Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem wesołą osobą, uwielbiam dobrą muzykę, film i książkę. Bardzo lubię gotować, choć nie robię tego za często. Ostatnio moją pasją stała się fotografia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 21102
Komentarzy: 117
Założony: 22 lipca 2010
Ostatni wpis: 14 czerwca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
chomiczq

kobieta, 38 lat, Pyrzyce

169 cm, 72.40 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Zdrowe odżywianie i ruch fizyczny - piękna sylwetka do wakacji ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 czerwca 2011 , Komentarze (1)

Śniadanie: jajecznica z 2 jajek z serem (ale tylko odrobinka, bo miałam jedynie pełnotłusty)
Obiad: polędwiczki wieprzowe z warzywami (przepis pochodzi z www.fajneprzepisy.pl)
Kolacja: serek wiejski

POLĘDWICZKI WIEPRZOWE Z WARZYWAMI
Składniki na 4 porcje:
40 dag polędwicy wieprzowej
2 szt. papryki czerwonej (u mnie była 1 żółta)
1 szt. papryki zielonej
2 szt. cukinii
1 szt. cebuli
2 łyżki oleju/oliwy
30 dag pomidorów
10 dag sera żółtego
sól, pieprz, oregano

Cebule pokroić w cząstki, papryki, cukinie i pomidory w kawałki (takie większe).
Polędwicę pokroić na 2-3 cm kawałki i usmażyć na 1 łyżce oleju (po 2-3 minuty z każdej strony). Mięso doprawić solą i pieprzem, następnie zdjąć z patelni.
Do tłuszczu ze smażenia mięsa dodać drugą łyżkę oleju (może być troszkę więcej, to już wg uznania) i wrzucić warzywa (bez pomidorów). Smażyć je około 10 minut, przyprawić i dodać pomidory.
Warzywa przełożyć do naczynia żaroodpornego, ułożyć na wierzch mięso, posypać startym serem i oregano. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 225*C na 5 minut.


Wygląda zacnie, nie? I tak też smakuje 

Oczywiście nie obyło się dziś bez grzechów, ale to z grzeczności w sumie... Byłam z tatą u jego znajomych oglądać meble, bo zastanawiam się nad wymianą, a oni polecają wykonawcę swoich. Wiadomo jak to w gościach - kawa, herbata i ciasto... No nie wypadało odmówić. Zjadłam jeden mały kawałek i dwie Delicje. Za to kolacji już nie jadłam jakiejś wymyślnej - serek wiejski i koniec, żeby tylko w nocy w brzuchu nie burczało.

Na jutro jestem umówiona na rower i już czuję moje mięśnie nóg 

A propos nóg. Nabyłam dziś balsam i serum antycellulitowe z Lirene. Zobaczymy, czy zadziała. Pachnie pięknie - cytrusami.



A tak w ogóle to się porządnie dziś wystraszyłam... Chciałam poćwiczyć, włączyłam już Tamilee, zaczynam ćwiczenia i nagle... Zrobiło mi się tak strasznie słabo, że musiałam się położyć... Przyczynę oczywiście znam... Wstałam przed 12, ćwiczenia zaczynałam koło 13, a przecież przed ćwiczeniami nic nie jem, no i masz ci los. Jutro na szczęście mam wizytę u laryngologa (coś mi się ucho przytyka, chyba od zatok bo miałam z nimi problem), więc muszę wstać przed 7. Zjem normalnie śniadanie, a jak wrócę, to będę mogła poćwiczyć spokojnie  A jaki dzień będzie dłuuuuugi 

Motywacja też musi być...

Na dziś chyba tyle. Jeszcze tylko napiszę, że codziennie obserwuję minimalny spadek wagi (od wczoraj 0,2 kg), podbudowujące 

Dobrej nocy dziewuszki!

21 czerwca 2011 , Komentarze (4)

Opuszczam się w pisaniu, ale jakoś ostatnio nie mam weny w ogóle. Odkąd przyszła @ nawet nie ćwiczyłam. Codziennie sobie obiecuję, że już dziś na pewno zacznę ćwiczyć, ale na obiecywaniu staje  Zła jestem na siebie za to. Nie wiem, jak mam do siebie przemówić, żeby się zmobilizować. Wiem, że to właśnie przez ten brak ćwiczeń waga tak słabo leci w dół... Postaram się wziąć bardziej za siebie. Menu nie było porywające, więc nawet nie będę opisywać. Może na obiad wymyślę coś fajnego. Mam polędwiczki wieprzowe, bakłażan, cukinię. Coś się upichci. Jak będzie fajne, to podam przepis i nawet zdjęcie zamieszczę  Póki co idę spać.

Pozdrawiam Was dziewczyny!

18 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Jakoś wczoraj nie miałam weny do pisania. Dzień zleciał jak głupi, nawet nie wiedziałam kiedy.
Byłam u mojego dermatologa... Już widać poprawę cery, ale jeszcze przepisał mi końską dawkę antybiotyku "bo są stany zapalne", do tego dalej maść no i wyrok praktycznie na całe wakacje - zakaz opalania... W dodatku powiedział, że mogę się zacząć umawiać na zabieg wygładzania blizn kwasami owocowymi, albo laserem... Ale nie wiem, czy teraz będę ryzykować. Zbliża się lato, a po takim zabiegu skóry nie można wystawiać na słońce przez 4 tygodnie. Ogólnie wskazane jest, żeby zabiegi takie wykonywać jesienią, kiedy słońce tak mocno nie grzeje... Nie wiem, co on wymyślił sobie  Źle mi z tym, że nie mogę się opalać... Wstydzę się założyć spódniczkę, bo ma tak białe nogi, że odbijają promienie słoneczne... Jeszcze kogoś oślepi i co? Może zacznę się smarować tym balsamem brązującym, który od miesiąca stoi w łazience i czeka na swoją kolej. Najważniejsze jednak, żeby wyleczyć to paskudztwo na twarzy... Kto to widział, żeby w wieku 24 lat mieć taki okropny trądzik?! Strasznie się z tym czuję...

Dietkowo wczoraj było bardzo poprawnie.
Śniadanie: Sałata z serem mozarella, pomidorem i papryką
Obiad: Tilapia smażona + kiszona kapustka i trochę sałatki greckiej
Kolacja: Reszta sałatki greckiej

Za to dziś było strasznie wieczorem... Moja przyjaciółka wydawała małe przyjęcie urodzinowe, grill i te sprawy... Wszystko było dobrze, bo kochana pomyślała o mnie i zrobiła szaszłyki z piersi kurczaka z cebulką, pieczarkami, papryką i pomidorkiem - paluchy lizać. Do tego sałata lodowa (taka jak zawsze - z pomidorem, papryką i kukurydzą). Ale niestety przyszedł czas na tort i toast...  Wprawdzie pilnowałam ją, żeby ukroiła tylko cieniutki paseczek tego tortu, ale i tak mam wyrzuty sumienia... Może to aż tak nie wpłynie na moją dietę. Jutro się poruszam mocno i postaram się to spalić.

Podsumowując dzisiejszy dzień:
Śniadanie: 1 parówka z wody z musztardą
Obiad: Filet z kurczaka smażony + sałata z pomidorem i papryką
Kolacja: 4 szaszłyki z kurczaka, 1 dobrze ugrillowana karkóweczka (sprawdzałam, czy nie ma czegoś tłustego na niej i jadłam tylko samo mięsko), sałatka z sałaty lodowej, 4 małe korniszony, 1 patison, 1 mały kawałek tortu, 2 drinki z Cin Cin+Sprite, sok jabłkowy

Czuję się pełna... Chyba jednak przesadziłam tego wieczoru. Będzie trzeba przedłużyć 1 fazę o jakieś 2 dni, czyli wypada że do niedzieli no i koniecznie muszę się mocno trzymać.

Wczoraj przyszła @. Dziś rano waga poszła w dół o jakiś 1 kg od wczoraj. Miło było zobaczyć tę dwójeczkę za szóstką... Chciałabym, żeby to się utrzymało.

Postanowienie? ĆWICZYĆ!!!

17 czerwca 2011 , Komentarze (1)

Nareszcie spadł deszcz... Już tak sucho było, że nawet ja się dusiłam choć nie cierpię na żadne alergie. Dziś było tak parno, że nie było czym oddychać. Za to teraz wiatr się zerwał. Burza była, ale jakoś dziś nie miałam weny, żeby ją obserwować... Znów mnie głowa zaczęła boleć. To chyba to ciśnienie, bo tak spadło nagle. Tym bardziej, że czekam na @  Mam nadzieję, że w końcu przyjdzie, bo się czuję spuchnięta.

Dzień minął nawet nie wiem kiedy. Wstałam jak zwykle za późno, bo po 12. Zaczęłam od krótkich ćwiczeń, bo po wczorajszych wszystko mnie bolało. Potem śniadanko, wypad do szewca, powrót i gotowanie obiadu. Po obiedzie do babci, potem powrót do domu, film i na zegarku 23. Masakra. Pracy nic nie tknęłam. Zła jestem jak nie wiem co. Chciałam pisać teraz, ale nawet tabletka mi nie pomogła na tę głowę. Nie mogę się skupić, a głupot nie zamierzam pisać, więc zaraz szybki prysznic i spać.

Zobaczymy, czy moje masaże i bomby termiczne zdają egzamin. Zaczęłam trochę bardziej się przykładać do likwidacji cellulitu. Jeszcze tylko odpowiedni balsam muszę kupić. Codziennie na koniec kąpieli robię sobie "bomby termiczne", jak to nazywam, czyli inaczej mówiąc masaże prysznicem raz bardzo ciepłą, raz zimną wodą, kończąc oczywiście na zimnej. Czuję po tym jak mi się naczynka rozszerzają i zwężają  Ponoć to pomaga. Potem jest wmasowywanie balsamu ujędrniającego, ale muszę kupić antycellulitowy. Wczoraj urządziłam sobie taki masaż, że aż mnie bolało i bałam się, czy nie będę miała dziś siniaków. Ale na szczęście nie mam 

Dzisiejsze menu też nie powala, ale mam dwa fajne przepisy 

Śniadanie: jajecznica z 2 jaj, dwa plastry chudej szynki, pół pomidora
Obiad: Kurczak w musztardzie Dijon (przepis na 1 porcję)

1 filet z kurczaka
2 łyżki jogurtu naturalnego
1 łyżka musztardy Dijon (a ja miałam sarepską i też było dobre)
2 łyżeczki soku z cytryny
pomidory cherry (mogą być też zwykłe, według upodobań i zasobów lodówki)
szczypiorek (no akurat tego nie miałam pod ręką)
sól, pieprz
otarta skórka z cytryny
majeranek

Piekarnik rozgrzać do 200C, wyłożyć brytfannę folią aluminiową (ja posmarowałam lekko oliwą naczynie żaroodporne).
Filet rozdzielić na 2 części. W misce zmieszać jogurt, musztardę, majeranek i sok z cytryny. Zanurzyć w sosie kurczaka tak, żeby był przykryty nim w całości i odstawić do momentu rozgrzania piekarnika.

Pomidory pokroić, szczypiorek posiekać, wymieszać ze skórką z cytryny i drugą łyżeczką soku, doprawić solą i pieprzem.

Brytfannę/naczynie żaroodporne z kurczakiem wstawić do piekarnika i piec 10 minut (ja piekłam nieco dłużej, bo miałam więcej kurczaka, a poza tym po 10 minutach był jeszcze trochę surowy w środku).



Przekąska: Rolada z wędzonym łososiem (dla kogoś, kto lubi ryby myślę, że będzie idealne, ale ja dałam radę zjeść tylko dwa kawałki tego i miałam dość)

150g wędzonego łososia
450g mrożonego szpinaku
sól, pieprz
4 jajka
gałka muszkatołowa
4 łyżki koperku
200g twarogu (najlepiej odtłuszczonego)
2-4 łyżki jogurtu naturalnego
łyżka skórki z cytryny
sok z cytryny
2 łyżki masła (a jeszcze lepiej oliwa)

Szpinak poddusić na maśle/oliwie, osączyć. Wymieszać z żółtkami i pianą ubitą z białek. Doprawić gałką muszkatołową, solą i pieprzem. Rozsmarować na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (moja uwaga - papier natłuścić, bo się przypieka do niego szpinak i trudno później oderwać). Piec 15 minut w 200C. Lekko wystudzić.

Ser wymieszać z jogurtem, skórką i koperkiem. Doprawić solą i sokiem z cytryny. Rozsmarować na szpinakowym cieście, na wierzch ułożyć łososia. Zrolować, zawinąć w przezroczystą folię i wstawić na 2 godziny do lodówki.

Dobre, ale chyba jednak nie lubię łososia za bardzo 


Kolacja: serek wiejski z pomidorem i cebulką


Tyle na dziś. Uciekam spać bo mnie głowa boli strasznie, a poza tym jutro wizyta u dermatologa.

Buziaczki 

15 czerwca 2011 , Komentarze (5)

No to mamy półmetek fazy 1. Przez tydzień było różnie, ale starałam się trzymać ściśle wymogów diety. Jeszcze tydzień "przebierania" w menu, a potem już prawie "normalne", zdrowe jedzonko  (przede wszystkim owoooooooceee).

Dziś byłam z mamą na zakupach, bo jakoś się pusto w lodówce zrobiło, także mam z czego tworzyć. Mam pewien pomysł na jutrzejszy lunch, mam nadzieję, że niczego nie zepsuję. Obiecuję, że dostaniecie przepis 

Muszę przyznać, że zaczynanie ćwiczeń po dwóch tygodniach przerwy nie należy do łatwych. Wczoraj wieczorem zrobiłam tylko ćwiczenia ogólne (15 minut z Tamilee Webb "Ja chcę mieć takie ciało - program 1"), a dziś dorzuciłam ćwiczenia mięśni brzucha... Oj bolało... Jutro chyba nieco lżejsze zrobię, bo muszę ponownie dojść do formy.

A dzisiejsze menu składa się z dwóch dań, bo obiadem tak się zapchałam, że do kolacji nie czułam się głodna. Ale i tak troszkę zjadłam, bo potem po nocach mi w brzuchu burczy...

Do rzeczy:

Śniadanie: jajecznica z 2 jaj z serem żółtym i musztardą + herbata
Obiad + kolacja: chili con carne + szklanka wody

mięso mielone z indyka
puszka pomidorów bez skórki (zawsze dolewam troszkę ketchupu jeszcze, bo dodaje słodkości)
puszka fasoli czerwonej
papryka czerwona
pół cebuli
ząbek czosnku (można dać więcej, ja dałam tylko 1)
przyprawy: pieprz, oregano, papryka słodka i oczywiście chilli
oliwa do smażenia

Na oliwie szklimy cebulkę, wrzucamy mięso, smażymy i dokładnie rozdrabniamy. Wrzucamy pomidory, paprykę, fasolę i przyprawy. Dusimy wszystko, aż się "przegryzie".

Pyyyycha 



Może i wygląda tłusto, ale to tylko złudzenie. Przepis jest zgodny z fazą 1, znaleziony gdzieś w Internecie  Za to taka miseczka wystarczy, żeby do wieczora nie czuć się głodnym, w dodatku jest smaczne 

I na koniec motywacja - koniecznie dziś musi być 


Dobrej nocki kobietki 

14 czerwca 2011 , Komentarze (6)

Dzisiejszy dzień minął pod znakiem pisania pracy inżynierskiej (nareszcie). Odchudzanie w toku, jeszcze tylko dziś muszę zrobić porcję ćwiczeń. Powinnam zmienić harmonogram i ćwiczenia robić rano. Szkoda tylko, że moje rano zaczyna się w południe 
Nie mam za dużo czasu na rozpisywanie się, bo praca stygnie, więc szybkie menu i wracam do pracy.

Pozazdrościłam Wam tych zdjęć, dlatego sama postanowiłam fotografować moje menu 

Śniadanie: Omlet z 3 jaj z serem feta i pół pomidora.

Edit na prośbę slimdream ;)

3 jaja
szczypta soli (uwaga na sól, bo feta sama w sobie jest słona)
szczypta pieprzu
szczypta bazylii i oregano
szczypta słodkiej papryki
ser feta (lub ser kozi - jest mniej słony)
oliwa do smażenia (ja użyłam Oliwiera)

Jaja ze wszystkimi szczyptami "rozbełtać" i smażyć na wolnym ogniu (żeby się nie przypaliło). Gdy się zetnie porządnie, ułożyć fetę i złożyć na pół.



II śniadanie: resztka omletu ze śniadania
Obiad: zupa jarzynowa (produkcja mamy, zupełnie niezgodna z moją dietą, ale nie miałam czasu gotować)
Przekąska: 15 migdałów i kilka poziomek ze śmietaną (jadłam i płakałam, bo miałam od razu wyrzuty sumienia)
Kolacja: Sałatka grecka



Na dziś tyle. Mam nadzieję, że jutro będę się ściślej trzymać diety.

Pozdrawiam serdecznie! 

13 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Piąty dzień diety minął jak z bicza strzelił. Mam nadzieję, że mi nie zaszkodziło to, czego tak bardzo nie powinnam była jeść... Ot jestem niesamowitym szpakiem i uwielbiam czereśnie... A akurat sezon teraz jest i jakimś cudem znalazły się u mnie w domu. Kurczę, ja wiedziałam, że mi zabraknie woli, żeby ich nie spróbować. No, ale reszta przebiegła zgodnie z planem. I tak:

Śniadanie: sałatka Cezar (bez grzanek) z połowy fileta kurczaka
Obiad: pozostałe pół fileta + wczorajsza surówka z kapusty pekińskiej
Kolacja: resztka tej sałatki z obiadu + 3 plasterki szynki drobiowej

No a po drodze te nieszczęsne czereśnie...

Foto śniadanka (ten biały sos to 2 małe łyżeczki majonezu a reszta tylko i wyłącznie jogurt naturalny):


No i udało mi się wyjść na rowerek  Pojechałam sobie na wieś do chłopaka mej serdecznej przyjaciółki. Chciałam ją wcześniej wyciągnąć na rower, ale okazało się, że jest u niego. Tak więc długo nie czekając wsiadłam na rowerek i pognałam do Brzeska  Po drodze zrobiłam telefonem zdjęcie, bo te pola wiosną wyglądają cudownie. Same zobaczcie:


A że kolega hoduje króliki, trzeba było pogłaskać:



I jeszcze piękne czeresienki prosto z drzewka:



Tak więc wycieczka się udała, jestem trochę zmęczona, ale bardzo zadowolona  Zrobiłam 22 km. Jak na początki rowerowania, to całkiem niezły wynik  Średnia prędkość 22 km/h.

No i najważniejsze, że rano zobaczyłam mniejszą wagę... Zobaczymy, co będzie po tym rowerku  Wiem, że nie powinnam się ważyć codziennie, ale zrobiłam sobie taki plik w excelu, w którym dokładnie wszystko notuję i chcę mieć ładny wykres wagi  Zobaczcie same:


Tak to wygląda i bardzo ładnie obrazuje, czy robię postępy, czy nie  Mam tych tabel chyba z 10 z poprzednich lat kiedy pilnowałam wagi 

Jutro nowy dzień i nowe postanowienia - więcej ćwiczeń!!!

Ściskam Was dziewczynki!
Do odchudzenia! 

13 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Wczoraj była niedziela, więc menu "odświętne", ale w sumie teraz codziennie odżywiam się "odświętnie".

Śniadanie: 2 parówki odtłuszczone z wody
Obiad: Pierś kurczaka z rożna (bez skóry) i surówka z kapusty pekińskiej
Przekąska: 15 czereśni
Kolacja: serek wiejski



Byłam wczoraj w odwiedzinach u cioci, stąd te czereśnie... Ale chyba lepiej czereśnie, niż kawał ciasta...

Nie wiem, czy to zbliżająca się @, czy wynik diety, a może zwykła wiosna, ale dopadła mnie wczoraj wieczorem potworna depresja... Na szczęście udało mi się poprawić humor pewną sympatyczną rozmową, z zupełnie nieznajomym facetem  Za to dziś spałam jak zabita... Nocne rozmowy odbijają się późniejszych pobudkach.... Muszę to jakoś nadrobić teraz, bo praca dyplomowa leży i czeka, kiedy ją dokończę...
A może uda mi się wyjść wieczorem na rower? Byłoby super! 

To jeszcze motywacja mała 


11 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Myślałam, że waga będzie codziennie spadać, ale jakoś nie chce. Pocieszam się myślą, że nie rośnie. Jestem dzielna. Dziś był trzeci dzień na diecie.
Dzisiejsze menu:
Śniadanie: 3 paróweczki drobiowe odtłuszczone, pół pomidorka z jogurtem;
Obiad: pół filetu (pojedynczego) z kurczaka, duszone pieczarki i gotowany brokuł;
Kolacja: sałatka z obiadowego brokuła z fasolą czerwoną  i chudą szynką drobiową w sosie jogurtowym;

Wybaczcie, że nie wkleiłam jeszcze żadnego zdjęcia, ale jakoś nie miałam okazji, żeby zrobić. Obiecuję poprawę.

Jutro niedziela (właściwie już dziś), także może będzie więcej czasu na ruch, bo dziś niestety to zaniedbałam.

Za to mam inną świetną wiadomość - udało nam się z dziewczynami reaktywować zespół i znów będziemy grać na ślubach  Jeśli są chętne w woj. zachodniopomorskim, to zapraszam serdecznie  Jak zrobimy nagrania i zdjęcia, to podrzucę Wam link do myspace.

A dziś koniec dobrego, trzeba iść spać.
Dobrej nocki Kochane 

10 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Oczywiście, że nie wstałam... Norma. Ale to nic. Po przebudzeniu i porannej toalecie poleciałam od razu na wagę i co? Jakże miły początek dnia - 0,3 kg w dół :) W końcu zeszłam poniżej 64. Muszę to utrzymać. 

 

Dziś piątek, więc czas na rybę. Odkąd wróciłam do domu, celem pisania pracy inżynierskiej, zostałam okrzyknięta przez rodzinkę nadworną kucharką i teraz ode mnie zależy, co rodzice zjedzą na obiad! Z jednej strony się wkurzam, bo zamiast pisać pracę, tkwię w kuchni. Ale z drugiej strony, to ja panuję nad kaloriami, także łatwiej jest utrzymać dietę :) Jeszcze weekendy muszę opanować, bo jak mama zacznie gotować, to aż mózg się otłuszcza... Na szczęście namówiłam ją, żeby ze mną na dietę przeszła. Tylko widzę, że ma słabe chęci. Trochę mnie to martwi, bo mi zależy na jej zdrowiu, a ona chyba tego nie rozumie... 

 

Wiecie, czasem mi jej żal, bo stosuję bardzo drastyczne środki werbalno-motywujące typu "jesteś gruba"... Ale chyba jednak nie skutkują. Muszę zmienić taktykę. Może macie jakieś rady dla mnie, co?

 

 Jak już mówiłam, dziś dzień "rybny" także na obiad serwuję dziś rybę pieczoną w folii. Przepis wygrzebałam gdzieś na stronie Internetowej:

 

Składniki

- filety z pangi lub mintaja (u mnie będzie dorsz)

- pęczek natki pietruszki

- pół cytryny( cała jeśli ryby jest dużo) 

- curry 

- sól, ale nie jest konieczna, bez soli też smakuje dobrze 

- folia aluminiowa (przygotować tyle kawałków folii ile mamy filetów, na tyle dużych, żeby zawinąć w nie rybę)

 

Przygotowanie

Filety rozmrozić, osączyć z wody ręcznikiem papierowym, skropić obficie sokiem z cytryny, posypać solą (jeśli koniecznie chcemy użyć soli) i curry (więcej jeśli bez soli, mniej jeśli filety posolimy).

Każdy kawałek foli zgiąć wzdłuż na pół, na jednej części układać rybę, posypać natką pietruszki (ja daję bardzo dużo bo bardzo lubię). Rybkę przykryć drugą częścią folii i szczelnie pozawijać brzegi. 

Układać na blaszce obok siebie. Piec w temperaturze  200° C około 20 minut.

 

Do tego proponuję surówkę z sałaty lodowej, papryki i pomidora z sosem vinegrette. Dla taty będzie ryż, bo się nie naje samą rybką, ale ja zjem tylko rybę i surówkę. Mam nadzieję, że mama też 

 

A wieczorem aktywność fizyczna ? jestem umówiona z kolegą na przejażdżkę rowerkami  

Mam nadzieję, że jutro znów waga mile mnie zaskoczy 

Buziaki