Hej Wszystkim!
Święta Wielkanocne coraz bliżej, a tu pogoda nie napawa zbytnio optymizmem. Zimno, pochmurno i jeszcze niekiedy "atrakcja" w postaci deszczu. Takie warunki atmosferyczne miałam przez ostatni tydzień. Jednakże nie zrezygnowałam z wysiłku fizycznego na świeżym powietrzu. Co więcej, dodam, że w ostatni czwartek wcześnie rano, kiedy było tak ponuro i deszczowo (a dokładnie była lekka mżawka) przebiegłam w pięknym stylu ponad 7 km przez 40 minut. Fakt faktem, że to był o wiele cięższy trening, ale dałam radę. Telefon z Endomondo zabezpieczyłam, wkładając go do jakieś małej foliówki. No i na wszelki wypadek, żeby się zabezpieczyc przed ewentualnym deszczem (bo zapowiadali go na ten dzień) wzięłam ze sobą płaszcz przeciwdeszczowy, sprytnie złożony i przewiązany w pasie. I pobiegłam. Radość z tego biegu była ogromna. Jeszcze większa, niz w przypadku biegu w bardziej "normalnych" warunkach. Nawet trochę śmiać mi się chciało z tego, że mijani przeze mnie ludzie tak jakoś dziwnie się na mnie patrzyli. Pewnie nawet nie wpadli na pomysł, że w takich warunkach można wychodzić z domu, a co dopiero biegać.A ja byłam z siebie strasznie dumna, że nie zrezygnowałam z biegu mimo okropnej a aury. Co do biegania, biegałam też we wtorek i w sobotę. Od wtorku wydłużyłam sobie czas biegania do 40 minut. I udało mi się przebiec 7 km 510m, a we w czwartek niewiele mniej. Z kolei w sobotę włączyłam moje ukochane interwały - 10 minut rozgrzewka i trucht, 20 minut właściwy bieg (minuta szybko, 3 minuty wolniej i tak 5 razy) plus jakieś 10 minut truchtu, bo wierzcie mi, że po interwałach nie miałam już na nic siły. Jestem w szoku, ze tak szybko osiągnęłam takie dobre wyniki w bieganiu. Przed zimą jak biegałam, np. z trudem było mi przełamać 7 km w czasie 40 minut. A teraz po trakiej przerwie te 7 km to dla mnie żaden problem. Jutro tez idę biegać, też jeszcze 40 minut, a w następnym biegu wydłużę chyba czas treningu o kolejne 5 minut. Poza tym, ćwiczę to o czym wcześniej pisałam - zumbę, Mel B, z rozgrzewką i rozciąganiem plus dance latino raz w tygodniu. Moja mama to zachodzi w głowę, jakim cudem mam tyle energii i siły, by tyle ćwiczyć.
Dietowo całkiem nieźle się trzymam. Tylko wczoraj i dziś troszkę "zgrzeszyłam", bo jak to w sobotę skusiłam się na 2 ciasteczka, a dziś na kolejne 2 plus 2 przepyszne mini serniczki, które wczoraj upiekłam (jak wróciłam z biegu). Nie wiem, co to będzie w święta, nie chcę czuć się po nich zbyt ciężko, bo i bieganie później jest trochę ciężkie. W kwestii posiłków przed treningiem najlepiej biega mi się około 1-1,5h po obiedzie (na szczęście mam w miarę niezbyt ciężki) lub godzinę po małej przekąsce (jak biegam rano). Odkryłam, że nieco źle się czuję po śniadaniu z dodatkiem mleka (np. owsianka plus jakiś owoc, najczęściej jabłko lub banan), ale po zastąpieniu części mleka wodą już było o wiele lepiej. Poza tym mój organizm raczej bardzo dobrze toleruje inne moje ranne posiłki przed bieganiem. Zobaczymy jak to będzie później. Został ttrochę więcej niż 1 miesiąc do biegu, na który się zapisalam, trzeba ćwiczyć formę.
Dobra, Kończę już i lecę na kolację, bo mój organizm domaga się, by natychmiast coś zjeść
Pozdrawiam