Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem urodzona w nieodpowiedniej epoce. Pasjami słucham muzyki z przełomu lat 80/90 i wszelkich pochodnych New Age. Lubię dobre kino - takie, które zostawia ślad w głowie i zmusza do przemyśleń ;) Teatr - chętnie, ale z dala od opery. Kocham wodę i koty.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1857
Komentarzy: 23
Założony: 31 lipca 2013
Ostatni wpis: 30 października 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
niidbjor

kobieta, 37 lat, Bielsko-Biała

179 cm, 84.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 października 2013 , Komentarze (1)

Zawsze wiedziałam, że lubię tańczyć. Zawsze czułam, ze mimo swoich pokaźnych rozmiarów, robię to nieźle. Uwielbiam ten rodzaj ruchu, daje mi kopa, daje siłę, pewność siebie. Lubię się spocić przy tańcu, rośnie mi poziom endorfin...

Nie wiem: dlaczego tyle lat czekałam na to, żeby zacząć tańczyć naprawdę?

Kurs był strzałem w dziesiątkę. Dwie godziny ciężkiej harówy, pot płynie po plecach, morda czerwona, ale szczęśliwa. Początki były kiepskie - i to nie przez wzgląd na kondycję. Bałam się, bo "dostałam" niewielkiego partnera. Teraz wzrost się nam wyrównał, ja ciągnę dla siebie ile mogę, a kiedy wchodzę na wagę, dostaję zawału. 

Małe sprostowanie: kiedy zakładałam tu konto faktycznie miałam 90 kilo. Później waga uroczo skoczyła do 93. Teraz doszłam do momentu, który nie pozwala zawrócić z drogi: 6 kg. Motywacja jak cholera.

Taniec i basen. Basen i taniec. 

I regularne żarcie. Śniadanie + II śniadanie w pracy. W domu obiad i coś na kształt kolacji - najczęściej owocek. W międzyczasie w cholerę herbaty i wody, oczywiście kawa jest nie do odstawienia...

Te spodnie, o których mówiłam we wpisie nr 1... już zostały zdjęte z pawlacza. Jeszcze w nich nie wyjdę, ale ubieram je i zapinam bez większych problemów! :)

A co najlepsze: cycki nie malejo! ;P

I wciąż się zastanawiam: odstawiać tabletki, czy nie... 

16 października 2013 , Skomentuj

Słowo się rzekło, kobyłka zdechła.

Kurs Tańca Towarzyskiego - opłacony.
Karnet na basen - wykupiony.
Hula-hop - skręcony.
Pomysły na żarcie - są. 

Z tego wszystkiego z kursu cieszę się najbardziej. 2 godziny intensywnego treningu do samej nocy - wracam do domu i idę spać. Basen podwójnie się przydaje: robi dobrze i na sadło i na mięśnie. A przyznać się muszę, że na pierwszych zajęciach kursowych moja rama wisiała smętnie - nie dawałam rady utrzymywać rąk w górze. Teraz jest o wiele lepiej :)

Mój chłop cierpliwie znosi wahania mych nastrojów. Stwierdził ostatnio, że do radykalnej zmiany życia ( a przecież czymś takim jest walka o wielkość rzyci) potrzebny jest święty spokój. Czy coś w tym aby nie jest? Mając ciężki i trudny czas, człowiek nie ma sił na dodatkową pracę nad sobą. I nie mówię tu nawet o samym zajadaniu stresów: mówię o ilości wolnego czasu, o poziomie motywacji.

Daj Boże, żeby ten okres makabry wlaśnie się kończył.


Dzisiaj na obiad cukinia. Pewnie gulasz, chyba że znajdę lepszy przepis.

ps. Nakupiłam sutaszowych sznurków i wreszcie dokończę wisior! :D

9 października 2013 , Komentarze (1)

Dzisiaj będę narzekać, użalać się nad sobą i ryczeć.

Nie umiem zapanować nad sobą. Nie umiem się uspokoić, psychologicznie podejść do tematu. Nie umiem sobie wytłumaczyć. Nic kurwa nie umiem.

Dostaję konwulsji na swój widok. Jak wejdę na wagę, wydaje mi się, ze świat się załamuje. Rzygać mi się chce tą niemocą. Codziennie rano ma być pierwszy dzień zmian. Codziennie wieczorem szlag wszystko trafia. 

Rzadko mam takie słabości. Nie umiem zacząć, zawziąć się. Dzisiaj było świetnie, ale dostałam takiego skrętu żołądka, że oczywiście przed momentem zeżarłam kolację. 

Nie, nie byłam głodna fizycznie. Byłam głodna emocjonalnie, psychicznie. Nie umiem się nastawić, że to jest zmiana życia, jedzenia, wszystkiego. Mam do siebie tak cholerny żal, ze zapuściłam sadło, że każdy niezjedzony kęs  traktuję jako drogę do utraty wagi. Czekam, liczę, ważę się, krzywię na swój widok i tak w kółko.

Pomocy, Boże, bo ocipieję...

15 września 2013 , Skomentuj

... trzeba się wziąć w garść. 

Jestem kompletnie rozsypana, nie lubię tego stanu. Niedługo mój facet wyjeżdża za granicę do pracy. Moja matka kolejne tygodnie spędzi w domu na zwolnieniu. Coraz mniej mam na wszystko siły. To stwierdzenie, nie jęczenie.

Przykro mi bardzo, ale muszę przesunąć suwak i to nie w tę stronę, w którą bym chciała. I mam spostrzeżenie. Od mojego wymarzonego 75 kilo minęło 10 lat. Dzisiaj wyrwałam z szafy kurtkę, którą nosiłam w moim najszczuplejszym okresie. Jak to jest możliwe, że wciąż w nią wchodzę? 
Te kurewskie pigułki mnie wykończą. Dobre kilka kilo to woda, która we mnie siedzi. Nogi mam spuchnięte, więc i cala reszta musi nieźle tego płynu nosić.

No nic, taka tylko dobra strona wyjazdu mojego chłopa: odstawię tabletki, będzie łatwiej chudnąć...

5 września 2013 , Komentarze (2)

Jak człowiek się wróblem urodził, to orłem nie zdechnie...

Miesiąc wycięty z życiorysu.
Jeżdżenie z matką po lekarzach. Jeden szpital, drugi szpital, pogotowie. Cały dom na głowie, zwolnienia, opieki, w pracy wkurwienie przełożonego - w końcu każda choroba jest ściemą, a ja siedzę na kocyku i opalam ryj.

Waga stoi w miejscu, jestem piekielnie zmęczona, zdołowana i zła. 
Ale jeszcze dycham..

7 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

Upały i ogrom pracy załatwiają mnie tak, że nie mam czasu na nic. Ani na pisanie, ani na jedzenie. Tego drugiego się boję, bo jak znam moje kochane ciało,to pewnie zaraz zacznie magazynować.

Wiecie jak to jest, jak człowiek wraca do pracy po 2 tygodniach zwolnienia? No własnie. Nie chce mi się tego nawet komentować.

Z nowości: kupiłam sobie sukienkę. Taką oto:
Najlepsza zabawa polega na tym, że kupiłam ją w rozmiarze 42. Jakby ktoś usłyszał, że babsko ważące 90 kilo nosi taki rozmiar, to by padł na zawał ze śmiechu. Niesamowicie ratuje mnie te moje OMC 180 cm wzrostu :)
Kiecka przecudna, w większej części lniana, ale ktoś wpadł na średni pomysł i wyposażył ją w sztuczną podszewkę. W związku z tym: czekam niecierpliwie na ochłodzenie, bo teraz bym się w niej upiekła.
Z racji sporego biustu rzadko kupuję coś, co nie jest elastyczne. Nie mam zielonego pojęcia jak sobie w niej poradzę, bo właśnie w okolicach piersi jest trochę za ciasna. Trudno, chce się mieć trzeba cierpieć  :D

A co z wrześniem?
Ano odliczam, oczekuję i się cieszę. We wrześniu rusza kurs tańca, na który napalona jestem jak arab na kurs pilotażu. Haaa! :]

2 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

... budzą się demony :)

A mój dzisiejszy demon jest bardzo sympatyczny. Jeden głupiutki kilogram, a ile może dać? Ta ósemka z przodu ( pieprzę czy to woda, czy cokolwiek innego) wygląda jak bałwanek Bouli :) 

Dlatego też właśnie będę o Bouli'ego dbać. Dzień zaczęłam śniadaniem, choć to dla mnie trudne. Zrobiłam sobie kawę - bez cukru. Jakoś przeżyłam :D
Teraz jeszcze czekam na okres, więc na wagę włazić nie będę. Jest piątek, więc niech w piatki moje ważenie wypada.

Przyjeżdza dzisiaj mój X. Skoro na basen jestem za słaba, będziem ćwiczyć inaczej :]

I czekam tylko do 16, żeby przestało obowiązywać moje L-4 i zapieprzam ze znajomą do szmateksu. Se zaraz kupię kilogram ciuchów za 5 złotych, asasasasa!

Gezunthajt kochane i miłego dnia!

1 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

Naoglądałam się zdjęć z moich najszczuplejszych czasów. Matko jedyno... ;o

1 sierpnia 2013 , Komentarze (7)

Tak właśnie jest u mnie. Mom "gróby musk". Kiedyś, kiedy spadłam z ponad stu kilo do 75, to byłam zadowolona. Ale wciąż nawracały myśli, że zmiany nie widać, że nadal jest tak jak było - chociaż obiektywnie patrząc: nie było to możliwe.

Teraz mam wrażenie, że jest dramatycznie. Tragikomedia normalnie. Szekspir to przy tym amator...
Wczoraj jednak postanowiłam poprzeglądać forum. Znalazłam parę kobiet o podobnych do mnie wymiarach, pooglądałam ich zdjęcia. I co stwierdzam? Wcale nie jest tak źle! Przy moim wzroście waga się schowała, mało kto daje mi tyle kilogramów, ile mam. Ale? Ale co mnie to obchodzi. Na nic tłumaczenie, żem wysoka. Dopóki waga nie drgnie, zadowolenia nie będzie.

Jedno sobie postanowiłam. Nie będę sobie dowalać. Nie wmówię już sobie, żem ohydna i dopiero po 15 kilogramach stanę się atrakcyjna. Nawet teraz mam swój target. Skoro teraz podobam się facetom, to powinnam zacząć podobać się sobie. Bo o ile mi rozsądek nie szwankuje, to mam wrażenie, że dieta dużo lepsze efekty przynosi, kiedy człowiek ma do siebie pozytywne nastawienie. 

Dziś zeżarłam jogurt, grahamkę, drożdżówkę z owocami i kurczaka. Drożdżówkę przemilczmy, ok? :D Byłam w sklepie i zaopatrzyłam się w zgrzewkę wody - będę chlać na potęgę.

Wczoraj nie było kolacji, a dzisiaj rano nie było moralniaka ;)

31 lipca 2013 , Komentarze (3)

Całą akcję zupełnie nieświadomie zapoczątkowała moja mama. Robiła przegląd szafy i przygotowała do wywalenia dobre 5 reklamówek ubrań. Z głupa wzięłam jedne spodnie do zmierzenia i mnie przytkało. Zatrzymały się na wysokości ud. 

No dobrze, wiem, że przytyłam. Ale żeby aż tak? Mam takie jedne dżinsy. Kupiłam je jakiś czas temu i od początku były za ciasne. Gdybym teraz je chciała dopiąć, to wyglądałabym niewiele lepiej od tej pani:


Na rany boskie! 

Nie pozbędę się ich, dopóki nie będą leżeć idealnie. I obiecuję sobie, że wyląduje tu zdjęcie mojej w nich rzyci :D

Aktualnie siedzę na zwolnieniu i to przedłużanym, więc Chodakowska i basen odpadają. Z jedzeniem działam już teraz, a ruszać sie będę od przyszłego tygodnia :)

Wszystkiego dobrego!

...

Zapomniałam o najważniejszym:
Proszę o motywację i wsparcie. Vitalia ma opinię świetnej grupy wsparcia, dlatego tez tutaj jestem. Nikt mi nic nie mówi na temat mojej wagi, mój mężczyzna akceptuje każdy kawałek mnie, a ja znam siebie. Najłatwiej mi robić coś dla innych. Jak teraz zacząć walczyć dla siebie samej?