Cieszę się, na serio cieszę się z moich postępów. Było prawie 105kg w maju. Było 97 prawie w październiku, kiedy to wzięłam się za siebie na 100%. A co się stało? Odchudzałam się wiele razy i zaliczała duże spadki plus jojo. Ale teraz jest inaczej, wierzę że będzie inaczej, bo zaczęłam dietę razem z wizytą u psychologa. Przepracowałyśmy moje uzależnienie od jedzenia, szukanie komfortu i bezpieczeństwa w jedzeniu, zajrzałyśmy do dzieciństwa, do nagradzania mnie słodyczami, do utożsamiania bycia kochaną z tym, że zjadałam wszystko co mi dawali plus dokładki i na koniec poddałam się hipnozie. Pani psycholog nalała mi do głowy samych dobrych nawyków i mam. Im dłużej mija tym lepiej się czuję. A jem by żyć, a nie żyję, aby jeść :)