Po pierwsze chciałam podziękować za wszystkie rady, gratulacje i słowa wsparcia! Nie macie pojęcia ile to znaczy dla takiej świeżynki jak ja :) przepraszam, że nie podziękowałam każdej z osobna ale jeszcze się uczę zarządzać czasem.
Co do smoka przestałam się go bać :) jedna z Was mi tylko powiedziała, żeby się wstrzymać do końca 6 tygodnia póki mały nie nauczy się ładnie ssać ale mały ssie już bez problemów. Poza tym wtorek i środa miał taki atak ssania, że nie dawałam rady i widziałam, że nie chodzi o jedzenie. Zjadł i nawet jak spał to potrafił z godzinę zawzięcie ssać smoka że nie dało się wyjąć. Środa ogólnie od północy do północy to była lekka masakra i niepokój u małego a potem jak ręką odjął. Aż się boję cieszyć. Ale wczorajsza noc i dzisiejsza naprawdę spoko i wczorajszy dzień też. Dzisiaj nawet smoka też w buzi nie było i póki co fajny dzień :)
Wczoraj udało mi się z 10 minut poćwiczyć choć to hucznie nazwane - poradnik dla mam Kasi Wawrzeckiej ćwiczenia w połogu i poszłam sama na spacer od a do zet, bo tak czasem byłam sama ale mama pomagała mi wejść i zejść po schodach z wózkiem (pierwszy raz sama dałam radę na schodach logistycznie z wózkiem i schodami i małym). I powiem Wam, że narzuciłam sobie marszyk jak zwykłam chodzić przed ciążą i kondycja mi padła. Momentami zadyszka łapała i spocona wróciłam masakrycznie. Nie ma co trzeba ćwiczyć i maszerować. Zwłaszcza, że waga stoi już jak zaklęta (no waha się od 87,5 do 88 kg od tygodnia). I tak się cieszę, że po szpitalu nie było już 9 z przodu i moja magiczna trzynastka znów mnie nie opuszcza bo od przyjęcia do szpitala - 101 kg do powrotu -88 kg spadło właśnie 13 kg :) ale 8 kg z ciąży jeszcze zostało i 15 kg nadbagażu sprzed ciąży :( co daje 23 kg do zrzutu masakra
Wczoraj na godzinkę wyrwałam się sama z domu do biura, papierki itp. i na ploty trochę i trochę zobaczyć jak to jest wyjść bez małego. Byłam w miarę spokojna bo akurat był przebrany, po karmieniu i zostawiłam go z mamą (ona ma magiczną moc do małych dzieci) i z butelką odciągniętą w lodówce a i do biura mam 5-10 minut. Myślę, że to też na mnie dobrze zrobiło, że w razie w damy radę. Powiem, że dziwnie prowadziło mi się samochód po 3 tygodniach, jakbym pierwszy raz jechała :) w drugą stronę już było lepiej ale coś w tym jest żeby samej w połogu nie prowadzić samochodu, zwłaszcza jakbym jeszcze miała małego z tyłu to pewnie byłoby jeszcze gorzej.
Z dolegliwości to dzisiaj w końcu przyszły kompresy Multi-Mam - położna mi poleciła a nigdzie nie było w aptece i zobaczymy czy coś pomoże. Ale rano i wieczorem jak mnie mega jeden sutek boli to odciągam laktatorem (mega lżej niż jak mały by się przyssał do bolącej) i dosłownie 5-7 minut 90 ml mleczka jest i mały bez problemu z butli takie ciepłe wsuwa (tylko to tempo z butli mnie przeraża aż mu przerwy robię żeby się nie zachłysnął tak szybko pije). I niestety hemoroidy się odezwały ale to pewnie przez to, że kazali mi 3 razy dziennie po 2 tabletki żelaza brać i mnie to przytkało i potem po wizycie w pewnym miejscu wyszło i męczy :( ale w ciąży po tygodniu przeszło i teraz podobną metodę stosuję i też mam nadzieję, że minie szybko.
Z jedzeniem różnie. Kilka wizyt mieliśmy i zwykle ciastko wtedy wpada z herbatką. Poza tym staram się jeść dużo więcej warzyw niż przed ciążą i zdrowiej. Ale z regularnością kiepsko. Wstaję zwykle koło 6-7 (dzisiaj pospaliśmy aż do 8 ale o 4 było jeszcze karmienie) a śniadanie udaje mi się zjeść dopiero koło 11-12 (choć dzisiaj nie powiem na 10 się wyrobiliśmy ale mama była rano w domu i mi przygotowała to zdążyłam zjeść zanim się mały obudził). I zwykle kończy się na 3 posiłkach. Muszę wypracować jakiś sposób na szybkie śniadanie żeby coś jeść w ciągu dwóch godzin i jakoś w ogóle swoje jedzenie w czasie rozłożyć na 5 mniejszych posiłków i ogóle jakoś z czasem się ogarniać. Jakby było więcej takich dni jak wczoraj i póki co dzisiaj to myślę, że jakoś damy radę.
Tylko jutro znowu przeprowadzka do naszego mieszkania, tym razem już na stałe :) więc pierwsze parę dni pewnie będzie gorsze bo znowu trzeba się będzie organizacyjne odnaleźć i przyzwyczaić w nowym miejscu. Poukładać wszystko tak, żeby było wygodnie. No i już codziennie będziemy sami od 6-6.30 do 17-18 więc ani pomocy w czymkolwiek choćby herbacie, ani nikt oka nie rzuci w trakcie kąpieli jak mały zapłacze ale myślę, że jakoś ogarniemy - w końcu w szpitalu też byliśmy sami (jedynie co było pomocne że jedzonko mamusi pod nos podstawiali hehe :) )
Dzisiaj mam nadzieję, że znowu uda się wygospodarować kilka minut na ćwiczenia i może znowu spacerek intensywny. Tylko nie wiem ile kroków robię bo jak mam rękę na rączce wózka zegarek (ani komórka w torbie) nie liczy kroków :( ale wczoraj w połowie spaceru włożyłam zegarek do kieszeni w spodniach i zaczęło liczyć więc dzisiaj też się postaram pamiętać żeby tak zrobić :) żeby co tydzień albo miesiąc nowe cele spacerowe sobie wyznaczać :) na razie 5000 kroków dziennie - mega skromnie ale bez spaceru nie nabiję. Tak myślę, że po miesiącu (a to już niedługo) zmienię na 6000 kroków i powoli będziemy zwiększać jak się będzie udawało to może co dwa tygodnie aż dojdziemy do przynajmniej 10 000 kroków (choć myślę, że 15 000 byłoby fajnie żeby mamę zmobilizować do ruchu a i mama miałaby pretekst żeby dziecko dużo czasu na powietrzu spędzało).
Pozdrawiamy
P.S. Dzisiaj była wizyta położnej i mały ładnie nabrał na piersi - mamy już 3930 gram, a w poniedziałek było 3740 gram - rośnie szybko ten słodki ciężarek :)