Kochane, potrzebuję pomocy dodałam wpis do pamiętnika długi a pokazuje mi tylko dwie pierwsze linijki. Dlaczego?
Ostatnio dodane zdjęcia
Grupy
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 50201 |
Komentarzy: | 638 |
Założony: | 22 czerwca 2014 |
Ostatni wpis: | 4 kwietnia 2019 |
Postępy w odchudzaniu
Kochane, potrzebuję pomocy dodałam wpis do pamiętnika długi a pokazuje mi tylko dwie pierwsze linijki. Dlaczego?
Witajcie,
Pogoda dziś mało atrakcyjna, deszczowo, chlodno I mało przyjemnie....
Siedzę więc sobie z filizanką herbatki I wreszcie mam czas na swój pamiętnik odchudzania a raczej powrotu do formy... Najmłodszy śpi a starszy poszedł z tatą na spacer... Cisza, spokój, chciałoby się rzec chwilo trwaj
Minione dni były dla mnie dość wyczerpujące... Chłopaki dawali po garach, ciągle był płacz bo najmłodszy miał problem z brzuszkiem a starszy był w nienajlepszym humorze I też płakał I wogóle... Wczoraj było apogeum I miałam już naprawdę dość, pogoda okropna ja sama w domu a chlopaki nieznośni... ale dziś jest troche lepiej, a poza tym jest mój kochany mąż, więc mam pomoc Nastrój powoli mi się poprawia.....
Dietowo było całkiem ok... pomijając prawie całą tabliczkę białej czekolady, którą zjadłam w stresie... na szczęście nie odbiło się to na wadze.... dziś waga pokazała 63,8 kg... pewnie jak uzupełnię płyny będzie 64... ale to nie jest moje największe zmartwienie oby tylko takie były..... Z ćwiczeniami troche gorzej bo były co drugi dzień, ale były... dziś już zaliczyłam ćw na jędrną pupę.... Mój mąż stwierdził ostatnio że poprawił się mój tyłeczek I ze jest bardziej jędrny - mam nadzieję że nie mówi tego po to by mi humor poprawić, tylko dlatego ze tak jest... ale I tak jest kochany....
W minionym tygodniu udało mi się zrobić porządek w szafie z butami... mam więc miejsce na nowe, zrobiłam też przegląd kosmetyków do ciała, powyrzucałam przeterminowane I jak tylko wykończe te co mam kupię sobie jakieś fajne ujędrniające cialko... Czy któraś z Was ma może jakieś sprawdzone kosmetyki godne polecenia?
Będę wdzięczna za każdą podpowiedź, bowiem na rynku jest ich tyle że można dostać zawrotu głowy... a bądź co bądź nie ma to jak poczta pantoflowa
Tak więc troche porządków porobiłam, jeszcze tylko muszę ogarnąć szafę z ubraniami...
Mam też do Was prośbę / zapytanie.... w związku z tym, że w sierpniu mam wesele chciałabym kupic sobie jakąś fajna kieckę... ale ze względu na to że karmię chciałabym aby była wygodna, sexsowna no I żeby łatwo było mi nakarmić małego ( zebym nie musiała się z niej cała rozbierać) Czy znacie może jakieś strony internetowe, sklepy gdzie np. sprzedają sukienki dla matek karmiących??? Czy wogóle coś takiego istnieje???
Jeśli nie to będę musiała zrobić rajd po sklepach I moze coś znajdę?
W każdym razie z góry dziękuję za każdą radę I pozdrawiam Was serdecznie w ten nienajpiękniejszy sobotni dzionek
Mały wypadek na łonie natury.... ;-(
Gramzneła mnie dziś pszczoła jak wynosiłam pranie... nóżka jak bania, bo jestem chyba uczulona na wszelkie jady.... a to peszek... dobrze że lato, może nogę jakoś wcisnę w japonki... po ugryzieniu wyjęłam żądło i przyłożyłam na bolącą nogę plaster cebuli... mam nadzieję że choć trochę pomoże.... Mój mąż się smieje, że lato mam zaliczone, pszczoła ugryzła więc tradycji stało się zadość.... no nic... mi to zawsze jakoś wiatr w oczy... a właściwie pszczoła żądłem w stopę....
Więc na pocieszenie, mój synuś mnie wycałował, bo wiadomo po buziakach od razu mniej boli a mąż dał na pocieszenie miseczkę lodów waniliowych.... uległam, bo.... obiecał że pomoże mi spalić te zbędne kalorie..
Moja historia powrotu do formy
Dzis udało mi się znaleźć chwilkę by się pochwalić.... Zważyłam się i waga pokazała 64,1 kg. Yupi Yupi Yupi
A pamiętam jak jeszcze jakiś czas temu nie mogłam zejść z 69 kg... W drugiej ciąży gdzies tak w połowie 9 miesiąca ważyłam już 80kg... potem nie wchodziłam na wagę by się nie dołować... Jak urodził się maluszek po powrocie do domu weszłam na wagę i ta łaskawie pokazala 75 kg... Myślę spoko, dam radę wkońcu to 3 doba po porodzie... Potem jakoś tak poszło że waga pokazywała coraz to mniej, aż doszłam do 69kg i zastój.... Zaczełam więcej się ruszać w miarę możliwości, ograniczać pieczywo i tak się bujałam trochę aż zeszłam 1 kg.... i tak jakos to trwało... a teraz po 3 miesiącach od porodu mam na wadzę 64,10kg cieszę się bardzo... Jak zrzucę jeszcze 1 kg to super, jak nie to trudno, też będę szczęśliwa... Oby tylko ujędrnić ciałko i pozbyć się fałdki z brzucha....
Ale dziś jestem pełna optymizmu i wierzę że dam radę...
pozdrawiam wszystkich serdecznie
Kolejny dzień walki i drżenie nóg....
Kolejny dzień walki o zgrabną sylwetkę Staram się jak mogę i z dietą i z ćwiczeniami... Wczoraj udało mi się zrobić 100 brzuszków i wymachy nóg na zgrabną pupę... Dziś też zamierzam to zrobić... za sobą mam już skalpel.... niestety nie cały bo synuś nie dał mi dokończyć, ale i tak to co udało mi się zrobić sprawiło że nogi mi drżą... chyba moja kondycha jest bardzo slaba no cóż.... może z czasem będę wszystko robić bez zadyszki... chciałam podjąć wyzwanie przez 30 dni codziennie skalpel, ale chyba na razie spasuje bo jak mi nie wyjdzie to będę się złościć i demotywować... Staram się w miarę możliwości jednak ćw codziennie, brzuszki i pośladki, ale bywa różnie.... średnio wychodzi że ćwiczę co drugi dzień To przy moim braku czasu jest całkiem ok....
Mój mąż co prawda wrócił już z delegacji, ale od godziny 6 do 20 jest w pracy, więc wszystko jest i tak na mojej głowie.... Dom, pranie, sprzątanie, gotowanie i opieka nad synkami... dobrze że mam mamę blisko, bo bym chyba się załamała... a tak zawsze mogę liczyć na pomoc... dobra i godzinka jak zostanę tylko z najmłodszym... wtedy mogę coś zrobić choćby tylko dla siebie
Ostatnio mój starszy syn przechodzi bunt 2,5 latka... objawia się to głośnym płaczem, ba bym rzekła nawet histerią, jak tylko coś sobie umyśli a ja akurat nie mogę tego zrobić, to jest histeria, wrzaski i wymuszanie wszystkiego płaczem. Nie pomaga tłumaczenie, nawet powiedzenie podniesionym głosem "przestań płakać, choć pogadamy na spokojnie", ... nie działa nic, czasami po prostu muszę wszystko przeczekać i liczę sobie do 10 by nie stracić cierpliwości... ach nie mam pojęcia jak się w takim momencie zachować, co powiedzieć by dotarło do tej malutkiej główki że tak nie można się zachowywać, czy ktoś przechodził coś podobnego i może wie jak wtedy postępować???? Gdy tak sobie wrzeszczy to moje dziecko to mam ochotę dać mu klapsa, ale wiem że to nie jest wyjście i że będę potem się czuć okropnie jak wyrodna matka..... co robić????...bycie rodzicem to jednak nie taka prosta sprawa..........
Teraz dopiero podziwiam, szanuję i doceniam swoich rodziców jeszcze bardziej...
Ważenie..... i wylanie żali...
Wczoraj miałam się zważyć i zmierzyć. Zważyłam się i waga stoi w miejscu... Szkoda, plus przynajmniej taki że nie rośnie... Ale fakt ćwiczenia nie były sumienne, nie codziennie i najwidoczniej nie w odpowiedniej ilości... Z jedzeniem też czasami sobie poszalałam... Wczoraj z tego lekkiego rozczarowania zjadłam kilka kawałków czekolady... Opanowałam się w porę ale dlatego że karmię małego i nie wiedziałam jak zareaguje na taką nowość.... Co do mierzenia to wyszło tak, że w końcu nie znalazłam na to czasu... Muszę jednak to zrobić, bo z tego co piszecie to czasami waga stoi w miejscu a centymetry spadają....
Tak więc dziś staram się aby w następnym tygodniu było lepiej... Zastanawiałam się z czego mogłabym zrezygnować i wyszło mi że z cukru... Przestanę słodzić herbatę, kawę, podjadać herbatniki i bułeczki... Opanuję się z pieczeniem ciast i zacznę lubować się w warzywach i owocach.... oj już to widzę, będzie ciężko jak cholera.....
Nie wiem co prawda jak ja to wszystko zorganizuję, bo w teorii jest mi znacznie łatwiej niż w praktyce... Doba jest dla mnie za mała... Aby funkcjonować i nie mieć napadów migren muszę spać choć te 7 godzin (i tyle mi się udaje, ale ponoć długi sen ma też dobroczynny wpływ na spadek wagi ). Opieka nad synkami jest 24 godzinna, wzmożona w ciągu dnia, bo jak młodszy śpi, to starszy coś chce... A jak starszy się czymś zajmie to młodszy się budzi i trzeba nakarmić, przewinąć, przytulić, zabawić itd.( Czasami aż nerw mnie ogarnia bo myślę sobie, mały śpi to naskrobię coś na Vitalii, a tu jak tylko zasiądę do kompa to albo starszy musi siku, albo młody już oczy otwiera... albo coś innego wyskoczy) W międzyczasie trzeba ogarnąć dom, przygotować obiad, wywiesić pranie, ogarnąć ogródek, poćwiczyć i jeszcze zrobić tysiąc innych rzeczy, które akurat wyjdą w praniu... Mamuśki pewnie wiedzą o czym mowa, bo dla tych nie w temacie pewnie się wydaje że przesadzam Ale wiem też że choć czasami jest ciężko to jednak nie zamieniłabym tego na nic innego - więc czasami sobie tylko ponarzekam i już mi się robi lepiej....
Ale wracając do tematu to muszę dać radę, bo pod koniec miesiąca mam chrzciny mojego najmłodszego syna i chciałabym dobrze prezentować się w sukience... Zadnych boczków i oponki, ciałko zwarte i jędrne no i najlepiej by było gdyby cellulit zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki... Najbardziej wkurza mnie to, że choć moja waga w porównaniu do wzrostu jest teoretycznie ok i pewnie nie jedna z Was myśli sobie co ona od siebie chce.... to jednak moja skóra jest taka jakaś wiotka, tyłek płaski, brzuch nie płaski tylko z taką oponką - może nie mega rozmiarów, ale jednak.... Niby mój mąż mówi, że go kręcę i przydałoby mi się kilka kilogramów (najlepiej w biuście i tyłku) ale ja nie czuję się zbytnio atrakcyjna.... Jak to jest? Czy my postrzegamy siebie inaczej niż postrzegają nas faceci??? Czasami wydaje mi się że jesteśmy dla siebie bardziej krytyczne, że nawet widząc fajną laskę gdzieś na ulicy oglądamy się za nią tak jak i nasi faceci z tym, że oni z podziwem a my czasem z podziwem a czasem z chęcią doszukania się jakiegoś mankamentu....
I tak się zastanawiałam nad tym wszystkim i doszłam do wniosku że czasami kobiety bardziej krągłe, ale pewne siebie, uśmiechnięte i zadowolone z życia emanują większym seksapilem niż te wychudzone, wymęczone i wiecznie na diecie "laski"... zaznaczam od razu że nie chciałam nikogo tutaj obrazić... Ot tylko takie moje przemyślenia... Bo gdyby się okazało, ze pewność siebie jest kluczem do sukcesu???? To wtedy musiałybyśmy zacząć pracować nad postrzeganiem pozytywnym samych siebie i nad swoją pewnością, a dieta i ćwiczenia byłyby tylko takim dodatkiem do zdrowego tryby życia.... Może wtedy żyłoby mi się lżej i nie zastanawiała bym się jak mnie widzą inni bo sama bym widziała siebie w pozytywnym świetle???? Tylko jak zmienić coś w głowie???
Witajcie!
Dziś wreszcie znalazłam chwilę by coś naskrobać. Piątek i sobota zleciały mi pod znakiem sprzątania, prania, zabawy z synkami, itd. Nawet udało mi się poćwiczyć :) Wagowo podejrzewam że nie spadło za dużo o ile w ogóle coś, ale w moim wypadku nie o to chodzi... Bardziej liczą się cm i jędrność ciała. Tak więc jutro się zważę, ale nie nastawiam się na spadek wagi.
Dziś był dzień lenistwa, wszystko robiłam na spokojnie... Był spacerek no i deserek... wiem, wiem tu akurat nie mam czym się chwalić bo miałam się zdrowo odżywiać by poprawić stan swojej skóry, zgodnie z zasadą "jesteś tym co jesz" czy jakoś tak
Postanowiłam dziś do ćwiczeń dorzucić trochę domowego spa... czytałam, że polecacie peeling kawowy i bańki chińskie... czy ktoś mógłby mi podpowiedzieć czy teń peeling to jakiś kupny specyfik czy też robicie go np. mieszając kawę (czy fusy z kawy) z jakimś np. żelem do kąpieli??? A bańki chińskie też jakiejś konkretnej firmy czy wsio radno jakie? Bardzo proszę o poradę, bo nie jestem za bardzo obeznana w temacie....
No i miałam plany sobie popisać, tymczasem muszę kończyć bo starszy przyszedł ze spaceru głodny, zmęczony i mega marudny, a młody się obudził i też już jęczy No i tyle z mojej chwilki tylko dla siebie. Idę tymczasem opanować sytuację na froncie.....
Pozdrawiam Was serdecznie
Witajcie kochane,
Wczorajszy dzień minął mi pod znakiem ćwiczeń ogólnych, tj. mycia okien, podłóg, robienia prania, porządków, przeplatanych z opieką nad pociechami... Po całym dniu byłam tak zmęczona, że padłam razem z maluchami o 21.... Przed zaśnięciem nawet przebłysneła mi myśl, że nic nie wpisałam do swojego pamiętnika vitalijkowego i nawet pomyślałam że trzeba by wstać i coś naskrobać skoro wreszcie w domu cisza, ale niestety nie zdążyłam i padłam w ramiona Orfeusza. Spało mi się smacznie aż do pobudki na karmienie.... Ale właśnie młody wstał, nakarmiłam, przewinęłam i póki starszy błogo chrapie jedną ręką zabawiam młodego a drugą próbuję coś naskrobać.... uff nie jest łatwo...
Dziś pogoda brzydka, szaro, ponuro i zimno. Siedzę więc sobie, popijam w międzyczasie poranną porcję ciepłej wody by poprawić pracę jelit i spoglądając w okno obmyślam plan na dziś... Niestety weny nie mam za bardzo więc pewnie tylko ogarnę dom i będę zajmować się synkami Czy też macie czasem tak że wstajecie i w głowie mnóstwo planów a przede wszystkim mega ochota do zrobienia czegoś??? Nie ważne czy to sprzątanie czy pieczenie ciasta czy porządki czy ćwiczenia czy ochota na spacer... A innym razem wstajecie i nie macie ochoty na nic, nic was nie cieszy, nic się nie chce, człowiek najchętniej położył by się z powrotem do łóżka, albo najadł czekolady na poprawę nastroju????? Ja zauważyłam że u mnie ochota przybywa wraz z pogodą i słońcem za oknem... Dziś tego brak, więc i mi się nic nie chce.
Z pozytywnych rzeczy dziś wieczorem wraca z delegacji mój mąż Mam nadzieję że będę miała więcej czasu dla siebie no i ćwiczenia... Wkońcu bez nich sylwetki super nie zdobędę... Dziś się postaram trochę poćwiczyć!!!
Trzymajcie kciuki i życzę pogodnego czwartku
Muszę się pochwalić...udało mi się ćwiczyć... Jakiś zabrała starszego na spacer a mały ucina drzemkę... W nagrodę chwilą tylko dla mnie:-)
Witajcie,
dziś kolejny dzień zmagań i walki o zgrabną sylwetkę... Jest ciężko... Nie przejadam się, ale jakoś nie umiem sobie zupełnie odmówić słodkości... znowu gramznełam 8 herbatników dobrze mi było jak je jadłam, ale teraz nie jest już tak fajnie.... po co mi to było????? Dobrze że karmię i nie mogę się najeść czekolady.... bo jakbym mogła to pewnie już by było po tabliczce jeśli chodzi o ćw to się staram... przeznaczać każdą wolną chwilę na brzuszki, itd. Dziś zrobiłam już kilka ćw na zgrabny tyłek... z rana w tzw. międzyczasie gdy jeden maluch zdążył usnąć a drugi jeszcze nie wstał.... Od 8 zaczęła się polka galopka i kolejna dawka ruchu, sprawdzanie granic mojej cierpliwości, próby ogarnięcia mieszkania, wyjścia na spacer z dwójką (jeden 2,5m-ca drugi 2,5 roku), rozdwojenia się aby w jednym czasie usypiać mniejszego i grać w piłkę ze starszym... Nigdy nie przypuszczałam że bycie matką wymaga takiej kreatywności... I niech ktoś mi powie że matki siedzące w domu z dziećmi nie pracują
Ale poczytałam sobie tu kilka pamiętników mamusiek i trochę mnie pokrzepiło to co piszą... nie jestem osamotniona w walce z pociechami... Doszłam do wniosku że nie muszę być perfekcyjną mamą i mogę sobie czasami pozwolić na błędy i nie muszę mieć wyrzutów sumienia że zajmując się jednym zaniedbuje tego drugiego...
Od dziś postanawiam starać się tak planować czas by wygospodarować choć godzinkę dla siebie... owszem najpierw dzieci, potem ogarnianie domu (nie mogę mieć w domu bałaganu bo się nie mogę na niczym skupić jak widzę sterty porozrzucanych rzeczy - tak wiem przy dzieciach to trudne i pochłania dużo mojej energii, ale nie jestem w stanie nic na to poradzić. Dom musi być w miarę ogarnięty, kwiatki na stole a zabawki w miarę możliwości w pudełku. czy to już jest pedantyzm ???? ), potem ja, mąż, ogród i cała reszta mniej lub bardziej ważnych spraw....
Tak więc decyzja zapadła :)
Tymczasem kończę żeby nie zanudzać i pędzę robić obiadek dla starszego malucha i dla siebie :)))
Udanego wtorku życzę !