Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 163164
Komentarzy: 2517
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 5 czerwca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 71.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Nic tylko piłabym w kółko:

- inkę z kakao i mlekiem

lub

- herbatę z imbirem i goździkami 8)

A jadła?

Zupy, zupy, zupy! (slina) Na tłustym rosołku :D Albo gulasze (smiech)

A jeszcze nie tak dawno (ze 3 tygodnie?) człowiek marzył o schłodzonych posiłkach i napitkach...:?

Co do napitków % - mija tydzień mojej dzielności :p A dziś pewnie będę oblewała nowe okulary, w końcu je odbieram :) I przynajmniej z tym będę miała spokój, na najbliższe lata ;) Jeszcze tylko fryzjer (jak się w końcu zdecyduję, bo waham się pomiędzy 4 opcjami!) i jakaś tam metamorfoza będzie zaliczona 8) Fajnie będzie się tak trochę zmienić :) Może poczuję się ładniejsza? Może doda mi to odwagi przy szukaniu pracy? Wolałabym, żeby nie było tych "może" w powyższych zdaniach, jednak... zasiedziałam się ;( już dawno straciłam rozpęd (szloch) i czuję jakbym "zabierała się za życie" po raz pierwszy....Także, metamorfozo! pomóż!! spełń swoje zadanie :D

***

Dietka bez większych wtop :) Obserwuję tendencję spadkową, ale z aktualizacją paska wstrzymam się do następnego tygodnia ;)

25 sierpnia 2014 , Komentarze (15)

Jak już pisałam, w zeszły piątek byłam u okulisty w celu rutynowych badań po okulary. Sama wizyta przeszła szybko i bezboleśnie. Jestem zadowolona z badań i lekarza. Okazało się, że wada postępuje powoli, nie ma dużych zmian, co jest super informacją, ponieważ w podstawówce straszono mnie koniecznością operacji, a w przypadku jej braku do pełnoletności - postępującą ślepotą... Taa... nie ma co, miałam farta do "inteligentnych" lekarzy....

Po badaniu, podbudowana wynikami, pełna optymizmu stanęłam przed ścianą pełną oprawek. Miałam jakąś tam wizję modelu, więc sięgałam i mierzyłam sztuki, które mi się podobały. Na to wtrąciła się pani obsługująca salon. Piszę wtrąciła, bo wcześniej miała mnie w dupie. Najpierw obsługiwała dwóch klientów na raz, potem zawisła nad telefonem, aż w końcu zajęła się przekładaniem kilku papierków z miejsca na miejsce.

Aż w końcu postanowiła zainterweniować i słyszę coś takiego:

"Nie, nie, nie. Tego pani sobie zrobić nie może. Takie oprawki nie są dla pani. Z tak specyficzną urodą musi pani podkreślić ten mankament, aby stał się zaletą! Przy tak blisko osadzonych oczach i szerokiej czaszce musi pani wybrać większe oprawki. Te co pani mierzy sprawią, że oczy zamienią się w szparki. Pani ma za dużą twarz do takich oprawek!"

Jak byście zareagowały? Bo mnie ścięło i zmurowało....

Bez słowa protestu zaczęłam mierzyć te ohydne oprawki na pół twarzy z "grubymi konturami"... Trochę to potrwało, ale w końcu mnie odblokowało.

Po tym jak udała, że nie słyszy, jak powiedziałam, że szukam modelu zbliżonego do tego, który noszę aktualnie i innego nie wezmę, również zaczęłam ją ignorować. 

Tak strasznie żałuję, że nie zapłaciłam w tamtym momencie za okulistę, nie wzięłam recepty i nie wyszłam....

No, ale... oprawki wybrane, siadam naprzeciwko niej, do salon ktoś wchodzi i co? Idę w odstawkę. Jakaś koleżanka wpadła po płyn do soczewek. Jego zakup zajął jej 5 minut....

Przewinął się jeszcze ktoś wychodzący i wchodzący do gabinetu, jeden telefon, bo pani się coś pilnego przypomniało i w końcu jesteśmy - ustalamy szczegóły. Pierwsze pytanie, czy chcę spiłowane brzegi.... pytam, czy szkło będzie wystawać, ona, że nie, ale warto zadbać o końcowa estetykę. Potem zaczęło się przeszukiwanie katalogów. W tym momencie, pomyślałam, że fajnie, może i jest idiotką, ale nie chce ze mnie zedrzeć najwyższych stawek, po czym postanowiła się odezwać i czar prysł: " z tego to akurat wyjdzie jakoś 400 zł., to dużo prawda?" i coś tam jeszcze plotła, a ja dostałam kurwicy galopującej. Najwidoczniej wyglądałam na klienta, którego nie stać! :<  I pomyślałam, że koniec, jak tak to niech się gimnastykuje, żeby było jak najtaniej. Nie dam babsztylowi na sobie zarobić!

Coś tam jeszcze mamrotała do siebie: " no nie, młoda dziewczyna musi mieć antyrefleks..." A spróbowałaby mi zamówić, szkła bez tej powłoki... pogryzłabym chyba!!

Wyrobienie tych okularów trochę potrwa, bla bla, pitu pitu.... znam to, zawsze czekam co najmniej tydzień.... ale tak dziwnej wizyty u optyka nie miałam jeszcze nigdy! Strasznie żałuję, że nie poszłam znowu do Vison. Jak dotąd, nigdzie indziej nie potraktowano mnie tak dobrze.

I chyba pierwszy raz w życiu pofatyguję się o wystawienie kilku negatywnych opinii na necie...Przede wszystkim za podejście do klienta.

Druga sprawa, już bardzo subiektywna, to to co powiedziała o budowie mojej twarzy, chyba zostanie ze mną na bardzo długo.... Za każdym razem gdy myję ręce i patrzę w lustro, widzę te moje blisko osadzone szparki w szerokiej czaszce i... robi mi się niedobrze....

***

Przez to wydarzenie, nie potrafię się cieszyć z tego, że dogoniłam pasek. Powrót na dobre tory, jest już oficjalny, należałyby się jakieś fanfary z tego tytułu... A tak?

Mam ścisk w żołądku na myśl, że odbierając okulary, być może znowu się na nią natknę...

22 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Tak, tak... boję się jak dziecko (smiech) Już chyba wolę chodzić do ginekologa :p

W czym rzecz? Ano w kropelkach na rozszerzenie źrenic. Nie każdy okulista stosuje je przed badaniami do nowych okularów, ale większość tak... A u tego pana jeszcze nie byłam, więc nie wiem co mnie czeka.... Siedzę i się przejmuję, bo stara baba, a na krople do oczu reaguje histerycznie.... I ten późniejszy dyskomfort z rozmazaną wizją...

Aaaa, chciałabym już być po.... A wizyta dopiero o 17.... eh....

***

Co z dietą?

Jem ładnie, tylko piwkuję za dużo. Ostatnio same okazje do oblewania... ;) Nowe okulary też pewnie będzie trzeba opić :x

20 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Tak kostka czekolady na czczo to był porażkowy pomysł. Praktykowałam go cale dwa dni (smiech) Strasznie mnie po tym mdliło...

Jak pisałam w poprzednim wpisie, pilnuję żeby w moim menu znalazło się więcej pestek. Ostatnio wzbogaciłam się o te z dyni, podobno są bezkonkurencyjne jeżeli chodzi o zawartość magnezu :) Jednak prochy też kupiłam, strzelę sobie dwumiesięczną kurację, bo skurcze to zło :< 

No i co jeszcze? Bardzo mocno staram się komponować posiłki oparte na Metodzie Montignaca ;) W praktyce różnie to wychodzi.... Troszeczkę pociesza mnie świadomość, że nie zawalam na całej linii, tylko coś gdzieś wpadnie... Teraz popracuję nad tym, żeby przestało tak wpadać :D

Generalnie nie jest źle.... :)

15 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Znowu pojawiły się paskudne skurcze łydek nad ranem :| Myślałam, że samo odstawienie kawy pomoże...heh...

Lekarz kiedyś zalecał mi magnez z potasem. I faktycznie, po miesięcznej kuracji zawsze był spokój, ale kupić prochy to nie sztuka. Sztuką jest zweryfikowanie diety ;) Odświeżyłam wiedzę na temat produktów bogatych w magnez i co się okazuje? Ano nie jestem z nimi tak bardzo na bakier :) W moim menu często pojawiają się płatki owsiane, szpinak, strączki i kasze. Nad pestkami i orzechami zdecydowanie muszę popracować, ale teraz mam dodatkową motywację, żeby pamiętać o nich w codziennym menu ;) W zestawieniu 15 produktów najbogatszych w magnez pojawiło się kakao... I przypomniało mi się jak ktoś, gdzieś, coś na ten temat... :D mówił właśnie o kostce gorzkiej czekolady na czczo ;) No to kupiłam jakąś wysokoprocentową i od dziś praktykuję :PP

***

A teraz się tłumaczę dlaczego tak długo nic nie pisałam.... Myślałam, że wrócę w wielkim stylu, że będę mogła pochwalić się sukcesami i w ogóle i w ogóle.... Prawdą jest, że dopiero doganiam pasek. Przebimbałam te letnie miesiące. Były pełne wzlotów i upadków, i miałam masę podejść do ogarniania się. Dopiero ostatnie 3 tygodnie były "almost perfect".... Czy po tym czasie mogę powiedzieć, że wróciłam na dobre tory? Wierzę, że tak 8) I chociaż wiem, że dzisiaj będzie tzw. cheat meal jak ta lala to nie rwę włosów z głowy ;) Bo już jest dobrze :) Nie tylko mówię, że się ogarnęłam, ale na prawdę to zrobiłam :)

18 lipca 2014 , Komentarze (10)

Od jakiegoś czasu, chodząc do sklepu, mijam taką jedną po drodze. Umiejscowiona jest w takim mini parku, bardziej skwerku, w pobliżu jest fontanna, ładne alejki z drzew - jednym słowem, bardzo fajna miejscówka, żeby sobie usiąść, odpocząć, poplotkować z sąsiadką :D I wiecie kogo tam zawsze widzę? Bez względu na to, jaka jest pora dnia, urządzenia do ćwiczeń oblegane są przez... emerytów! (smiech) Za pierwszym razem myślałam, że klub seniora zrobił sobie jakąś akcję, ale nie.... Zawsze, ale to ZAWSZE, są tam co najmniej 3 osoby. W pobliżu jest plac zabaw, ale dzieciaki chyba czują, że nie mają prawa dostępu do tych dziwnych zabawek, które są oblegane przez starszych (smiech)

Jak tak sobie ich mijam zawsze mi się myśli, jakie to jest WOW, że im się chce, że się nie krępują, że mają siłę i w ogóle... Zazwyczaj też bardzo źle myślę o sobie.... :PP Człowiekowi robi się momentalnie głupio, jak sobie przypomni tą tonę wymówek, dlaczego coś nie zostało zrealizowane... no łyso, nooo..... ;)

14 lipca 2014 , Komentarze (4)

Zapewne jak co roku, w okolicach września/października, wybierzemy się na standardowy objazd rodziny i przyjaciół :p I tak do mnie dotarło, jak w zeszłym roku wszyscy wybałuszyli na mnie oczy - wiem, podwójna wersja mnie robiła wrażenie, i tak sobie pomyślałam, niech w tym roku też się gapią, ale z podziwem! :D

Mam połowę lipca, cały sierpień i jeżeli nie niecałą, to z pewnością większą część września.

Przez ten czas spokojnie i nienerwowo mogę zejść do rozmiaru 38 i go ustabilizować (wcześniej marzyłam o 36, ale to zobaczę, jak będę wyglądała) :)

38 to nie 44 ;) Czyli sukces murowany 8) Niech się gapią (smiech)

***

Wczoraj było piwko w "systemie". Nie powiem, jeszcze w sklepie miałam wątpliwości, czy oby na pewno to przejdzie, czy uda mi się wytrwać przy tym kieliszku, kiedy obok stoi kufel męża, ale udało mi się! :D Wcale nie czułam się poszkodowana, ochotę na piwo zdecydowanie udało mi się zaspokoić, a nie nabomboniłam się tak jak zazwyczaj. Wypiłam jakoś 0,7 litra? Coś koło tego :)

Może nie powinnam jeszcze chwalić nowej taktyki, bo to raptem jakiś tydzień, ale chyba działa :) Codziennie jem kanapki z żółtym serem, co dwa dni pozwalam sobie na porcję makaronu, no i to piwko w "systemie" - eksperyment też jak najbardziej udany. 

Po spodniach widzę, że powoli wracam do stanu sprzed miesiąca, kiedy to odpuściłam zupełnie i popłynęłam z kluchami :PP

***

Napaliłam się jak szczerbaty na suchary, na wagę kuchenną z Biedronki. Wszystkie inne produkty z gazetki były wystawione poza wagą (szloch) I jest mi strasznie smutno z tego powodu...I jak nie robię codziennych zakupów, tak teraz będę łaziła i sprawdzała, czy ta waga dojechała, czy nie... (mysli)

12 lipca 2014 , Komentarze (7)

Ostatnie trzy dni pod względem ogarniania się były prerfect! :) Dlatego też bez większego skrępowania odwiedzam pamiętnik, bo wcześniej... cóż.. powiedzmy, że wracanie na dobre tory zajęło mi więcej czasu niż myślałam... ;)

Ogłaszam oficjalny zakaz mierzenia się i mierzenia przez najbliższy miesiąc ;) Nie ukrywam, że liczę na niższy wynik, niż przed popłynięciem (smiech)

Profilaktycznie wprowadzam do menu większą ilość żółtego sera i makaronu, niż poprzednio. Może nie większą ilość, raczej większą częstotliwość pojawiania się w posiłkach :D Mam nadzieję, że dzięki temu nie wpadnę w kolejny, makaronowy cug ]:>

Skusiłam się ostatnio na lody, kupiłam duże opakowanie (bo przecież nie tylko dla mnie, ale i dla męża :p), przynoszę do domu, patrzę na opakowanie, a tam data ważności do... października 2016! Ja dziękuję bardzo, za takie delicje.... Nigdy więcej :< Nauczyłam się piec chleb, to mogę nauczyć się też zrobić deser typu lody. Od kiedy prowadzę zdrową kuchnię, takie rzeczy strasznie mnie drażnią. Wiem, że żyjemy w jednym wielkim konserwancie, ale wiem też, nie wielka ilość wysiłku może uczynić nasze życie zdrowszym i lepszym 8) Pewnie, że znajdą się w mojej kuchni rzeczy o "wątpliwej reputacji" (chociażby ten nieszczęsny żółty ser), ale nie ma w niej już gotowych potraw (np. instant), przypraw typu kostka rosołowa, nie ma kupnych wędlin, ani chleba. To co mogę i czuję się na siłach to robię sama, a różnica w jakości (składzie), jest nieporównywalna ;) No i ten smak....(slina)

2 lipca 2014 , Komentarze (10)

zjeść pizzę na śniadanie... (smiech) Oj tak... Została po wczorajszym żegnaniu się z "niedozwolonym" jedzonkiem (też tak macie? od jutra ma być dieta, więc dziś zjem jeszcze coś pysznego? :p)

Dobra, wiem. To nie było ani mądre, ani potrzebne. 

Dobra wiadomość jest taka, że pożaliłam się Swojemu i będzie mnie dopingował :) W ogóle zaskoczył mnie bardzo przypominając, że kiedyś mieliśmy system picia piwa :D Z jednej butelki odlewaliśmy dla mnie niecały kieliszek do wina, reszta była jego ]:> I dopóki on nie dopił swojej doli, ja nie mogłam otworzyć nowej butelki ;) Może i śmiesznie to wszystko brzmi, ale działało :) W ten sposób wypijałam jedno piwko na wieczór, a nie pięć! A teraz lato, jeszcze niech się zaczną upały to już w ogóle...Będzie się chciało napić chłodnego pilsa, oj będzie.... ;)

A z innych spożywczych to pokochałam pewien napój orzeźwiający - starty ogórek, trochę soku z cytryny i woda - pycha!! :D

I nauczyłam się piec chleb... Na razie zwykły na drożdżach (stąd też się wzięła ta pizza, bo jak już bawiłam się ciastem drożdżowym, to czemu by nie?.... ), a zakwas się dopiero robi. Śmiejemy się, że trzeba go hodować jak małe zwierzątko (smiech)   

I tak to wygląda mój powrót na dobre tory... taa....;)

1 lipca 2014 , Komentarze (6)

Chociaż nie tak szybko, bo po miesiącu luzu waga wskazuje ponad kilogram i kilka centymetrów w brzuchu więcej (przez to drugie cierpię bardziej... :().

Jak to się stało, że zaczęłam oddalać się od Montagnica? :? Ani mi nie było źle na tej diecie, ani nie brakowało pomysłów na posiłki, więc co? Ano chyba samobój.... A już tak niewiele brakowało do pożegnania nadwagi...

Nie wiem czemu, ale wyszłam z założenia, że makaron będzie okazjonalnie, a w rezultacie chyba przez miesiąc nie miałam go w ustach... To był błąd. Jak się w końcu do niego dorwałam to pooooszłłłoooo... (impreza) I tak trwa. Wróciłam do żarcia przy którym zawsze puszczały mi hamulce.... W końcu wpadłam w cykl - 2 dni ok., 3 dni zapiekanki i pasty rządzą... najczęściej popite piwem....

I teraz tak się zastanawiam.... Skoro system "okazjonalności" zawiódł może powinnam planować menu z garścią makaronu co drugi dzień? (smiech) Może wtedy faktycznie na jednej porcji się skończy, nie będę dopychała się pod sam nos?

Jak zaczęłam MM wszystko szło bardzo ładnie, bezboleśnie wręcz. Potrafiłam zjeść makaronik z warzywkami, nie fantazjowałam o pomidorowym sosie z mięchem do tego. Dlaczego to się zmieniło? ;(

Dla przypomnienia - w ciągu niecałych dwóch miesięcy schudłam jakieś 6 kg 8) A moje jedzonko przedstawiało się w następującym schemacie:

- owsianka,

- ryż/kasza/makaron z warzywami

- jakieś mięcho z surówkami

- jajka lub zupa

Od standardowego menu różni się jedynie obiadem, w którym brakuje "wypełniacza" ;) A okazało się niesamowicie skutecznym sposobem na redukcję :)

Czemu, więc czemu tak pokpiłam?? (szloch)

Chciałabym napisać, że wracam na dobre tory, ale ja tak wracam na nie od 3 tygodni...

No cóż.. postaram się ;)