Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Powrót na Vitalię po kilku latach. Zmieniona, z innym podejściem. Chcę stosować NVC I Mindfulness w drodze do zdrowia z miłością i akceptacją mojego ciała.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 46501
Komentarzy: 1243
Założony: 3 lutego 2013
Ostatni wpis: 4 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Onigiri

kobieta, 33 lat,

173 cm, 111.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku dwie cyfry :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 listopada 2013 , Komentarze (2)

No i wydarzyło się to co zawsze. W związku z tym, że dieta, to porażki jedzeniowe nie są ludzkie. Przekarmiam się do granic (no, może przesadzam, już nie jest tak źle jak kiedyś, ale fakt faktem - kontrolę tracę). Z tego powodu powiedziałam sobie, że nie będę stosować diet, będę się starać jeść zdrowo, racjonalnie, czasem coś podjadając jak mam ochotę. I tym sposobem w ciągu tego roku straciłam koło 14stu kg. Jak na tyle miesięcy nie jest to wyczyn. Ale jak na to jak wyglądało moje życie dotąd - jest.

Tym razem posuwam się dalej. Nie mówię sobie, że nie nadaję się do dietowania. Notuję wpadki i zbieram się do kupy jak najszybciej. Dieta trwa. Z udanymi dniami i nieudanymi. Ale nie od nowa. Zaczęłam 1 listopada i już. Zobaczymy jak ze skutecznością.

Ostatnie dnie nie pisałam, bo znowu w związku ze słabą wolą wolałam się schować, nie myśleć i nie notować. Głupi to mechanizm. Więc przychodzę i mówię - po ostatnim zanotowanym dniu skończyło się zdrowe żarcie. W weekend 8-11.11 żarłam na potęgę. Bo wesele, jeszcze takie mini-mini wesele, także nawet nie tańczyliśmy - nic nie spaliłam, a wtrząchnęłam masę kalorii. Potem parę dni nie miałam nic zdrowego do jedzenia w domu i dopiero od dwóch dni wracam do zdrowego żarełka. Wczoraj też coś już ćwiczyłam z powrotem, dzisiaj też zamierzam.

Jeśli chodzi o wagę to wzrosła do 115stu i zmalała z powrotem do 113.8 - czuję, że przytyłam. No już trudno, nie ma co biadolić.

Z siłką nie wypali - kasy brak. Za to w najbliższym tygodniu aerobik ma się zacząć podobno. Raz w tygodniu zmachać się w towarzystwie - fajna sprawa. Mi to daje kopa także na ćwiczenia "chałupnicze".
Mam cholerną ochotę zacząć biegać, ale staaaawyyyyy!!
W ogóle mam taką potrzebę poszukania sobie ruchu. Chodzi mi po głowie jakiś aquaaerobic, bo w sumie to byłoby bezpiecznie. Tylko te moje cholerne, łatwo-przeziebiające się uszy.. A tu zima zaraz. Wrrr!!!
No i też w sumie samotnie mi z tym wszystkim. Najchętniej poszukałabym sobie koleżanki na miejscu, wiecie. Podobna waga, podobny cel. To samo miasto i  podobna motywacja. Fajnie byłoby z kimś się wybrać na jakieś zajęcia, powymieniać się informacjami, powspierać.. Tylko jak znaleźć?

Dzień 16
Waga: 113.8
-biała kapusta gotowana (prawie 3 miseczki) + kiełbasa podwawelska (1laska)
-gotowane udko + rosół
-pół kartacza
-kawałeczek sernika z brzoskwiniami
-pół pomelo
-1.5l capuccino
-0.6l wody mineralnej
-0.25l herbaty zielonej
Ruch:
0.5h z Tiffany Rothe (warm up+beautiful booty workout+ballerina beauty)

Trochę za bardzo się zapchałam kiełbachą do kapusty. Ogólnie rzecz biorąc zwykle taka kiełbasa nie przeszkadzała, ale dzisiaj zdecydowanie popsułam proporcje.
Nowe zabawy z Tiff - wczoraj ćwiczyłam warmupa, jak zwykle, no i waista. Poczułam dzisiaj zakwasiki, mimo że go nie dokończyłam (i dobrze zrobiłam, bo coś szybko mi się mięśnie zmęczyły i takie efekty), więc pomyślałam, że warto coś pokombinować nowego. W związku z tym, że mam nową teorię co do likwidacji boczków, a mianowicie, że skośne brzucha i pleców niewiele dają - trzeba wymodelować tyłek (co mi się zgadza w związku z różnicą jak boczki wyglądają przy napiętej pupie, oraz po przejrzeniu fot dziewczyn szczupłych z lekkimi boczkami oraz bez - boczkom zawsze towarzyszyła obwisła pupa, a ich braku - dość wymodelowana) więc wypróbowałam ćwiczenia na tę partię.
Jestem świadoma, że mięśnie tyłkowe mam niedorozwinięte (tyłek i ramiona - tragedia!) i szybko mnie łapią skurcze przy tego typu ćwiczeniach, więc pomysł żeby coś z tym zrobić jest i tak strzałem w dziesiątkę. Same ćwiczenia.. No.. słabo mi szło. Szybko minęły, ale za dużo luk. I część tyłkowa prawa radzi sobie lepiej niż lewa (jestem ciekawa czy to wynika z tego, że tego typu ćwiczenia zwykle zaczynają się od prawej, czy bardziej np. od tego którą nogę na którą zakładam częściej).
W związku z tym, że tyłek obolały, a do innych ćwiczeń na tyłek polecali ciężarki, które mi się chyba z domu wyprowadziły, to stwierdziłam, że zrobimy balerinkę. I tu się zmachałam w końcu. Fajne ćwiczenia, czuję się rozciągnięta odrobinkę.

Podoba mi się aktywność fizyczna (w końcu!!). Fajne to jest, kiedy nabierasz świadomości ciała, kontrolujesz na bieżąco ile jesteś w stanie zrobić. Bardzo to pomaga polubić swoje ciało, obojętne jak wygląda. Czuje się przyjemność ruchu.

Zaczynam już marzyć o byciu szczupłą. Wcześniej uważałam to za nieosiągalne. Pewnie obiektywnie rzecz biorąc też jest, bo przy wieloletniej otyłości nie będę mieć takiej sylwetki, jaką ludzie określają jako szczupłą.
Ale mogę być fit. Za rok, za dwa, za kilka - mogę. Jeszcze jak za mgłą, ale zaczynam marzyć. Na razie marzę, żeby przejść z tej cholernej otyłości do nadwagi. I zacząć biegać. Och, jak bardzo chcę biegać..

5 listopada 2013 , Komentarze (1)

Dzień 5
Waga: 113.8
-1.75l wody
-pierś z kurczaka w cebuli (dużo)
-ryż biały (pół paczuszki)
-paluszki serowo-cebulowe
-7days
Ruch:
45min (w sumie) spaceru
1h ćwiczeń "na zdrowy kręgosłup" (no, 50min, bo się spóźniłam)
15 minut na orbitreku

Uwaga, uwaga. Zapisuję się na siłkę. Byłam dziś, pierwszy raz w życiu i było bossko :D
Wiem, że jadłam okropnie, niezdrowo i w ogóle, ale dzisiaj brak czasu był tak prawdziwy, że czuję się usprawiedliwiona.

Kurczę, czuję jakiś nieznany ból w okolicach kręgosłupa. Czyżbym w końcu ruszyła te mięśnie? :D

5 listopada 2013 , Skomentuj

Wahanko wagi nastąpiło, bo już wieczorem po jedzeniu było mniej.

Dzień 4
Waga: 114.1
-owsianka
-mrożonka (warzywa na patelnię, duża)
-torebka ryżu naturalnego
-masa keczupu ;3
-krewetki z cebulką
-brokuły
(i uwaga, proszę zamknąć oczy)
-mała chałwa
-pół czekolady nadziewanej
-"pop cool chips" (coś ponad paczkę, jak sądzę)
-0,5l capuccino
-1,5l wody
Ruch:
0,5h spaceru
zaraz spróbuję się pobawić z Tiffany, ale nie wiem jak mi to wyjdzie, pewnie jutro zedytuję.

Chciałam się usprawiedliwiać, że wieczór filmowy, że czekolady miałam możliwość zjeść dwie, że zamiast zdrowszych chipsów mogłam wziąć te tłuste, bla, bla, bla.
Prawda jest taka, że bez sensu. Bo mogłam się opamiętać a nie zrobiłam tego.
Proszę o karne kopniaki, lecę się ruszyć trochę i liczę, że jutro takich głupich błędów nie popełnię.

4 listopada 2013 , Komentarze (1)

Dzień 3
Waga: 113.1
-owsianka z muesli
-3 frankfurterki drobiowe
-3 kawałki piersi z kurczaka (nie znam się na wadze, ale powiedziałabym, że jakieś 150g) w cebuli
-groszek z marchewką (i masłem, jak się okazało :/ ech, te obiady u rodziców..)
-250ml piwa śliwkowego
-0.7l cappuccino
-1l wody mineralnej
Ruch:
-0,5h z Leslie Sansone (walking 2 miles)

Nie ma źle. Większość dnia przespałam, ale trzeci dzień wyzwania dietetycznego wykonany. Wczoraj miałam straszne pokusy słodyczowe, bo tata kupił kawałek ciasta specjalnie dla mnie, mama proponowała Michałki, u rodziców pełno niezdrowych rzeczy do jedzenia.. Dzisiaj też do obiadu mogłam dostać biały ryż, na szczęście już go nie lubię, a J. obok mnie wcinała rosół z makaronem (wzięłam jedną kluseczkę, nie mogłam się opanować:D) . Trochę mi brakuje ryżu, kaszy, czy czegoś w tym stylu, bo dzisiaj nie jadłam, ale to już trudno. Jutro zjeeeem!

W ogóle mam nastrój idealny do chudnięcia, bo znowu czuję się grubo stając przed lustrem (yay!). Pisałam już kiedyś, więc może wiecie - jak czuję się dobrze z tym jak wyglądam to nie mam ochoty się odchudzać i wtedy zwykle tyję. Oczywiście kiedy czuję się potwornie brzydka i w ogóle to też jest źle. Wtedy też się trzeba pocieszyć jedzeniem. Teraz jest tak jak ma być: nie rozpaczam, ale za dużo ważę, spinam dupkę i jedziemy.

Ach, jaka to szkoda, że mi nastroje tak często się zmieniają. Już jutro może być inaczej..
A może nie tym razem?

Wiem, rozgaduję się dzisiaj strasznie, ale jeszcze chcę wspomnieć, że zabawa z Tiffany dała wycisk moim skośnym mięśniom brzucha, co poczułam przy głupawce-śmiechawce z J. dziś wieczorem. Dlatego, mimo że uwielbiam te ćwiczenia, nie nudzą mnie jako jedne z nielicznych, musiałam pobawić się dzisiaj z Leslie. 2 mil jeszcze nie robiłam, kiedyś próbowałam 3, potem 1, ale nawet fajne te 2. Nie takie nudne. No i pół godzinki, czyli tyle ile planowałam.

Aerobic powinien zacząć się w przyszłym tygodniu, liczę na to, że w środy. Trochę się boję, bo ja kondycyjnie to dętka, ale też nie mogę się doczekać.

A waga dzisiaj jakoś mało pokazała. Czyżby coś się ruszyło? Czyżby jutro miało być znowu mniej? Oj, jak bym chciała. To na co czekam teraz to zobaczenie trzech jedynek. Bo to będzie mniej niż najmniejsza waga w 2011. Kolejny mentalny próg przeskoczony.
111
107
103
96
93
87
A potem to już nie kojarzę żadnych progów :D Potem będę już totalnie nowa :D

A skoro sobie robię już zestawienia to jeszcze BMI.
Dzisiejsze: 37.8
Dla mojego wzrostu:
Wyniszczenie: poniżej 44.6 kg
Wychudzenie: od 44.9 kg do 52.1 kg
Niedowaga: od 52.4 kg do 58.1 kg
Waga prawidłowa: od 58.4 kg do 74.5 kg
Nadwaga: od 74.8 kg do 89.5 kg
I stopień otyłości: od 89.8 kg do 104.5 kg
II stopień otyłości: od 104.8 kg do 119.4 kg
Otyłość kliniczna: powyżej 119.7 kg

Także teraz wypełzamy z II stopnia otyłości. Oby jeszcze w tym roku. Ale wiecie jak to ze mną bywa. A bywa różnie.

2 listopada 2013 , Komentarze (2)

Wczoraj był początek miesiąca, a jako że mój umysł uwielbia rozpoczynać wraz z początkiem czegoś (tygodnia, miesiąca, roku..) to chyba czas na wzięcie się do kupy.

Trójka jednak jest, poza tym jednym dniem jeszcze nie widuję dwójki na co dzień.

Jaki jest mój plan?
Zostało mi nieco ponad 8 tygodni do końca roku, więc będę zadowolona, kiedy w Nowy Rok zobaczę na wadze 105, bo to będzie mniej więcej -8kg.
Jeśli chodzi o jedzenie i ćwiczenia - kiedy narzucam sobie za dużo to to nigdy nie wypala. Wskazówki są standardowe - zdrowe żywienie. Bez białej mąki, bez tłustych rzeczy, bez niezdrowych słonych przekąsek (w ogóle ograniczam sól, bo podejrzewam się o nadciśnienie.. nie wiem kiedy wybiorę się do lekarza, ale ciągle mi nie po drodze..).
Z ćwiczeń - będę się starała chodzić piechotą, przynajmniej rano, bo po nocy mi się to nie uśmiecha, jak można się domyślić :P Chcę też zrezygnować z windy na uczelni. Od przyszłego tygodnia zaczynamy ze znajomymi aerobic, więc to też dodatkowy ruch. Chcę też ćwiczyć w domu, ale też nie mogę narzucić za dużo, bo znowu się poddam za szybko. Na mnie tylko małe kroczki skuteczne. I to rzeczywiście skuteczne, bo nigdy nie udało mi się chudnąć przez tyle miesięcy (ślimakowym tempem - tak, ale jednak!).

Więc mój plan na najbliższe dwa miechy w pigułce:
Cel: -8kg (105)
Żywienie:
-trzymanie się zdrowego odżywiania
-całkowita rezygnacja z orzeszków ziemnych (mój odwieczny problem)
-litr wody mineralnej (oprócz innych płynów) dziennie
Ruch:
-codziennie pół godziny ruchu (myślę głównie o spacerze, żeby nie zamykać się w domu, ale nie zawsze też mi to wychodzi, więc będę najwyżej zamieniać z rowerkiem stacjonarnym, czy czymś..)
-aerobic raz w tygodniu
Motywacja:
Codziennie robić zapiski (najlepiej tutaj) z tego co zjadłam, ile wypiłam i jaki ruch odbyłam.
Dodatkową motywacją, jest oczywiście L., o którym coś-niecoś wspomniałam, mówiąc, że się zakochałam. L. jest dodatkową motywacją, bardzo aktywną i wspierającą :) Z tym się jeszcze nie spotkałam w mojej codzienności, więc jestem bardzo podekscytowana.

Dzień 1:
Waga: 113.4
-owsianka z posypką z muesli
-2 jaja
-kartofelki i bananki (słodycze ze stoiska przycmentarnego - totalnie zapomniałam, że chcę zacząć dietę)
-5 kromek chleba razowego z z szynką, pomidorem, musztardą i cebulą
-0.3l wody (jeszcze nie miałam planu o piciu wody)
-1,5l capuccino (tja, wiem :P teraz mozecie zrozumiec, czemu chcialam z tego zrezygnowac :P)
Ruch:
-spacer ok. godziny (chyba trochę więcej)

Już wyczuwam, że będzie ciężka przeprawa z tym co jem. Jak kiedyś próbowałam zapisywać to, co jem, na jakichś forach dietetycznych to było: źle jesz, za mało, za dużo, nie to co trzeba, w złych porach, w złych proporcjach, bla bla bla.
Nie mówcie mi tego, to demotywujące :P I tak się nie poprawię na razie, a jeszcze może mi się odechcieć w ogóle coś.. :P Wiecie, że mam problemy z motywacją, więc ostrożnie ze mną :D

Edit:
Dzień 2
Waga: 113.6
-owsianka z muesli
-5 jaj
-2 cebule
-woreczek ryżu naturalnego
-mrożonka (tzw. z przyprawą orientalną)
-0,75l wody
-1,5l capuccino
Ruch:
0,5h z Tiffany Rothe (warm-up, na boczki i na plecy)

24 października 2013 , Komentarze (1)

No to hop. Jednak zastój był prawdziwym zastojem i coś ruszyło.
Miałam zameldować się z niższą wagą, więc się melduję.

Wyjeżdżam na weekend. Będzie bardzo intensywny intelektualnie, w ogóle nieintensywny ruchowo i żarcie będzie cholernie tuczące. Takie to kursy bywają. Za to założę się, że wrócę tak szczęśliwa, że w następnym tygodniu waga szybko poleci.

No.. to tyle :)
Ćwiczcie tam.

23 października 2013 , Komentarze (5)

Jak krew z nosa.
Czekam, żeby wreszcie zobaczyć trójkę na wadze, mam wrażenie, że to 114 zrobiło się jakąś magiczną granicą.
Swoją drogą nie powinnam narzekać. W końcu właściwie nie jestem na diecie.. Ćwiczę też bardzo sporadycznie. Chciałabym zacząć taką prawdziwą dietę, ale to nigdy nie wychodzi. Nie wiem, presja za duża czy co. Wcześniej czy później zaczynam się obżerać. A teraz jak wiem, że mogę zjeść wszystko, to do obżerania niemalże nie dochodzi. Mam ochotę to jem słodycze, nie mam to nie jem. Nie szukam okazji, żeby je zjeść. Jak zjem wystarczającą ilość to mogę zostawić na później, na jutro, na pojutrze, bo nie zaczynam diety na drugi dzień i nie muszę dokończyć wszystkiego co mam.

Z takimi problemami powinnam więcej zainwestować w spalanie. Ale to też jakoś mi słabo wychodzi. A dopóki tego nie zmienię waga będzie lecieć, jak już mówiłam, jak krew z nosa.
Na razie cieszę się, że nie rośnie. Zima idzie i będę głównie tego pilnować. O właściwej diecie pomyślę w 2014stym.

Tak poza tym to staram się po kawałku przerzucać na zdrowe jedzenie. Jednym z celów jest całkowita rezygnacja z białej mąki, na razie ograniczam. Staram się nie jeść sztucznych zupek. Praktycznie już nie jadam smażonych ziemniaków (czemu tak późno dowiedziałam się, że są rakotwórcze?) czyli żadnych chipsów, żadnych frytek. Wiem, że podobny problem jest z orzeszkami ziemnymi, ale to kolejna rzecz od której jestem uzależniona, zwłaszcza tych w cieście. A tu w cholerę soli, a ja najprawdopodobniej cierpię na nadciśnienie (no tak, do lekarza by wypadało wyruszyć). W cholerę kalorii. W ogóle nic zdrowego.

Zamelduję się jak waga spadnie poniżej tej 114stki. Oby to było już jutro :P

12 października 2013 , Komentarze (1)

Waga spada żółwim tempem, pośród nieustannych wahań. Ale nie rośnie. I to jest piękne.
W ogóle dużo rzeczy jest pięknych. Moje życie z dnia na dzień jest piękniejsze. Wszystkie lęki zostały kopnięte w dupki, wróciłam po dziekance na uczelnię. Mimo, że wolno mi idzie odchudzanie to jednak ładnieję.

I chyba się zakochałam. Chyba, bo żaden rozsądny człowiek w takiej sytuacji nie powinien używać takich słów. No, skomplikowane. I trochę za osobiste, żeby opowiadać. Ale jest facet, o którym myślę dniami i nocami. I który myśli o mnie. Hmmm.. No, na razie nic ponadto.

A propos moich notek sprzed miesięcy w stylu "atrakcyjność vs. waga".. Nie wiem na ile to zakochanie ze mną robi, na ile po prostu bycie szczęśliwą na co dzień.. Ale promienieję xD I nie będę tutaj jakiejś pokorniutkiej dzieweczki zgrywać - podobam się sobie.

o bo popatrzcie.. Co z tego, że otyła, jak takie iskry w oczach?

8 września 2013 , Komentarze (2)

No i znowu spadeczek. Mniejszy bo mniejszy, ale to dobrze. Za dużo tracić nie można. Fajnie jest jak nie jest więcej. No i już kurde jestem bliżej 110 niż 120 :D No i widzę też zmiany w figurze. Najwięcej traci mi się z talii, najmniej z brzucha. Zatem akcję "Callanetics" czas zacząć.

Cyknęłam zdjęcia startowe, jeszcze nie wiem czy będę ćwiczyć codziennie, czy prawie codziennie. Ale będę zliczać, tak jak oni to robią, po ilu godzinach callaneticsu jestem. I jak będę mieć zdjęcia, na których będzie zauważalna różnica to wrzucę wam dla motywacji zdjęcia "przed" i "po"(a może raczej "w trakcie").

W talii ubyło mi już jakieś 12cm, z brzuszka niestety tylko koło 6cm. Więc.. Do boju!

7 września 2013 , Skomentuj

Tak sobie pomyślałam, że w tematach będę wagę wpisywać, to będzie mi się łatwiej zorientować ile było kiedy.

Dzisiaj waga znowu pokazała mniej. Jest coraz lepiej. Równe 115 to wynik całkiem całkiem. Coraz bliżej do wagi minimalnej z 2011. Na pewno chcę ją przebić w tym roku, bo w dwucyfrówkę już niespecjalnie wierzę, ale to nie szkodzi. Byle było coraz mniej, tempo mnie nie obchodzi.

Jutro zapewne troszkę waga podskoczy, bo dzisiaj był piknik, także tego.. Nie żebym się jakoś specjalnie obżerała. Jak na mnie to było naprawdę ładnie i grzecznie. Ale, że ostatnio jem mniej niż zjadłam dzisiaj to pewnie jutro waga podskoczy, a pojutrze, czy po-pojutrze spadnie, bo metabolizm się ruszy. Tak to miewam.

Ruszyłabym się do callaneticsu jeszcze dziś, ale nie wiem czy mój leń mnie nie przytłoczy.
A w ogóle przeszło mi moje "zadowolenie" z określonej wagi i brak potrzeby chudnięcia. Hip, hip - hurra! Bo jak chcę chudnąć to jakoś leci, a jak mi na tym nie zależy to tyję. A że koniecznie schudnąć trzeba, żeby dożyć tej trzydziestki (lol) to nie ma rady. Trza walczyć.
Więc pewnie zaraz ruszę zadek i pójdę poćwiczyć.