Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Clarks

kobieta, 48 lat, Warszawa

170 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 lutego 2012 , Komentarze (5)

... ale stwierdziłam, że pora zmądrzeć i wrócić do normalnego, zdrowego jedzenia. Wczoraj z ogromnym entuzjazmem podeszłam do wcinania jajek. Poranek był cudowny : wreszcie coś ciepłego po dniach kefirowo - jogurtowo - serowych. Usmażyłam sobie trzy jaja na suchej patelni. Mniam! Obiadowe jajka na twardo też były pyszne. Przy podwieczorkowym jaju szlochałam głośno, a przy kolacji miałam ochotę założyć spinacz na nos i opaskę na oczy aby nie wiedzieć co jem. Wieczorem - leżąc już w łóżku - zrobiłam rachunek sumienia i doszłam do wniosku, że nie grzeszę aż tak mocno, by musieć tak się katować.
Dziś z samego rana weszłam na wagę. Zobaczyłam na wskaźniku 1,5 kg mniej, ucieszyłam się, pogratulowałam sobie wytrwałości i podziękowałam diecie na za uwagę. Gdybym dzisiaj znów miała oglądać jajka, a tym bardziej je jeść - chyba założyłabym hodowlę pawi (sorry) ...
... i tak od dziś - mądrzejsza o tydzień - na śniadanie wciągnęłam ukochaną owsiankę, na drugie jabłuszko. Na obiad robię pierś z kurczaka na parze plus warzywa, na podwieczorek zjem marchewkę, a na kolację wypiję kefir.
Jeszcze dodam, że tydzień reżimu wystarczył aby powieki strrrasznie mi drgały (pomimo łykania preparatu magnezowo - cynkowego). Ech! Bóg mnie opuścił jak dokonywałam decyzji dotyczącej tej diety.

2 lutego 2012 , Komentarze (6)

Uważam, że na szóstkę nie zasłużyłam, bo piję herbatę z cytryną   ... ale ortodoks ze mnie, prawda? Mam mega wielką wolę. Dziś moja familia jadła na obiad gołąbki. Sami wiecie jaki to aromat. Najadłam się samym zapachem. Natomiast do pysia wrzucałam dziś tylko ser. Na śniadanie i obiad zwykły biały twaróg, bez grama soli Obrzydlistwo . Na  drugie śniadanie, podwieczorek i kolację - wiejski serek ziarnisty (O Matko! ale pychota po tych dniach jogurtowo - kefirowych). Jestem na półmetku. Zważyłabym się, ale w chwili obecnej nie ma to najmniejszego sensu. Zbliża się pełnia, więc jak 90% kobiet na świecie lada moment będę miała okres*
* Zawsze, ale to zawsze mam wtedy troszkę wyższą wagę.

1 lutego 2012 , Komentarze (4)

Dni kefirowe zaliczyłam, dni jogurtowe też (prawie, bo został jeszcze kubas na kolację). Jestem podekscytowana i zadowolona. Nie chodzę głodna ... ale prześladuje mnie ochota na KEKE*. Wytrwam oczywiście i nie ulegnę.Widzę niestety ujemne skutki tej dziwnej diety: mam suchy język i drga mi powieka. Piję baaaardzo dużo - na pewno dochodzę do 3 litrów dziennie, łykam preparat magnezowy, ale przypuszczam, że aby minęły te objawy musiałabym zjeść : tabliczkę gorzkiej czekolady, dużą chałwę, 5 cukierków, 2 batony i przede wszystkim pęto kiełbasy z chlebem .... no dobra - żeby było dietetycznie - razowym.

*Nikt nie wie co to jest.

31 stycznia 2012 , Komentarze (4)

Jak w temacie ... głodna nie chodzę, bo konsekwentnie i systematycznie wcinam to co nakazuje jadłospis. Tyle tylko, że pozostałe jedzenie tak pięknie mi pachnie Mam rodzinę, która zjada obiadki aromatyzujące całą chałupę. Robię zakupy w sklepie, gdzie szeroko uśmiechnięte szyneczki spoglądają na mnie z lodówki. A pieczeń rzymska to dosłownie mnie syrenim śpiewem dzisiaj mamiła. Wytrwałam! Jeszcze tylko siedem dni i .... o Matko!!! Jaka będę laska!!!

30 stycznia 2012 , Komentarze (2)

Dwa pierwsze dni diety przebiegły bez zakłóceń. Wytrwałam. Piłam kefiry w ilości hurtowej. Dziś zaliczyłam ich pięć, czyli tyle ile posiłków. Do tego wypiłam ze 3 litry wody. Zobaczymy co będzie dalej ...

29 stycznia 2012 , Komentarze (5)

Na razie nie jest źle. Na śniadanie gulnęłam buteleczkę, na drugie też. Kalorycznie to wcale nie jest tak mało, ponieważ jeden pojemnik ma 190 kcal. Zważywszy na to, że zamierzam wypić jeszcze 3 - będę miała 1000 kcal załatwionych. Obserwując siebie dochodzę do wniosku, że może nie być też tragedii z jo-jo, bo jednak regularnie będę robiła wrzuty do żołądka więc będę miała co trawić. Nie zasysa mi brzucha z głodu (tego się bałam), nie mam ochoty nic wszamłać. Przeciwnie! Z mistycyzmem podeszłam do tej akcji dam radę! Za chwilę mój mąż przystępuje do smażenia faworków. Powiem szczerze, że robi najlepsze na świecie. Jeśli macie ochotę - zapraszam! ... ja serwuję kawkę, on chrust. (z ręką na sercu przyrzekam - nie zjem ani jednego)

Wieści z frontu ....


O rany!!! Dałam radę z tymi faworkami, ale powiem Wam, że ślinotok miałam taki, że zawstydziłabym każdego szanującego się boksera (psa, nie pięściarza - rzecz jasna). Wytrwałam, ale łatwo nie było Wypiłam kolejną butelkę kefiru. Syci mnie naprawdę. Nie jestem głodna. Wyobrażam sobie oszałamiające efekty na wadze ... mmmm .... warto to przejść Ponadto ciągle piję : wodę (pewnie już z litr), herbaty (kolejny litr), kawy rozpuszczalne (pół litra).

28 stycznia 2012 , Komentarze (13)

Wiecie co wymyśliłam??? ... od jutra zamierzam stosować dietę dziesięciodniową Uważam, że to doskonały pomysł. Zważywszy na to, że w ciągu tygodnia mam bardzo ograniczony dostęp do lodówki - może być całkiem fajnie. Poczytałam sobie to i owo na temat tej diety i doszłam do wniosku, że dziesięć dni to bardzo krótko, poza tym efekty mogą być niezłe więc może warto spróbować i się zabawić w stosowanie tej dietki?
Hmmm ... boję się tylko jojo, które potem może nastąpić. Z drugiej strony : klamka w pewnym sensie już zapadła, bo zakupiłam 10 kefirów i 10 naturalnych jogurtów. Kto to zje, jeśli nie ja na diecie Normalnie - nie jadam naturalnych, bo nie lubię, zdecydowanie wolę owocowe jogurciki i kefiry. Dieta dziesięciodniowa przebiega następująco : 2 dni kefirowe (tylko); 2 dni jogurtowe (tylko); 2 dni serowe; 2 dni jajeczne; 2 dni chude, gotowane mięsko. Myślę, że dam radę i wytrwam. Tym bardziej, że długo pracuję, nie mam możliwości kupowania jedzenia w czasie pracy więc pokus nie będzie...
... tylko te jojo mnie stresuje ...

24 stycznia 2012 , Komentarze (6)

Przejrzałam swój pamiętnik i uświadomiłam sobie, że od maja konsekwentnie dążę do 57 kg. Jejku - podziwiam siebie samą - osiem miesięcy minęło, ja odchudzam się aż furczy i ważę wciąż tyle samo. Jaka ja stała jestem : w uczuciach, w postanowieniach, w zasadach ... nawet wagowo : STAŁOŚĆ koniec kropka PL.

24 stycznia 2012 , Komentarze (3)

Postanowienia noworoczne realizuję z dzikim zapałem. Młodzieniec poddany obróbce pedagogicznej już staje się lepszy, fajniejszy ... coraz bardziej go lubię ... bo wcześniej to obowiązek rodzicielski nakazywał mi kochać, natomiast czynnik ludzki sprawiał, że były momenty, iż wywoływał we mnie krwiożercze instynkty i sprawiał, że błąkała mi się pod czachą myśl aby nagotować na nim pysznego bigosu i pożreć bez najmniejszych skrupułów ... a teraz ... o jaki słodki dziubdziuś z niego ... pokorniutki ... milutki ... słodkość sama. Muszę jeszcze utrwalić to co wypracowuję od 1 stycznia i będzie naprawdę ok .
A co z odchudzaniem? Wspaniale się trzymam ... ok ... żeby było szczerze ... dietowo to  od wczoraj dopiero (ale to już drugi dzień więc pełen sukces, zważywszy na to jakim łasuchem jestem). Dwa razy w tygodniu biegam na aerobik. Zmieniłam tylko miejsce ćwiczeń i patrząc na intensywność - mam wrażenie, że wcześniej chodziłam do klubu geriatrycznego Teraz wychodzę z zajęć na ugiętych nogach, rozdygotana, mokra, wypompowana. Jednym słowem - jest super! Ponadto konsekwentnie kręcę hula hop - codziennie 20 minut i wierzę, że właśnie kółeczko zapewnia mi fajną talię. Aby dorzucić jeszcze do pieca - wyciągnęłam z pralni rower stacjonarny i ossstro pedałuję. Chciałam codziennie 20 minut, ale nie daję rady. Równo po dziesięciu minutach spadam z rowerku. Może zbyt szybko jadę? A może zbyt duże obciążenie zrobiłam???  Nie wiem ... wolę nie wnikać , bo jeszcze się okaże, że ani jedno, ani drugie, a po prostu starcze sflaczenie

15 stycznia 2012 , Komentarze (9)

Błąkając się tu i ówdzie po necie. Czytając to i owo i kontemplując treści, które we mnie wnikały (hahaha - jak to brzmi  ) ... a przekładając z polskiego na nasze : oglądałam demotywatory, wiochę i yafuda  doszłam do wniosku, że fantastycznie jest być kobietą. To znaczy miałam tą świadomość również wcześniej. Zawsze patrzyłam z góry na wszystkich facetów i wyrażałam współczucie dla męskich członków mojej rodziny, że nie mieli tego farta co ja i urodzili się z penisem i testosteronem  Cóż ... nie każdy jest takim farciarzem. Skąd moje uwielbienie do bycia KOBIETĄ ? To proste - mamy lepiej, łatwiej, prościej. Więcej się nam wybacza, więcej możemy. Poza tym ... jesteśmy po prostu efektowniejsze  ładniejsze, zgrabniejsze, fajniejsze. W ogóle "-ejsze" niż faceci. Chłopaki mają pecha - nie moga nosić obcasów (czy zycie bez nich ma sens???), nie mogą robić makijażu (bardzo smutne), nie mogą nosić sukienek i spódnic (to największa rozpacz), nie mogą malować paznokci (nie zniosłabym tego) i nie mogą nosić pończoch (to tak jakby nie oddychać). Na podstawie wymienionych czynników widać, że ich zycie to jedno wielkie wyrzeczenie. Muszą się zadowalać jakimiś durnymi gadżetami typu tablet, ipod itd.Obserwuję kobiety wokół mnie i widzę, że otaczają mnie same superlaski (nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim mentalne). Bliskie mi kobiety imponują mi swoją psychą - są silne, mądre, odważne, a jednocześnie delikatne, kruche, czułe. Mają prawidłowo ustawione priorytety, nie boją się dokonywać wyborów. Świat stoi przed nimi otworem.