Można powiedzieć, że jestem po 2 treningach ze sztangą. Szału jeśli chodzi o ciężar na razie nie ma, ale powoli się oswajam i przyzwyczajam (bo ostatnio sztangę z ramion Mąż mi ściągał, bo nie miałam siły wyprostować rąk ). Na ręce mam hantle 3kg, a na sztandze mam na razie 5kg+waga sztangi 7kg, czyli w sumie 12.
Na razie jestem kompletnie zielona, ale póki co robię 3 serie po 8 powtórzeń. Mięśnie palą, pot się leje pomimo tego, że pulsometr nie pokazuje jakichś imponujących osiągnięć. Ostatnie powtórzenia to już czasem bardziej robię siłą woli niż siłą mięśni. Po pierwszym treningu pojawiły się lekkie zakwasy tylko na pośladkach, na rękach nic nie czułam choć wydawało mi się, że moje ręce są baaaardzo słabe. Po drugim bolą pośladki, uda i ręce. Na razie startuję i obserwuję. Pomiary zrobione i zobaczę za jakiś czas czy coś się zmieniło. Planuję ćwiczyć na zmianę sztanga / treningi typu total body bez obciążeń. Generalnie ćwiczenia ze sztangą mi się podobają, bo naprawdę mocno czuję jak pracują mięśnie. A że nie mam zawrotnego pulsu? Więcej mięśni spala więcej kalorii, więc w przyszłości korzyść będzie “całodobowa” Dzisiaj wypada dzień treningu, ale nie wiem jak te moje mięśnie sobie poradzą
Kaloryczność przez kolejny tydzień chcę utrzymać na poziomie 1800, bo zaszalałam trochę przez weekend i muszę zobaczyć jakie są “szkody”