Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

niepoprawna optymistka;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 14212
Komentarzy: 237
Założony: 13 maja 2011
Ostatni wpis: 21 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aneeeczkaaa

kobieta, 30 lat, Belleville

154 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: szorty + koturny !

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 marca 2014 , Komentarze (10)

straszna rzecz, ta niecierpliwość, mam ochotę ważyć się CODZIENNIE żeby sprawdzić czy może coś nie drgnęło. ja wiem, bez sensu. sama się sobie dziwię:D 

jem przyzwoicie, ćwiczę.... 
ostatnio trochę w biegu, mimo że nie studiuję.
dziś na szczęście zapowiada się spokojniejszy dzień to może uda mi się poćwiczyć wszystko wszystko i jeszcze ciut. 
Najlepiej idzie mi z tymi wyzwaniami 'nietupiącymi' - przysiadami i pompkami... 
bo jak ja się zabiorę za ćwiczenia...
to godzina jest, no, nieprzyzwoita:D

muszę zastanowić się nad postanowieniami na Wielki Post i na lato.... och... ale to po chemii i biologii. pewnie je Wam potem tu opublikuję:P

(postanowienia, nie chemię i biologię!)
ideał :)





xoxo, 
Anna.



albo ma się wymówki - albo ma się wyniki.

4 marca 2014 , Komentarze (2)

przegadałam dzisiaj ze sobą to, że w sumie spadek 1kg/10dni, wcale nie jest zły, bo to znaczyłoby, że zejdę poniżej 50 jeszcze w kwietniu :) 

ćwiczyłam dzisiaj. jadłam, tradycyjnie, beznadziejnie, choć mega smacznie 
- jajeczniczka z dwóch jajeczek ze szczypioreczkiem, plastereczkiem szyneczki i półplastereczkiem serka żółciutkiego (uwielbiam zdrabniać :D) 
- jogurt naturalny z jabłkiem, cynamonem i odrobiną cukru wanilinowego - PYCHOTA. naprawdę, jestem zachwycona (wiem, że to nic skomplikowanego ani odkrywczego...ale dla mnie nowość)
- kawa z mlekiem i cukrem (nie wiem dlaczego wsypałam ten cukier, w sumie nigdy tego nie robię, ale to jak wychodziłam ze szpitala, to zakręcona byłam)
- ryż brązowy z sosem z marchewki z pulpecikami z indyka z pietruszką (to też jest super - można usmażyć albo ugotować, zmielona pierś z indyka z pietruszką, ciut pieprzu, ciut soli. PYCHOTKA) 

nie wygląda aż tak źle... ale godzinowo - MAKABRA. nie wiem czy ja się tego kiedyś oduczę :/


[a szpital... kurczę... oiom jest straszny. podziwiam tych wszystkich lekarzy i pielęgniarki, którzy tam pracują, trochę wygląda to jak praca w NASA albo CERNie. Same kable, kabelki, rury, rurki, maszyny - większe mniejsze, tu coś się świeci, tu coś pika... sama chemia i technika. dobrze, że babci trafiło się łóżko trochę oddzielone od całej reszty... i oby jak najszybciej ją stamtąd przenieśli. okropne miejsce. ]


jestem tak niecierpliwa, że to straszne, nie mogę się już doczekać kolejnych spadków, spadeczków, spadeczkuniów:D 

na przed-koniec pytanie/prośba..... mam nowe mp3.... i potrzebuję jakiejś fajnej muzyki, najlepiej takiej, której wcześniej nie znałam - podsuwajcie propozycje :D

na koniec - motywajki :)
dzisiaj większość z przymrużeniem oka.
hihi :D


nie wiem dlaczego #yolo yoga, ale mnie to urzekło :D



xoxo, 
Aneczka.



2 marca 2014 , Komentarze (9)

moim skromnym zdaniem wynik jest nieobiektywny, bo po wczorajszym obżarstwie dziś powinnam odpuścić... ale ciekawość silniejsza niż cokolwiek innego - zważyłam się i pomierzyłam.


po 10 dniach
- 1kg (łooooooooł, nieziemski spadek!)
- 2cm w talii
- 2cm w brzuchu
- 0,5cm w bicepsie

a w ogóle to i tak mam wrażenie, że robię to źle. 
ale może cały czas robię to tak samo źle, co by znaczyło, że do porównania się nadaje :D

xoxo, 
Aneczka.


wrócę tu jeszcze dziś! albo jutro.....

2 marca 2014 , Komentarze (5)

podobno nie można ćwiczyć codziennie. no to dziś nie ćwiczę tych hardkorów. zrobię sobie tylko pompeczki (dzisiaj:  10|8|6) i jogę. 
od przysiadów i tak jest dziś dzień wolny,
czyli zaliczyłam:D

dietowo zupełnie odpuściłam.z premedytacją, dość. moją babcię wzięli na oiom. a kuzynka miała urodziny... to w ramach zróbmy-coś-byle-nie-myśleć zrobiłyśmy we trzy (tyle nas jest, tych kuzynek od jednej babci) te urodziny. żebyśmy mogli posiedzieć całą rodzinką. i płakać ze śmiechu, dla odmiany. 

grzechów było mnóstwo- na dobry początek mnóstwo biszkoptów (bo były pod ręką w szpitalu, tak gryzłabym lakier z paznokci, paznokcie, wargi... cokolwiek), potem ogórkowa z białym chlebem, energetyk, mnóstwo coli (część z wódką), frytki, kawałek jabłecznika, pół ciastka czekoladowego, frugo, sałatki z majonezem.... no ale z drugiej strony... to właściwie całe moje jedzenie przez cały dzień.. zjadłam tylko trochę twarożku, jajko i 4 wasy na śniadanie. pewnie gdyby nie ta cola i energetyk to wcale nie byłoby aż tak źle, bo poszłyśmy głównie w sałatki. 
i nawet nie jestem na siebie zła, po prostu trochę mi smutno. generalnie mi dość smutno jest. 

I will, I know.



xoxo, piękności!
Ania.

jutrzejsza waga na pewno będzie zajebista, jeeej! 


i nie piszę nic ani o wymówkach, ani o wynikach. dziś nie ma sensu.





edit:

1 marca 2014 , Komentarze (3)

mój ulubiony tekst motywacyjny eva! 

chociaż wczoraj przez całe ćwiczenia po głowie chodziło mi to:

jem nadal za mało. i nieregularnie. ćwiczę wszystko co chciałam.
jestem już za połową mojego 15 dniowego wyzwanka z sexy leg workout! nie myślałam, że mi się uda. a jednak :) 
bez Was nie dałabym rady! 

jutro dzień sądny - pierwsze oficjalne ważenie i mierzenie, po dniach 10. bardzo chętnie ujrzę jakiś spadeczek. wieem, że mierzenie się tak często nie ma sensu, ale ciekawość to nie grzech (oby).


lecę:

study my ass off :D



xoxo, 
Aneczka.


ALBO MA SIĘ WYMÓWKI
ALBO MA SIĘ WYNIKI!
tak.

28 lutego 2014 , Komentarze (6)

Jejuś, ale jestem zmęczona :)

wstałam o 9:30 - dla mnie środek nocy...
byłam u babci, na mieście - zrobiłam zakupy, do domu...obiad, nauka....
ćwiczenia.... i tu zaczyna się moja życiówka - o 19:45 skończyłam ćwiczenia.... o 20:34 wychodziłam z domu na piwo: po prysznicu, peelingu (nowy peeling! ach ten rossman!), masce do włosów, balsamingu, suszeniu włosów (jak się ma je do pasa to jest wyczyn), regulowaniu brwi, w mejkapie, z pomalowanymi paznokciami i przepakowaną+dopakowaną torebką po zrobionej i zjedzonej kolacji i ogarnięciu kuchni. Może dla Was to jest norma.... ale dla osoby, która zazwyczaj 30minut bierze prysznic i 15 minut suszy włosy (takie są, nie moja wina :( ) to jest naprawdę COŚ :D 

niestety, z samego piwa zrobił się mak i piwo, a że mój chłopak nie wie, że się odchudzam... a nie lubię kręcić... no to zjadłam w maku. snack wrapa. 240 kcal  - sprawdziłam. żałuję, bo to w sumie fuj, ale jestem dumna, bo skutecznie odmawiałam frytek (moi chłopcy wzięli sobie po 3 cheesy i po dużych frytkach. 1350kcal na łepka).
potem wypiłam dwa łyki piwa, dosłownie - resztę dostał luby -  i soczek grejpfrutowy. w sumie.... nie wychodzę i nie będę wychodziła co wieczór. pączka dziś nie zjadłam, czekoladek też nie, mimo że jak szłam od babci po te zakupy to miałam je w torbie (i pączki i czekoladki) i byłam już DOŚĆ głodna.


myślę, że dietowo dzień na plus. 
nawet z tym makiem kalorii chyba wyszło mało ( tak na oko jakieś 1200)
nie mam ochoty jeść.
wyzwania wszystkie zaliczone
do tego, z łażenia po mieście wyszło mi jakieś 6 km
w obcasikach.
no i z piesem byłam, na krótko, ale też spacer.
+ im więcej wychodzę tym więcej razy łażę po tych przeklętych schodach na 3 piętro!

naukowo totalne dno.
nastrojowo też jakoś słabo.
albo może to zmęczenie.


dobranoc, kochane, mam nadzieję, że byłyście dziś co najmniej porównywalnie tak grzeczne jak ja :D

I'm in a New York state of mind.... KLIK! 





xoxo,
aneczka.

zaskoczyłam Was, co?:D

27 lutego 2014 , Komentarze (5)

tak, zaczynam, tak, w porównaniu z Wami - nie robię prawie nic... ale sama dla siebie, wiem, że robię dużo. I wiem, że robię dobrze. Utwierdza mnie w tym radość z tego co jem. I cholerne zakwasy. jak po takich zakwasach moja pupcia nie będzie piękna... to się obrażę! :D 
postanowiłam na razie nie świrować na punkcie jedzenia. jem zdrowo. staram się rozsądnie. pączki jutro nie będą problemem - nikt nie ma nastroju na wygłupianie się, wszystkim gdzieś tam w głowie siedzi to, że stan babci jest naprawdę kiepski. ja jestem bardzo dobra, WYBITNA wręcz, w usuwaniu z mojej głowy myśli nieciekawych, ale czasem się nie da.


Motywajki. dzisiaj takie do przemyślenia;)
 


wyzwania wszystkie dziś zaliczyłam:
nogi 6/15
pompki 2/30
mini circuit 2/30
przysiady 2/30
joga 2/12

dzisiaj rozbiłam ćwiczenia - nie wszystkie na raz...bo wczoraj myślałam, że zejdę. dzięki temu wszystko wychodziło mi lepiej... nawet ten nieszczęsny plank... 
no i joga też dzisiaj lepiej - stałam na głowie przez całe 8 oddechów bez nawet najkrótszego podpierania :) 


dziękuję Wam, że jesteście dla mnie taką motywacją... Dziękuję za trzymanie kciuków... i mam nadzieję, że te obrazki, które wstawiam chociaż komuś pomogą, bo przykładem jeszcze nie jestem. JESZCZE, to dobre słowo !


xoxo, 
Aneczka!





ALBO MA SIĘ WYMÓWKI
ALBO MA SIĘ WYNIKI.
po prostu.

25 lutego 2014 , Komentarze (6)

No cóż, jestem typem akcyjnym, niesystematycznym i w ogóle do dupy w osiąganiu celów, zapał mam słomiany..... więcej grzechów nie pamiętam ^ ^ 
dobra, znalazłoby się jeszcze kilka. Ale nie w tym rzecz. Znam siebie już trochę i wiem, że mówienie... 'przez najbliższe sto dni nie będę jadła słodyczy' na pewno nie wypali, bo za długo... ale jak powiem sobie, że trzy razy po 33 dni nie będę jadła.... to już bardziej prawdopodobne :D 
 
no a do tego lubię udowadniać różne rzeczy (sobie i innym), dlatego wymyśliłam sobie sposób na siebie. wyzwANIA :D
bardzo miło by było jakby ktoś chciał się do mnie dołączyć, oprócz jogi. No chyba, że ktoś już się z jogą trochę zaprzyjaźnił. Bo ten zestaw, mimo że ma w opisie "basic" wcale nie jest podstawą:) trzeba wiedzieć jak wchodzić na pozycję, jak schodzić + ja robię po każdym dodatkową kontrpozycję. Ale do całej reszty zapraszam serdecznie, chociaż nie zanosi się, że będzie łatwo, ale:

no więc:
dzień 5 na 15 !


dzień 1 na 30 ja wiem, że nie wygląda to imponująco... ale byłam TAK przetyrana po tym.... szczególnie ten plank... ledwie dałam radę :)

dzień 1/30 to znają wszyscy... wersja lajtowsza, dążąca do 150, a nie 250... bo w sexy leg workout jest dodatkowo 40 zwykłych przysiadów i 40 sumo :)

też 1/30

no i na koniec rozciąganko - najpierw dwa powitania słońca.... no a potem to:
stanie na głowie zawsze robię w pobliżu ściany i np. podpieram się na chwilę jedną nogą a potem wracam.... moja świeca jest okropna, zawsze była....ale pracuję nad tym:) moja 7 też tak nie wygląda, haha, NIE :D no i 10 robiłam na raty... całą resztę tak po 8 oddechów, a dziesiątka chyba wyszła 3 razy po 3... czy jakoś tak... ale no wiecie... po tych plankach i pompkach :D



Śniadanie
musli z otrębami i lnem z mlekiem
 wspomniany wczoraj faworek + kawa z mlekiem 
340kcal

II Śniadanie
oscypek z łyżeczką żurawiny
230kcal
-------
Obiad
schab z czymś :D chyba duszony z ogóraskiem i cebulką

Podwieczorek & Kolacja
DOBRE PYTANIE

Motywajce:
dlatego uciekam :)



xoxo,
Aneczka.

ALBO SIĘ MA WYMÓWKI
ALBO SIĘ MA WYNIKI
hihi.



PS jak ktoś lubi ładne rzeczy to w poście poniżej są śliczne zdjęcia ;)

24 lutego 2014 , Komentarze (4)

Dzieeeeeeeń dobry bardzo :D
Zacznę od objaśnienia tytułu... Ja wiem, że ja nic nie robię i w ogóle, ale postanowiłam zrobić sobie to malutkie wyzwanie z sexy leg workout. Że codziennie, że przez 15 dni.... po raz kolejny powiem - ja wiem, 15 dni to nic, efektów nie będzie... No, ale stwierdziłam, że od tego zacznę, tym bardziej, że dopiero wychodziłam/wychodzę (alergia pozostała) z tej durnej anginy.... I pierwsze trzy dni poszły mi z górki. Dzisiaj miał być dzień czwarty i tak mi się nie chciało TAK! mi się nie chciało.... Nawet miałam już piękny zestaw wymówek... a to, że jednak powinnam się uczyć, a to, że już późno a w zestawie są pajacyki, a to, że nie, bo nie, a może jednak trzeba dzień przerwy, bo przecież tak codziennie, a to, że pies znowu będzie mnie irytował (uwielbia kłaść się na mnie jak leżę i robię wymachy i ZAWSZE się łasi jak robię krzesełko, ZAWSZE :D), a to, że herbatka mi wystygnie.... ale udało mi się! dałam sobie mentalnego liścia w twarz (hihi), wstałam i zrobiłam! KLIK . no i zrobiłam 10 pompek zamiast zwyczajowych 5 :) ponowię pytanie - robił ktoś jakieś pompkowe wyzwanie? byłabym szczerze zainteresowana :)

co do jedzenia:
Śniadanko:
miseczka musli, otrębów i lnu z mlekiem + kawa z mlekiem - 220kcal 

II Śniadanko:
jabłko i jogurt malinowy 180kcal

Obiad:
Rosół z makaronem i kurą :) nie mam pojęcia ile to może mieć kalorii !

Podwieczorko-kolacja:
jogurt naturalny 90kcal

ten ostatni posiłek taki skromny, bo obiad był ogromny i do tego wszystko było bardzo późno. Mój tryb spania 4:00 - 12:00 na pewno nie pomaga w dobrym rozplanowaniu diety. a właśnie! a propos! kolejne zwycięstwo na dziś! to, że powiedziałam NIE czekoladzie nie robi już na mnie wrażenia (  ), ale.... późnym wieczorem, gdy zalewałam kolejną tego dnia herbatkę... mamusia ma rzekła: 'zapomniałam ci powiedzieć! dostaliśmy chruściki od pani Ani' och... byście widziały moją minę.... ale powiedziałam dumne NIE :) fakt, tak sobie wymyśliłam....że pewnie zjem tego chruścika jutro do śniadania lub drugiego śniadania... w końcu może wstanę wcześniej a węgle z rana to nie aż taki grzech :) 

hmm... tak patrzę na te kalorie... i nie wiedziałam, że wyszło aż tak mało.... fakt, rosół miał pewnie z 500 kcal jak nie więcej.... ale i tak wychodzi 1000. Naprawdę muszę się skupić bardziej na tym co jem i kiedy jem. 

zdjęcie na dziś! tylko jedno, ale z historią/przemyśleniami pod spodem :)
nie wiem czy próbowaliście kiedyś wspinaczki? ja miałam przyjemność być kilka razy na ściance.... ale moja przygoda zaczęła się przeuroczo, bo pierwszy raz w życiu wspinałam się po ściance na lodowcu - ścianka była malutka, ot taki bajer dla turystów... ale wiecie jaka frajda? czekan - rak - czekan - rak.... tylko w sumie nie o tym chciałam... ;) stanowczy end of my comfort zone przeżyłam na innym lodowcu... wchodziliśmy na najwyższy szczyt Norwegii.... w środku lipca. Pogoda była koszmarna, do góry szliśmy w absolutnej mgle,wilgoci (ten moment, kiedy się już nie wie czy to coś pada z nieba czy to po prostu wilgoć) i zacinającym wietrze przez topiący się śnieg.... a potem jeszcze prawie pionowe podejście po kamieniach na szczyt. To było niesamowite. To zmęczenie po wejściu na szczyt (nie mówiąc już o tym po zejściu :D), ale takiej satysfakcji to chyba nigdy w życiu nie odczuwałam. Chciałabym więcej i bardziej, ale jestem chickenem, tchórzofretką po prostu. Liceum -> studia (dobre) -> praca. a potem będę spełniać te szaleńsze marzenia. Nie dla mnie wolne zawody i 'jakoś to będzie'. Dlatego nie będę wielką zdobywczynią... ale lubię te momenty, kiedy odważę się przekroczyć granicę i robić rzeczy, które potem tak fajnie jest wspominać....
tak było na dole 'trochę mgła... e tam!'
a tak wyglądało jak schodziliśmy po lodowcu 'zobaczcie jak się przejaśniło! to my już tędy szliśmy?'

A góry kocham i żałuję, że mieszkam tak daleko i, że tak rzadko bywam. I najbardziej kocham kraje, gdzie są góry :D

Norwegia w słońcu:





o, właśnie sprawdziłam - jeden faworek to jakieś 90kcal. to stanowczo zjem jutro na któreś śniadanie!






xoxo, 
Aneczka


ALBO SIĘ MA WYMÓWKI
ALBO SIĘ MA WYNIKI
jak chodziliśmy po lodowcu to naszymi przewodnikami było dwóch panów z Nepalu - jeden był na Evereście 16 razy a drugi 'tylko' 6 :)

24 lutego 2014 , Komentarze (7)

Natchnął mnie jeden z tematów na forum. Któraś z vitalijek dodała zdjęcie swoich włosów - byłam zachwycona. Po czym stwierdziłam, 'Ej, Anka, przecież twoje włosy wcale nie są krótkie' no i poprosiłam, aby zrobiono mi zdjęcie, chętnie się podzielę, bo aż się zdziwiłam:
macie też przy okazji kawałek mojej figury :) zdjęcie jakością oczywiście powala, bo było robione kalkulatorem :D


Dzień zaczęłam fantastycznie - od pożywnego śniadanka: pół bułeczki, kromka chleba, sałata, pomidor, jajko, sos czosnkowy (jestem wielką fanką. robię najlepszy sos czosnkowy na świecie, nawet jeżeli dorzucam do niego majonezu. no ale... umówmy się, łyżeczka majonezu na dwa kubeczki jogurtu naturalnego to nie jest zabójstwo:D), drugie śniadanie - banan. obiad - makaron, łopatka duszona z ogóraskiem kiszonym, podwieczorek - pół banana i pomarańcza, kolacja - kubek rosołu... no i właśnie...było u mnie moje cud chłopczę... i chyba głupio było mu, że mnie objada ze słodkości to mi je podstawiał pod nos tak, że nie było się jak wykręcić.(no bo on nie wie że się odchudzam... bo nie.... jakoś tak.... nie:P) I tak jestem z siebie całkiem, bo przy tych całych namowach zjadłam dwie kostki czekolady  i paczkę petit beurrów. wiecie, tę malutką, 3 herbatniki chyba. a siedzieliśmy cały wieczór i pół nocy :D i film oglądaliśmy...a wiecie jak to do filmu :/

za to ten cały w miarę przyzwoity dzień zapiłam szklanką fanty. sama ze sobą.tak od czapy. nie wiem skąd mi się to wzięło. no ale trudno.

Warto wspomnieć, że koło południa zaliczyłam mój workout na ładne nózie. zakwasy podtrzymuję, żeby przez przypadek nie przeszły :D no i pięć pompeczek. przydałoby mi się jakieś wyzwanie pompkowe.... Ma ktoś? :) 

motywaje jak zawsze - przeszukałam wczoraj internety, mam zapas na najbliższe kilka wpisów, hihihi :D

 
mój ideał <3 




nie pamiętam już czy chciałam coś jeszcze napisać... może to, że trzymam za Was kciuki! pamiętajcie i tak jesteście piękne, ale jak się postaracie... to, no wiecie, KLĘKAJCIE NARODY :D



xoxo, 
Aneczka


ALBO SIĘ MA WYMÓWKI
ALBO SIĘ MA WYNIKI.
będę powtarzać do znudzenia. a potem jeszcze trzy razy więcej.