Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kora1986

kobieta, 38 lat, Katowice

163 cm, 63.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 marca 2017 , Komentarze (16)

Można powiedzieć, że jestem po 2 treningach ze sztangą. Szału jeśli chodzi o ciężar na razie nie ma, ale powoli się oswajam i przyzwyczajam (bo ostatnio sztangę z ramion Mąż mi ściągał, bo nie miałam siły wyprostować rąk :) ). Na ręce mam hantle 3kg, a na sztandze mam na razie 5kg+waga sztangi 7kg, czyli w sumie 12.


Na razie jestem kompletnie zielona, ale póki co robię 3 serie po 8 powtórzeń. Mięśnie palą, pot się leje pomimo tego, że pulsometr nie pokazuje jakichś imponujących osiągnięć. Ostatnie powtórzenia to już czasem bardziej robię siłą woli niż siłą mięśni. Po pierwszym treningu pojawiły się lekkie zakwasy tylko na pośladkach, na rękach nic nie czułam choć wydawało mi się, że moje ręce są baaaardzo słabe.  Po drugim bolą pośladki, uda i ręce. Na razie startuję i obserwuję. Pomiary zrobione i zobaczę za jakiś czas czy coś się zmieniło. Planuję ćwiczyć na zmianę sztanga /  treningi typu total body bez obciążeń. Generalnie ćwiczenia ze sztangą mi się podobają, bo naprawdę mocno czuję jak pracują mięśnie. A że nie mam zawrotnego pulsu? Więcej mięśni spala więcej kalorii, więc w przyszłości korzyść będzie “całodobowa” :) Dzisiaj wypada dzień treningu, ale nie wiem jak te moje mięśnie sobie poradzą :)


Kaloryczność przez kolejny tydzień chcę utrzymać na poziomie 1800, bo zaszalałam trochę przez weekend i muszę zobaczyć jakie są “szkody” :)

27 marca 2017 , Komentarze (14)

Na wstępie dziękuję za wszystkie życzenia! To jest naprawdę bardzo miłe, gdy życzycie mi tyle dobrego, choć tak naprawdę znamy się tylko wirtualnie. A w realu niektóre osoby zapomniały… jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję! Ciasta wprawdzie nie zostało, ale przecież my ciągle na diecie, więc raczej nie będziecie mieć mi tego za złe :)


W sumie chyba nie spodziewałam się tylu zaskoczeń w dniu moich urodzin. W sumie zaczęło się dzień wcześniej niespodziewaną paczką od przyjaciół z Niemiec! Mój Mąż co nieco wiedział, bo kontaktowali się  z nim ws. dokładnego adresu. Przyszła też moja sztanga, którą kupiłam ze “pieniężny” prezent od teściów.


Rano Mąż złożył mi życzenia, a córka odśpiewała skrócone sto lat. W pracy również czekało mnie dużo bardzo miłych życzeń i pochwał dla ciasta. Moja kierowniczka życzyła mi rodzeństwa dla Michaliny, co mnie mocno zaskoczyło, bo trochę jej to zdezorganizuje pracę :) Nawet moja siostra wyszła wcześniej z domu, żeby podjechać najpierw do mnie z życzeniami i prezentem. Ten rok obfituje w biżuterię (nie udało mi się zrobić ładnego zdjęcia - same prześwietlone).


Pod koniec dnia koleżanki z drugiego budynku, które również poczęstowałam ciastem zawołały mnie pilnie do siebie. Odśpiewały sto lat i dały storczyka. Wiedziały, które kwiaty lubię najbardziej…


Po powrocie do domu postanowiliśmy po prostu ze sobą pobyć - w trójkę. Od Męża i córki dostałam blender z malakserem i powiem Wam, że baaardzo się ucieszyłam! Śmiałam się, że zachowuje się prawdziwa kura domowa i cieszę się z kuchennego sprzętu :) Już od dawna myślałam o zakupie blendera, ale zawsze były inne wydatki i jakoś tak się nie składało :) Teraz pasty czy zupy-kremy to pestka, a samo przygotowywanie to czysta przyjemność :)

Jak Miśka poszła spać zrobiliśmy sobie kolację i napiliśmy się mojego likieru kawowego, który dostałam na dzień kobiet. Na kolację zrobiłam twarogowe kulki :) Rozgniatamy widelcem pół na pół twaróg i fetę, formujemy kulki i obtaczamy w czym tylko chcemy. U mnie papryka słodka wędzona i czosnek niedźwiedzi. Trochę niekształtne, bo jak nigdy kleiły się do rąk!


To był naprawdę miły dzień…..


ps. chociaż w kuchni wylało mi się pół mojej zupy na lunch….. no cóż niech żyje zgrabność :)

24 marca 2017 , Komentarze (27)

ps. Waga pokazała dzisiaj 300g mniej. Dobre i to. Info po treningu i zdjęcia sztangi po weekendzie 

23 marca 2017 , Komentarze (14)

Ehhh…. poszłam z bolącą 6, ale lekarz stwierdził, że wygląda ok, ale ona była robiona już dość głęboko i teraz zostałaby tylko kanałówka, a tą zawsze zdążymy zrobić. Na razie mam obserwować, bo być może to tylko jakaś nadwrażliwość i nie ma sensu tego na razie ruszać. W związku z tym stwierdziłam, że skoro już przyszłam to zróbmy coś innego i padło na 8, która wychodzi i wychodzi i wyjść nie może aż się popsuła. Niestety tą 8 też nawiercił głęboko, założył lekarstwo i widzimy się za 3 miesiące. Już nie wiem czy nie lepszą opcją byłoby ją usunąć…. Generalnie wokół mnie rozchodzi się zapach goźdźików - ot tak świątecznie, tylko święta nie te :) Kaszel niezidentyfikowanych - pewnie ma związek z pyleniem olchy…. gdyby tak było to przynajmniej miałabym przypuszczenie na co może mieć alergię Michalina.


Generalnie zanim wróciłam do domu po lekarzach i zakupach to była godzina 18.30. Musiałam jeszcze upiec jedno z dwóch ciast do pracy na jutro (dzisiaj piekę kolejne), zrobić zupę na dzisiaj do pracy i tak zastała mnie prawie 22…. chyba nie muszę już dodawać, że treningu nie było? Na dodatek jak już posprzątałam kuchnię to wypadła mi butelka z olejem - butelka się stłukła, olej się rozlał i podłoga znowu była do mycia. Niestety olej nie jest zbyt “wdzięczny” do usuwania.

Dzisiaj piekę sernik i mam nadzieję, że ćwiczę… dzisiaj ma przyjść moja sztanga :) Miejmy nadzieję, że Michalina szybko zaśnie i nie będzie mówić: “Mamo nie umiem pać”. Jutro ważenie, ale mam złe przeczucia. Cóż zrobić jak mus to mus - miałam się ważyć w piątki to będę się ważyć.

22 marca 2017 , Komentarze (3)

Dzisiaj mój nastrój jest już dużo lepszy. Nie, żebym od razu przenosiła góry, ale jest ok. Te góry pewnie hamuje pogoda za oknem :)

W pracy czekała mnie bardzo miła niespodzianka - dostałam truskawki, żeby mi się miło pracowało :) Poza tym dzisiaj przyjeżdża food truck pod naszą firmę, więc na lunch będzie burger - a co! Dzisiaj dzień z treningiem to się kalorie wyzeruje, a poza tym trochę obcięłam drugie śniadanie. 

A propos tytułu to czeka mnie dzisiaj maraton po lekarzach. Na 17 mam rodzinnego, bo od niedzieli męczy mnie suchy kaszel (zwłaszcza wieczorem) i mój Mąż stwierdził, że już nie może tego słuchać, a potem dentysta, bo w zeszłym tygodniu odezwał się jeden ząb. Trochę się boję, bo to ząb już robiony wcześniej, a tu nagle znowu coś się dzieje - bez ostrzeżenia! Dentysta - moja trauma z dzieciństwa. I uroda Pana doktora niewiele mi pomaga....

21 marca 2017 , Komentarze (11)

Albo mam przedurodzinowy kryzys, albo dopadło mnie przesilenie wiosenne. Od wczoraj mam chandrę, nic mi się nie chce (dziwię się, że zrobiłam wczoraj trening), cały czas bym spała... Nawet w pracy pytali czemu ja taka smutna…. Nie wiem o co chodzi, ale mam nadzieję, że szybko dojdę do siebie zanim pochłonę tabliczkę czekolady czy zrobię coś innego, co nie będzie zasługiwało na pochwałę…. Idę napić się kawy i użalać się nad sobą dalej….:(

20 marca 2017 , Komentarze (9)

Wydaje mi się, że nie zjadłam tak dużo jak mogłabym zjeść kiedyś. Nawet piątkowe przygotowania nie skusiły mnie do zlizywania masy do ciasta z mieszadła. W sobotę nadrobiłam trochę drinkami, choć też bez szaleństw. Tak czy tak organizm przeżył szok, bo trochę mnie mdliło w nocy i rano w niedzielę (na bank nie od alkoholu, bo aż tyle nie wypiłam :) ). W niedzielę raczej nie dobiłam do 1700 kcal, bo dopiero od obiadu zaczęłam normalnie jeść. Gdyby nie to, że mam okres to bym chyba ciążę podejrzewała!


Dzisiaj planuję wejść na 1800 kcal i czekać do piątkowego ważenia. W ogóle to tak w tajemnicy wam powiem, że w piątek są moje urodziny i szklana mogłaby mi zrobić jakiś prezent :) W związku z tym znowu czeka mnie intensywny tydzień. W środę mam dentystę. Środa/czwartek muszę upiec dwie duże blachy ciasta do pracy. W weekend nie wiem czy nie odwiedzi nas szwagierka…. choć miałam nadzieję, że poza ciastem do pracy nie zrobię nic. Ew. miałam kupić jakiś mały torcik dla naszej trójeczki w ramach świętowania. No nic…


Z przyjemniejszych rzeczy w ramach prezentu na urodziny chcę sobie kupić sztangę, żeby bardziej siłowo ćwiczyć w domu. Myślałam o tym od jakiegoś czasu, a że zawsze dostaję pieniążki na urodziny to w końcu mam jakiś pomysł co z nimi zrobić :) Muszę jakoś się rozwijać :) Kiedyś jak miałam krótki romans z klubem fitness to byłam na zajęciach bodypump i bardzo mi się to spodobało. Wtedy instruktorka mi powiedziała, że jak chcę rzeźbić to Chodakowską mogę odpuścić, a dużo lepsze będą dla mnie właśnie takie zajęcia  z obciążeniem. Koszt takiej sztangi to jeden karnet na miesiąc, więc jak dla mnie domatora sprawa przesądzona co mi się bardziej opłaci :) Mąż nawet przyklasnął - pewnie sam zechce poćwiczyć :)


Na razie dalej robię swoje i czekam na efekty bądź ich brak :)

17 marca 2017 , Komentarze (10)

Melduję, że od zeszłego piątku spadło pół kg. Jeszcze lepsze jest to, że wczoraj nie byłam w WC i dzisiaj po przyjściu do pracy zaczął mi się okres. Więc jak - chyba niezły wynik? Poza zwiększeniem kaloryczności z 1600 na 1700 nie zrobiłam nic więcej! W kolejnym tygodniu planuję wejść na 1800 i obserwować dalej :) Może uda się “naprawić” ten mój metabolizm :)

Jutrzejszy dzień szykuje się ciężki “dietowo”. Odwiedzają nas znajomi, z którymi nie widzieliśmy się właściwie od Sylwestra. Mam nadzieję, że przy dzisiejszych przygotowaniach za dużo nie będę próbować :) Nie będę Was oszukiwać, że będzie grzecznie - nie będzie! Będzie ciasto nie fit (nazywa się Jamajka i wpadło mi w oko :)), na pewno wpadnie coś słonego, alko i zawijańce z ciasta francuskiego na kolację. Ot co! Trzymałam się pięknie cały tydzień i uważam, że takie jedno popołudnie mnie nie zabije. Nie mogę przecież całe życie być na diecie i do śmierci nie zjeść nawet kawałka ciasta, bo utyję. Nie planuję, że nic z tych rzeczy nie zjem, bo jak się nie uda to będzie dół. W razie czego lepiej się miło zaskoczyć, że człowiek się jedzeniowo nie “upodlił” :-) Nawet nie myślę jak to wpisać w fitatu, bo pewnie tego nie ogarnę - swoją drogą może powinna być taka kategoria “impreza”, żeby z automatu wstukać np 1000 ekstra kalorii. To będzie cheat day na poprawę metabolizmu :)

EDIT

ps. zapomniałam napisać, że nie wiem czy to te 100 kcal, ale pierwszy raz od kilku miesięcy nie podjadałam na kilka dni przed okresem. Owszem - zjadłam wczoraj dodatkową łyżkę spaghetti i pół pomarańcza, ale wcześniej otwierałam szafkę - tam biszkopty dziecka, więc od razu kilka do ręki i do paszczy :)

15 marca 2017 , Komentarze (30)

Już kilka ładnych wpisów temu dodałam jakiś przepis, więc pora się poprawić. Dzisiaj będzie coś dla miłośników masła orzechowego. Potrawa na całkowitym spontanie wymyślona wczoraj kilka minut przed kolacją (nie miałam pomysłu co zjeść, miałam brokuła i niedobór tłuszczów w bilansie i oto jest).

Brokuły z masłem orzechowym (składniki na dwie porcje)

Różyczki brokuła (z 500 g porcji kupionej w sklepie po odcięciu różyczek wyszło ich faktycznie 290g) gotujemy na parze przez 10-15 minut (w zależności czy lubimy warzywa miękkie czy aldente). Na suchej patelni prażymy 16 g płatków migdałowych. Na drugiej patelni odmierzamy 70g masła orzechowego (u mnie kremowe Naturavena w 100% z orzechów), dolewamy ok. pół szklanki wody i łączymy do uzyskania sosu. Do sosu dodajemy brokuła, płatki migdałów i mieszamy. Dzielimy na dwie porcje i gotowe :-) Wg fitatu jedna porcja to 312 kcal (14g białka, 23g tłuszczu i 16g węglowodanów).

Wczoraj nawet skusiłam się na jedną kostkę czekolady 74% po obiedzie, bo miałam miejsce w bilansie. Kurcze - to liczenie kalorii jest całkiem fajne. Gdzie ja kiedyś zjadłabym kawałek czekolady! Przecież od tego w momencie utyje! Jak w filmie gruby i chudszy. A tak na marginesie dzisiaj założyłam do pracy swoją “alarmową” spódnicę. Dlaczego alarmową? Bo jest dość dopasowana i jeśli robi się zbyt ciasna to zapala się czerwona lampka, że trzeba się przyjrzeć swojemu ciału i wadze. Przymierzyłam ją z braku pomysłu, a tu niespodzianka - dobra. Także jest dobrze!

14 marca 2017 , Komentarze (14)

Nie sądziłam, że to się stanie, ale naprawdę załapałam bakcyla Fitatu :)  Kiedy ściągałam tą aplikację to nawet nie przypuszczałam, że będę taka skrupulatna, że będę ważyć pojedyncze produkty, że będę wprowadzać całe potrawy! Wczoraj nawet mój Mąż się zainteresował ile kcal ma lunch, który przygotowuję nam do pracy, ile mają kanapki, które dodatkowo zabiera….

Za namową jednej z Was sprawdziłam swoje zapotrzebowanie na kalkulatorze fabryki siły i jeśli chcę schudnąć to powinnam jeść prawie 1900 kcal. Toż to 300 więcej niż jadłam do tej pory! Od piątku pilnuję limitu 1700, a w kolejnym tygodniu wskoczę na 1800. Obawiam się, że w tym tygodniu nie sprawdzę efektów, bo moje ważenie wypada w piątek, a w czwartek spodziewam się okresu. Ale wczoraj zostałam połechtana - mój kolega z pracy schodził za mną po schodach i mówi: “Kora - Ty znowu schudłaś!” Ok - waga, wymiary tego nie pokazują, ale miło usłyszeć takie słowa :)


U Michaliny krostki już przygasają, a nowe się nie pojawiają. Z każdym dniem ciałko wygląda coraz lepiej, choć i tak chyba nie była bardzo zsypana. Martwi mnie tylko jedna rzecz - od niedzieli zaczęła pokasływać, a dzisiaj w nocy to już dała niezły koncert. Jej to chyba nawet nie wybudzało, ale ja ledwo zmrużyłam oczy. Teraz dzwoniłam do mamy to w ciągu godziny kaszlnęła raz…. Sama nie wiem co mam robić, ale chyba jeszcze ją poobserwuję. Mam nadzieję, że moje niewyspanie nie wpłynie na nieodpartą chęć objadania się. Widzę też, że zatrzymałam już trochę wody (pewnie kumulacja niewyspania i zbliżającego się okresu).

Co do kwestii zdrowotnych to odebrałam wczoraj wyniki kontrolnego badania moczu. Udało się pokonać te paskudne bakterie! Jestem bardzo szczęśliwa, ale kapsułki z żurawiną chyba na stałe zagoszczą w moim życiu…Na razie pewne jest jedno - dwa antybiotyki sprawiły, że mam problemy z wizytą w toalecie. Niestety odbudowa flory bakteryjnej po antybiotykach potrafi trwać nawet pół roku.....