Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Moje życie składało się z diet i przerw od nich. Od prawie roku odchudzam się mądrze, a teraz chciałabym zrzucić to ostatnie 6 kg, osiągnąć cel, który sobie postawiłam i utrzymać wagę. Mam nadzieję, że Vitalia pomoże mi się spiąć i tego dokonać :)

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3744
Komentarzy: 44
Założony: 5 lutego 2013
Ostatni wpis: 1 maja 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
KarolinaB92

kobieta, 32 lat, Kraków

168 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 lutego 2013 , Skomentuj

Wczoraj spędziłam 10 godzin w pracy i wróciłam tak wykończona, że nie poćwiczyłam. Aż mi źle z tym było, ale naprawdę nie miałam siły. Dzisiaj za to sobie odbiłam: 65 min. na rowerku i 40 min. hula hop :) Żeby zrealizować mój plan przejechania 169 km na rowerku do końca ferii musiałabym teraz jeździć po 20 dziennie :D hmmm, niestety szczerze wątpię w powodzenie, praca nieco pokrzyżowała moje feryjne plany. Ale zobaczymy. W tym tygodniu naprawdę muszę się z dietą sprężać, bo na przyszły weekend wyjeżdżam z rodzicami, przyjaciółką i jej rodzicami do Zakopanego. A tam zawsze jedzenia i to raczej niezdrowego jest dużo za dużo :P ale się nie złamię- przynajmniej taki mam plan :)

Co do diety: wczoraj wpadł pączek (ale mały, domowy), a dzisiaj 2 gałki lodów. Ale waga wieczorem łaskawie, być może w podzięce za tyle przepedałowanych kilometrów, pokazała 69,8 kg. Czyżbyśmy szykowali się na kolejny rekord jutro z rana? :) Obym tylko w poniedziałek mogła ładnie wpisać do mojego kalendarza kolejny spadek i zaktualizować pasek. Może to być utrudnione niestety, bo jutro moja mama ma urodziny i mamy podobno iść gdzieś do restauracji na obiad. Ale ja jako przykładna dietowiczka zamówię pewnie grillowaną pierś z kurczaka, zamiast moich ulubionych placków ziemniaczanych z gulaszem jak to zwykle bywało ;)

Tak sobie myślę, że już prawie rok jestem na diecie. Jakichś spektakularnych wyników nie osiągnęłam, bo w sumie tylko 14,5 kg. Ale mam być z czego dumna. Zawsze wytrzymywałam co najwyżej miesiąc- dwa i znowu wpadałam w wir obżerania się. A tutaj potrafię się pilnować. I pogodziłam się z myślą, że żeby jakoś przyzwoicie wyglądać będę tak jeść do końca życia. I nie wyobrażam sobie ciągle, co będę jeść po zakończeniu diety :D Ale jak dojdę do 64 to sobie na coś więcej jednak będę pozwalać ;)

Zrobiłam sobie dziś zdjęcia w bieliźnie i byłam zaskoczona. Ciągle mi się wydaje, że nic nie schudłam, a jak porównałam ze zdjęciami z wakacji, to jednak różnica jest. Co prawda nie widzę jej tak dokładnie, bo nie mam zdjęć robionych np. co tydzień w tej samej pozie. Ale można zauważyć i tak. Chyba mam jakiś zaburzony obraz obecnej siebie. A jak porównam z tymi sprzed dwóch lat. Boże, jaki ja miałam cellulit... Jednak ćwiczenia działają cuda :D

A za niecałe dwa tygodnie moje urodziny. Więc można się spodziewać, że ten kolejny weekend będzie bardzo alkoholowy ;) bo ja niestety z takiego pijącego, studenckiego środowiska :P teraz tylko mieliśmy przerwę na sesję i ferie w domu :D

Dobrej nocy :)

14 lutego 2013 , Komentarze (2)

Po wczorajszych nartach mam takie zakwasy, że jestem w szoku. Przecież teraz ćwiczę codziennie i jestem w formie. A w zeszłym roku w ogóle się nie ruszałam, jechałam na narty parę razy w sezonie i w ogóle nie cierpiałam. Dzisiaj za to prawie ruszać się nie mogę. Więc może ktoś zna jakieś sprawdzone sposoby, żeby się zakwasów pozbyć? :)

Menu: 
Śniadanie: 2 kanapki z szynką drobiową i papryką, 1 czekoladka Lindor ( moja ulubiona <3, w ramach samotnych walentynek :D)
II śniadanie: serek wiejski z pałeczkami błonnikowymi i łyżką miodu
III śniadanie: jogurt pitny
Obiad: kalafior, 1 jajko sadzone, 1 ziemniak, grejpfrut, bakalie

Wróciłam z pracy o 18, dlatego obiad jest już ostatnim posiłkiem. Zawsze przychodzę taka głodna do domu i rzucam się na jedzenie dosłownie. Dlatego dzisiaj zdrowo, ale bakalii trochę za dużo wpadło. Ale jutro ostatni raz do pracy, a za tydzień koniec ferii i powrót do Krakowa, a co z tym się wiążę powrót do całkowitej regularności i dietetyczności w posiłkach :)

Aktywności dziś brak. Pokręciłam przed chwilą hula hopem, ale tylko 10 minut, bo jestem od razu po obiedzie i dostałam takiej kolki, że dałam spokój. Niedziele zawsze są u mnie dniem wolnym, a w tym tygodniu niech będzie nim środa :D w niedzielę nadrobię :)

A dziś rano na wadze 69,5 kg :) Jutro pewnie będzie więcej, ale już trudno.

Pozdrawiam!

13 lutego 2013 , Komentarze (5)

Z rana narty :) 3,5 h na lekkim mrozie. Dawno mi się tak dobrze nie jeździło :)

Menu:
Śniadanie: 2 kanapki z twarogiem i powidłami śliwkowymi
II śniadanie: brak
Obiad: 3 naleśniki z twarogiem i powidłami śliwkowymi
Kolacja: brak

Także tytuł wpisu jak najbardziej adekwatny :D ale w końcu niby dziś post ;)

Aktywność:
- narty (3,5 h)
- hula hop (90 min.)

Na cokolwiek innego byłam już za bardzo zmęczona po tym aktywnym poranku.

Dobrej nocy!

12 lutego 2013 , Komentarze (1)

Witam :) 
Dziś zaliczyłam pierwsze w tym sezonie narty. W czasach, kiedy w ogóle się nie ruszałam (czyli całkiem niedawno) był to jedyny sport, oprócz pływania, który lubiłam :D i nadal lubię bardzo. Więc jutro powtórka- narciarski poranek, tylko może trochę bardziej intensywny.

Menu:
Śniadanie: 3 kanapki z twarożkiem i miodem
II śniadanie: jogurt pitny 0%, rosół (po nartach skoczyliśmy na chwilę do babci i w ogóle nie wyobrażała sobie. jak mogłaby nam nie dać czegoś ciepłego do jedzenia :D)
Obiad: kurczak, makaron, brokuły, pomarańcza, 3 wafle ryżowe, cukierek-karmelek (dostałam jakiegoś napadu głodu, ani przez chwilę nie czułam się pełna, ale na szczęście dałam radę jakoś się powstrzymać przed dalszym wchłanianiem :P)
Kolacja: koktajl z mleka i syropu orzechowego

Kolacja taka dziwaczna, bo wybraliśmy się za znajomymi do knajpki posiedzieć. A ja jako kierowca stwierdziłam, że skoro już cierpię, bo nie mogę się ze wszystkimi piwa napić, to chociaż dobry koktajl sobie wypiję :) Za to odpuściłam oczywiście kebaba, na którego większość w pewnym momencie poszła.

Z aktywności tylko te narty, bo na nic więcej nie miałam czasu. A i tak waga wieczorna więcej niż zadowalająca :)

Pozdrawiam!

11 lutego 2013 , Komentarze (1)

Szósteczka z przodu od rana poprawiła mi humor. Ale też zasiała obawę, że za chwilę ją stracę ;) i trochę wzmogła niecierpliwość. Nie mogę się już doczekać tych moich 64 kg. A wtedy pewnie uznam, że dalej źle wyglądam i będę w kropce :D

Menu:
Śniadanie: 3 paróweczki cielęce, 2 kromki ciemnego chleba, dużo papryki (powiedziałam już mamie, żeby skończyła z tymi parówkami, bo na dietę to one wcale dobre nie są)
II śniadanie: serek wiejski z pałeczkami błonnikowymi i łyżką powideł śliwkowych
III śniadanie: jogurt pitny 0%
Obiadokolacja: zupa cebulowa, makaron, kurczak i brokuły, 2 płaty błonnikowe (nazywają się Crunchella, z firmy Kupiec i są absolutnie rewelacyjne)

Ćwiczenia:
- hula hop (60 min.)
- Mel B na pośladki (10 min.)
- Mel B na nogi (10 min.)
-rower stacjonarny (45 min.)

Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale: polubiłam ćwiczenia :) nawet rowerek mnie dzisiaj tak nie mierził i jechałam szybciej niż zwykle. Wierzę w to, że wreszcie będę miała ładne i zgrabne ciało. Może już na Juwenalia :) Ale wiem, że wymaga to ode mnie ogromnej samodyscypliny, pilnowania się na każdym kroku i godzin ćwiczeń. Wiem też, że jeśli osiągnę tą moją wymarzoną sylwetkę będę musiała się ograniczać cały czas, żeby ją utrzymać. Myślę jednak, że dam radę. W końcu nie odchudzam się od wczoraj, tylko już prawie rok. I miewałam chwile załamania, ale zawsze umiałam po nich spiąć tyłek i wziąć się za siebie. Więc pewnie będzie tak i po zakończeniu diety restrykcyjnej. Bo po osiągnięciu tych 64 kg będę jeść tak jak teraz, ale z małym dodatkiem ulubionych lodów, słodyczy i chipsów od czasu do czasu. I ze stałą, codzienną dawką ćwiczeń. Taki przynajmniej mam plan :D

Pozdrawiam i życzę tak samo przyjemnych widoków na wadze, jak ja miałam dziś rano :)

11 lutego 2013 , Komentarze (6)

Tak, tak, tak! Waga byla dzisiaj bardzo laskawa:) 69,7 z rana i pelnia szczesciaa :D teraz bedzie juz tylko walka o nie przekroczenie magicznej granicy 70. Ostatnio tyle wazylam 4 pazdziernika 2009. Ach te dzienniki odchudzania prowadzone od zawsze;) to ide krecic hula hopem i cwiczyc z Mel B;D 
Przepraszam za brak polskich znakow, ale pisze z telefonu, ktory w dodatku jest nowy i troche go nie ogarniam. Ale musialam sie pochwalic tym moim szczesciem:)) 

10 lutego 2013 , Komentarze (1)

Już się prawie pogodziłam z zastojem. Pomimo diety prawie idealnej i dużej ilości ćwiczeń dziś rano na wadze równiutkie 70 kg. To się nazywa złośliwość rzeczy martwych... Gdyby pokazała to 69,9 kg uszczęśliwiłaby mnie dużo bardziej :D no ale nic, jutro ważenie wpisywane do kalendarza, zobaczymy jak będzie, ale rewelacji żadnej się nie spodziewam.

Menu: 
Śniadanie: 2 kanapki z twarogiem chudym i łyżką miodu
II śniadanie: zupa cebulowa
Obiad: 2 parówki z szynki, 2 kromeczki ciemnego chleba, trochę sałatki jarzynowej (z majonezem niestety)
Kolacja: brak

Plus wpadła gałka lodów przed kinem, ale to przyjemność, której sobie nie odmawiam ;) więc wyrzutów sumienia nie mam. Kiedyś brałam dwie, teraz zawsze jedną, jest postęp :D Co prawda zawsze jest ona czekoladowa, orzechowa albo coś w tym stylu (a nigdy nie jest sorbetem), ale już nic nie poradzę na to, że takie najbardziej lubię. A w kinie byłam na Lincolnie. Generalnie średnio polecam, bo dłuży się strasznie. Ale tych, co lubią historię na pewno zainteresuje.

Ćwiczeń dzisiaj brak, ale niedziela jest dniem odpoczynku, więc wszystko zgodnie z planem. A po wczoraj nawet zakwasów nie mam, sama jestem w szoku.

Co do babci to u niej tylko parówki w ramach obiadu. I choć próbowała mi wmówić, że galaretka w czekoladzie to właściwie nie jest słodycz i śmiało mogę sobie zjeść, dałam radę i podziękowałam :D

Pozdrawiam :)

9 lutego 2013 , Skomentuj

Sobota jak to sobota- leniwa :)

Menu:
Śniadanie: 1,5 tosta z plastrem sera, szynki i cebuli
II śniadanie: serek wiejski z pałeczkami błonnikowymi i 2 łyżkami powideł śliwkowych
Obiad: zapiekanka z wczoraj, pomarańcza
Kolacja: może nic, a może sobie strzelę jakiś jogurcik

Niestety popodjadałam troszkę dziś, a mianowicie trochę cudownego, świeżego ciemnego chleba i parę kawałeczków makreli. Odkryłam też świetne błonnikowe takie jakby płaty o smaku cebulowym, chyba z firmy Kupiec. Mogą trochę udawać chipsy, a 1 dość duży ma tylko 20 kalorii. Powinnam się ściśle trzymać wyznaczonych posiłków, bo przecież pojutrze ważenie a ja nadal taka głupia :D no, ale trudno, nawet jak nic nie schudnę, to przynajmniej wiem, że ćwiczyłam sumiennie i mięśni trochę zbudowałam w tym tygodniu.

Co do ćwiczeń:
- rower stacjonarny (50 min.)
- hula hop (60 min.)
- Mel B na pośladki (10 min.)
- Mel B na nogi (10 min.)

Trzy ostatnie pozycje jeszcze do zrobienia, ale to żaden problem :) Ważne, że ten mój znienawidzony rower zaliczyłam. Choć w sumie dzisiaj nawet nieźle mi się jeździło.

Mam pytanie do osób zorientowanych w hula hopie. Mianowicie dobrze umiem kręcić tylko w jedną stronę, a w drugą właśnie usiłuję się nauczyć. Czy jak będę kręcić 80 % w jedną i jakieś 20 % czasu w drugą, to zrobi mi się jakaś asymetria talii czy coś? :P

Pozdrawiam :)

8 lutego 2013 , Komentarze (3)

Dziś znowu pół dnia w pracy :) A drugie pół odpoczynek, oczywiście aktywny z ćwiczeniami :D

Menu:
Śniadanie: dwie kanapki z twarożkiem i łyżką powideł śliwkowych
II śniadanie: jogurt pitny
Obiad: miseczka zupy ogórkowej, zapiekanka z makaronu pełnoziarnistego, brokułów i kurczaka, pół grejpfruta
Kolacja: nic

Ćwiczenia:
- hula hop (50 min.)
- rower stacjonarny (45 min.)

Zmuszam się do rowerka, żeby zrealizować moje postanowienie przejechania 169 km w czasie ferii (a dlaczego tyle to tajemnica ;)).

Chodzą za mną McFlurry z chałwą i polewą toffi. Zasładzają całkowicie, jadłam raz w życiu w takiej kombinacji i nie mogłam potem patrzeć na żadne słodycze :D może jak dojadę do jakichś 68 kg, to w końcu sobie zjem.

A w związku z tym, że ważę się codziennie i już nie mam siły walczyć z tym moim jedynym właściwie nałogiem, to wiem, że ciągle się bujam w okolicach tych 70 kg (niestety nigdy nie spadłam poniżej :( ). Ale może w poniedziałek podczas oficjalnego ważenia wreszcie ujrzę ten wymarzony spadek :) A jeśli nie, to chyba muszę się pogodzić z kolejnym, kochanym zastojem.

7 lutego 2013 , Komentarze (1)

Witam :)
W ramach ferii byłam dzisiaj w pracy :D Przez to mi się poprzestawiały posiłki, ale i czasu na myślenie o jedzeniu mniej, w związku z czym nawet nie byłam głodna.

Śniadanie: 3 malutkie paróweczki cielęce, 2 kromki ciemnego chleba, pomidory, ogórki i papryka
II śniadanie: jogurt naturalny z pałeczkami błonnikowymi i łyżką powideł śliwkowych
III śniadanie (nie wiem, jak to nazwać ;)): jabłko
Obiad: 1,5 gołąbka i 1,5 pączka- oczywiście miałam już dzisiaj nie jeść i w sumie byłam na dobrej drodze, ale tata przywiózł i tak pachniały... :) ale nie żałuję! były pyszne :) a trochę się już znam i wiem, że gdybym się tak powstrzymywała od wszystkiego, to potem się nagle rzucę na niezdrowe jedzenie i tyle z mojego odchudzania. poza tym nigdzie mi się nie spieszy, planuję schudnąć 6 kg do końca kwietnia, stawiając teraz głównie na ćwiczenia, żeby się ciało wreszcie ujędrniło. 
Kolacja: pomarańcza

Ćwiczenia:
- Mel B na pośladki (10 min.)
- Mel B na nogi (10 min.)
- hula hop (60 min.)

Jestem absolutnie zakochana w hula hopie :D a jak jeszcze mi po nim znikną te okropne boczki, to już będę całkiem szczęśliwa. Mam nadzieję, że jutro dam radę kręcić, bo póki co wszystko mnie pobolewa i czekam na siniaki ;) Mel B też uwielbiam. Główną zaletą jej programów wg mnie jest to, że trwają 10 minut. Jakoś tak bardziej umiem się zmotywować, jak widzę, że na liczniku pozostały do końca 3 minuty a nie 30. Dzisiaj pierwszy raz zrobiłam program na nogi i podoba mi się. Jutro może szarpnę się na ten na brzuch. Centymetry znikajcie! (chociaż się nie mierzę, bo nie mam do tego cierpliwości i nie wiem jak to zauważę ;))

Pozdrawiam! :)