Pół kilo w dół. Kilka cm w talii, brzuchu , biuście i biodrach ubyło. Myślałam, że będzie ciut więcej, ale to też dobry wynik. W tym tygodniu byłam grzeczna, dużo ćwiczyłam, a nawet zaczęłam trochę truchtać, bo biegiem bym jeszcze tego nie nazwała... Czasem podjadam, ale staram się dopychać sałatką, jabłkiem czy innymi zdrowymi dopełniaczami. Trudno, że dodaje to kalorii mojej SD diecie, ale inaczej nie wytrzymam. Za to dziś od Vitalii śniadanie królewskie:
No tak to ja mogę jeść codziennie! Z motywacją różnie. Zaczynam pojękiwać, że nie dam rady, że za mało chudnę, że nie wytrzymam, a to dopiero 4 kg, a przede mną długa droga... Najważniejsze, że moje BMI właśnie spadło z OTYŁOŚCI na NADWAGĘ. To chyba tez jakiś sukces... Ech, siły i cierpliwości sobie ( i WAM!) życzę.