Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam 28 lat, kocham moje trzy koty. Do odchudzania skłonił mnie widok w lustrze i BMI coraz bardziej zbliżające się do otyłej granicy; a ostatnio wyzwanie rzucone przez mojego faceta :D

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 95029
Komentarzy: 1066
Założony: 13 marca 2011
Ostatni wpis: 22 marca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
j.lisicka

kobieta, 36 lat, Warszawa

163 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Schudnąć za pomocą zdrow(sz)ego jedzenia!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 marca 2011 , Skomentuj

Huh, dzisiaj stanęłam na wagę i pokazała 72,9
Może to spowodowane jest tymi dwoma grzeszkami wczoraj? Jeżeli za grzeszek można uznać duży (450g) kefir, który niestety ma więcej węglowodanów niż białka, ale tylko troszkę oraz flaki zamojskie, które zjadłam na kolację; z tym że chociaż flaków nie ma w książce, uważam, że mają spoko parametry na 100g:
B - 7,7g
W - 3,6g
T - 1,2g
Więc czy to taki grzech??
W każdym razie, dzisiaj na śniadanie robię jajka na twardo w sosie curry. Do pracy pierś z kurczaka w ziołach.
Liczę na cholerne efekty! 3majcie kciuki

17 marca 2011 , Skomentuj

Ha, ależ ten Pamiętnik potrafi być motywujący Wstałam i zważyłam się, a tam 72,8 kg. Myślę: eee, przytyłam 200 g Bo kojarzyłam wagę 72,6 xP A tu pasek mi uświadomił, że to było 73,6, że jednak schudłam
Ach, wcinam wspomniane pół makreli, może zrobię jajecznicę... Najtrudniejsze w tej diecie jest przygotowywanie posiłków, które można zjeść w pracy, szczególnie jeśli zaśpię, jak dziś. Ale będę się starać, bo inaczej na pewno coś mnie skusi!

16 marca 2011 , Skomentuj

Już wszystko wiem! To na pewno, na pewno przez @ jestem taka głodna! Bo niemożliwe, żeby nie wydzielały mi się ciała ketonowe... Pochłaniam żarcie i pochłaniam. Z braku czasu nieco zmodyfikowałam jadłospis, ale co tam. Dla zdrowia wypiłam też Plusssz
@ dostałam kilkanaście godzin za wcześnie - powinnam jutro między 8 a 10, a tu bach, dzisiaj w pracy o 19. Kompletnie nieprzygotowana, nie miałam nawet środków higienicznych.
Od rana zjadłam szklankę mleka 0,5% z otrębami, 2 serki naturalne 3%, do jednego dolałam aromat waniliowy, pieczona pangę z chilli i curry, kalmary z majonezem Dukana i teraz 333g twarogu 0%. Chyba wciągnę jeszcze pół makreli. Dużo piłam.
Wnerwa dostałam w pracy, bo koleżanka stwierdziła że odchodzi, bo jej nie pasuje pensja i godziny pracy. I tak została sekretarką dyrektora. No sorry, każdej z nas nie pasuje pensja i godziny pracy! Gdzie tu sprawiedliwość?? Ze złości nawrzeszczałam na klienta, a ten poszedł na skargę
Tym optymistycznym akcentem zakończę.

16 marca 2011 , Skomentuj

Waga pokazała 73,6 kg Bardzo się cieszę.
Ale muszę zmierzyć się z rzeczywistością, 3,5h do wyjścia z domu, a śniadanie nie zjedzone, posiłki nie przygotowane...

15 marca 2011 , Komentarze (2)

Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Ostatecznie spałam od 23 do 2:50. Tak jakoś. Zważyłam się koło 3, waga pokazała 74,2 - czyli więcej. Polazłam do pracy, tam o 6 zjadłam chlebek Dukana z wędliną z indyka, kubek czarnej kawy, kubek zielonej herbaty. Po 4,5h obiadek, stek wołowy (właściwie to ligawa) z musztardą francuską i coś, co miało być plackiem z otrąb, ale przerodziło się w kaszę z otrąb z bazylią Skończyłam pracę o 13, pomyślałam, że jeszcze zrobię serwis merchandiserski, planowałam jakąś godzinkę, żeby najpóźniej o 15 zjeść przekąskę - makrelę w galarecie (miał być takiż łosoś, ale 3 zł różnicy w cenie ). Tylko, że kierownik działu mnie poprosił, i w ogóle, i zabrałam się za nie swoją robotę. A że pracowałam, to zrobiłam się głodna. W rozpaczy kupiłam kefir Danone (niestety B < W) i wypiłam. Do domu dotarłam ok. 16:10. Wsunęłam makrelę i poleciałam najpierw do mamy, potem do apteki (gdzie wkurzyła mnie babka, bo sprzedała mi olej parafinowy spożywczy o smaku miętowym; raz że nie przepadam za miętą, dwa kompletnie nie mam ochoty na miętowy majonez Dukana xP), potem do drugiej apteki po bezsmakową, co wyraźnie podkreśliłam, parafinę ciekłą - btw, tamtej nie mogę już zwrócić, bo otwarta, a poza tym farmaceutyki nie podlegają zwrotom, także 3,99 do tyłu :/... - bańki gumowe chińskie (będę walczyć z cellulitem) i bratek na oczyszczanie. Potem do LIDLa, gdzie musiałam odkupić mamie wieniec twarogowy (ciasto, które kocham). Wypiłam tam 0,5l wody, żeby nie rzucić się na żarcie. A żeby przeżyć namiętne sam na sam z wieńcem, złamałam się i kupiłam sobie jogurt smakowy 0,3%; oczywiście B < W.
Waga: 74,4 xP Więc ni mniej, ni więcej: tyję Podejrzewam:
a) zbliżający się @
b) niewyspanie
c) ta wypita woda też swoje waży :PP
Na kolację zjadłam 2 plastry wędliny z kurczaka posmarowane serkiem naturalnym i pół makreli. Chyba łyknę tej parafinki, bo od wczorajszego południa jeszcze nie byłam z wizytą u króla... Może zaparzę bratka? A może nie? <śpioch> Nie śpię od 19 godzin!
Jutro muszę wcześniej wstać, przygotować posiłki do pracy - dziś padam na nos.
Szkoda, że moje wyniki nie są jakieś spektakularne... :(
Aha, jeszcze jedno: trzeciego dnia miało dojść do zaniku uczucia głodu, a ja przeżywałam największe xP
Zastanawiam się, czy byłabym w stanie wykonywać jakieś ćwiczenia fizyczne oprócz chodzenia po schodach?? Tu bez bicia przyznaję się w 1 z 4 konfrontacji winda-schody wybrałam windę, ale odpuśćcie mi, miałam 9-kilowy sześciopak wody w ręku, torebkę i pomniejsze zakupy... Trochę się chwiałam, szczególnie, że czułam głód [gomenasai].

14 marca 2011 , Komentarze (2)

Zgodnie z zaleceniami dziewczyn z forum, postanowiłam ważyć się raz dziennie, po wstaniu i porannej toalecie. Waga pokazała 74,1 kg :)
Dzisiaj czuję zmęczenie, lekkie osłabienie, a poza tym jest mi ciągle gorąco xP Spożywanie białka powoduje wzrost termogenezy organizmu, więc chyba o to chodzi.
Zaobserwowałam też, że dieta jest faktycznie ubogoresztkowa - wiecie, co mam na myśli.
Na śniadanko zjadłam chudy twaróg wymieszany z makrelą. Chyba zrobiłam sobie strasznie dużo (333 g twarogu i 200 g makreli), ale to dlatego, bo Dukan straszył, że możemy być wiecznie głodni. Ja zjadłam nieco więcej niż połowę i byłam strasznie nażarta, ale zjadłam do końca, bo wyniosłam z domu takie przekonanie, że trzeba zjeść wszystko, co jest na talerzu, bo jedzenie nie może się zmarnować. Poza tym, to już moja własna choroba - zapłaciłam za to, więc pieniędzy do kosza nie wyrzucę. Straszną jestem materialistką.
Nadal mam pełny brzuch, a jednak robię obiad - piekę pangę w ziołach. Chyba, żeby zachować "coczterogodzinny" rytm posiłków. Który i tak spali na panewce, bo powinam zjeść kolację o 22, a o tej porze muszę już smacznie spać - idę do pracy na 4:40. Także chyba dotrwam tylko do przekąski
Uf, muszę jeszcze zrobić posiłki na jutro...
Ciekawe, ile wytrwam na diecie

13 marca 2011 , Komentarze (2)

Rozpoczęłam dietę z wagą 75 kg. Postanowiłam, że będę jeść 4 posiłki co 4 godziny.
8:00 śniadanie złożone z pasty z serka naturalnego, puszki tuńczyka, przypraw, łyżki otrąb pszennych i 2 łyżek otrąb owsianych. Plus zielona herbata.
Piękna była dziś pogoda, więc jadąc do pracy wysiadłam przystanek wcześniej i resztę drogi przebyłam pieszo.
W pracy obiadek o 12, pieczona pierś kurczaka z sosem jogurtowym (jogurt naturalny, łyżeczka musztardy, chilli, czosnek, pieprz) - uprzednio zrobiona w domu. Plus herbata pu-erh.
Przekąska o 16, choć w ogóle nie byłam głodna! Serek naturalny ze szczypiorkiem i kilkoma kawałkami kurczaka z obiadu.
A potem musiałam jechać na zakupy...
W związku z czym dotarłam do domu 21:40 - a kolacja miała być o 20!
Czekolady, które mi zostały w domu mówiły "zjedz mnie!"
Musiałam sobie powtarzać "wytrzymasz, Dżasta, wytrzymasz". Żeby się zmotywować, wlazłam na wagę, a tam 74,6 kg :) Dotrwałam do naprędce zrobionej kolacji - łososia i jajek na miękko.
Po czym znowu wskoczyłam na wagę, nie wiem, po co, a tam... 75,1 kg :( Czy mogłam przytyć 0,5 kg po jednym posiłku?
A może jestem jakaś dietooporna?
Ech, mam nadzieję, że jutro będzie lepiej :)