Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od lat walczę z nadwagą - chudnę, potem tyję, tak w kółko. Ale od jakiegoś czasu przestałam chudnąć, nic nie pomaga, ani ćwiczenia, ani ograniczenie jedzenia, ani diety. Jestem załamana i zdesperowana.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8162
Komentarzy: 54
Założony: 8 lipca 2012
Ostatni wpis: 1 czerwca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
patly

kobieta, 55 lat, Kielce

161 cm, 63.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 grudnia 2012 , Skomentuj

Wigilię spędziliśmy u teściów mojego brata i tam mam zrobione zdjęcie z moją mamą i bratem. Wreszcie jest udokumentowane jak aktualnie wyglądam.


A przez święta oczywiście trochę pojadłam. Najgorzej było dzisiaj, bo siedziałam cały dzień sama. Mąż jak zwykle w pracy, córcia u chłopaka, a ja skazana na łasuchowanie. Samotność jest najgorsza. Co chwilę chodziłam coś dojadać.
Dostałam w prezencie gwiazdkowym ławeczkę do ćwiczeń. Zmontowałam ją dzisiaj, ale chwilowo nie mam jak na niej ćwiczyć, bo brakuje miejsca. Mąż musi najpierw uprzątnąć i przemeblować pokój, żebym mogła rozłożyć moje narzędzia do ćwiczeń. Mąż co prawda obiecał, że ma teraz 2 dni wolne i ogarnie ten pokój, ale za dobrze go znam. Jak stale pracuje i ciągnie po 36h do trudno wymagać od niego żeby sprzątał. Trochę już mam tego sprzętu: rower stacjonarny, stepper, step, hantle, drążek, kołyska do brzuszków, hula-hop, legmagic i teraz ławeczka. Sfrustrowałam się, że nie mogę poćwiczyć bo nie ma miejsca i żarłam cały dzień.  Do tego popijałam winko, co dodatkowo pobudzało apetyt.
Obiecuję sobie, że od jutra znowu wchodzę na totalną dietę. Nawet rozważam ponowne wykupienie pakietu dieta + fitness, bo chyba tylko w ten sposób zmotywuję się do zrzucenia jeszcze tych kilku kilogramów. Fakt, że wyglądam dobrze - ale nie doskonale. Wymarzyłam sobie wagę 56kg i chciałabym taką wagę osiągnąć zanim dopadną mnie zmarszczki i każda utrata wagi będzie groziła wypłynięciem na twarz nowych zmarszczek.
A jeszcze do tego wszystkiego moja Zula ma cieczkę i nie mogę z nią chodzić na długie spacery, bo okoliczne kundle nam towarzyszą.
Byle do nowego roku.
Chyba każda z nas marzy, że 01-01-2013 zacznie nowe życie z dietą i odchudzaniem.
Życzę każdej z nas powodzenia i spełnienia naszych życzeń. I żeby pierwszy styczeń był każdego dnia i każdego dnia udawało nam się utrzymać dietę i fitness.

13 grudnia 2012 , Komentarze (2)

Moja waga 63. Niestety przytałam 1,5 kg, ale jestem na etapie obkurczania ponownie żołądka. Cały dzień na maślance. Na zachętę do dalszej walki kupiłam sobie wagę z pomiarem tkanki mięśniowej, kostnej i wody. Dzisiaj z nowym zapałem wzięłam się do pracy nad swoją wagą, ale nie zmusiłam się do jazdy na rowerze.

Dzisiaj siedzę do 18 w pracy więc łatwiej mi nie jeść. Problem zacznie się dopiero wieczorem, kiedy zostanę sama w domu, bo mąż idzie na noc do pracy. Jak zostaję sama to mnie co chwila ciągnie do kuchni na dojadanie. Pewnie nie tylko ja mam taki problem. Próbuję oszukiwać i skubię po jednej rodzynki, albo crunchy owocowe.

 

4 grudnia 2012 , Komentarze (2)

Utknęłam i nie mogę się zmobilizować do dalszej walki. Pogoda nie działa na mnie pozytywnie. Rano nie mogę się zwlec z łóżka, żeby jeździć na rowerze, a po południu leń jest zbyt silny. Fakt, że wczoraj udało mi się zmusić do 45 min jazdy i paru brzuszków. Potem chwila z hula-hop. Ale dzisiaj znowu wygrał leń. Jutro jestem do późna w pracy więc pewnie znowu nie będzie ruchu. Nie lubię jesieni i takiej ponurej pogody. Stale chodzę senna i brak mi energii. Macie może jakąś metodę na taką atmosferę?

23 listopada 2012 , Komentarze (1)

Nareszcie koniec stresów i napięcia. Zdałam dzisiaj egzamin na motor. Żyłam w nerwach i stresie czekając na ten termin. Byłam okropna dla otoczenia, ale wreszcie mam to za sobą. Fakt, że zdałam za drugim razem, bo za pierwszym spanikowałam jak zobaczyłam, że mam zdawać na Yamaha, a do tej pory jeździłam tylko na suzuki. Wmówiłam sobie, że jak będzie Yamaha to nie zdam i tak się stało. Ale dzisiaj też była Yamaha, tylko, że ja już wiedziałam o co w niej chodzi i dałam radę. Jestem z siebie dumna. Motor już czeka do ciepłej wiosny.
Moja pierwsza jazda na naszym sprzęcie, która zachęciła mnie do prawka.

Waga 62,5. Tylko 1kg w górę, ale zamierzam teraz bezstresowo ruszyć w dół, aby zakończyć zaplanowany etap.

28 października 2012 , Komentarze (2)

Dawno nie wchodziłam na vitalię. Skończyłam program odchudzania - nie osiągając wagi idealnej. Myślałam, że sobie poradzę. A poza tym nie miałam wsparcia od Was. Wiem, że nie jestem osobą zbyt interesującą i nie prowadzę pamiętnika w sposób ciekawy. Dlatego przestałam pisać. Ale okazało się, że przytyłam 1,8kg. I jeszcze jedno - z powodu zimna i brzydkiej pogody rozleniwiłam się i przestałam rano jeździć na rowerze. Ale od dzisiaj znowu wzięłam się do roboty. Rano jeździłam 55min - 32,22km; 518kcal - oczywiście na stacjonarnym. Potem 15 min na stepperze - 150kcal; i trochę siłówki.
W każdym bądź razie bez względu na to czy ktoś czyta moje wypociny, czy nie, na pewno takie pisanie mobilizuje mnie do pracy bardziej niż moje psyche. Fakt, że wsparcie od Was jeszcze mocniej mnie dopinguje do pracy.
Chcę ważyć 56 kg i osiągnę tę wagę - bo tak chcę.
Moja córcia wróciła po 1,5 miesiąca i niestety też przytyła. Teraz dała mi 10 dni na obkurczenie jej żołądka. Oczywiście walczę. Ale to ciężka sprawa. W akademiku odżywiają się bardzo niezdrowo, a do tego dochodzą imprezy i alkohol. Poradziłam jej, żeby przerzuciła się na wino wytrawne i spróbuję jej trochę ten żołądek obkurczyć. Ale ją odrzuca od mojego zdrowego żywienia. Ona nienawidzi warzyw. Za to kocha boczek.
No i co ja mam zrobić? W domu je to co jej dam, ale jak spotyka się ze znajomymi to nie wiem co spożywa. A niestety musi dbać o linię bo jest na AWF-ie i waga przeszkadza w treningach.
Damy radę!!!

7 października 2012 , Skomentuj

No i po weekendzie. Spotkanie na uczelni było super. Większość zauważyła, że schudłam. Zrobiłam furorę. Umówiliśmy się na sobotę u mnie w domu i w piątek pogoniłam męża do sprzątania jego pokoju, w którym była graciarnia. Poszliśmy spać o 2, więc nie było mowy o porannej jeździe na rowerze - na 8 do szkoły. W sobotę poszliśmy z grupą na pizzę do Włocha, a potem do mnie. Trochę mąż był rozżalony, bo szedł na noc do pracy, ale cóż - życie jest brutalne. Imprezowaliśmy do 2 i znowu nie pojeździłam na rowerze, bo na 8 znowu do szkoły. Potem pojechałam na winobranie i już miałam cały dzień zorganizowany przy winogronach. Dopiero siadłam i mogłam cokolwiek napisać. Dzień był paskudny - przemokłam na winobraniu i czuję, że zaczyna mnie coś brać. Mąż już zaserwował mi leki, zaraz gorąca kąpiel i lulu.
Najważniejsze, że waga pomału idzie w dół. Wczoraj było 61,5. Dzisiaj bałam się stanąć na wagę po wczorajszej imprezie (pizza, chipsy, sałatka, wino).
Walczę dalej. Jeszcze tylko 5,5 kg. Będzie dobrze.

29 września 2012 , Komentarze (1)

Ależ był dzisiaj piękny dzień. Spędziłam go bardzo czynnie i właśnie zasiadłam w fotelu z kompem i nareszcie relaks. Wstałam o 8, szybkie wyjście z pieskiem, śniadanie i pragnienie pójścia na rower. Wyszłam więc zabierając najpierw ze sobą Zuzaka. Zrobiłam z nią 3 km i zostawiłam w domu (ależ była zrozpaczona - rzucała się na drzwi i wyła). Ale musiałam sama też przejechać te troszkę kilometrów. W sumie zrobiłam 40 z przerwą po 32 na odwiedziny mamy na działce. Zaraz po powrocie do domu zjadłam obiad i poszłam z Zuzakiem szybkim tempem wokół zalewu (3,5km). Potem pojechałam na zakupy. Następnie ugotowałam jedzenie dla psiaka i zrobiłam śliwkową nutellę dla Córci. Potem wykonałam planowane ćwiczenia modelujące i poćwiczyłam na stepperze. I tak zeszło do 19. I dopiero po włożeniu powideł do słoików mogłam odpocząć.
W telegraficznym skrócie tak wyglądał mój dzień, oczywiście mąż jak zwykle w pracy. Wróci jutro rano i jeśli pogoda dopisze to pojedziemy do naszego azylu. Może troszkę pogrilujemy.
No i na wadze nareszcie 62.
Nie udało mi się w terminie osiągnąć mojej idealnej wagi, ale zamierzam walczyć nadal i nie poddawać się.

26 września 2012 , Skomentuj

Dzisiaj 62,6. Załamka.
I śniadanie - crunchy z mlekiem (180)
II śniadanie - gruszka (90)
obiad - pieczarki ze szparagami i 4 plasterki oscypka (350)
przekąska - jabłko (80)
kolacja - chleb ryżowy z serkiem i wędliną (280)
Dzisiaj piękna pogoda, a ja niestety w pracy do 18. Nie pójdę więc na rower. A poza tym dzisiaj ma być dzień bez ćwiczeń (oczywiście poza porannym rowerkiem na rozbudzenie).

25 września 2012 , Komentarze (2)

Nie wiem już co robić. Od 3 tygodni próbuję zejść poniżej 62kg i nic. Cały czas waga skacze raz 62,5 a raz 63,5. Trzymam dietę (przynajmniej jeśli chodzi o ilość kalorii) i ćwiczę 2 razy dziennie (rano rower stacjonarny 40min, a po południu rower normalny ok. 90 do 120min). Jestem bliska załamania i zniechęcenia. Mąż mnie uspokaja, żebym się nie martwiła, ustabilizuję wagę i znowu drgnie, ale ja nie bardzo w to wierzę. Bardzo chciałam do października zejść poniżej 60. Zajęcia na studiach zaczynają mi się 5 października i chciałam wszystkich zaszokować moim wyglądem. Wiem, i tak będą zaskoczeni, ale ja chcę jeszcze troszkę. Tak jak pisałam najtrudniej zrzucić z bioder i ud, a to właśnie tu jest umieszczone to moje 2,5 kg.
A dzisiaj spożyłam:
I śniadanie - 2 kromki chleba chrupkiego z serkiem czosnkowym i rzodkiewką (180)
II śniadanie - jabłko (80)
obiad - pieczarki z porem i 4 plasterki smażonego Oscypka (300)
przekąska - brak
kolacja - jabłko i 30g mussli tropikalnego. (200)
Do tego rano o 5.20 jeździłam na rowerze stacjonarnym 40min (-320kcal) i po obiedzie jeździłam 126 min na rowerze górskim (42,77km, spalone 1386kcal).
No jak jutro nie będzie poniżej 62 to się totalnie wkurzę.

23 września 2012 , Skomentuj

W sumie chyba całkiem niezły mam ten efekt diety. 10,5 kg w 10,5 tygodnia. Najwięcej schudłam w pierwszym tygodniu bo 4 kg, ale przyznam, że czekając na przygotowanie diety zrobiłam sobie tydzień maślankowy w celu obkurczenia żołądka i przygotowania się psychicznie do odchudzania.
Wiem, że niektórzy krytycznie patrzą na moje zimne prysznice poranne, ale dzięki temu moje ciało ładnie się obkurcza nie zostawiając wiszącej skóry, bo poprawia się krążenie. Po każdych ćwiczeniach biorę najpierw gorący, a potem zimny prysznic. W końcu muszę brać pod uwagę, że już nie jestem nastolatką i moje ciało też nie jest już takie jędrne jak kiedyś, ale dzięki wspomaganiu wyglądam całkiem całkiem. Najtrudniejsze przede mną, bo muszę zrzucić z bioder i ud, a to jest masakrycznie trudne.
Postaram się w końcu porobić fotki i je udostępnić, żeby nie być gołosłowną.
Śniadanie - 2 kromki chleba chrupkiego z kremem łososiowym, tuńczykiem i rzodkiewką
Potem jazda na rowerze: najpierw rundka z pieskiem, a potem 47km sama (2h12', spalone 1538kcal).
obiad - lekki bigosik
przekąska - jabłko gotowane z nutellą śliwkową
Spacer z psem 3km.
kolacja - brokuły z rodzynkami, płatkami migdałowymi i jogurtem.
Był dzisiaj cudowny dzień, nie mogłam usiedzieć w domu. Rano było chłodno i jeździło się fantastycznie. Musiałam iść z Zuzaczkiem na długi spacer.