Wycieczkę rozpoczęliśmy od Palheiro Gardens (ogrodów botanicznych).
Ogrody te znajdowały się w posiadłości hrabiego de Carvalhal. Po śmierci hrabiego, młodociany bratanek roztrwonił fortunę. Od upadku, posiadłość ocalił handlarz winem, John Blandy, który ją odkupił i wyremontował. W rękach rodziny Blandy, znajduje się do chwili obecnej.
Zabytkowy budynek można oglądać tylko z zewnątrz.
Za to wejście do kaplicy jest możliwe. To w niej odbywają się wszystkie uroczystości rodziny Blandy.
Na terenie, znajduje się jedno z najbardziej wymagających pól golfowych, które dodaje ogrodom świetności.
Ze wzniesień, roztacza się piękny widok na Zatokę Funchal.
Na powierzchni 35 tysięcy m2, żyje ponad 2500 gatunków roślin egzotycznych. Jak ktoś jest miłośnikiem ogrodów, może tu spędzić nawet cały dzień. My nie mieliśmy aż tyle czasu, przewodniczka poprowadziła nas trasą, na której zobaczyłam takie oto niezwykłe okazy:
Drzewo judaszowe (Judaszowiec Kanadyjski). Chociaż stoi za nim historia zdrajcy Chrystusa, to znawcy Biblii powątpiewają, czy rzeczywiście Judasz powiesił się na drzewie, tego właśnie gatunku.
A to dwie odmiany, wiecznie zielonej araukarii.
Drzewiasta mimoza (mnie do tej pory kojarzyła się z niewielką rośliną doniczkową). Po dotknięciu, listki mimozy stulają się obronnie. Stąd, potoczne określenie osób nadwrażliwych i lękowych.
Eukaliptusy, które z braku naturalnych wrogów, rozprzestrzeniły się na Maderze nader licznie.
A tu pieprzowiec. Ciężko by mi było doprawiać różne dania, bez pieprzu. Nawet na krzakach, wygląda smakowicie.
Królewskie Strelicje, zwane też rajskimi ptakami. Są symbolem Madery. Podobno, bardzo długo zachowują świeżość w bukietach (dlatego turyści często kupują je na lotnisku, przed wylotem).
Agapanty, to kwiaty miłości. Ich nazwa pochodzi od greckich słów: agape - miłość i anthos - kwiat.
Zrobiłam sobie przerwę na pyszną kawę. W hotelu wolę pić herbatę, bo kawy są tam słabe.
Niedaleko kawiarni był Ogród Różany. Jednak nawet na Maderze, róże w lutym nie kwitną.
Za to azalie, tak.
A teraz jedziemy na Pico do Arieiro.
To trzeci, co do wysokości, szczyt Madery (1818 m n.p.m.). Znowu miałam szczęście do pogody i dlatego, koronę wyspy i niesamowite pejzaże górskie, było mi dane obejrzeć w pełnej krasie.
Nie omieszkałam, sobie też zrobić zdjęcie, w tych pięknych okolicznościach przyrody
Później, pojechaliśmy ponownie do Riberio Frio. Tym razem, trasa była mniej ambitna. Przewodniczka powiedziała, że szlak "Levada dos Balcoes", uważany jest za autostradę wśród lewad.
Krótki spacer poprowadził nas, wzdłuż lewady "Serra do Faial".
Można tu wejść na punkt widokowy, Balcoes (zresztą nazwa kojarzy się trochę z balkonem).
I podziwiać widoki na dolinę Riberia da Metade.
Parę osób zrezygnowało z wydłużenia trasy spaceru. Poszli do autokaru. Zabawne, w zestawieniu z tymi drogowskazami
Zobaczyłam po raz pierwszy, kota na Maderze,
i ziębę maderską.
Na drzewach, często rosną grzyby symbiotyczne, które chronią drzewa przed grzybami pasożytniczymi. W zamian, dostają pokarm. W Polsce mamy opieńki.
Czas na obiad. Pojechaliśmy do takiej sympatycznej restauracji.
I dostaliśmy pyszne ryby. I, nie mniej pyszne, wino
Po obiedzie, dotarliśmy do niewielkiej miejscowości Santana. Słynnej z tego, że zachowało się tu kilka malowniczych, starych domów, krytych strzechą. Dziś mieszczą się w nich sklepiki z pamiątkami.
Dawniej, w takich dwuizbowych domkach, mieszkało kilkanaście a czasem i więcej osób. Przyznaję, że trudno mi to sobie wyobrazić.
W Santanie, zastaliśmy kilka wiszących kukieł. Podobno raz w roku, na Maderze, można (na tydzień) wieszać kukły znanych postaci z życia politycznego, wraz (z mniej lub bardziej) uszczypliwymi fraszkami.
A tu kościółek,
i piękny dom, w Santanie.
Na koniec wycieczki, dotarliśmy na półwysep św. Wawrzyńca, który z lotu ptaka przypomina ogon skorpiona. Występują tam bardzo ciekawe formacje skalne:
Sobie też zrobiłam pamiątkowe zdjęcie.
Po powrocie, ostatni spacer po hotelowym ogrodzie.
I kolacja (tym razem z miejscowym piwem Koral).
Rano śniadanie,
i niestety koniec zabawy - fruuu do kraju.
Do Pyrzowic dotarłyśmy późno.
Kumpelki zostały na nocleg, a po mnie przyjechała bratanica.
Polecam wszystkim wyprawę na Maderę.