Pamiętnik odchudzania użytkownika:
madzialkas

kobieta, 35 lat, P

173 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 marca 2012 , Skomentuj

Właśnie się obejrzałam w lustrze, ale masakra. Tyle pracy przede mną! Aż straciłam cały zapał. Miałam dzisiaj w planach pojeździć na rowerku, ale już mi się odechciało. Powinnam wręcz przeciwnie natychmiast zacząć ćwiczyć, ale się niepotrzebnie zdołowałam. Wolę sobie wyobrażać,  że jestem szczupła i jest ok, bo rzeczywistość mnie przytłacza. Nie wiem, co jest gorsze: żyć w przekonaniu, że nie wyglądam tak źle, czy właśnie doskonale sobie z tego zdawać sprawę. Ech tam. Może chociaż pokręce hula hopem, bo tak sobie to obiecałam, a  nic z tego nie wyszło. No ale początek nowego miesiąca, to trzeba zacząć działać. Sama już nie wiem, co mam robić. Zwariuje ze sobą.

24 lutego 2012 , Komentarze (3)

Chyba złapałam trochę motywacji. Nie będę pisać co wyprawiałam w ostatnim czasie, było to beznadziejne i przytyłam do 70kg. Staram się opanować. Dzisiaj jeszcze nie rzuciłam się na jedzenie, może dlatego że prawie nic nie ma w domu. Wczoraj zjadłam znowu tyle, że w nocy spać nie mogłam z przejedzenia. Ale nieważne, poprawiam się. Muszę.

Plan jest tygodniowo chudnąć kilogram. Nie wiem, czy to się uda bez ćwiczeń. Nie mam na razie kasy na siłownię, może od przyszłego miesiąca się uda. Mam zamiar za to pokręcić hula hopem, aby zlikwidować boczki. Zawsze jak tyję, to idzie mi przede wszystkim w brzuch. Mam wielki balon i muszę go pozbyć. Tak więc codziennie przez pół godziny będę kręcić hula hopem, dzisiaj dzień pierwszy. Wiem, że to niewiele, ale jak tylko odłożę trochę pieniędzy to zapiszę się na siłownię. Wiosną to już koniecznie, ale póki co, to będę musiała sobie tak radzić.

W ogóle przez to obżarstwo, a raczej tony czekolady, moja cera wygląda tragicznie. Zawsze miałam problem z trądzikiem, a teraz to już mnie w ogóle wysypało. Aż wstyd z domu wyjść. Muszę się jakoś doprowadzić do porządku.

Strasznie się zaniedbałam, nie mogę na siebie patrzeć. Coś muszę zmienić!

19 lutego 2012 , Komentarze (1)

Czytam o kompulsywnym jedzeniu, probując  znaleźć jakieś rozwiązanie dla siebie. Te ataki jedzenia mnie przerażają, zwłaszcza ostatnio, a dzisiaj to samo. Ja się wykończę. Przeczytałam, żeby własnie po takim tygodniu obżartwa nie przejśc na głodówkę, bo to jest najgorsze, co można zrobić. A taki pomysł chodził mi po głowie. Niby powinnam iść do psychologa, ale ja wiem, dlaczego tak jem. Zajadam emocje, problemy, stres. Nie musi mi o tym powiedzieć lekarz. Muszę się odczuć tak regować, a tu raczej potrzebna jest przede wszystkim silna wola.

15 lutego 2012 , Komentarze (5)

Przechodzę swoje ataki obżarstwa. Mija tydzień, a ja jem bez opamiętania. To nie jest normalne! Ale nie mogę się powstrzymać. A mój organizm się buntuje, czuję się koszmarnie. Przytyłam 6kg! I to przez tydzień. Niemożliwe? Ja jestem przerażona. Mam ogromny brzuch, wzdęło mnie, jest mi niedobrze. Do czego ja się doprowadziłam? A tyle czasu było dobrze, miałam nadzieję, że mam już to za sobą. 
Najpierw była sesja, więc jadłam więcej ze stresu. Potem doszło przygnębienie z cyklu jestem samtotna i nieszczęśliwa. Koleżanka znowu mnie olała, w pracy na mnie nawrzeszczeli. I uciekłam w jedzeniu, robiąc sobie wielką krzywdę. 
Rano jak się budzę, to jest mi niedobrze i mówię sobie, że nic nie jem, ale po południu rzucam się na jedzenie i jem wszystko, przykładowo pizze zagryzam ptasim mleczkiem. Po prostu żeby się zapchać.
Jestem przerażona, siedzę i beczę nad sobą. Muszę się opamiętać!

30 stycznia 2012 , Komentarze (2)

Waga bez zmian. Póki co na razie nie ćwiczę, nie mam czasu ani chęci. Z jedzeniem różnie, dzisiaj zjadłam babeczkę czekoladową. W ogóle jestem dzisiaj ciągle głodna. Może to z nudów.

Siedzę cały dzień w domu, mam wolne. Powinnam się uczyć, ale nie mogę się zmotywować. Czasu coraz mniej. Nie potrafię się zorganizować.

Ogólnie mam jakiś smętny dzień. Nawet nie mam z kim pogadać. Przyjaciółka mnie totalnie olała. Od czasu, gdy ma chłopaka, już mi nawet nie odpisze na głupiego smsa co słychać. A wcześniej mówiłyśmy sobie o wszystkim, spotykałyśmy się i potrafiłyśmy gadać godzinami. Brakuje mi tego, ale nie będę się jej narzucać.

I tak siedzę sama w domu, zabijam czas przed komputerem. Sterta notatek leży obok, a ja marnuje czas. Na nic nie mam ochoty, z wyjątkiem jedzenia oczywiście.

24 stycznia 2012 , Komentarze (3)

Chudnę, powoli, bardzo bawdzo powoli, ale chudnę. Słodyczy (to znaczy czekolady) już nie jem prawie dwa miesiące. Jak sobie przypomnę moje ataki, kiedy to potrafiłam zjeść paczkę ptasiego mleczka i jeszcze czekoladę, to jestem zadowolona, że się opanowałam. Chociaż czasami strasznie mnie kusi, ale się trzymam. To znaczy wczoraj zjadłam kawałek placka z jabłkiem i babeczkę, ale przecież nie będę sobie wszystkiego odmawiać, bo oszaleję.

Z ćwiczniami jako tako. W zeszłym tygodniu byłam trzy razy na siłowni. W tym niestety nie dam rady iść. Próbuję się zmobilizować i robić ćwiczenia na brzuch w domu. Tak myślałam o 8min abs, chyba że polecacie jakiś inne?

Niby się jakoś trzymam z tym odchudzaniem, ale straciłam motywację. Nie obżeram się, bo wtedy czuję się koszmarnie i wyglądam jeszcze gorzej, ale tak męczę się męczę aby schudnąć, a atrkacyjna przecież i tak nie będę. 

Zawsze tłumaczyłam swoją samotność, tym że jestem gruba. Ale po schudnięciu to się nie zmieniło, nadal jestm sama i nie pewna siebie. Już mi nawet nie zależy aby ładnie wyglądać. Ubieram w to, co mi pierwsze wpadnie w ręce, czyli spodnie i jakiś sweter, włosy w kitkę, w żaden makijaż się nie bawię. Bo po co mam się starać, skoro i tak to nic nie zmieni? Zresztą ja nawet nie wiem, co zrobić by wyglądać ładnie, kobieco. Beznadziejny przypadek ze mnie.

14 stycznia 2012 , Komentarze (2)

Zaczęłam chodzić na siłownię. Podoba mi się, poćwiczę na rowerku, pochodzę na bieżni. Potem mam lepsze samopoczucie, chociaż jak z drugiej strony patrzę na te wszystkie inne kobiety wpadam w kompleksy. Byłam już kilka razy i tylko jedna dziewczyna ma nadwagę, reszta ćwiczących jest szczupła. W szatni, jak się przebieram i widzę te płaskie, jędrne brzuchy, zgrabne nogi, to dochodzę do wniosku, że moje ciało nigdy nie będzie w takim stanie. 

Mogę ćwiczyć, ale przecież nie pozbędę się wiszącej skóry. Mój brzuch wygląda, jakbym była po dwóch ciążach. W końcu ważyłam kiedyś te 100 kg i brzuch miałam wielki. A mój największy kompleks to biust, a raczej jego brak. Zawsze miałam mały (nawet przy sporej nadwadze miałam miseczkę B), a teraz to już nic nie zostało, sama skóra. Jak się zaczęłam odchudzać, to nie pomyślałam o tym, żeby o niego zadbać. I teraz jest tragedia.
Nie lubię na siebie patrzeć, czuję się taka nieatrkacyjna. Wstydzę się własnego ciała. W ubraniu to jeszcze jest w porządku, ale nago to szkoda gadać. Dobrze, że mam małe lustro w łazience i nie muszę się za często oglądać.

Mam sobie do zarzucenia, że jak rozpoczynałam odchudzanie, to nie pomyślałam o ujędrnianiu ciała. Wtedy było najważniejsze zrzucanie kilogramów, nawet do głowy mi nie przyszło, jak to się odbije na stan mojego ciała. Teraz dopiero widzę swoje błedy, ale jest za późno. 
Do dziewczyn, które dopiero zaczynają się odchudzać: pamiętajcie o ćwiczeniach. Ja po prostu się skupiłam na diecie, zupełnie wykluczając ruch i obudziłam się za późno.

10 stycznia 2012 , Skomentuj

Waga drugi tydzień bez zmian. Grrrr. To jest demotywujące, miałam nadzieję na jakiś mały spadek, a tu nic. Jem rozsądnie, nawet nie patrzę na słodkie i zaczęłam ćwiczyć. 
Dzisiaj byłam na siłowni. Po 30 min na rowerku i bieżni, a potem 15 min na orbitreku. Ćwiczyłam powoli i dopiero na orbitreku się zmęczyłam, a przecież nie jechałam długo i w tym czasie spaliłam najwięcej kalorii. Bo zarówno na rowerku, jak i bieżni przez 30min spaliłam około 100, a na orbitreku ponad 150 i to przez 15 min. Sama nie wiem, może robię coś źle? Nie wiem, czy to dobry trening (chociaż trening w moim przypadku to za mocne słowo). A w domu chyba sobie dodam ćwiczenia na brzuch, może 8 min abs, albo pokręcę hulahopem. 
Niech ta waga w końcu zacznie spadać, albo chociaż niech boczki się zmniejszą!

2 stycznia 2012 , Komentarze (1)

Zaczęłam sobie robić podsumowanie minionego roku i stwierdziłam, że był koszmarny, zwłaszcza jego druga połowa. Z pozytywnych rzeczy mogę zanotować, że zdałam licencjat, znalazłam pracę i rozpoczęłam nowe studia. A potem długa lista porażek, dodatkowych kilogramów, stanów depresyjnych, nie będę już w to wnikać, nie ma sensu rozpamiętywać.

Oczywiście zrobiłam sobie listę postanowień noworocznych, chociaż co roku się nie spełniają, ale tym razem będzie to dobry pretekst by zacząć coś zminiać.
1. Przede wszystkim związane z odchudzaniem: jeść rozsądnie, unikać słodyczy, więcej płynów.
2. Siłownia (zapisałam się, jutro idę pierwszy raz).
3. Postawić na pielęgnację i ujędrnić ciało.
4. Zacząć oszczędzać.
5. Systematycznie się uczyć i więcej czytać.
6. I w końcu się zakochać, z wzajemnością :)

Wieczorem się pomierzę, by potem się przekonać, czy ćwiczenia coś dają. Przede wszystkim chciałabym zjechać z brzucha i boczków oraz popracować nad udami. Dużo pracy przede mną, ale w końcu musi się udać, prawda?

29 grudnia 2011 , Komentarze (1)

Dzisiaj byłam zapisać się na siłownię, wykupiłam na razie karnet na miesiąc i od stycznia zaczynam. To jedno z moich postanowień noworocznych (listę cały czas uzupełniam). Mam tylko nadzieję, że jakoś będę to mogła zgrać z pracą i chodzić dość często. Oby trenerzy byli w porządku i pomogli mi dobrać odpowiednie ćwiczenia.

A co na wadze? 66.8. To odmawianie sobie w Święta coś dało. Moim celem jest schudnięcie do tych 60kg i oczywiście ujędrnić ciało, bo jest w fatalnym stanie. Chyba będę musiała jeszcze pomyśleć o jakiś ćwiczeniach na brzuch.

Poza tym przechodzę jakiś stan dołująco-przygnębiający z powodu samotności. Te wszystkie ciotki ciągle mi marudziły o chłopaku, spotkałam się z koleżanką i opowiadała, jak jej się to układa w związku. I mi się tak trochę smutno zrobiło, że ja ciągle sama. Chciaż z drugiej strony, gdzie ja miałabym kogoś poznać, skoro tylko praca, dom i czasami zajęcia na uczelnii. Nie należę do osób rozrywkowych, nie chodzę na imprezy. No nic, trudno się mówi.

Zaczęły się przeceny w sklepach, trochę pochodziłam, ale nawet po przecenie nie są to zakupy na moją kieszeń. Chyba zacznę sobie odkładać pieniądze, albo wybiorę się do lumpeksu. Ale ja nawet nie wiem, czego mam szukać, żeby później wykorzystać ten ciuch i skompletować z innymi. Zazwyczaj coś kupuję i leży później w szafie, bo do niczego nie pasuje, albo wyglądam jak stara baba.