Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co nakłoniło mnie do zrzucania nadmiernego tonażu? ano zdjęcie sprzed 10 lat gdzie mieściłam zadziszcze w rozmiar 42/44 a teraz ledwo w 50 wchodzę. Strzykające kolana też miały w tym udział. I tak sobie chudnę i tyję, tyję i chudnę i mam już dość... Albo schudnę i tak już zostanie albo.... Nie ma albo. Schudnę.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24822
Komentarzy: 275
Założony: 19 lipca 2012
Ostatni wpis: 21 grudnia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pokusica

kobieta, 38 lat, Żywiec

173 cm, 81.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Na początek schodzimy do dwucyfrowej wagi.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 lutego 2015 , Komentarze (7)

Zawsze śmiałam się z ludzi, którzy po kupieniu samochodu zapomnieli od czego są nogi. No i wczoraj wieczorem chcę jechać do Mamusi a w lewym kole z przodu "tyk-tyk-tyk". No to D. do kanału pod autko i ... Łącznie 700zł za części. Więc do Mamusi idziemy na nogach? To tylko 5km. Nie, dzwonimy po siostrę: Kacapie, przyjedź po nas. No i Kacap przyjechał, odwiózł. Bo nie chciało nam się iść spacerkiem. Eh, jak to człowiek piórkami obrośnie to potem bieda 5km przejść. Wstydź się, kobieto, wstydć!

No ale jak tu do pracy? Autobusy na trasie dom-praca nie kursują, brak takiej linii. A z najbliższego przystanku 4km polami a tu wieje i śnieży. Więc zadzwoniłam do pracującej ze mną dziewczyny czy podjedzie rano. Podjedzie, ale pod kościół. Trudno, darmo, ok - podejdę tyle. No i dzisiaj 5-45 wyszłam z domu i strzeliłam sobie 10 minutowy spacerek. Nawet się mi podobało. Rozruszałam się, obudziłam.

5 lutego 2015 , Komentarze (11)

Przed chwilą się ważyłam i się załamała. Wróciła mi cała waga. Załamka. Mam dość. Chodzi za mną nawet myśl czy nie przejść na 13-dniową Kopenhagę albo 7-dniową Mayo. Tylko yoya się boja.

Nie wiem cxzy wspominałam, ale mój D. ma córkę z pierwszego związku. Płaci na nią alimenty. Pracuje, czy nie pieniądze na to być muszą. Koniec. No to płaciliśmy i było ok. A wczoraj wracam z pracy a teść mi list daje: "Komornik Sądowy taki i taki przy Sądzie Rejonowym tu i tu. Blablabla... zajmuje wierzytelność z tutułu almientów ZALEGŁYCH (za luty 2015 - płatne do 10 lutego 2015 - WTF??) i kolejne przyszłe zaległości... blablabla" I na koniec, że wysłano do wiadomości firmy XYZ, w której D. pracuje od miesiąca. 

Się pytam - od kiedy 5 dni przed terminem należność jest przeterminowana? Dlaczego chcą zająć 3/5 wynagrodzenia skoro alimenty są znacznie niższe? 

Ta stara próchnica - szanowna ex-małżonka D. - nie pozwala mu się z dzieckiem widywać, wyszła za mąż, zmieniła małej nazwisko, pieniądze dostaje co miesiąc i jeszcze taki numer. Normalnie siąść i płakać.

Jedyny sukces to 3 dni bez czekolady. 

2 lutego 2015 , Komentarze (2)

Kij od miotły mnie strzela. Teściowa jak zwykle doprowadza mnie do szału. A jeszcze mama po zabiegu (defibrylator jej wstawiali), roboty w 3 tyłki. Czasu na normalne jedzenie nie ma, czekolady mi się chce i mam okres.... BUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!

Dość użalania się nad sobą, nie po to mi Bozia na tyle silną wolę dała, że palenie rzuciała. Pokusica, ty stara franco, zaciskasz od sdziś poślady i koniec słodkości. Nawet tej 1 łyżeczki cukru w herbacie Ci już nie podam, leniwcu !!!!

A jak wytrzymasz do walentynek to pozwolę Ci na tego lizaka-serduszko co to go D. zawsze na WalenieTynków kupuje :)

20 stycznia 2015 , Komentarze (3)

Spora część z nas farbuje włosy. Bo są siwe, mają mysi kolor, ładniej nam w brązie a Matka Natura dała blond itd., itp. No to kupujemy farby, szampony koloryzujące, przyciemniamy, rozjaśniamy, cieszymy się włosami w żywych kolorach, błyszczącymi a potem… No właśnie… Potem… Kolor płowieje, szarzeje, zanika. Tym bardziej, jeśli trafi Ci się farba taka jak ostatnio mi. O porażce zwanej Syoss pisałam wcześniej. Po tym mało fajnym incydencie z podkulonym ogonem wróciłam do Joanny Dziki kasztan. Ale postanowiłam zadbać również o przedłużenie efekty. I w łazience pojawił się szampon SANOTINT COLORCARE do pielęgnacji włosów farbowanych. Z ciekawością przeczytałam skład i opis produktu. Żywica/olejek z nasion indyjskiego bambusa, witamina E, ekstrakt ze złotego prosa. Brzmiało obiecująco. No to ufarbowałam, znaczy szwagierka mi ufarbowała. No i zaczęłam obserwować te moje farbowane kłaki. Myję włosy co 2 dni więc używam raczej delikatnych środków myjących żeby nie naruszyć struktury włosów. Ciekawa byłam co też będę miała do powiedzenia po miesiącu.

WNIOSKI

Na pierwszy rzut musze przyznać, że mino nie dużej ilości piany – doskonale myje i odświeża włosy. Zapach neutralny, szybko zanika. Dla mnie to plus, bo nie gryzie się z zapachem perfum.

I tydzień – 7 dni po farbowaniu

- kolor bez zmian – nie blaknie;

- głębia koloru i jego blask nie straciły niczego;

- włosy są miękkie i gładkie; nie plączą się, nie puszą;

II tydzień – 14 dni po farbowaniu

- kolor nadal pozostaje intensywny i głęboki;

- włosy są miękkie i łatwo się rozczesują, nie są obciążone;

- nawet siwe pasma nadal są w intensywnym kolorze;

- zaczynam widzieć pierwsze odrosty – minimalne, ale już są;

III tydzień – 21 po farbowaniu

- odrosty już są widoczne, zwłaszcza siwe;

- kolor na siwych pasmach zaczyna tracić intensywność i przypomina jaśniejsze refleksy (swoją drogą podoba mi się taki efekt);

- włosy nadal miękkie;

IV tydzień – 27 dni po farbowaniu

- siwizna coraz bardziej widoczna, ale nadal jest to tylko jaśniejszy odcień brązu; nie liczę odrostów (tu już Święty Boże nie pomoże)

- kolor zachował blask, mimo częstego mycia,

- miękkie i lśniące włosy są puszyste;

PODSUMOWUJĄC

Jeśli szukacie szamponu do włosów farbowanych, wymagających delikatnej pielęgnacji a zarazem dokładnego oczyszczenia SAMOTINT COLORCARE jest perfekcyjny. Przedłuża żywotność kolory, nawet na trudnych siwych włosach. Nadaje im blask i głebię. Po czterech tygodniach kolor nadal wygląda pięknie. Cena około 49,90zł do kupienia:

http://www.bebeautyempire.com/szampon-podtrzymujac...

9 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Mówiłam, że to się źle skończy, te Święta - no mówiłam. I co? I źle się skończyły. Teściowa się foszy, kij z tym. Przeżyję. Nienawidzę Świąt za te ciasta, sałatki, pieczenie i lenistwoAle znów mam plusa na wadze, sadło się trzęsie. Ostatnio to mnie strasznie uderzyło jak się kochaliśmy. Tsunami mi szło od ud po same cycki. I diabli wzięli klimacik w sypialni. MAKABRA!!! 2 dni temu znów zaczęłam włączać powoli opcję "rusz futerbel" ale małymi krokami bo po 20 przysiadach miałam zakwasy i kurcze ud. 

22 grudnia 2014 , Komentarze (10)

Jak już wspominałam, ten roku był ciężki. Kłótnia z rodziną, ciężka awantura w pracy, gęsta atmosfera, która ciągnie się aż do teraz. D. bezskutecznie szukał pracy. Ale los się uśmiechnął - w piątek D. dostał pracę. Muszę oddać honor mężowi koleżanki, gdyż to on jakoś wrzucił temat  żeby złożyć tam papiery. I udało się. Na razie okres próbny na 2 miesiące. To chyba najlepszy prezent na te Święta. :)

10:10 Przestało być fajnie. Jakiś kretyn potrącił mojego psa i uciekł. Biedny Sid zdechł ;(

17 grudnia 2014 , Komentarze (6)

Co do wcześniejszego wpisu – przeszło mi dopiero wczoraj L

 

Powoli zaczynam myśleć o Świętach i nie wyobrażam sobie tego. To moje drugie Boże Narodzenie u teściowej. Diabli mnie biorą bo nie znoszę tej kobiety – toleruję, to fakt ale nie znoszę. Jest denerwująca, uparta i nie można jej nic wytłumaczyć. Ostatnio poważnie mówi do 12- letniego bratanka D., żeby nie siedział tyle przed laptopem, bo panuje wirus komputerowy i się zarazi. Myśleliśmy, że żartuje a ona poważnie, że to potem się leczy i że on młodsze dzieci zarazi. Tłumaczymy i tłumaczymy a ona, że i tak wie swoje. OK.

Z rzeczy bardziej denerwujących – grzebie w naszych rzeczach. Włazi nam do pokoju i grzebie w dokumentach, kosmetykach, ubraniach. Przegląda mi nawet majtki!!! SIC! Najlepsze na koniec – kradnie. Proszek do prania (szwagier wozi mi niemiecki – 90zł/6kg), płyn do naczyń (potem rozrabia mi Fairy wodą – na jak mam nie zauważyć jak ma potem gęstość wody i pieni się w butelce?), kostki rosołowe czy cukier nawet. Kupiłam końcówkę do mopa, zostawiłam w łazience – schowała ją przede mną na balkonie swojego pokoju. Nie chodzi o to,  że nie ma na to pieniędzy – po prostu ona lubi mieć wszystko za darmo. Najpierw żerowała na swoich rodzicach, potem na mężu. Później utrzymywał ją mój D. A odkąd żyjemy razem z D i on nie ma pracy, na wszystko zarabiać muszę sama, ona też musi wszystko kupić sama. Gotujemy oddzielnie, pierzemy oddzielnie. I już nie mogę wytrzymać, Toż to dla mnie nie do zniesienia taki domowy złodziej.

A wczoraj ona do mnie tekstem czy robimy sałatkę jarzynową na Święta i że całe jej rodzeństwo zaprasza się do nas na Szczepana. Musiałam wyjść żeby na nią nie nawrzeszczeć. Nie ma mowy, żadnego donoszenia do stołu nie odstawię – jadę do mamy i wracam późnym wieczorem. Chce imprezę sobie robić, stać ją na to? To niech robi! Ja mam skromne plany w tym roku i skromny budżet. I żadnego wspólnego biesiadowania z ukochaną na nasz rachunek nie planuję. To będą koszmarne Święta. Żałuję, że zgodziłam się wziąć pracę do domu. Mogłabym wyjechać do ciotki w góry i mieć to w nosie.

 Najchętniej wyniosłabym się od niej, ale chwilowo nas nie stać. Więc codziennie odkrywając ślady jej buszowania po naszym pokoju odgrzebuję najgłębsze pokłady cierpliwości i zaciskam zęby - tylko, że już mnie od tego szczęka boli.

Czy ja jestem normalna?

13 grudnia 2014 , Komentarze (4)

Nie wiem jak mam to napisać, żeby nie wywołać odruchu wymiotnego… Cóż, Pokusiła też człowiek – na stronę też musi. Ale to miało być raz dziennie. A od wczoraj raz dziennie to ja z kibelka wychodzę. Problem jest niespotykanie rzadkiej natury, jeśli wiecie o czym mowa. Cały czas piję wodę, żeby się nie odwodnić. I w głowę zachodzę: po pierwsze za co? Po drugie z czego? Jabłka jem, ale bez przesady, nic starego w lodówce nie gości – sprawdziłam. Jem to co D. a jemu nic. Sama już nie wiem…

1 grudnia 2014 , Komentarze (9)

Zachciało mi się upiec chleb. Pierwszy w życiu domowy chleb z ziarenkami i na mące orkiszowej ciemnej, co prawda nie na zakwasie a na drożdżach. Więc w sobotę po pracy zakasałam rękawy i dawaj. Dołożyłam do niego złoty len, sezam biały i czarny, zwykły len i słonecznik. A co, niech będzie na bogato. Ciasto pięknie wyrosło, przełożyłam do formy, wyrosło pięknie ponownie. No i siup do rozgrzanego pieca. I tu zawaliłam – za mocno nagrzałam piekarnik. Chlebek wyszedł bardzo zbity i niski. Do tego twardy. Za to wilgotny i zwarty. Na kanapki się nie nadawał, nie można było ukroić zgrabnej kromki. Mimo to smakował super. I chyba nastawię zakwas dla odmiany. Na Boże Narodzenie muszę już umieć upiec domowy chleb. Muszę i już.

Więc jeśli macie przepis na prosty, smaczny, niezbyt tuczący bochenek chleba, najlepiej z ziarnami – uwielbiam, to jestem otwarta i czekam.

28 listopada 2014 , Komentarze (11)

Trwało co prawda długo ale znów mi ubyło. Tym razem 98,1kg. Tak patrzę na moją pierwszą wagę w tym roku-103,5kg i myślę, że piekielnie opornie mi idzie... ale idzie. Dam radę. Muszę. Przecież pomału idę do celu. I dojdę tam. Ja? Ja nie dojdę? Z moją figurą? :)