Waga pokazała równe 87 kg. Może przy odrobinie szczęścia jutro będzie już 86,..Cieszy mnie to ale muszę się przyznać, że wczoraj miałam załamanie. W pracy zjadłam dwie delicje a w domu 2 kawałki pizzy. Niby nic takiego, tylko, że jak zacznę jeść, to już mówię sobie, no ok, ten dzień zaliczamy do nieudanych, więc opychamy się do oporu. A tu się sama zaskoczyłam. Chcąc sięgnąć po kolejny kawałek, mówię do męża, że muszę schować ta pizze. Upchnęłam karton na lodówkę, więc zniknął mi z oczu. Oczywiście byłam wkurzona, że zjadłam. Ale myślę sobie tak, co mogę zrobić, żeby ten dzień nie był stracony? I wieczorem, pomimo ogromnego zmęczenia, po poprzedniej nocy z dzieckiem na rękach, postanowiłam dać sobie wycisk na orbitreku. Jechałam 1h20 min w specjalnym kombinezonie treningowym mojego męża. Dałam sobie dosyć mocne obciążenie. Spociłam się jak szczur. Pot lał się po nogach, tak że mogłam wyżymać skarpetki. I było warto, waga się odwdzięczyła, ja po takim treningu czułam się świetnie.
Wniosek z wczorajszego dnia jest taki, że ciągle będziemy wystawiani na pokusy. Warto jednak zachować umiar, a jeżeli coś robimy nie tak, nie załamywać się i poddawać.
Propozycja na śniadanko:
Omlet ze skrobi kukurydzianej, jajka, mleka. Na wierzch odrobina dżemu.