się też z relaksem. W piątek, po całym tygodniu pracy oraz w weekendy zazwyczaj jem za dużo i zbyt kalorycznie. I jest to spowodowane jakimś wewnętrznym przyzwoleniem na nadmierne jedzenie. A to przyzwolenie bierze się z potrzeby odsapnięcia, odpoczynku, relaksu. I wtedy jem za dużo, tak jak dziś.

A przecież przez wypychanie mojego żołądka nie odpoczywam! Jakiś mam zakodowany zły schemat działania. Jakiś nawyk w sobie odkryłam, który jest dysfunkcyjny. Wolałabym inaczej działać - tak żeby rzeczywiście spełnić moją potrzebę odpoczynku i żeby jednocześnie nie niweczyć starań o szczupłą sylwetkę.

Chcę zawalczyć o 52 kg!!!!!!!



7 czerwca 2013 , Komentarze (6)

W końcu wróciłam do piątek, piąteczek, piątuś moich ukochanych
55,4 kg na dziś

To jest waga, w której już dobrze się czuję.
To jest wag, w której wyglądam dobrze ubrana.
To jest waga, w której nadal nie wyglądam dobrze nago
To jest waga, która daje mi komfort, ale jeszcze nie zapewnia pełnej satysfakcji.

Generalnie cieszę się

To jest też waga, w której mogę nosić jeszcze wszystkie moje ubrania, ale muszę zakładać paski do spodni i spódnic.
Pamiętam, że kiedy chudnę do wagi 53 kg, to już moja garderoba przestaje pasować, wszystko wisi i wygląda na mnie koszmarnie. Pamiętam ten czas sprzed 3 lat, kiedy tyle ważyłam. Wtedy zupełnie nie miałam się w co ubrać i paradoksalnie wyglądałam niekorzystnie i nieatrakcyjnie w ubraniach. Za to nago wyglądałam super
Wiec nie wiem, co robić, czy zostać w tej wadze, czy chudnąć dalej i zmierzać do celu - 52 kg? Takie pytanie retoryczne to jest

A Wy co byście wybrały? Dobrze wyglądać w aktualnie dostępnej garderobie, czy dążyć do celu kosztem wymiany wszystkich ciuchów?

Acha, ostatnio usłyszałam miły komplement, taki powiedziany mimochodem. Byłam w towarzystwie, ktoś opowiadał jakąś historię o pewnej dziewczynie i mówi wskazując na mnie: "No taka drobna była jak ty." Od razu to wyłapałam Miło być postrzeganą jako drobna dziewczyna.

Na koniec pożalę się, że miałam dziś w pracy ciężki dzień i cieszę się, że już jest weekend i mogę odpocząć oglądając piękny mecz siatkówki Polska - Brazylia. Jestem fanką siatkówki!




4 czerwca 2013 , Komentarze (1)

Dziś mam pytanie retoryczne z gatunku tych: Jak zjeść ciastko i mieć ciastko? Z tym że rzecz dotyczy ćwiczeń. Odkąd poszłam do pracy zupełnie nie mam na nie czasu. Odkąd nie ćwiczę widzę różnicę w wyglądzie ciała (na niekorzyść). Ale ilekroć wracam do domu jest tyle obowiązków i zadań do wykonania, że najpierw nie mam na nie czasu a potem nie mam na nic siły. Wciąż mam z tego powodu wyrzuty sumienia. I chciałabym i nie mam mocy jednocześnie. Tyle dziewczyn na Vitalii ćwiczy i jestem dla nich pełna podziwu! Chyba na ten moment muszę zaakceptować ten stan niemocy. Im bardziej myślę, że powinnam coś robić, tym bardziej czuję, że muszę odpocząć. Więc chyba na razie odpuszczam ten temat. Wrócę do ćwiczeń, jak mi się poprawi codzienność. Może wraz z przyjazdem mojej mamy do pomocy przy dzieciach?...

Dziś ubierałam się do pracy i nie mogłam znaleźć dobrze leżących ubrań. Wszystkie były workowate i wyglądałam w nich nieładnie. W końcu wyciągnęłam jakiś zestaw, którego nie miałam na sobie od lat i w nim poszłam do pracy. Sądząc po ubraniach to zeszczuplałam ostatnio, ale nie wiem, jak tam na wadze, bo ważenie dopiero w piątek.

Jem ogólnie dobrze, tylko nierówno. Czasem za za mało, czasem za dużo. Ostatnio robiliśmy grilla. Nie skusiłam się na kiełbasę (choć nie byłaby to żadna zbrodnia), ale zrobiłam sobie coś super dobrego - rybę i warzywa w marynacie z oliwy i rozmarynu: paprykę, pieczarki i bakłażan. Było pysznie