Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie da się siebie streścić w kilku słowach. Gaduła z poczuciem humoru (ponoć). Inteligentna (tak twierdzą niektórzy). Ponoć niebrzydka (chociaż po tych 40 kilogramach więcej nie mogę na siebie patrzeć w lustro) . Wciąż pamiętam jeszcze tę energiczną, wesołą dziewczynę, dość pewną siebie, którą byłam te czterdzieści kilogramów wstecz. Na upływający czas nie mam wpływu, na wagę - wierzę, że mam. A przede wszystkim na zdrowie. Nie chcę być couch potato, czyli kanapowym kartoflem, czyli leniwą osobą, spędzająca czas na kanapie, oglądająca tv (czy siedząca przed komputerem) . Jeszcze mi nieco życia zostało. Chcę je spędzić w bardziej przyjemny sposób.A ten nadbagaż wyraźnie mi w tym przeszkadza.STOP. Zaczynam nowy styl życia. Ku zdrowiu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 19513
Komentarzy: 84
Założony: 26 maja 2010
Ostatni wpis: 4 lutego 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PluszowaKotka

kobieta, 54 lat, Poznań

164 cm, 99.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 lutego 2016 , Skomentuj

Bliziutko d tych -8 kg, bliziutko. Z drugiej strony troszkę oczekiwałam,  że pójdzie szybciej, ale jestem łagodna dla siebie, przecież były święta, wyjątkowo stresujący okres w pracy, zima. Przecież wiem, że to  trudniejszy dla mnie okres na odchudzanie. Mało czasu na sen, na aktywność ruchową, na przyrządzanie posiłków. I to zmęczenie :( Staram się być łagodna dla siebie. W końcu to nie wyścig. Może ważniejsze, że proces wciąż trwa, wciąż mam motywację do odchudzania, choć teraz mniej mi zależy na wynikach (wyrażonych w spadających kilogramach) a bardziej na utrzymaniu zdrowszego odżywiania się. Gdzieś za miesiąc będę robiła powtórkę badań lekarskich. Ciekawe, czy lipidogram będzie lepszy? Poprzednie wyniki nie były zatrważające, ale też nie zachwycały.

Endokrynolog podwyższyła mi dawkę hormonów, do tego kazała się suplementować witaminą D. To dopiero kilka dni, ale czuję dużą poprawę w samopoczuciu. Może w tym sedno problemu?

W pierwszej połowie miesiąca mam ciut więcej czasu dla siebie, teraz luty już wykorzystałam lepiej. Było kilka dłuższych spacerów. Staram się  przynajmniej tyle wygospodarować dla siebie. Chciałam zapisać się już gdzieś na siłownię,żeby podkręcić nieco metabolizm na bieżni czy orbiteku, niestety... autko mi w zeszłym tygodniu odmówiło posłuszeństwa i koszt naprawy mnie już zablokował na początku miesiąca. Liczę na wyższą premię w pracy, może akurat się zdarzy? Jak mi uda się wygospodarować nieco funduszy to albo zapiszę się gdzieś na siłownię, albo zastanawiam się, bo wdziałam ogłoszenie o gimnastyce dla odchudzających się.Trochę daleko od domu, ale godziny  o dziwo pasują. Mszę tylko sprawdzić, czy jest gdzie tam w pobliżu zaparkować, bo to centrum miasta, a bez auta nie zdążę z pracy. Może to jest pomysł?  No i zastanawiam się, czy nie przywieźć z działki roweru. pogoda taka, że mogłabym przynajmniej w środy do pracy dojeżdżać rowerem, a i w inne dni może bym wygospodarowała ciut czasu, zęby pojeździć. Nie mogę się przyzwyczaić, że te zimy od kilku lat takie bezpłciowe są. Tylko szybko ciemno się robi, ale pogoda jest ok na rower.

18 grudnia 2015 , Komentarze (3)

Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie. Ech tak mi się skojarzyło z piosenką Kory.

+0,7 kg. No i mam za swoje. Może nie tyle nie trzymałam się diety, ale tu coś zamieniłam, tam przestawiłam, ugotowałam coś, co robiłam poprzednio. Też dietetycznie, bez wyskoków ( a... był mały wyskok - zjadłam taką małą saszetkę mini miśków - całe 10 gramów, była dołączona jako gratis z zamówionym prezentem dla brata. Innych grzechów nie pamiętam. Wszystko przez choróbsko, które doplątało się do mnie przed zeszłym weekendem. Nie zamówiłam zakupów na tydzień, bo zległam z gorączką, a że sporo zapasów było (dietetycznych!)  to przez kilka dni gotowałam z tego co było. No ale, żeby od razu przytyć? Ech mam nadzieję, ze to woda, i jak sobie odpłynie to wynik na wadze się poprawi. 

Ale trochę mi smutno, a mózg spragniony już by się chwycił idei "a po co Ci to całe odchudzanie, no i po się tak męczyć?" A kysz!

15 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Jakoś tak zleciało... te sześć kilogramów.

Aż zadziwiona jestem i wciąż mi trudno uwierzyć, ale waga twardo mi mówi, że to prawda. 

Miałam za I etap w nagrodę kupić sobie buty. Zielone buty. A tu klops, bo nie spodziewałam się, że uda mi się tyle schudnąć przed Gwiazdką. A tu niestety z kasą krucho (prezenty trzeba było nabyć, a mam na stanie 3 bratanków(dwie dziewuszki i dorosłego chrześniaka),rodziców, brata z bratową, teściową, mojego Połówka, a każdemu chociaż drobiazg chciałam kupić. I na koncie cieniutko, byleby do następnej wypłaty.  I tak się teraz zastanawiam: odłożyć te buty na nagrodę na zaś, poczekać do stycznia i kupić buty, czy nagrodzić się skromniejszą nagrodą, którą obiecałam sobie za kolejne 4 kilogramy w postaci kapelusza? No i mam zgryza :D :D :D

Grypsko mnie w zeszłym tygodniu dopadło, a raczej jakiś wirus grypopodobny. 4 dni grzecznie w domku przesiedziałam i już jest ok. Tylko niestety też uszczerbek na wypłacie, bo w tej jednej pracy nie pracuję=nie zarabiam :/ w drugiej pracy muszę nadgonić zaległości w najbliższych dniach, ale jakbym nie odleżała to pewnie by się choróbsko dopiero rozwinęło. Brrrr....

Porządki przedgwiazdkowe leżą. Na razie nie miałam siły :/

Byłam dziś  u gino. Ufff.... wszystko ok, tylko cierpliwie poczekać za wynikami cyto, za tydzień Usg piersi. Trza kontrolę zrobić w końcu. Mam nadzieję, że odetchnę z ulgą, bo strasznie mnie te badania stresują. 

No i odchudzamy się dalej.

4 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Dzisiaj waga pokazała -4,8kg.Tyle od początku. Może w tydzień lub dwa osiągnę swój mały cel -6 kg? Hurra. Aż sama jestem zaskoczona, bo nie ruszam się za dużo nadal. Ostatnio miałam tyle pracy w ciągu dnia, cały zeszły weekend zawalony, nawet musiałam zarwać nockę, by nadrobić zaległości, ale pocieszam się, w jednej i drugiej pracy jest pewna sezonowość, więc styczeń będzie lżejszy. 

Dieta mi smakuje, ale czasem trudno się zorganizować na tyle, żeby po pracy postać przy garach i przygotować sobie posiłki na cały następny dzień. W tym tygodniu przejrzę jadłospis pd tym kątem i powymieniam, by było mi łatwiej.

No i jednak cotygodniowe jednorazowe zakupy to jest to. W tym tygodniu nie zamówiłam na czas, bo kasy jeszcze na koncie nie było, myślałam, że poradzę sobie z codziennymi zakupami. No poradziłam sobie jakoś, ale nie było łatwo, a to kusi, tamto kusi, może kupić tego na zapas?, nie ma czasu na zakupy, ojej tego tu nie ma.... nie... w tym tygodniu bezwzględnie zamawiam do domu. Nic nie kusi, nic nie ma w domu poza tym co na dietę, lodówka pełna, umieram z głodu? to szklanka wody, ewentualnie zjem jabłko, albo mały jogurt.

Teraz trochę spokojniejszy tydzień przede mną, potem znów kierat do świąt. Trudny czas, ale jakoś się chyba zorganizuję.

20 listopada 2015 , Komentarze (7)

W tydzień -0,6 kg. Właściwie? W sam raz. Wiem, że tempo odpowiednie, nie za szybko, nie za wolno, więc skąd niedosyt? Wcześniejszy fajny spadek nie cieszył tak, jak "martwi" zbyt mały. Przecież to całkiem jest OK. Znacznie gorzej będzie, jak waga się zatrzyma, albo gorzej wzrośnie, bo przecież pamiętam z poprzednich odchudzań też takie wahania się wagi. (Zresztą teraz też tak się dzieje, waga mi biega +/- 2 kg)

Jak to się dzieje, że wiedza swoje (wiem, że wolne odchudzanie jest zdrowsze, że wtedy mniejsze ryzyko na jojo, itd...) a emocje i tak swoją drogą? Dlaczego tylko (?) tyle, ech... może coś nie tak... Pozwalam, by definiowały mnie cyferki na wadze? Jakie w końcu bym chciała zobaczyć liczby, by poczuć satysfakcję, ulgę? Nie pocieszają mnie procenty (a przecież schudłam już blisko dziesięć procent tego, co zamierzam, więc chyba hurrra!), nie pociesza mnie wystarczająco, że już bliżej niż dalej pierwszego kamienia milowego. Aniołek z jednego ramienia podpowiada: super, trzymaj tak dalej, idziesz w dobrym kierunku, jest ok, tak ma być, jest świetnie, a diabełek z drugiej strony: "łeee... mogłoby być więcej.. ale to potrwaaaa, eeee tylko tyle..., mogłaś się bardziej postarać"

Tia... perfekcjonizm.  No i poza tym znów widzę, że nie mija mnie obsesja pierwszego miesiąca odchudzania. Zbyt dużo energii na myślenie, zbyt dużo miejsca w życiu na odchudzanie. Ech gdybym umiała to zakręcenie dietą zamienić na ruch...

Czekam z utęsknieniem, kiedy całe to odchudzanie stanie się bardziej codzienną rutyną, a nie będzie mnie tak absorbować wizja wagi.

15 listopada 2015 , Komentarze (1)

Mam nową rozpiskę diety na przyszły tydzień. Zakupy już zrobione. No trochę z tym roboty mam, bo nie chce mi się gotować obiadów osobno, więc na podstawie tego co jem, gotuję obiad dla dwóch osób, biorąc poprawkę, że moja druga połówka duża jest i pracuje fizycznie. No trza się nieco nagimnastykować umysłowo, żeby te zakupy z głową zaplanować wtedy. Zaczęłam zamawiać zakupy raz na tydzień z dostawą do domu, bo strach mnie ogarnia jakbym miała jeszcze biegać (chociaż to akurat byłoby może i zdrowe) pomiędzy regałami w poszukiwaniu 1/3 pomidora :D :D :D Nie lubię zakupów, wolę zwykle zrobić mniejsze, gdzieś na trasie z pracy, ale w mojej sytuacji widzę teraz pozytywy zamawiania do domu. 

Raz - nie muszę nosić, a ze względu na problemy z oczami nie mogę nosić dużo naraz - a tak mam wniesione do domu. Jeden problem odpada.

Dwa - czas, czas, czas. Tu widzę największą korzyść. Bo na wniesienie zakupów to mogę zawsze zawołać M. Niech się męczy. W końcu siły fizycznej ma trochę. I się nie opiera na szczęście :D Kupowanie wirtualne co prawda też zabiera czas, jednak nieporównywalnie mniej z czasem poświęconym na dojazd, parkowanie, i łażenie po sklepie. A ja nie lubię robić zakupów. Szczególne w pośpiechu i  wielkich sklepach, stąd zapewne wolałam dotychczas małe zakupy, w mniejszych sklepach, chociaż wybieram zwykle i tak te, które mają niższe ceny.

Trzy - wygoda. Fajnie mieć tak wszystko pod ręką, gotowe do przygotowania posiłku. Ile razy sięgałam po coś mniej zdrowego, czy w ogóle gotowałam mniej zdrowo, bo mi się nie chciało do sklepu iść. A to oliwa się skończyła, więc byle jaki olej do sałatki, a to nic tylko mąka i jajko w lodówce, więc jakieś kluchy na szybko, itd. Zna to ktoś?

Taniej - jakoś tak wychodzi, że z większym spokojem przeglądam ceny produktów. Jaki produkt na tyle wydaje mi się godny zaufania, a jest w dobrej cenie. Jakie opakowania są dla mnie bardziej korzystne? Czasem się okazuje, że wcale nie te duże. Ile razy kupowałam na zapas, bo lepszy większy jogurt , a potem wyrzucałam resztę, bo nie zdążyłam wykorzystać? Zbiorcze opakowanie, a przecież w miesiącu zużywam tylko jeden produkt? W końcu obserwuję wyraźniej niż w sklepie, kiedy zmęczona miotam się pomiędzy alejkami, jaka jest rzeczywista cena produktu, że na kilogram to wychodzi tyle, a tyle, a opakowanie to tylko marketingowy chwyt, a warto kupić po prostu produkt na wagę. 

A po czwarte - plusy dla samej diety. Zwykle jak głodna po pracy wparowałam do sklepu, nie dość, że sięgałam po szybkie, niezdrowe produkty, to jeszcze podatna byłam na  zakup różnych bezsensownych produktów: a to batonik, a to coś na szybko, byle jak, by coś zjeść po drodze, bo zanim jeszcze dotrę do domu i ugotuję, to żołądek mi do kręgosłupa przyschnie... No i jak już dotarłam do domu to okazywało się, ze zwykle kupiłam jakiegoś gotowca typu pierogi, kluchy, zapiekanki, itp... a i tak posiłek jadłam w dwie, trzy godziny po skończeniu pracy :/ Teraz mimo, ze przyrządzam samodzielnie, szybciej jestem w domu i szybciej jem przed snem. No inna sprawa, że jak jem regularnie to głodna też nie chodzę do wściekłożarcia.:D :D :D

13 listopada 2015 , Komentarze (6)

Wczoraj nie zdążyłam nic napisać, bo cały wieczór po pracy spędziłam przy garach. Przygotowałam sobie papu na cały dzień. Rano nie mam czasu, a wieczorem po pracy to wracam głodna, a przygotowanie obiado-kolacji to zmora na głodniaka. Właśnie uzgodniłam, że przekąskę mogę przesunąć na wcześniejszą godzinę, a ciepły posiłek będzie właśnie ostatnim. Zatem sobie powoli dopasowuję ;)

Waga -2,5 kilograma w tydzień, z czego trzy dni dopiero według planu. No ale to też wpływ kobiecych zawirowań na kwestię samozawartości wody w kochanym ciałku :D :D :D. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu przynajmniej waga się utrzyma, chociaż po cichu liczę,  że coś tam i tak spadnie. 

Nie wyrobiłam z ćwiczeniami :( 

- Po prostu nie udało mi się wygospodarować ej dodatkowej godzinki czasu rano - to wersja moja ;) 

- Leniu paskudny, wstać Ci się po prostu nie chciało godzinę wcześniej - to mój wewnętrzny krytyk.

Prawda, jak zwykle leży pośrodku. No właśnie leży... pewnie na tej przeklętej kanapie :D :D :D

11 listopada 2015 , Komentarze (3)

Nawet  nie najgorzej poszło.  Na razie czuję się syta w ciągu dnia. Widzę, że głodziki nieco doskwierają przed snem. Może właśnie tą wodą je trza pokonać? Zwykle kładę się spać dość późno, zwykle po północy, i widzę, że te późne godziny są trudne.  Tak "coś bym... " (kanapka)Brrr... sięgam zatem po szklankę wody. Na razie limitu wodnego dziś nie udało się znów wykonać. Trudno Może jutro będzie lepiej. 

Dzisiaj porządki na działce. Powoli zamykamy sezon. Poczyściłam doniczki. Popakowałam rzeczy do zabrania do miasta. Sporo intensywnego ruchu. A teraz wszystko mnie boli. mam nadzieję, ze przy okazji spaliłam sporo kalorii :D A jutro pierwszy trening.

10 listopada 2015 , Komentarze (2)

No to pierwsze koty za płoty. Na razie smacznie i sycąco. Trochę mam problem z wypiciem zalecanej ilości płynów, ale kilka dni i wprawię się. Już to kiedyś przerabiałam, ale niestety wróciłam do starych nawyków i faktycznie ostatnio mało piłam. Głodu brak :)

9 listopada 2015 , Komentarze (4)

Zakupy do diety zrobione. I chyba dziś tez sobie pójdę na spacer, Pewnie ciut krótszy. Poza tym właśnie się dowiedziałam, że jutro też mam niezaplanowany urlop w pracy. Fajnie. Mam sporo do nadrobienia obowiązków domowych, więc będzie jutro dzień szorowania, odkurzania, odgracania i takie tam. No i może łatwiej będzie zorganizować się z wejściem na dietę? hmmm....