Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kiedyś byłam szczupła i mogłam jeść to, co chciałam i nie tyłam. Teraz to się zmieniło, waga stoi w miejscu bądź idzie w górę.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2390
Komentarzy: 19
Założony: 19 lipca 2015
Ostatni wpis: 13 października 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
constimia

kobieta, 29 lat, łódź

167 cm, 55.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

13 października 2015 , Komentarze (1)

Wróciłam do Polski, staram się żyć normalnie, od czasu do czasu pozwalam sobie na coś do posiłku( w ostatnią niedzielę były to dwa kokosowe ciastka c: ), ale nie przekraczam 1300kcal, uprawiam sport przynajmniej 2 razy w tygodniu/. Piję jedną kawę czarną i jedną zbożową dziennie, dużo wody, ale wciąż nie wiem ile ważę(nie mam u siebie wagi). Wyeliminowałam całkowicie nabiał pochodzenie zwierzęcego jak i czerwone mięso(kurczaka jem również bardzo sporadycznie) i widzę poprawę jeśli chodzi o cerę - nie spodziewałam się tego. Kiedy byłam dzieckiem miałam alergię na mleko krowie i sama się sobie dziwię dlaczego nie pomyślałam o tym, żeby wykluczyć zarówno ten alergen jak i jego pochodne z jadłospisu.. Zakupiłam jednak mleko sojowe(niesłodzone, drogie, ale cóż z tego), które mnie osobiście smakuje, dolewam go sobie czasem do kawy i robię na jego bazie naleśniki :)) Chciałabym móc uwolnić się od obsesyjnych myśli o kaloriach, ale jest to megatrudne, przeliczam już automatycznie, a co bardziej mnie martwi, to jedząc cokolwiek zostawiam gryz jabłka lub kromki chleba wiedząc, że ma tyle i tyle kalorii i jesli go nie zjem, to będę miała lepszy bilans dnia. Dzisiaj wyjątkowo źle się czułam, psychika czasem mi lekko odbiegła od normy - z przygnębienia spałam pół dnia, teraz wzięłam się za siebie, poczytam książkę, pouczę się. 

Zjadłam 1150kcal i więcej nie planuję.

6 września 2015 , Skomentuj

Bardzo długo nie pisałam - ogrom pracy mnie przytłoczył a do tego doszła druga praca i wieele spotkań z przyjaciółmi. Już za ok. tydzień wracam ze Stanów i muszę przyznać, że udało mi się schudnąć, widzę to po ubraniach(niestety nie ma tu wagi). Nawet jeśli zobaczę te same cyferki na wadze to wiem, że to mięśnie a nie tłuszcz. Jem dość dobrze, bo około 1300/1400kcal dziennie ale co z tego, jeśli moja psychika jest w strzępach. Liczę KAŻDĄ zjadaną kalorię i nie zwracam tylko dlatego, że jestem zmęczona po pracach i zmuszam się, żeby nie myśleć o wymiotowaniu. Wczoraj dopadł mnie szał kupowania jedzenia, ale na szczęście wmawiałam sobie, że nie potrzebuję tego czy tamtego ciastka, że nic mi nie da zjedzenie tego batonika lub m&m'sów i kierowałam się w stronę owoców i dobrych(zdrowych) produktów. Bardzo źle się ze sobą czuję, nie patrzę w lustro bo wydaje mi się, że wszędzie wystaje mi tłuszcz co jest absolutnie niemożliwe, bo nie miałby się z czego odkładać. Jestem prawie pewna, że w tej chwili nie myślę już normalnie, że popadłam w anoreksję.. Co gorsza, na zewnątrz jestem szczęśliwą, towarzyską dziewczyną, wyglądam, jakbym cieszyła się życiem, a tak naprawdę wpadam coraz głębiej i nie wiem co zrobić, żeby nie zatracać się coraz bardziej. Jestem mistrzynią zachowywania pozorów. 

Chciałabym zjeść coś nie licząc kalorii, albo chociaż bez wyrzutów sumienia, że przytyję.

2 sierpnia 2015 , Komentarze (1)

mój jadłospis:

Śniadanie:

Banan 100

Chleb 100

Płatki 180

Mleko 40

Obiad:

Miseczka szpinaku gotowanego+warzywa(2łyżki soczewicy, 2 łyżki czarnej fasoli, plasterki ogórka, pomidorki, oliwki czarne)

Kolacja:

2 kromki chleba 200

Tuńczyk 90

Pomarańcza 80

Razem ok.1000kcal

29 lipca 2015 , Komentarze (2)

Naszły mnie ponure myśli. Jak wspomniałam w pierwszym wpisie miałam zachwianą równowagę emocjonalną i przez to zdarzało mi się nic nie jeść bądź wymiotować. Zwrócenie jedzenia było dla mnie ulgą, ale tuż po fakcie czułam wstyd i wstręt do siebie, dodatkowo wiedziałam, że od takich 'praktyk' nie schudnę. Będąc tutaj nie myślę o pozbywaniu się zjedzonego posiłku, szczerze mówiąc dlatego, że nie miałabym nawet takiej możliwości a nie dlatego, że nie chciałabym tego zrobić. Pracując fizycznie potrafię w pewien sposób usprawiedliwić zjadaną ilość kalorii(chociaż cały czas odbiega ona od normy, którą powinnam spożyć-waha się ona od 1200-1400kcal a powinnam jeść przynajmniej 300 lub 400 więcej). Boję się tylko tego, że po powrocie pomyślę, że to zdecydowanie za dużo, że pracując ciężko 8h dziennie MIAŁAM prawo do takiej dawki, natomiast chodząc na uczelnię i ćwicząc ze 2/3 razy w tygodniu moje zapotrzebowanie jest zdecydowanie mniejsze i wrócę do 1000kcal lub zacznę wymiotować. Bardzo się tego boję. To wszystko przez to, że panicznie myślę o przytyciu.

27 lipca 2015 , Komentarze (5)

Wyjątkowo się dzisiaj zmęczyłam w pracy. Miałam więcej domów do 'zrobienia' niż zazwyczaj, ale dałam radę. Po męczącym dniu pomyślałam, że mam prawo do relaksu, więc wypiłam dwie lampki czerwonego wina-  ale co dziwne, brzuch mnie trochę po nim boli.. 

Mój jadłospis:

Śniadanie:

Chleb 21kcal(aż się zdziwiłam, ale tyle było napisane 'na kromkę')

Banan 100kcal

Szynka 50kcal

Winogrona 80kcal

Kawa 0kcal

Obiad:

Bardzo małe jabłko, takie na 'dwa gryzy' ok. 40kcal

Połówka grejpfruta ok.45kcal

Miseczka szpinaku z 40kcal

Półtora jajka na twardo ok.100kcal

Warzywa 100kcal

Chleb 21kcal

Przekąska :

lód wodny 80kcal

Kolacja:

Półtora jajka na twardo ok.100kcal

Ryż dziki 160kcal

Warzywa 150kcal

+wino(200kcal)

Jako że o 20 byłam głodna zjadłam jeszcze dużą kromkę pełnoziarnistego chleba na miodzie ze świeżym guacamole czyli ze 150kcal 

Bilans wychodzi 1437kcal, więc naprawdę lepiej w porównaniu z wczoraj. Wiem, że alkohol nie jest najlepszy na podbicie kalorii w dziennym jadłospisie, ale tak się zdarzyło, że dostałam wyjątkowo dobre wino ze średniej półki cenowej i aż żal było nie wypić... Nie piję zbyt dużo, raczej od czasu do czasu, więc organizm chyba nie jest do tego przystosowany. Mam nadzieję, że jutro zdrowo zjem 1500kcal i w miarę możliwości za tydzień dobiję do 1600 lub 1700 :)

26 lipca 2015 , Komentarze (6)

Zaczęłam obsesyjnie liczyć kalorie i wydaje mi się cały czas, że jem za dużo i obcinam je dalej... A widzę, że nie powinnam, wystają mi żebra i nogi wysmukliły się, ale w chory sposób-mam krótkie spodenki, które lekko opinały się przed wyjazdem, teraz bez problemu zdejmuję je bez rozpinania, a moje jeansy zsuwają się przy chodzeniu, muszę je cały czas poprawiać(dobrze, że noszę je pod uniformem więc tego nie widać). To wszystko przez ogrom tego niezdrowego jedzenia, nie mam wyboru, więc wolę NIE ZJEŚĆ niż napchać się czymś tłustym lub słodkim. Dzisiaj zjadłam tylko 740 kcal, a po kolacji bedzie max 1000 jak nie mniej. Nie mam siły do pracy. Muszę pojechać do miasta i kupić cokolwiek do jedzenia, bo się zwyczajnie zagłodzę, ale chcę oszczędzić trochę pieniędzy, żeby mieć dolary po powrocie do Polski. I tak źle i tak niedobrze.. Nie chciałam przytyć, ale również nie chciałam wyglądać jak kościotrup bez życia a dwa następne miesiące mogą kompletnie mnie zrujnować.

22 lipca 2015 , Komentarze (4)

Pomyślałam, że to bez sensu, żeby tak STRASZNIE skupiać się na kaloriach. Przecież pracuję fizycznie, moje zapotrzebowanie osiąga pewnie około 2000 kcal a ja jem przynajmniej o 500/600 mniej - więc zjadłam dzisiaj 4 orzechy w ciemnej czekoladzie do obiadu. Przecież od takiej porcji na pewno nie utyję, a miałam okropną ochotę na coś słodkiego. Wydaje mi się, że waga cały czas spada pomimo jedzenia dużej ilości owoców(np. 2 banany dziennie). Na zdjęciu, które zrobiliśmy ze znajomymi wydaję się szczuplejsza niż przed wyjazdem, więc może nie powinnam tak gorączkowo myśleć o diecie? Piję tylko wodę, nie jem tych wszystkich tłustych i niezdrowych rzeczy, babeczek,ciast, chociaż podobno tutejsze brownie jest obłędne. Zastanawiam się nad wprowadzeniem cheat meal, ale w formie deseru, a nie góry frytek z burgerem. Jestem w stanie nad sobą zapanować i nie pochłonąć góry jedzenia, a dowodem na to jest szafka ze słodkimi płatkami, chipsami, popcornem u mnie w dormsie(czasem goście zostawiają coś dla pokojówek-można wyrzucić lub wziąć a żal mi wyrzucać jedzenie..) którą dzielę ze współlokatorką. Poza tym wiem, że potrafię być silna i zdeterminowana, bo zawsze chodzę na stołówkę ze znajomymi, którzy jedzą te świństwa - np. na śniadanie bekon, słodkie naleśniki polane sosami i pływające w tłuszczu jajka sadzone. Co ważniejsze nie mam wcale na to ochoty patrząc na ich figury. Jedna dziewczyna patrząc na mój obiad(warzywa z ryżem+miseczka owoców) z niedowierzaniem spytała jak ja jeszcze zmieszczę te owoce, przecież mam tak dużo warzyw. Chciałam się zaśmiać, bo ona cały czas wcina coś słodkiego do obiadu lub kolacji i W TYM akurat nie widzi problemu... Owszem, owoce mają kalorie, ale chyba nie tak dużo jak muffina z kremem czekoladowym.

20 lipca 2015 , Skomentuj

Dzisiejszy dzień był mega wyczerpujący, w pracy miałam dużo do ogarnięcia i w pewnym momencie musiałam się na chwilę położyć, bo zaczęło mi się kręcić w głowie. Jak zawsze miałam dzisiaj mały wybór jeśli chodzi o posiłki, ale pomyślałam, że muszę zjeść dzisiaj ponad moje zapotrzebowanie, zważając na to, że nie chcę jutro zemdleć podczas sprzątania. 

Mój jadłospis:

Śniadanie: garść niesłodzonych płatków musli, dwie kromki ciemnego pieczywa, banan

Obiad: mała porcja warzyw gotowanych, miseczka warzyw surowych z odrobiną sera białego, miseczka pokrojonych owoców-mango, melon+kilka winogron

Kolacja: talerz warzyw z jednym ugotowanym jajkiem+2 kromki ciemnego chleba i z 8 zielonych winogron

Jako że kolację jadłam dość wcześnie, postanowiłam zjeść jescze dwie kromki chleba, ale mniejsze z połową łyżeczki naturalnego masła orzechowego do tego łyżka musli i kawałek cynamonowego organicznego ciasta

Pomyślałam, że raz na dwa tygodnie zafunduję sobie właśnie takie małe odstępstwo od diety(np. W formie kawałka ciasta jak dziś) żeby nie zwariować. Wiem, że wieczór to nienajlepsza pora na takie rzeczy, ale przestraszyłam się tego dzisiejszego zasłabnięcia.

Co do wagi to wiem, że odrobinę schudłam, bo w jednym z domów była waga. Zdjęłam buty(byłam co prawda w ubraniu i uniformie a do tego po śniadaniu) i waga po przeliczeniu na kg wyniosła 55,5 czyli prawie na pewno ważę 54 z dużymi groszami. Poza tym zauważyłam, że żebra trochę mi wystają, a to dobry znak. Znaczy, że chudnę:)

19 lipca 2015 , Skomentuj

Postanowiłam założyć to konto, aby nie przybrać na wadze przebywając w USA(a nawet zrzucić trochę kg). Przed wyjazdem tutaj byłam tak zestresowana, że jadłam bardzo mało - około 500 do 1000 kcal dziennie, zdarzyły mi się też wymioty, więc wiem, że przez tydzień najzwyczajniej w świecie głodowałam. 

Wiadomo, nowe miejsce, brak bezpośredniego kontaktu z rodziną i znajomymi może człowieka dobić, szczególnie, że okazało się, że moja praca jest ciężka i okazjonalnie mam jeden dzień w tygodniu wolny(pracuję jako sprzątaczka). Nigdy nie pracowałam fizycznie, także początki były bardzo trudne, teraz już się trochę wprawiłam, ale codziennie rano, przy sprzątaniu drugiego domu miewam lekkie załamanie. 

Co do mojej diety to jest ona raczej monotonna, ponieważ tutejsza stołówka wydaje dania iście w stylu amerykańskim, czyli tłusto i dużo. Na szczęście są dostępne surowe warzywa, których próbuję jeść jak najwięcej oraz czasem serwują ryż czy pieczonego łososia. Na obiad zwykle jadłam warzywa, które podejrzewałam, że był gotowane, jednak ostatnio zauważyłam, że zbyt 'się świecą' więc najprawdopodobniej dodają do nich masła lub innego tłuszczu. Załamałam się, ponieważ była to podstawa mojego dziennego jadłospisu... I teraz jestem skazana jedynie na warzywa w formie surowej. W Stanach niestety wszystko jest drogie, ostatnio byłam zmuszona kupić ciemny chleb za 5$ bo tylko ten nie miał w składzie na drugim miejscu cukru lub innego syropu. Jem dużo owoców, jednak wiem, że nie powinnam, ale muszę mieć z czegoś energię do pracy.

Po ekscesach z głodowaniem wywołanych opuszczeniem kraju powiedziałam sobie, że muszę zwiększyć dawkę dostarczanych kalorii aby doszczętnie nie spowolnić swojego metabolizmu. Zaczęłam powoli dodawać po mniej więcej 50 kcal codziennie i obecnie jem przeważnie 1250 na dzień. Wydaje mi się, że to cały czas za mało, jednak trudno mi 'uzbierać' ich więcej z produktów nadających się do spożycia. Przykładowo przedwczoraj serwowali burgery, więc musiałam zadowolić się samymi warzywami. 

Co dziwne, po przyjeździe tutaj nie odczuwam potrzeby jedzenia mięsa(może to przez widok zawiesistych, tłustych sosów, w których ono pływa). Ograniczam się tylko do indyka bądź ryb. Pamiętam, że pierwszego dnia w lodówce były dostępne kanapki z ciemnego pieczywa tuńczykiem i sałatą i bardzo się ucieszyłam, że będę co miała jeść na śniadanie. Niestety, szybko się skończyły, a te, które widzę codziennie zawierają góry szynki lub salami, a takich kanapek nie zamierzam w siebie wrzucać.

Mój dzisiejszy jadłospis składał się z:

śniadanie: duża nektaryna, banan, dwie kromki mojego ciemnego chleba(drogiego niczym shake z pulp fiction)

obiad: średni talerz, na którym połowę zajmowały 'gotowane' warzywa, a połowę ryż + do tego mała miseczka pokrojonych mango i melona ze śladowymi ilościami borówek

kolacja: mały kawałek pieczonego łososia z ryżem, z pięć pomidorków koktajlowych, do tego troszkę sera pleśniowego dla smaku

Niestety czuję się głodna. Wiem, że to zbyt mało jedzenia, szczególnie, że przez około 7h ciężko pracuję fizycznie(ścielę dużo ogromnych łóżek, czyszczę łazienki, których jest np. po dwie, trzy na dom, odkurzam, a do tego jestem zmuszona wozić wszystkie potrzebne przybory typu ręczniki, pościele na wielkiej plastikowej taczce a odległości między domami też nie są małe), ale nie mam pomysłu co jeść. 

Nie chcę przytyć. Nie chcę, żeby ludzie popatrzyli na mnie za dwa miesiące i pomyśleli: no tak, była w Ameryce. WIDAĆ. Ale mam wybór między spasieniem się jak przystało na osobę odwiedzającą USA bądź zagłodzenie się niewystarczającą ilością zdrowego jedzenia.