Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

przerażona zdjęciem w kostiumie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 14725
Komentarzy: 238
Założony: 23 maja 2012
Ostatni wpis: 19 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ciezkacukierniczka

kobieta, 40 lat, Warszawa

168 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

31 marca 2014 , Komentarze (1)

W końcu poniedziałek. Mimo zmiany czasu wstaję ochoczo. Weekend się skońcował. Nie cierpę wolnych dni z mężem w tle. Zaczęło się już w pt przed wyjazdem do rodziców. On musiał odpocząć więc żey bylo szybciej zapakowałam auto. On zjadł i włożył naczynia do zlewu i zazczyna się zbierać. Nie wytrzymałam. Wyjaśniłam mu że podczas naszej nieobecności naczynia same sie nie zmyją. Zmył tylko stoje skorupy. Garnek z resztkami wstawil do lodówki bo mu się nie chciało go zmywać- musiałam zmyć go w ndz po powrocie. Na dnie nie bylo już nic. Droga do rodziców (1,5h). Milcze. Odzywam sie tylko do dzieciaków. Sobota. Jedziemy na zakupy. Chce sobie kupić buty. W efekcie buty kupuje dla mnie ale muszę oddać mu kase po 10tym. Po obiedzie jedziemy do teściowej. Zmienia koła. Pierworodny mu "pomaga", Młoda drepcze razem ze mną. teściowa nawet na chwilę nie spojrzy na dzieci. Pretensja do mnie że mu nie pomagam- "pomagam tak jak ty mi w sprzątaniu". Odwozi nas do moich rodziców. Sam jedzie do kościoła- msza za babcię- święta rodzina. Msza 30 min, wraca po 3h jak kłade sie spać. Znów warkot. Niedziela , zdrowa awantura o chodzenie do kościoła. Chce żebym z nim pojechała, ja nie mam na to ochoty. Argumenty że wychowuje dzieci na ateistów kończą się propozycją uszykowania ich i puszczenia z tatusiem. Tatuś ztwierdza że sobie nie poradzi z 2 (jedzie z nim tesciowa). ja juz znamte jego gadanie. Chce żebym pojechała z nim do kościoła bo: 1. To ładnie wygląda, 2. Ktoś musi zająć się dziećmi kiedy on się modli i słucha kazania. Pomijając to że nie wiele pamiętam ze mszy, jestem na niego wściekła a dzieci rozaspane. Kiedyś zaproponowałam że pójdę sama o nic mi w glowie nie zostaję i że zamiast skupiać się na modlitwie, skupiam sie na tym czy moje dzieci nie wchodza na ołtarz. Oczywiście taki układ nie wchodzi w grę. Jak nie, to nie. Z kościoła wpadł ściekły bo mialam już byc gotowa do powrotu do domu a tu dzieci się pospały. Spały 3h. Spakowani pojechaliśmy jeszcze do teściowej. Znów zgrzyt. Powrót do domu koło 19:00. Dobrze że już poniedziałek. Wszystko jest takie normalne. Siedzę w pracy, kawkę popijam. Robota zrobiona. Za chwilę idę po pierworodnego. Wrócimy do domu. Ugotujemy zupę na jutro. Zabawa z Młodą, kompanie, karmienie, usypianie, sprzątanie, ćwiczenia i spanie. Uwielbiam tą codzienną rutynę.

Wymyśliłam sobie że w tym tyg trochę pobiegam. Mam nadzieję że mój Maż da mi taką możliwość.

Do jutra Robaczki

28 marca 2014 , Skomentuj

Jestem już znudzona obecną pracą. Szef wymaga Bóg wie czego a ja już myślę o nowym stanowisku. Najgorsze jest to że nie mam pojęcia kto przyjdzie za mnie. Zaczynam od wakacji- wypadałoby juz powoli kogoś wdrażać. Potrzebuję odpocząć. Zresetować się. Potrzebuję jakiegoś urlopu. Przydałoby sie wyjście na jakies wiosenne zakupy ale w portfelu pustki a karta płatnicza (nie posiadam kredytowej), straszy zablokowaniem konta. Z drugirj strony- czy jest sens- w końcu za chwilę bede piękna i szczupła jak szczypiorek i nic nie będzie na mnie pasowało :)) Trzeba zatem zainwestowac w buty- to jedno nie zmaleje. 

Wczoraj poćwiczyłam z Ewką. Mam jakieś nowe wzmacniające ćwiczenia- kupiłam ostatnio z Shape. Niby niewinne i nie tak dynamiczne ale pięknie pracują przy nich mięśnie. Jak mam lenia to je robię.

Dietowo do powrotu do domu było ok. Póxniej skusiłam sie na pozostałości (prawie caly) Prince Polo i kawałeczek pizzy (ale serio, taki minimalny- można powiedzieć że kęs).

Weekand spędzam "rodzinnie". Wyjeżdżamy dziś do rodziców. W sobotę trzeba podjechać do teściowej. Ciekawe jakie dobre rady dostanę tym razem.  Masakra. Nasze relacje są specyficzne. Nawet jak do siebie mówimy to na siebie nie patrzymy. Otwarcie mówimy ze siebie nie trawimy. gramy w otwarte karty. Taka z niej babcia, że nawet nie pamięta imienia jedynego wnuka i zawsze je myli.  Na szczęście niedziela będzie krótka- zmiana czasu na letni.

Do później...

27 marca 2014 , Komentarze (2)

Od soboty ćwiczę z Chodakowską. Chodze już jak cyborg- dowiedziałam się że jednak mam mięśnie :) Kiedy ćwiczę? To bardzo skomplikowane. OD czasu nastania "wiosny" chodze taka padnięta, jakby ktoś mnie walnął obuchem. oczywiście to zwykłe przesilenie wiosenne więc postanowiłam zawalczyc z nim endorfinami. jak wiemy nedorfiny wydzielają się przy jedzeniu oraz przy ćwiczeniu. Po powrocie do domu, jak już ogarnę to swoje podwórko i młodsze dziecię idzie spać, zabieram się za starsze. Z nim też nie ma kłopotu tyle, ze trwa to znacznie dłużej. Więc najpierw wieczorynka, mycie, bulta z mlekiem, czytanie i spanie. Efekt rytuału jest taki że zasypiam z nim i budzę się półprzytomna po 22:00. No i to jest czas dla mnie czyli na zmywanie, prasowanie, sprzątanie (ciche) i na ćwiczenia :)) Testuję ten model od soboty. Ogarniam i nawet nie jestem niewyspana po 5godzinach przerywanego snu. Ciekawe kiedy organizm wymięknie?

Ćwiczenia ogarniam. Jakoś idzie. Chodze po nich jak robot. Najbardziej bolą ramiona i brzuch. Niestety efektów zero. Nadrabiam brak snu, zwiększonym apatytem. Życie... Obiecalam sobie, ze jak tylko aura będzie bardziej sprzyjająca, zajmę sie bieganiem- nie robiłam tego od roku. Nie mam pojęcia jak to zrobię czasowo ale może Mąz nie będzie mi tego utrudniał.

Jak nasze relacje?- jakoś. Na szczęście nie widujemy sie za czesto. Wraca około 19:00, zjada to co ugotowałam i zasypia przed telewizorem  (bo zmęczony po pracy) zostawiajac brudne naczynia w zlewie.  Oduczyłam go od robienia mu sniadań i kanapek do pracy. Nie mam na to czasu. Czcę sie wyspać (śpię maksymalnie do 6:00) i mam do ogarnięcia Młodego do przedszkola. najgorzej jest jak Młoda wstanie zanim przyjdzie niania. W takiej sytuacji nie mam nawet czasu na śniadanie.  Ale nie jest źle. Niebawem zmiana czasu więc będzie lepiej.

Apropo zmiany czasu- mój Pierworodny chyba powoli się na nie przygotowuje. W weekend wstawał o 5:00. Oczywiście musiałam rozpocząć dzień razem z nim. Później wstała Młoda i dzień uznałam za rozpoczety. Tylko mąż uznał że jest weekend i wylegiwał sie do 9:00. Ludzie to mają życie.

W sobotę zrobiłam dziecku niespodziankę i przy okazji wizyty u lekarza przejechał sie pierwszy raz tramwajem i metrem. Jego buzia promieniala a ja nie mogłam sie na niego napatrzeć.

Dzisiejszy wpis trochę zakręcony ale tyle się nazbierało...

Pozdrawiam wszystkich

5 marca 2014 , Skomentuj

Brak wigoru to juz u mnie norma ale ostatnio jest bardzo źle. Dzień za dniem ucieka mi między palcami. Każdego dnia kłade się spać z wrażeniem że nie zrobiłam jeszcze wielu rzeczy. Nie ćwiczę. Nie mam nastroju, leniuch ze mnie. Po powrocie z pracy zajmuję się dzieciakami chcąc wynagrodzić im moją nieobecnośc w ciągu całego dnia. Zanim na dobre się rozkręcimy jest już 19:30 i musze ogarniać je do spania. Najpierw idzie Młoda- z nią jest mniej zachodu. O 20:30 usypiam Pierworodnego. Zazwyczaj kończy się to zasnięciem razem z nim. Budzę się po 22 i panika, że tyle miałam do zrobienia. O 23 padam. Dobrze że ostatnio niania zlitowała się i poprasowała sterte prania. Jeszcze chwila i byśmy w nim utoneli.

Dieta- na poziomie zerowym. Ostatnio nie sprawdzam co mówi waga. Nie chce się jeszcze bardziej dołować.

W ndz zjadłam całą tabliczkę czekolady. Ulżyło mi. ROZŁADOWAŁAM STRES.

Jeśli chodzi o sytuację z T, to mamy lekką odwilż. Przed nami urodziny dzieciaków. Przyjeżdża teściowa. Masakra. Otwarcie mówimy sobie że nie możemy na siebie patrzeć.

W pracy orka. Szef wrócił z urlopu. Moja zmiana stanowiska, stoi pod wielkim znakiem zapytania. Mam błogosławieństwo Szefa ale jak to ostatnio stwierdził- nie jest mu to na reke więc nie będzie mi tego ułatwiał. Przykład- wczoraj od 11:00 miałam iść na małe wdrożenie- zlecił mi tyle roboty że ogarnęłam sie z nią dopiero o 17. Byłam już godzinę po pracy. Kiedyś wyjasnie o jaką prace chodzi.

3majcie się ciepło

 

28 lutego 2014 , Komentarze (2)

Kochane moje dietowiczki, kobety biorące z życia garściami,

BADAJMY SIĘ. Może to zabrzmi jak jakaś propaganda, ale bądźmy dla siebie dobre. Zróbcie sobie prezent z okazji Dnia Kobiet i zbadajcie się. Cytologia, USG to podstawa. Pewnie powiecie, jestem zdrowa, nic mi nie dolega- świetnie, ale te badania to chwila, nic nie bolą a mogą Wam uratować życie.

Kilka lat temu, lekarz ginekolog, podczas zwykłego badania, wykrył u mnie torbiel na jajniku wielkości grapefruita. Torbiel został usuniety, bez szkody dla jajnika, ale to doświadczenie spowodowało że od kilku lat w ramach prezentu urodzinowego(przypadają w listopadzie), robię sobie "babskie" badania. Mam dwoje dzieci i nie moge pozwolić sobie na przedwczesną śmierć z powodu głupiecho niechciejstwa.

Czemu o tym piszę? Wczoraj podczas codziennej rozmowy z kumpelą, podpytałam o naszą wspólna znajomą w kontekście jej powrotu po macierzyńskim do pracy. Okazało się że dziewczyna rok po urodzeniu dziecka przeszła masektomię (w tej chwili ma już rekonstrukcję). Od lutego miała wrócić do pracy. Niestety okazało się że ma już guzy na macicy. Jej Adaś ma zaledwie 1,5roku. Dziewczyna walczy jak może. 3 mam za nią kciuki.

Nie dopuście do takiej sytuacji w swoim życiu.

 

24 lutego 2014 , Komentarze (2)

Hejka. Już po weekandzie. U mnie się trochę dzialo. Jak już chyba wspominałam od czw walczę z okiem. Całe czerwone jak u ktrólika. W pt pojechaliśmy do moich rodziców. Było gorzej. W sob wieczorem podjechałam na SOR. Mysłałam że mam jakieś ciało obce, bo strasznie bolałao jak rusząłam gałką. "Zbadał" mnie chirurg i świecąc wielką chirurgiczną lampą prosto w oczy, stwierdził że ciała obcego tu nie ma (nawet nie patrzył przez lupę). Stwierdził to tak "na oko". Zalał jakimś żelem i nie zaklejając oka, stwierdził żebym przyjechała jutro rano, bo będzie kolega który zaczal robić specjalizację z okulistyki i może coś poradzi. O zgrozo!!!! Zabrałam manele i rano pojawiłam się, ale w szpitalu 40km od tego "wieczornego". Mimo tego że budynek woła o natychmiastowy remont, personel przebadał mi oczy od góry do dolu. Pani dr stwierdziła że do wirusowe zapalenie oka, dała krople które mają zmniejszyć obrzek i tyle. dziś jest już znacznie lepiej. Niech żyje slużba zdrowia.

W sobotę oglądałam piękny dom. Strasznie się na niego napaliłam. Ma jeden spory minus- dom ma 3 kondygnacje i to na najniższej jest kuchnia. Jak pomyślę że mialabym nosić obiad/ kawę na piętro (do salonu) po schodach to mi się odechciewa. Z jednej strony ok- mam 30l więc moge sobie po schodach pomykać ale za 30l skończe 60 i przestanie być to już takie super. Dom mimo starego typu budownictwa- typowy klocek, jest bardzo ładnie podzielony w środku. Idealny dla naszej 4osobowej gromadki. Każdy bedzie miał swoją strefę i nie będzie musiał sobie wchodzć w drogę. Cena też dość atrakcyjna. Mam nadzieję że uda mi sie amówić na niego męża. najśmieszniejsze jest to że mimo kryzysu jaki u nas panuje, planujemy dalej naszą WSPÓLNĄ przyszłość.

Wczoraj wracając do domu, nawet chwilę ze sobą porozmawialiśmy. Stwierdził że sie o mnie martwi bo nigdy nie byłam i nie wyglądałam na taka zmęczoną. Moze to przesilenie wiosenne. I juz prawie zamydlił mi oczy tą swoją tkliwą gadką.  Wrócliliśmy do domu, ułożył manele i wałówkę na podlodze i zaczął grzebać w necie. Tym czasem ja- ogarnełam dzieci do spania (ryczały bo wyrwaliśmy je ze snu samochodowego), posprzatalam łazienkę, umyłam "gary" które zostały w lodówce. Po 3 prośbach włożenia wałówki którą dostaliśmy od rodziców do lodówki i szafek- zrobilam to sama bo miałam już dość mijania tego na srodku pokoju.

Odwiedziliśmy wczoraj przyjaciół. Przyjaciółka miała niedawno urodziny. Jest w ciazy. In vitro- udało się za pierwszym razem. Cieszę się jak szalona, że sie im udało. Najważniejsze że ona i dziewcze w rzuchu mają sie dobrze. To dopiero 20tydz a przytyła nieziemsko. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Az się boje mysleć jak będzie wyglądała przed rozwiązaniem. Zawsze miała skłonności do tycia ale ona w 20tyg przytyła tyle co ja przez całą ciąże i bujam się z tym do dzić (minął już rok). Kupilam jej kremy na rozstępy. Niech o siebie zadba bo później będzie placz i zgrzytanie zębami.  Nie mówię tego po zlości ale nie chce żeby przechodziła to co ja.

Dziś biorę się za ćwiczenia. Waga po weekendowych szaleństwach jedzeniowych u mamy nie drgnęła. To motywuje mnie do dalszego działania.

19 lutego 2014 , Komentarze (1)

Nie ma jak posiedzieć sobie z mężem w ciszy. Nie mówić nic. W tle słychać jedynie bulgoczącą zupę na jutrzejszy obiad i film w TV. Bosko. 

Od mojego powrotu z pracy (17:00) zamieniliśmy ze sobą kilka zdań- głownie nt stanu Młodej (jest chora, ma wysypkę, mało zjada).

Boska cisza, a ja nie muszę robić nic. Poczekam aż dojdą ziemniaki i lecę się rozgrzać pod prysznicem. Przyda się trochę "domowego" ciepła.  Cały dzień bolała mnie głowa. To pewnie przemęczenie. Organizm domaga się snu i odpoczynku a ja chcąc wydłużyć sobie dobę, w ekstremalnych sytuacjach, oszukuję go Sudafedem i kofeiną.  

Dobrej nocy kochane dietowiczki i kochani dietowicze. 

19 lutego 2014 , Komentarze (3)

Wczoraj poczułam wiosnę, idąć zadymioną spalinami ulicą. ptaki już jakoś inaczej świergoczą. Z uwagi na ferie w mazowieckim, ulice mniej zatłoczone. O 17:00 jeszcze widać świat. Wiosna zbliża się duuużymi krokami. Oby nie zapeszać.

Wziełam się za porzadki w szafie. Wywaliłam ubrania,  których z róznych powodów nie nosiłam od 1,5roku. Zzipowałam swoje rzeczy. Lżejsza o worek ubrań, pozbyłam się ich beż żadnych problemów. Kobiety to jednak przekorne istoty. Mimo tego że nie wkładałam tych ubrań przez ostatnie 1,5 roku mam wrażenie że nie mam się już całkiem w co ubrać. Masakra. Przeceny sie końcą a w szafie pustka. W przyszłym roku trzeba robic odświeżanie przed przecenami.

18 lutego 2014 , Komentarze (11)

Zawsze myślałam że będę szczęścliwą mężatką z parką dzieci u boku. Dzieci mam i to wspaniałe. Mąż mój książe z bajki, nie jest już księciem. Jest lokatorem z którym przyszło mi dzielić mieszkanie i łóżko. Nie pochodzę z zamożnej rodziny, wszystko co mam zawdzięczam wyłacznie swojej pracy. Przed ślubem żyliśmy razem ale każde z nas miało swój świat. Taki układ był zdrowy i nam pasował. Ślub- strasznie bałam się samotności. Nigdy nie miałam faceta "na poważne". Szybki związek, szybki sex, szybkie i bezbolesne rozstanie. Później pojawił się ON i zapragnęłam sukni, wesela. szczęścia. 10 miesięcy po ślubie pojawił się Pierworodny. Zamknieta w domu, sama z dzieckiem zmagałam się z depresją poporodową. JEGO nie było. Ciągłe wyjazdy służbowe, nadgodziny. A ja czekalam z zegarkiem w ręku patrząc na mijające minuty, godziny. Odżyłam gdy wrociłam do pracy. Niestety doszło mi tylko więcej obowiązków i przestałam mieć czas tylko dla siebie. Musiałam umawiać się z NIM na wyjście na fitness (żeby wrócił przed 19tą do domu i zajął się Młodym). Nie zapomnę jak czekałam ze spakowaną torbą na jego powrót a on nawet nie zadzwonił żeby uprzedzić mnie że nie da rady sie dzis wyrwać. Fitness poszedł w zapomnienie. Nie robilam ze soba nic. Tylko praca, dom, sen, praca, dom, sen. Nic dla siebie. Zakupy??- a kto zostanie z dzieckiem kiedy ja będę buszowała w przebieralni? Kolejna ciąża. On na kursie 300km od domu, wracał tylko na weekendy które i tak spędzaliśy poza domem u teściów. Z całą ciażą zmagałam się sama. Zero pomocyNikogo nie interesowałao że potrzebuję się przespać i padam. Musiałam zajmować się synem, prać, gotować, sprzątać. ON jak już był w domu, czytał gazety, książki, spał- bo zmęczony. Urodzila się Miśka. Gdyby nie niania która pomagała mi przy dzieciach, nie ogarnełabym wszystkiego. Po ciąży sporo przytyłam, zajadałam stres, samotność. A ON uciekał jeszcze dalej. Wróciłam do pracy. Niestety wydatki na nianię, jedzenie, dzieci, lekartwa i lekarzy (Pierworodny choruje od kiedy poszedł do przedszkola), sa onad moje siły. Ostatnią rzeczą jaką kupiłam sobie był rękawiczki zimowe. ON tylko wymaga, zebym się usmiechała i była zoną z obrazka. Tak samo jest z dziećmi. Kiedy sa grzeczne chętnie je ponosi. Rodzina jak z obrazka. Jest luty, za chwilę Młoda skonczy roczek. Od 3 miesięcy ze sobą nie sypiamy choć śpimy w jednym łóżku. Każdy ma swój świat tyle że JEGO jest beztroski. Nie wstaje w nocy do chorego dziecka, nie chodzi z nimi do lekarza, nie martwi się o sprzątanie, gotowanie i pełną lodówkę. Ciągle jednak krytykuje, że w łazience bałagan, że rzeczy jest za dużo, ze trzeba wywalić połowę zabawek bo dzieci mają ich za dużo.

Nie rozmawiamy, fukamy na siebie.

ON teraz zmienia pracę. Siedzedzi w domu całymi dniami. MImo tego lecę co sil z pracy, zeby zrobic obiad. Kiedy wchodzę zziajana z torbami zakupów, dostaję dzieci i pytanie co na obiad? Nie potrafimy być przy sobie mili. Ostatni raz wyszliśmy razem (tylko we dwoje) ponad 3 lata temu. Nie pamiętam kiedy mnie przytulił, kiedy pocałował.

Szkoda mi dzieciaków. Wyżywam się na nich. Krzyczę bez powodu. Później przychodzi poczucie winy. NIE OGARNIAM. TO chyba już koniec

14 lutego 2014 , Skomentuj

Wczoraj moja wyrocznia, pokazała 80kg.

Strasznie długo to wszystko trwa ale na spokojnie. Tyle lat żyłam z nadwagą że teraz muszę uzbroić się w cierpliwość.

Mam ostatnio straszne problemy z dzieciakami.

Najpier Młoda wylądowała w szpitaku z ZUM + 3dniowka a póżniej Pierworody dostał zapalenia oskrzeli, wysokiej gorączni w 4 dobie brania antybiotyku i wysypki- przypominającej plamki żyrafy, które zlewały się tworząc czerwone plany. Obecnie z Pierworodnym jest już dobrze- plamy bledną, gorączki nie ma. Niestety teraz Młoda zaczęła nam od wczoraj gorączkować. Bierze Bactrim- na Ecoli która znów się pojawiła w moczu. Teraz nie wiem, czy ta gorączka to wynik zarażenia się od Młodego czy może znów mamy ZUM. Nie mam pojęcia co robić. Chyba poczekam na wysypkę. Jeśli nie pojawi się do poniedziałku to będzie wesoło.

Postanowiłam się zebrać w sobie i dokonać wszelkich starań aby do urodzin dzieciaków zobaczyć poniżej 77. Mam jeszcze 4 tygodnie więc powinno się udać.

Ostatnio wpadłam na "świetny" pomysł- aaaa jest jakiś film, może obejrzę go kręcąć hula- hop? Wszystko fajnie tyle że od tego 30min kręcenia, mam takie sińce (jest z wypustkami- niby do masażu) że szok. Trzeba sobie zrobić przerwę ze Skalpelem żeby zeszły sińce.

Co do diety to ok. Wydaje mi sie że jadam za mało i to jest powód tak powolnej redukcji wagi. Do tego nie ćwiczyłam. Zobaczymy przez ten miesiąc. Postaram się trochę poćwiczyć i zotawić dietę w takim stanie jaki jest.

Myślałam ostatnio o bieganiu ale boję się anginy. Jest jeszcze zimno a ja jak się zasapię musze oddychać ustami.

Strasznie trudno wygospodarować mi trochę czasu dla siebie. Praca i 2 etat w domu wykańczają mnie. Wieczorem usypiając pierworodnego, zasypiam razem z nim. Do tego dochodza nocne wstawania żeby nakarmić rocznego Żarłoczka.