Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie mogłam wyjść z metra na przystanek tramwajowy... Na tych schodach umarłam ze trzy razy zanim dotarłam na górę. I wtedy powiedziałam sobie " kuśwa, serioooooooo... przecież to nie wyprawa na Marsa, serio da się zrzucić te 30 kg gówna, które nosisz na sobie" Przyszłam do domu i zrobiłam 10 brzuszków i tak się zaczęło. Interesuję się psychologią, kocham koty i uwielbiam robić na szydełku. Uwielbiam zwiedzać, miodową whiskey i polskiego rocka. Kocham przestrzeń, medytację i jogę kundalini. I książki... czytam, czytam, czytam....

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26586
Komentarzy: 801
Założony: 30 maja 2014
Ostatni wpis: 13 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Lonmar

kobieta, 50 lat, Warszawa

168 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 maja 2020 , Komentarze (7)

....jak przylepić dobro do naszego mózgu;)

Uff, no ja się zdecydowanie w życiu nie nudzę. Generalnie nie wiem jak można się nudzić. W sumie chyba chciałabym umieć się nudzić, posiąść tę umiejętność i ponudzić się raz a dobrze, któregoś pięknego dnia. Śmiem twierdzić, że odkąd nastała pandemia i siedzę tu sama jak kołek w tej Wawie tylko z Kolą, to nie mam czasu na nic. Jestem zdecydowanie bardziej zajęta niż byłam wcześniej. Zaczynam czwarty tydzień diety, idzie super, teraz dopiero zobaczymy czy będzie coś drgało. Mój metabolizm w zasadzie nie żyje, mimo, że usilnie staram się go reanimować od dwóch miesięcy. Właśnie skończyłam ćwiczyć jogę. Moja joginka Kasia, z Edynburga prowadzi ją online. Super, że ciągle mogę uczestniczyć w tym co mi znane i co lubię. Wcześniej byłam na spacerze a wczoraj weszłam pieszo na 13 piętro, do koleżanki, nakarmić koty. Był challenge nie powiem, był...:D 

Dzisiaj większość dnia " byłam" na konferencji biznesowej. Głowa napakowana nową wiedzą. Będę się nią wkrótce z wami dzielić.

Spodobała mi się dzisiaj metafora pewnego neuropsychologa Dr Ricka Hansona, który mówi, że nasz mózg reaguje na wszystko co pozytywne jak teflon- czyli wszystko co pozytywne się po naszym mózgu ześlizguje jak dobrze nasmarowane  sanki zimą z górki, bardzo trudno jest cokolwiek pozytywnego do tego mózgu przyczepić, za to na wszystko co negatywne - jak rzep. " Jesteś gruba" bach i się trzyma, " co ty gadasz za głupoty " bach następna rzepowa kulka, " nie napisał smsa" kurcze dwie albo i trzy rzepowe kulki , " zjadłam loda, wypiłam pepsi, zeżarłam sernik" bach , bach , bach cała artyleria rzepowych kulek i siedzą i trzymają się niby rzep we włosach . Masakra nie? Wszystkie złe rzeczy  rozpamiętujemy, miętolimy, przewalamy, analizujemy , a dlaczego, a po co , a czemu ja - milion razy .. W domu, w pracy, w autobusie, na zakupach, w kinie, w łazience no dosłownie wszędzie . Wiecie ile czasu potrzebuje negatywna myśl, żeby się do nas przyczepić??? Pól sekundy... PÓŁ SEKUNDY i będzie cię wiercić, gnieść, dręczyć następne kilka godzin. A pozytywna... aż 16 ! 16 sekund to cała wieczność, zdążysz już kurna zapomnieć o czym pomyślałaś. Ześlizgnie się jak rozbite jajo po teflonowej patelni ( zimnej ofkors!) . Na jedno przewinienie, żebyśmy mogli zapomnieć, potrzebujemy aż 5-ciu dobrych uczynków. Także panowie, sorry , jeden bukiet kwiatów nie styknie, trzeba się bardziej postarać. Musimy zacząć praktykować wchłanianie dobra. Można się tego nauczyć. Tylko trzeba przechytrzyć nasz mózg. Dla mózgu wszystko co nie stanowi zagrożenia jest mało ważne , dlatego ignoruje te wszystkie nasze przyjemne myśli i doznania za to ssie wszystkie złe, jak pompa paliwowa ropę w Land Roverze...

Jak przyczepiać dobro? Otóż robić to wszystko co przy negatywach .... 

Każdą dobrą myśl, pozytywne uczucie - analizować, drążyć , rozkładać  na czynniki pierwsze , opijać winem, przegadać z przyjaciółką , przemyśleć podczas kąpieli z pianą.. po prostu zatrzymywać się nad nią tak jak się zatrzymujemy nad negatywną.. Wałkować, wałkować i jeszcze raz wałkować.  

Nasz mózg tak naprawdę składa się z trzech mózgów - najstarsza część porównywana jest do jaszczurki - ona się lubi wylegiwać na słońcu ale też odpowiada za odruchowe reakcje związane z niebezpieczeństwem. Wiecie jak szybko potrafi zwiać jaszczurka, albo zastygnąć dla odmiany w bezruchu. Unikanie niebezpieczeństwa związane jest z lękiem. " Boję się choć racjonalnie wiem ze nie ma czego". Żeby przestać się bać trzeba wielokrotnie powtarzać czynności związane z bezpieczeństwem. Hanson nazywa to "głaskaniem jaszczurki "  Nasza jaszczurka to nasz przyjaciel, ona się nie boi, nie jest wiecznie nastawiona na wyszukiwanie niebezpieczeństwa. Głaszcz swoją jaszczurkę, zauważaj wielokrotnie w ciągu dnia, że jesteś bezpieczna, doceniaj te momenty kiedy czujesz spokój, możesz zjeść, wziąć ciepły prysznic, posiedzieć z bliskimi, poczytać książkę, celebruj je...Relaksuj się jak jaszczurka wygrzewająca się na słońcu. Drugie zwierzątko w naszym mózgu to " mysz". Mysz dąży do uzyskania nagrody, do doznania przyjemności, zaspakajania potrzeb. Te nasze dążenia Hanson nazywa " karmieniem myszy " Karmieniem jej na różnych poziomach - fizycznym , intelektualnym, duchowym . Zauważaj te momenty, delektuj się nimi, zauważaj jak się napełniasz i miej tego świadomość. Najmłodsze zwierzątko, takie społeczne to małpa. Wiele z nas boleśnie odczuwa brak akceptacji, miłości, bliskości i wspólnoty, nie zawsze dostajemy je od tych, od których byśmy oczekiwali. Ale możemy sami przytulić swoją wewnętrzną małpkę. Poprzez medytację, modlitwę, wizualizację tych wspaniałych momentów kiedy jesteśmy kochani, szanowani, lubiani, przytulani. Możemy sobie dać chwilę na poczucie tego. Mamy wewnętrzną część siebie, która się o nas troszczy, która o nas dba . Inaczej nie byłoby nas tutaj, prawda? 

Nasz świat się zmienił, życie też ale nasz mózg jest ciągle jak dom zbudowany miliony lat temu. Na szczęście jest jak mięsień, który można wyćwiczyć...

Zatem głaszczcie swoje jaszczurki, karmcie myszy i przytulajcie małpki...

A jak najdzie was chęć podjadania wieczorem czy jakiś stres to oddychajcie pudełkowo. Wdech przy liczeniu do 4, wstrzymanie przy liczeniu do 4, wydech przy liczeniu do 4 i wstrzymanie przy liczeniu do 4. 

I z tym Was zostawiam... 

Idę czytać bo w wyniku konferencji, 5 nowych książek na moim Kindle....


2 maja 2020 , Komentarze (22)

Dzisiaj bardzo emocjonalny dzień. Niedługo ruszam z moją stroną na FB i generalnie rozpoczynam nową działalność stricte związana  z moim doświadczeniem i wykształceniem i oczywiście mam milion wątpliwości i blokad przy, których odchudzanie wydaje się być pestką. Miało ruszyć dzisiaj, strona powstała ale na stronie nic. Nie mogłam się skupić, nie mogłam się przemóc. Może dlatego, że za dużo emocji. Wieczorem wciągnęłam puszkę groszku konserwowego ale już mnie bardzo nosi. A że pogoda do d... to i się nie wybiegałam.

Dzisiaj zdarzyły się dwie rzeczy, które mocno wybiły mnie z rytmu dnia. Pierwsza to okropny wypadek samochodowy. Jeśli ktoś z Was mieszka w Warszawie to zapewne słyszał o wypadku na Grochowskiej. Poszłam do paczkomatu odebrać przesyłkę, zdążyłam odejść może z 20 m gdy za plecami usłyszałam tak potworny huk, że myślałam, że coś się zawaliło lub wybuchła jakaś bomba , gaz... Pędzący z prędkością dobrze ponad 100 km/h Grochowską samochód, odbił się od jadącego na sąsiednim pasie audi , zakręcił podwójnego bączka na jezdni i wyrżnął w przystanek tramwajowy kosząc wiatę, która przewróciła się na stojący akurat na przystanku tramwaj , a następnie skosił biletomat i zaklinował się pomiędzy ową wiatą i leżacym biletomatem. Kierowca wysiadł... i zwiał. Wysiadły tez dwie młode dziewczyny , na oko w wieku mojego syna...

Byłam w szoku, ręce mi drżały, jaki  cudem oni przeżyli - nie wiem. Kierowcę złapano po chwili, był kompletnie pijany. Gdyby audi jechało lewym pasem a on prawym, i też by się odbił - uderzyłby w grupkę ludzi czekających w kolejce do paczkomatu. Nigdy, przenigdy nie zrozumiem jak można wsiadać w samochód po alkoholu. Nawet mi go chyba nie żal, że  przefikał sobie życie. Prawdopodobnie trochę posiedzi a i po kieszeni dostanie bo firma ubezpieczeniowa raczej mu tego nie daruje ( tramwaj, wiata, biletomat,barierki, uszkodzona nawierzchnia itp). Nie będę osądzać, nie znam historii tego człowieka ale nie zrozumiem nigdy... Wielokrotnie się zastanawiałam, jeżdżąc w pracy bardzo dużo samochodem, ilu takich naćpanych, pijanych, gadających przez komórki jest dookoła mnie. W ubiegłym roku straciłam mój kochany samochód - Hankę ( Honda ). Jadąca za mną babka , z ogromną prędkością uderzyła w mój tył a ja zawiesiłam się na haku samochodu przede mną. Zrobiła z Hanki kanapkę a ze mnie i z mojej pracownicy farsz... Szczęśliwie nic nam się nie stało ale samochód poszedł do kasacji. Pozbawiła mnie możliwości pracy i znacznej kasy bo samochód był ciągle w kredycie więc z ubezpieczenia dostałam grosze...

A drugi emocjonalny moment - chwilę później to adpocja Andzi. Andzia ( tak ta od wcinania papieru ) znalazła kochający domek. Bardzo mili Państwo zabrali ją do Łodzi. Była taka przerażona i na nic się zdały moje tłumaczenia, że od teraz będzie już szczęśliwa zawsze. Nie obyło się bez łez wzruszenia. 

To już trzeci kociunio, którego oswoiłam, nauczyłam miłości i przygotowałam do pójścia do nowego domu. Zostałyśmy z Kolą same i cóż.. czekamy na nowego współlokatora, który pewno przyjedzie do nas po majówce. 


I tak start mojego Funpage odwleka się w czasie. Bo ja ciągle, wiele rzeczy robię " wszystko albo nic". Pisałam już o tym tutaj, żeby nie być zero jedynkowym. W odchudzaniu mi się to udaje- wolę gorzej czy słabiej wykonany trening niż nie zrobiony wcale. Wolę się skusić na lody niż męczyć się całe popołudnie a potem się i tak nawpieprzać. Ale w innych dziedzinach idzie mi ciężko. 

Myślenie wszystko albo nic jest złą cechą perfekcjonizmu, Ileż to ja rzeczy robiłam na ostatnią chwilę po nocach bo przygotowanie do ich zajęło mi całą wieczność. Teraz też tak mam - za głupi post, niedobre zdjęcie, za długo, za krótko itp itd. A przecież niezależnie od tego co tam wrzucę dla jednych będę autentyczna , prawdziwa i ok a innym się nigdy nie spodoba. Zawsze robiłam albo dobrze albo wcale... Tyle, że to " dobrze" jest przecież bardzo subiektywne .  Jesteśmy przecież wszyscy  bardzo subiektywni w naszych ocenach. Przeciętność lub zwyczajność wzbudza pogardę. W swoim umyśle niezdrowy perfekcjonista minimalizuje sukces, a porażkę wyolbrzymia. Jeden mały błąd może szybko przemienić się w wielkie niepowodzenie. Przejawiam  aż za wiele ambicji w każdej dziedzinie, stąd często jestem rozczarowana sobą i wszystkim dookoła ( patrz trening Vitalii:D) Ale powoli się uczę, chciałabym wykonywać poważne zadania ale wiem, że muszę zacząć od tych małych. Do czego i Was namawiam.

Jutro ważenie.. Nie będzie pewno  dużej zmiany ale zobaczymy ...

Jak Wam idzie odchudzanie? Jak sobie radzicie? Jest ktoś z Was perfekcjonistą i w związku z tym czuje dodatkową trudność? Podzielcie się w komentarzach...


1 maja 2020 , Komentarze (11)

Wiecie co wkurzyłam się... Pan trener przysłał mi podsumowanie miesięcznego treningu . Tak naprawdę to 2.5 tygodniowego bo zaczęłam ćwiczyć z nimi w połowie kwietnia. I co napisał ? Otóż..." Pani Joanno , wykonała pani swój plan w 83.3% procentach. Nie jest to świetny wynik " Noż kurde jego mać...

Plan treningowy mam ułożony na 6!! dni w tygodniu , w sumie to było ponad 7 h ćwiczeń, plus moje bieganie ( wczoraj np 7 km i spalonych 405 kcal) , podniosłam w sumie 1862 kg a faktycznie dużo więcej bo nie mam jeszcze 4 kg hantli i macham 5 kg , , spaliłam wg nich 2436 kcal, plus to co spalam idąc prawie codziennie pieszo do pracy ( 240 kcal w jedna stronę i drugie tyle w drugą) , plus to co spalam biegając bo jak wychodzę na tę ich śmieszną 8 minutową rozgrzewkę biegową ( którą mam niby nie wiem jak robić w domu na moich 20 m 2 ) to biegnę już co najmniej 15-20 min. 

Ponad to statystyki mi pokazały, że jestem lepsza niż 99,3% użytkowników, lepsza niż 90,1% kobiet. A on mi pisze, że to nie jest świetny wynik? To ja gratuluję Vitalii motywacji... Nie ma co. Bo po takim podsumowaniu to do Waszych VItalio treningów to ja już chyba nie zajrzę w ogóle. 

Generalnie nie dziwię się, że nikt z VItalią nie ćwiczy. Te  treningi są tak do dupy ze szkoda gadać. Z godzinnego treningu 40 min zajmuje rozgrzewka i rozciąganie. Tempo jest takie, że miedzy jednym ćwiczeniem a drugim zdążam ugotować obiad i posprzątać mieszkanie. Wszystko szablony ... Ich gadki o dostosowywaniu indywidualnym mogą sobie między bajki włożyć. Niestety ale Vitalia w tej kwestii pozostała głęboko w PRL-U...

To jest tak popularny portal, zarabiający nie małe jak sądzę pieniądze, że naprawdę w dobie dzisiejszej technologii można by było to dopracować. Te śmieszne rysunki, nawet niesą objaśnione jak prawidłowo wykonywać ćwiczenie. Dobrze, że ja kiedyś dużo ćwiczyłam i trochę się w tej kwestii orientuję bo dla laika jest to kompletnie nieprzydatne... 

Jest mi przykro... 

30 kwietnia 2020 , Komentarze (10)

Nie mogę w to uwierzyć, że jutro już maj. Pod oknami zaczyna kwitnąć bez. Wciąż jest zimno, w nocy trochę popadało i Warszawa odetchnęła świeższym powietrzem ale to wciąż za mało. Też macie wrażenie, że wszystko dookoła jest jakieś dziwne? Ja ostatnio mam wrażenie, że gram w jakimś filmie. Obejrzałam film "Joker"- muszę zrobić analizę stanu emocjonalnego bohatera, potem obejrzałam "Bad boy" Vegi, podyskutowałam na FB z antyszczepionkowcami i przeciwnikami pseudo wyborów pocztowych. I zdałam sobie sprawę w jakim zróżnicowanym my żyjemy społeczeństwie. Jak my mamy mieć jakiś wspólny cel jako społeczność ? Przecież to się totalnie nie da... I jeszcze te stwory w maskach , wszędzie ;).. Ostatnio w parku szła babeczka w maseczce na twarzy - czarnej, dużych słonecznych okularach i na uszach miała słuchawki takie duże. Skojarzyła mi sie z muchą z filmu " Mucha" . Ktoś go pamięta? To baaaardzo stary film, z lat 80 tych zapewne... Na oko jakis 86/87 bo byłam jeszcze wtedy w podstawówce:D 

Trzy dni wolnego , jutro siadam do zaliczeń i kursu, sobota pod znakiem konferencji on line. Dieta trzymana wręcz perfekcyjnie. W sobote ważenie   zobaczymy. Wciąż mam problem z wodą;/ No nie mogę tyle pić i już;/

Tak sobie dzisiaj biegałam i myślałam jak to się wszystko dziwnie układa. Wierzycie w prawo przyciągania? 

Otóż ja marzyłam o psychologii 20 lat, i 20 lat nie mogłam się zebrać żeby podjąć te studia, nawet szybciej udało mi się iść na psychodietetykę. Marzyłam o tym aby stworzyć swoją własną firmę i wiedziałam, że muszę podjąć kilka drastycznych kroków żeby to się spełniło . I teraz studiuję, mam na roku wspaniałych ludzi od których się mega dużo nauczyłam, zyskałam nowe kontakty i czuję, że wreszcie jestem tam gdzie powinnam być. Myślę, że wysłałam w eter taką własnie intencję..

Wierzycie w działanie intencji?

W psychologii często się mówi o wizualizacji, wizualizacja jest stosowana w terapii . To wyobrażenie zmysłowe , taki film w naszej głowie. Konkretny określony obraz . Ale na mnie wizualizacje nie działały ;/

Afirmacje też nie. podobno są super ale ja nie miałam weny, żeby je ciągle powtarzać itp. Afirmacja to takie przekonywanie samego siebie " jesteś piękna", " Jesteś mądra", " jesteś kochana" itp i tak powtarzasz aż sama w to uwierzysz...

Intencja jest czymś innym, intencja jest jak wydana komenda ale.... bez oczekiwania na efekt ! W intencji nie musimy się przekonywać, mamy świadomość, że ona się spełni. Intencja jest mega emocjonalna i dobrze jest ją wysyłać w wszechświat, kiedy mamy jasność i spokój umysłu. Kiedy wytyczamy sobie cel z wszystkimi jego składowymi wiemy jak, gdzie , kiedy i co. W intencji wiemy tylko " co", nie wiemy jaki będzie efekt i kiedy się spełni. Kiedy wszechświat zdecydował, że już dojrzałam do tych studiów zrobił wszystko, żebym mogła studiować. Znalazł dobrego managera ( bo przecież ja w drugim końcu świata) żeby mógł się zajmować firmą, nakłonił mnie do wymienienia pracowników  na bardziej odpowiedzialnych , pojawiło się bardzo tanie mieszkanie w Wawie i to 2 przystanki od uczelni, znalazłam nawet dorywczą pracę mimo że w ogłoszeniu napisałam, że często podróżuję ( kiedyś przylatywałam co dwa tygodnie tylko na zjazdy )  Intencja może dotyczyć wszystkiego, ważne jednak jest żeby nie planować, nie nadawać jej konkretnego kształtu, nie uszczegółowiać za bardzo, tylko zaufać, że świat podaruje nam to na co jesteśmy gotowi i tak żeby było jak najlepiej dla nas. To zaufanie jest najważniejsze... Kiedyś miałam kłopoty z angielskim, uczyłam się prywatnie i w szkole jednej, drugiej ale wciąż byłam jak tuman anglistyczny. Jedynym moim marzeniem było mówić po angielsku ( w szkole miałam rosyjski jako główny język :D) 

I los mnie rzucił do Szkocji , na głeboką wodę gdzie musiałam szybciutko nauczyć się mówić. I mówię... 

Jeśli Twoja intencja jest szczera , i taka ze środka, z duszy to wszechświat serio, zrobi wszystko, żeby Ci pomoc ale nie wiesz kiedy. Wtedy kiedy będziesz na to gotowa...

Wycisz swój umysł, wyślij intencję i ....czekaj cierpliwie bez sprawdzania co 5 min czy już aby coś...

Dostaniesz to na pewno , jak tylko będziesz na to gotowy ...

A może już Ci się coś spełniło...?

30 kwietnia 2020 , Komentarze (9)

Padam dzisiaj na twarz. Skończyłam właśnie siedzenie nad papierami. Mamy dostać granty od rzadu i trzeba zrobić trochę porzadku w papierach....

Jutro bedzie wiecej...

Pada hurra... wreszcie pada...

28 kwietnia 2020 , Komentarze (8)

Pękłam dzisiaj i kupiłam Pepsi Max, niby zero kalorii ale miałam nie pić gazowców;/  Ale wypiłam tylko jedną szklankę ! Cud bo zawsze jak otwieram Pepsi to odpala mi się pompa ssąca i wysysam wszystko do dna a potem mam brzuch jak balon i chodzę i jęczę..

No właśnie jak to jest z tym pragnieniem, że wciąż chcemy więcej i więcej. Mamy plany , marzenia , cele i nigdy nie będziemy zadowoleni do końca, wciąż nam mało. Bo " nowe " zaraz staje się stare, zniszczone, nie modne. Bo ktoś odkrył lepsze miejsce na wakacje, bo mieszkanie ma okna nie na tę stronę a auto za mały bagażnik ...

Dlaczego tak jest ?

Pożądanie rzeczy jest zapisane w naszej pamięci komórkowej już od czasów prehistorycznych .  Kiedyś człowiek musiał gromadzić zapasy, ponieważ dzięki zapasom mógł przetrwać, był bardziej bezpieczny . Często ten kto miał więcej miał więcej do powiedzenia w grupie społecznej ( to się chyba nie zmieniło do dzisiaj ;/) . Mając więcej - wzrasta nasz poziom atrakcyjności u płci przeciwnej, tym samym możemy bardziej przebierać :) Zatem możemy przekazać geny wraz z drugą atrakcyjną osobą. Poza tym nasz mózg lubi czuć się dobrze, zmierzamy do przyjemności a unikamy tego co dyskomfortowe.  Z drugiej strony historycznie w Polsce ciągle mieliśmy deficyt towarów , wartość ich w PRL była mocno przeceniana , marzeniem było mieć , posiadać  swoje własne. Także to nasze pragnienie jest społecznie uwarunkowane, to taki wgrany w nas wzorzec ... A czy to jest takie złe, że chcemy wciąż więcej i więcej? Świat w którym żyjemy to apogeum kultu konsumpcji, kulminacja tendencji do gromadzenia wszystkiego. Z poziomu podświadomości " moj , moje , moja" powoduje, że od razu się uzależniamy od tych rzeczy a co za tym idzie rodzi się w nas lęk przed ich utratą.. A tak naprawdę nie utraty tej rzeczy tylko tożsamości jaką z tym powiązałaś..Często są to projekcje, czyli my postrzegamy się poprzez te wszystkie dobra tak jak chcemy żeby nas postrzegali inni . Gromadzimy rzeczy , które nawet nie są ani funkcjonalne ani nam potrzebne  ale reprezentują nas, wyróżniają nas! Podejmujemy irracjonalne decyzje o zakupach konkretnego domu, biżuterii, auta , ubrań... Iluzorycznie tworzymy jak najlepszego siebie. A ze trendy zmieniają się dość szybko, ciągle chcemy więcej i więcej , żeby wybić się z tłumu. Każda rzecz cieszy krótko bo wciąż pojawiają się następne i następne i następne..

Ale jest plus tej sytuacji.... Jeśli punktem odniesienia uczynimy nasze pragnienie wewnętrznego rozwoju i będziemy chcieć więcej i więcej to wspaniale . To też wpływa na to jak jesteśmy odbierani, rodzi nowe szanse , nowe ja, odkrywamy swoją autentyczność i nie ma w tym lęku ani obawy przed stratą. Jest swoboda, otwartość i zabawa życiem ...

Ja wciąż chcę więcej i więcej i dzięki temu, jestem już w kompletnie innym miejscu niż byłam 5 czy 10 lat temu... 

Bierzmy więcej śmiało ale bądźmy też wdzięczni za to co otrzymujemy...

27 kwietnia 2020 , Komentarze (16)

Pobiegane, poćwiczone , endorfiny wydzielone! :D Łapy mnie bolą bo każą mi machać 5 kg hantlami :D 

Dzisiaj już wróciłam na właściwe tory. Mega dużo czasu spędziłam na słońcu, jest tak pięknie w parku i tak cudnie wszystko pachnie.  Zastanawiałam się dzisiaj jak mogłoby wyglądać moje życie gdyby było idealne...

Miałabym dom, nie duży , w lesie ale tak żeby było słońce w ogrodzie i gdzieś niedaleko jezioro. Przez wiele lat byłam harcerką , kocham las. Kocham ciszę lasu , zapach runa leśnego nagrzanego słońcem, mega jagody . Ależ ja za tym tęsknię. I miałabym koty , i piła kawę w ogrodzie i zawsze byłaby tam ładna pogoda . W ogrodzie rósł by bez i  jaśmin...a na werandzie spały by koty , przynajmniej trzy ... i przyjeżdżali by przyjaciele i rodzinka, żeby odpocząć. Niewiele mi potrzeba , serio ... I miałabym tam swój stoliczek i ulubiony fotel i pisała i pisała i pisała..

Lubie pisać felietony . Może kiedyś się odważę robić to publicznie.

Dietę nadal trzymam choć wczoraj było kiepsko , zagryzłam z trzy ogórki konserwowe nadprogramowo , no i jak otworzyłam mięsko to włączył mi się instynkt drapieżnika . Mówiłam , że jestem mięsożerna jak niektórzy słodyczożerni. Dla mnie słodycze mogą nie istnieć. I niestety trochę pękłam ale nie zjadłam już kolacji:D

Muszę przeorganizować to jedzenie, nie tylko to zresztą. W sumie każda rzecz jaką zamierzasz osiągnąć, sprowadza się do tego, że chcesz być kimś, być jakimś, coś umieć, coś mieć  coś wiedzieć, coś czuć, coś robić, coś przestać, coś przeżyć i robić to jakoś...

I zacżęłam się nad tym zastanawiać bo odpowiedzenie sobie na te pytania w zasadzie określa nam nasze potrzeby , a gdy już znasz potrzeby , możesz określić cel działania , a potem już tylko działać. 

Chcę być psychologiem ...

Chcę być autentyczna ...

Chcę umieć zaszczepiać w ludziach nadzieję na zmianę ....

Chcę mieć domek z ogródkiem...

Chcę wiedzieć czy jestem potrzebna ...

Chcę czuć się spełniona...

Chcę robić coś co będzie spójne ze mną ...

Chcę przestać za dużo gadać:D

Chcę przeżyć wycieczkę do Ameryki Południowej...

Chcę wszystko robić z sercem...

A TY ? Jakie są Twoje potrzeby? Może wcale nie jest Twoim pragnieniem być mega szczupłą laską... 

Odpowiedz sobie na te pytania....

27 kwietnia 2020 , Komentarze (6)

Dzisiaj nie będzie motywacyjnie. Nie będzie nawet wesoło. Jestem bardzo zmęczona . Konsultowałyśmy z dziewczynami zaliczenie na studia , on line. A potem rozmawiałyśmy , długo... I niestety doszłyśmy do wniosku, że trzeba się psychicznie nastawić na to, że będzie susza , będzie drogo, że covid będzie trwał i trwał, tak naprawdę dopóki nie wynajdą szczepionki. A potem będzie dylemat czy się zaszczepić czy nie bo przecież nikt nie wie jak się na to zareaguje. I że być może otworzą szkoły na czas matur i egzaminów ale jest duże prawdopodobieństwo,że niestety będą zamknięte od września nadal bo fale zachorowań będą jak sinusoida . Latem mniej , jesienią więcej więc będą nam popuszczać i zakazywać i znów popuszczać i znów zakazywać , żeby mieć pod kontrolą przepustowość służby zdrowia.

Że może się okazać , że część pracowników nie będzie już nigdy więcej potrzebna, że można przeorganizować pracę już na stałe, że młodzież zaadoptowała się bardzo szybko i już w całości przenieśli swoje życie do netu, że przecież istnieje nawet cyber sex...

I poczułam się jak w jakimś filmie science fiction.. 

A najbardziej mi się zrobiło źle jak uświadomiłyśmy sobie jak bardzo się w nas zakorzenią te wszystkie nawyki mijania się w odległości 2 m, nie witania się... Wszystkie zgodnie uznałyśmy, że jak już nam pozwolą się spotkać na uczelni to będziemy miały opór żeby się przywitać tak jak zawsze , często się " ukochiwałyśmy " ... Że już każdy będzie zawsze potencjalnym nosicielem, i czy szczepionka nas uspokoi... 

Myślę, że my już zawsze będziemy mieć tą rysę w psychice, tak jak pokolenie wojenne... 

Nawyki zgarniania okruszków chleba do kieszeni, czy zjadania wszystkiego z talerza.. 

I zrobiło mi się bardzo bardzo smutno...

I to był taki dzień , kiedy nie chciało mi się jeść i pierwszy raz od 22 lutego nie zrobiłam treningu...

I nie będę się zmuszać, dzisiaj muszę posmucić... 

Bardzo bym chciała już móc jechać do domu....

25 kwietnia 2020 , Komentarze (20)

Dietka utrzymana, dzień przesiedziany, mam przerwę w treningu, mąż mi zrobił prezent i zamówił mi hantelki :) Czekam aż dojdą... Ciężko dzisiaj z jedzeniem bo oglądając film itp aż korci żeby coś skubnąć. Ale nie mam co :D 

Andzia kocha siekać papier w drobny mak. Wystarczają jej dwa, trzy dni, żeby zrobić z kartonowego pudła stertę papierowych wiórów. Andzia jest u mnie w domu tymczasowym. Bardzo kochany kot... Czeka na adopcję, ale chyba teraz nikt nie ma głowy myśleć o ratowaniu zwierzaków. Zaczynam się powoli martwić, bo pewno niedługo pojadę w końcu do domu i bardzo bym nie chciała, żeby Andzia i Kola trafiły z powrotem do klatek w schronisku. Z dwóch dzikusków zrobiłam już z nich całkiem dwa miziaste koty. Otóż Andźka dzisiaj zeżarła awizo... Szczęśliwie ocalał numer przesyłki. Nie chcecie wiedzieć jaką minę miała pani w okienku jak podałam jej strzępek awiza z ledwo widocznym numerem. I tu nastąpiła ogromna chęć wytłumaczenia się, że to nie ja, to kot, że przepraszam...

Ale zamilkłam. Uśmiechnęłam się tylko, choć niestety pod maseczką, więc niewiele to dało. Moja wrodzona empatia cisnęła od środka " no weź Aśka powiedz, że to kot , babka się poczuje zlekceważona, przecież to wstyd" itp itd. Stałam tam więc wijąc się w mentalnych konwulsjach, czułam się jak jeden wielki balon, który zaraz pęknie jak sobie nie upuści pary... Ale przemilczałam. I jestem z siebie dumna;)

Kochamy się tłumaczyć bo chcemy być zrozumiane, akceptowane. Nie potrafimy wręcz znieść myśli, że druga osoba nas źle ocenia . Czujemy potrzebę wytłumaczenia się niczym wypełnienia mega misji, od której zależy nasze być albo nie być. Tłumaczyłam się do niedawna wszędzie  i z wszystkiego. I wiecie co ? Nikogo to nie obchodziło tak naprawdę, ileż to razy okazywało się, że druga strona nie podziela mojego poglądu, albo rzucali hasło " winni się tłumaczą " , ileż to niepochlebnych stwierdzeń wtedy usłyszałam. Lubimy się jednak tłumaczyć bo wtedy można zrzucić winę na coś na zewnątrz ( bo przecież to kot zeżarł awizo, a nie to, że ja wiedząc, że mam kota papierożercę,  zostawiłam je nieopatrznie na wierzchu ) . Zwalenie winy na coś na zewnątrz powoduje, że tracimy kontrolę nad własnym życiem, nie radzimy sobie . Zatem to ja nawaliłam ale pani na poczcie nie musi o tym wiedzieć;) A ja nie mam poczucia kłamstwa i usprawiedliwiania się. 

I wiecie co jeszcze ... Nic dzisiaj nie zrobiłam, poza przesłuchaniem jednego 1,5 h nagrania ze szkolenia. Nie tknęłam ani warsztatów, ani zaliczeń ani nawet nie posprzątałam w domu . I to jest ok. I nie będę się tłumaczyć nikomu dlaczego . Jak dojrzała i asertywna kobieta.


A jak jest u Was z tłumaczeniem się ? Podzielcie się w komentarzach ...

„Nigdy się nie tłumacz! Przyjaciele tego nie potrzebują, a wrogowie i tak nie uwierzą.” (M. Twain)

24 kwietnia 2020 , Komentarze (7)

Paradoksalnie w czasie kwarantanny zaczyna mi brakować doby. Mam tyle zajęć, że muszę codziennie robić dobry plan, żeby się nie poddać. Leczę się z prokrastynacji.  Prokrastynacja  to takie trudne słowo ale założę się, że wiele z was zna to zjawisko doskonale -  unikanie czynności związanych z lękiem – odwlekanie każdej nieprzyjemnej czynności na później czyli na wieczne nigdy .Prokrastynator unika działania – ucieka od frustracji , chroni poczucie wartości , zastępując działania trudne -  przyjemnymi i łatwymi. Gdy nie robię tego co trudne to nie ma dowodów na moja niekompetencję .Odwlekanie to ucieczka przed lękiem związanym z porażką, izolacją, bezradnością ale tez sukcesem . Paradoksalnie wiele osób, nie umie poradzić sobie z sukcesem. Między innymi też dlatego, że ginie problem, którym żyli do tej pory a nie ma nic zastępczego . Lęk przed sukcesem potrafi tak samo powstrzymywać jak działanie jak strach przed porażką . Zazdrość innych , odpowiedzialność, wyższe oczekiwania tego wszystkiego możemy się spodziewać  np po awansie i stąd nasz lęk. 

 Słynne zacznę biegać od Nowego Roku, od poniedziałku, od jutra. Dlaczego nie od razu? Bo będzie trudno, bo może okazać się, że moja kondycja jest naprawdę fatalna więc lepiej odwlec ten moment konfrontacji w czasie. Unikanie konfrontacji z faktami jest powszechne ale ile kosztuje nas utrzymywanie status quo.. Tracimy na nie energię i potem naprawdę nam jej brakuje bo i tak musimy to zrobić. Jeśli planujemy np. odchudzanie a potem tego nie robimy to się spalamy – tracimy energie na wyrzuty sumienia, na myślenie o tym. Pamiętajmy ze każda czynność powoduje , ze wyczerpujemy baterie. Dobry plan dnia pozwala mi walczyć z tym paskudztwem, przez które potem tracę czas po nocach, bo tak jak napisałam wyżej, i tak musimy to zrobić , a jak nie zrobimy to spali nas poczucie winy i wyrzuty sumienia. Także jutro rano trening, sprzątanie kurs do apteki i na pocztę a potem do dzieła. Zaliczenia czekają..

Jutro mam ważenie, bardzo jestem ciekawa czy cokolwiek drgnęło. Po dwóch tygodniach kompletnie innego jedzenia czuję się niesamowicie. Lżejsza w brzuchu, bardziej energiczna , mniej senna . 

Dzisiaj krótko ale nie mam weny i padam już na twarz...

I am only human :)

Night night xx