Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 10415
Komentarzy: 134
Założony: 25 listopada 2013
Ostatni wpis: 30 maja 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
elfarran

kobieta, 31 lat, Szczecinek

170 cm, 62.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 maja 2017 , Komentarze (3)

Hej dziewczyny!

Dzisiaj o osławionym lub znienawidzonym cheat day! 

Dzisiaj po 3,5 miesiącach diety i zrzuceniu 12 kg zrobiłam cały dzień cheat day'a i chciałam się podzielić z Wami moimi przemyśleniami.

Jak wiemy jest to instytucja dosyć kontrowersyjna. Jej zwolennicy mówią o zbawiennym wpływie na psychike, jej przeciwnicy ze cały dzień ucztowania to za dużo. Agumentów w tej dyskusji pojawia sie wiele zarówno po jednej jak i drugiej stronie. A co ja o tym sądze?

Po pierwsze- dlaczego to zrobiłam?

Od jakiegos tygodnia powiem szczerze- bylam zmęczona dietą- zarówno robieniem jedzenia, myslenia o tym co zjem, i wpisywaniem w aplikacje. Przez to powiem szczerze moja dieta zaczela mnie meczyc i byc uciazliwa- pojawiło się widmo jej porzucenia.( Moja dieta to 1300-1400 kcal dla niewtajemniczonych.)  Kusić zaczęło mnie dosłownie wszystko- chlebek, słodycze itd. Stwierdzilam ze coś musze zrobić- zeby odpoczac nabrać sił do dalszej walki wiec zarzadzilam ze dziś nie licze kalorii jem to co mam ochote.

Jak miało to wyglądac?

Miałam być niebiańsko szczęśliwa, że moge jesc wszystko nie liczyc itd itd.

Jak wyglądało

Pojadłam tostów, czekolady, nic specjalnego. Przez czekoladę ktorej zjadlam dzisiaj jedną tabliczke najpierw miałam "kopa" jakbym byla po jakiś narkotykach, potem za to mialam totalny opad sił (cukier wzrósł i zjechał). Byłam z moim lubym na pizzy - zjadłam 2 małe kawałki - ciężko mi na żołądku. Tosty z serem na które mialam taką ochote od tygodnia ktore zjadłam na śniadanie okazały się bez smaku. Ogólnie czuje się ociezale (nie jestem przejedzona, ale czuje to jedzenie na żołądku), wcale nie czuje sie cudownie. Nie mam wielkiego przypływu mocy ani nic.

Wnioski

Z radością jutro wróce do mojej zdrowej diety- opartej na warzywach zdrowym mięsku itd. Chce sie znowu czuć lekko i czuć ze jedzenie ktore jem to paliwo a nie śmieci. Czy był mi potrzebny cheat day? TAK. Bo wlasnie o to chodziło ze dziki temu zrozumiałam ze moja dieta jest super, zmieniły mi sie smaki, wspaniale smieciowe jedzenie juz mi nie smakuje jak kiedyś :) Musiałam sie o tym przekonać ot co dlatego było warto :)

Dla kogo cheat day?

Jezeli jestes na diecie od dłuższego czasu - raz na kilka miesiecy - jestem na tak! Faktycznie pomaga, mozna odpoczac i nabrac powera! Jezeli zamierzasz robić cheat day raz w tygodniu/ raz na dwa tygodnie- jestem na nie! Rozreguluje Cie to i bedzie utrudniać zrzucenie kilogramów ;( 

A co Wy o tym sądzicie?

Buziaki!!

17 kwietnia 2017 , Komentarze (8)

Hej dziewczyny,

Mam problem przybrało mi się pół kilo, ale nie to jest najgorsze  - miewam taki głód jaki miałam zawsze przed efektem jo jo - ciężko  to nazwać ale lata diet sprawiły że czuje takie rzeczy. Od razu mówie ze nie jestem na jakiejś diecie "głodówkowej"- jem minimum 1300 kcal z reguły jest to srednio ok 1500. Ubiegly tydzien mialam bardzo ciezki treningowowo i niestety nie zwiekszylam dziennej dawki kcal myśląc ze te 1400-1500 wystarczy efektem tego były 2 nocne "pielgrzymki" do lodówki i wrzucenie czegoś na ruszt (wybronie sie troche ze przynajmniej nie było w zatrwazającej ilości i było zdrowe - raz 3 wafle ryżowe z miodemi raz szklanka owsianki). Ten tydzień zapowiada się słabszy treningowo- dzisiaj miałam wolne, wtorek i środa trenuje, potem czw-nd mam wyjazd na konferencje naukową wiec treningow nie bedzie. I teraz pytanie - co robić? Ile kalorii jeść? trzymac tyle ile dotychczas/ zwiększyć/ zmniejszyc? bo już nie wiem :( RATUJCIE

14 kwietnia 2017 , Komentarze (4)

Hej dziewczyny! u mnie "wagozastój" grrr... Musze sie powstrzymywać zeby nie popędzać organizmu czyli zeby znowu nie przejsc na jakas głupią diete niskokaloryczną. To wyczekiwanie to dla mnie najciezszy element diety :/ 

Oprocz tego chcialam zapytac jakie macie "sposoby na swieta"? Czy popuszczacie troche pasa, czy planujecie schudnąć/utrzymać wagę? Jestem ciekawa bo sama nie wiem co mam robić...

Buziaczki ;*

9 kwietnia 2017 , Komentarze (2)

zabrzmi to dziwnie, ale co mi nie pozwalało trwale schudnąć: jadłam za mało.

Jak to działa:

zawsze jak podejmowałam decyzje o odchudzaniu jadłam ok 1000-1200 kcal pochodzących wyłącznie z mięsa i warzyw- głupota powiecie. I będziecie miały racje. Jednak potrzebaowałam 5 lat żeby to zrozumieć. 

Po takiej diecie stosowanej 1-2 miesiące, chudłam pięknie czasem po ok 13 kg ale efekt jojo zawsze był jeszcze bardziej spektakularny.I tak wkoło- wielkie wzloty i jeszcze wieksze upadki. Przez te kilka lat, nie powiem- próbowałam to zmieniać stosując co rusz różne diety- byla south beach, paleo, dukan, dieta lewandowskiej, kapuściana, generalnei chyba wszystkie, ale nie wiem co było głupsze czy te diety "cud" czy te 1000-1200. Chyba cieżko porównać.

Oczywiście znajdą sie takie z Was które na jednej z powyższych diet funkcjonują i mają się dobrze - nie dyskredytuje w żaden sposób-nie jestem lekarzem. dietetykiem, nie zjadłam wszelkich rozumów świata. Wiem tylko ze w przypadku mojego organizmu zupełnie się to nie sprawdzało. Jedyne do czego to doprowadziło to do tego ze moj organizm zgłupiał, oszalał i sie totalnie rozregulował. 

Wyjscie z tego fizyczne, a przede wszystkim psychiczne nie wiem czy już nastąpiło bo od ostatniej "diety" (była to dieta lewandowskiej nazwalam ją "odchudzającą głównie portfel" ;P) minęło dopiero pół roku.

Teraz staram sie myśleć że nie jestem na diecie. Jem 1200-1700 kcal w zależności czy dzień treningowy czy nie. Staram się słuchacorganizmu i o dziwo działa (-7kg w 1,5 miesiąca). Choć powiem szczerze że miewam jeszcze w głowie moje stare zachowania. Np. dzisiaj pozwoliłam sobie na odrobinę czipsów i już po głowie chodza mysli ze koniecznie musze to wyszarżować morderczym treningiem , w jakiś sposób "ukarać się". A dzisiaj mam dzień bez treningowy (trenuje 6 x w tygodniu). I tak sobie siedze, i z jednej strony wiem ze musze "wysiedziec"- nie moge dzisiaj cwiczyc bo moj organizm jest wymeczony po calym tygodniu i kolejny treningowy tydzien przede mną, z drugiej jestem zła na siebie ze to zjadłam, z trzeciej boje się jutro stanąć na wagę, z czwartej mysle ze dobrze zeunikne dzieki temu tego ze zajakis czas rzucialbymsie i pochlonelabym całąpaczke dwie albo trzy. (jak widac jednek medal moze miec wiele stron:P)  Tak to jest być perfekcjonistką. nadmieniam ze tych czipsów było kilkadziesiąt gramówmieszczących się w moim przydziale kalorycznym na dzisiaj i na takie "szalenstwa "pozwalam sobie mniej wiecej raz na 3 tygodnie.

Zjedzenie od czasu do czasu czegos ma mnie nauczyc przyzwyczajania sie do nieperfekcjonizmu. wczesniej miewałam tak ze jak juz pokusa wygrala i zjadlamcos niezdrowego to stwierdzałam A TRUDNO I TAK JUZ DZISIAJ ZJADŁAM NIEZDROWO TO TERAZ SIE ZACZNIE UCZTA i tak sobie ucztowałam czasem np po 4 dni( jedząc wsztytsko co było niedozwolone w ogromych ilosciach). Ten ciąg było bardzo ciężko przerwać, biegalam nawet w nocy na stacje bezynowa po czekolade :P A po takim ciągu oczywiscie depresjai jak depresja to koniec diety i zaczynało sie wielkie przybywanie wagi :P Albo byly tez odwrotny scenariusz- po morderczym treningu )np. 30 km na rowerze) stwierdzałam ze nic juz nei zjem i ze to bedzie takie super bo napewno szybciej schudne. Takie kilka razy i efekt jojo murowany. Czasem sie musze zmuszac zeby cos zjesc- bo jeszcze w glowie jakis maly glosik mowi "nie jedz teraz szybciej schudniesz". A ten maly glosik głupoty gada.

Jaki z tego morał? Piszę, bo może ktoras z Was jest w takim momencie-miedzy jedną dietą a drugą, jezeli tak to mysl o tym zeby wyjsc z tego ciągu, szkoda zycia na diety, od napychania się czipsami i czekoladą nie bedziesz niestety szczesliwsza ani od zycia na "liściu sałaty dziennie". takei podejscie do jedzenia niszczy życie, wiem cos o tym bo sama stracilam kilka dobrych lat i dopiero wracam powoli do zdrowia :(

Trzymam za Was kciuki, a Wy trzymajcie za mnie! 

5 kwietnia 2017 , Komentarze (10)

hej dziewczyny :)

Dzisiaj korzystając z "wolniejszego dnia"spędziłam troche wiecej czasu na vitalii. Czytałam fora, pamiętniki, buszowałam. Niektóre wpisy wprawiły mnie w smutek, niektóre spowodowały uśmiech. W większości tych wpisów odnalazłam kawałek siebie. I w tych smutnych i w tych, które humorystycznie opisują zmagania z kilogramami. Wniosek wysnuwa się jeden - kazda z nas miewa dni euforyczne i kazda z nas miewa dni depresyjne, każda z nas walczy... Dlaczego zatem zamiast się wspierać, pod zdjęciami użytkowniczek na forum wylewa się na siebie nawazajem tyle jadu? Komentując że ktoś jest tłusty (pomimo tego ze schudł kilkanaście kilo), albo obleśny... Nie mówie zeby pisać osobie wazacej 100 kg ze wyglada na 50, ale wszystko mozna napisać w motywującej miłej i kulturalnej formie. Po co ta neinawiść? po co ta agresja? Trzeba byc niesamowicie nieszczesliwym czlowiekiem by wylewać na innych wiadro pomyj tylko i wylacznie dlatego ze mają kilka kilo więcej.... Ten świat zaczyna być coraz bardziej chory. Noi co z tego, że ktoś ma idealną wagę, jak w środku jest zepsuty i OBLEŚNY, zupełnie nieatrakcyjny intelektualnie. Każde słowo sączące sie z ust takiej osoby jest jak trucizna. 

Dlatego zawsze nalezy pamietać że nad wagą łatwiej jest popracować, niż nad pustym wnętrzem:)

2 kwietnia 2017 , Komentarze (8)

Hej dziewczyny :)

Dzisiaj chciałam poruszyć dosyć ważny temat. Ostatnio czytam dużo artykułów dotyczących odżywiania - i w zasadzie wniosek wysnuwa sie jeden- wszystko jest niezdrowe.

Tak ciężko w dzisiejszych czasach zachować normalność. Chce się zdrowo odżywiać, ale niestety nie mam możlwiosci hodowania swojego ekologicznego wszystkiego, na balkonie zamiast pelargonii nie zamierzam robić plantacji buraków, ani watpie zeby z moi sasiedzi z entuzjazem przyjeli hodowanie przeze mnie kur w mieszkaniu. Oczywiscie pol zartem pol serio:)  Mam tez mało czasu wiec korzystam czesto np. z mrozonych mieszanek warzywnych. Chyba lepsze to niż najeść się jakimś fastfoodem? Wydaje mi się że tak, choc czytajac niektóre z tych artykulow zaczelo mi sie wydawać ze korzystanie z mieszanek warzywnych jest rownoznaczne ze zjedzeniem cheeseburgera. 

Ogólnie powiem tak: mam dosyc tego perfekcjonizmu lansowanego przez media. 

Wkurza mnie to, irytuje i powiem szczerze ze niestety czasem zniecheca do walki o lepsze ja.

Bo skoro się staram jeść zdrowo, a potem okazuje się że i tak robię wszsytko źle to troche to podcina skrzydła :/

Schudłam w tym miesiący 5 kg- zasady mojej diety są proste- zdrowiej, podziękowałam słodyczom i alkohholowi plus duuuużo sportu który kocham. Aktualnie mam kryzys motywacji, jak zwykle się to zdarza, ale przepełnia mnie strach ze nie dam rady a jak czytam takie głupoty to juz mnie to wg zniecheca do czegokolwiek :/

6 lipca 2016 , Skomentuj

hej kochane ;)

Dzisiejszy poranek nie nalezy do najlepszych. Ledwo sie wygrzevalam z lozka ;( znowu czarne chmury od samego rana ;( powtarzam sobie w glowie ze zaczynam od nowa, bez tego co bylo, ale to jest bardzo trudne ;( ttzymajcie kciuki!

4 lipca 2016 , Komentarze (3)

hej kochane!

Dziekuje wam za wsparcie!!! Dzisiaj już lepiej zaczelam sie chyba zbierać do kupy. Chyba dlatego ze mam juz połowe wyników z najgorszego egzaminu na studiach- brakuje mi 1 pkt z drugiej polowy zeby zdać wic trzymajcie kciuki!!

Zadanie na nastepne miesiące- odnaleźć swoją zagubioną duszę wojownika :)

3 lipca 2016 , Komentarze (5)

Hej kochane,

Dzisiaj nie bedzie o cyferkach na wadze. Pewnie wiekszosć z Was ma ten problem co ja- czyli waga jest nierozerwalnie związana ze stanami emocjonanymi.  Tak jak w temacie:
"tyję bo mam depresję, mam depresję bo tyję"
Błędne koło.

Obłęd.

Zebrało mnie na przemyslenia, bo koniec roku akademickiego. Trzebaby jakoś podsumować. Bez zbytniego patosu, moge powiedzieć że ten rok był najgorszym rokiem mojego życia.

Dlaczego?

Właśnie przez depresję. Robiłam bardzo złe rzeczy, bardzo zraniłam przyjaciolke, straciłam ją. Nie odzyskam tej przyjaźni, nawet nie chcę próbować, nasze drogi rozchodziły się od dłuższego czasu ale zakończłam to w bardzo beznadziejny sposób. Wstyd mi.

Oduczyłam sie dyscypliny. Zgubiłam rytm. Teraz nie mogę wejść w takt. Albo wszystko robię zbyt szalenie albo nie robię nic. Z odchudzaniem tak samo. Albo tracę 10 kg w miesiąc albo tyję 10 kg w miesiąc. Szaleństwo.

Emocje. brak związku, rozedrganie emocjonalne. Nie potrafie się skupić na jednej osobie. Cały czas rozmyślam a może ten, a może inny, nie mogę się zakochać. 

Nie chce tak dłużej żyć. Nie chodzi o to, że mam jakieś myśli samobójcze czy coś. Poporstu nie chce zyc W TEN sposób, że wstaje rano i jedyne co to chce płakać. Nie mam siły wstac, uczesać się, ogarnąc. Chce lezec zwinięta w klebek w łóżku...

Ale koniec z tym, chyba pora stanąć na nogi. Boje sie ze nie dam rady. Że wszystko sie zawali. Widzę, jak wiele rzeczy zawaliłam w tym roku. Runęły, a ja zaczelam tracić grunt. Został we mnie strach, który mnie zabija z dnia na dzień. 

Mam głowę pełną planów, ale jednego planu na życie mi brak. Nie wiem do czego dążzyć, zbyt wiele opcji. Idę jakąś drogą, ale ta droga chyba nie jest "moja".... Ale z drugeij storny nie widzę żadnej która jest moja.

Chce zniknąć.

15 listopada 2015 , Komentarze (4)

hej!

wróciłam.

78 kg.....

dramat

już nawet nie chodzi o liczbe kilogramów, ale o kompulsy. Wstaję w nocy i jem- nieświadomie. Rano dopiero widze ze w nocy jadlam. To straszne czuc taki brak kontroli nad sobą. Nie mam juz siły :(