Ostatnio czytam wszystkie wpisy, ale swoich nie pisze. Nie wystarcza mi na wszystko czasu. Mam tyyyle nauki i jeszcze więcej. Chociaż, jak same wiecie, każda wymówka jest dobra żeby odłożyć książki na bok ;)
Byłam tydzień temu w domu na weekend. Trafiłam na super tanie bilety (10 złotych w dwie strony na samolot, to naprawdę ekstra okazja), więc poleciałam po resztę rzeczy, które zaplanowałam zabrać ze sobą. No i przywiozłam sobie moje ulubione zielone herbaty (bo nie mam pojęcia gdzie dostać tutaj takie liściaste) i jak się uczę to pije hektolitrami, tak jak zawsze miałam w zwyczaju. Chociaż czy to zdrowe wlewać w siebie tyle herbaty?
Do domu lecę znowu za 3 tygodnie, kiedy to mam kilkudniową przerwę. Nie mam tutaj wagi i niestety zapomniałam zabrać ze sobą centymetra do mierzenia siebie, więc nie wiem jak mam teraz kontrolować swoją wagę... Mam nowy plan, nie wiem jeszcze czy uda mi się go wdrożyć w życie, ale będę próbować. Mam 3 tygodnie. W tym czasie mogłabym schudnąć tak 5-6 kilo, później oczywiście zwolnię tempo. Od przyszłego tygodnia chciałabym wrócić do biegania. Jedyny problem to taki, że nie mam żadnej bluzy. Spodnie, buty i t-shirt jest, ale mimo tego, że jest tutaj ciepłej niż w PL, to i tak nie jest jeszcze tak ciepło żeby biegać bez czegoś cieplejszego na sobie. Jako że w poniedziałek mam zajęcia to w poniedziałek tylko ćwiczenia. Może uda mi się też skoczyć do jakiegoś sklepu po coś ciepłego do biegania... wtedy we wtorek wskakuję w sportowe buty :) właściwie to nie mogę się doczekać, bo po ćwiczeniach zawsze się lepiej czułam i chyba mniej jadłam. A teraz to już 2 albo 3 tygodnie nic... Dobrze, że mam ochotę się już poruszać. W końcu niedługo wiosna, lżejsze ubrania...
Póki co postanowiłam sobie ugotować coś pysznego dzisiaj (no bo przecież powinnam siedzieć nad książkami). Śledzicie może blogi kulinarne? Mój ulubiony to kwestiasmaku.com (niestety nie jest dietetyczny) i dzisiaj zrobiłam krewetki po tajsku. Pyyycha. Ale od poniedziałku dietetycznie. Wiem, że nie powinnam zaczynać od poniedziałku tylko od teraz, no ale... powiedzmy, że się psychicznie do tego przygotowuję :) i wcale nie oznacza to, ze do tego poniedziałku będę się objadać.