Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie mogłam wyjść z metra na przystanek tramwajowy... Na tych schodach umarłam ze trzy razy zanim dotarłam na górę. I wtedy powiedziałam sobie " kuśwa, serioooooooo... przecież to nie wyprawa na Marsa, serio da się zrzucić te 30 kg gówna, które nosisz na sobie" Przyszłam do domu i zrobiłam 10 brzuszków i tak się zaczęło. Interesuję się psychologią, kocham koty i uwielbiam robić na szydełku. Uwielbiam zwiedzać, miodową whiskey i polskiego rocka. Kocham przestrzeń, medytację i jogę kundalini. I książki... czytam, czytam, czytam....

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26623
Komentarzy: 801
Założony: 30 maja 2014
Ostatni wpis: 13 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Lonmar

kobieta, 50 lat, Warszawa

168 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2020 , Komentarze (9)

Moja piosenką od dzisiaj  będzie " Not afraid" Eminem .. Nie przepadam za rapem notabene. Ale jak tu się nie zgodzić 

"Nie boję się postawić na swoim
Niech wszyscy
Wezmą mnie za rękę
Przejdziemy tą drogę razem,
Poprzez burzę
Nieważna pogoda, zimno lub ciepło
Po prostu wiedz o tym że nie jesteś sam
Krzycz, jeśli jesteś w takiej sytuacji, jak ja."


Do boju dziewczyny , nie jesteśmy w tym same!!! Wiecie co ja ostatnio zrobiłam? Tzn nie ostatnio , w marcu jak miałam urodziny...

Powiedziałam sobie, że będę jak Rocky Balboa , zdeterminowana, zdyscyplinowana i bede walczyć. Zamówiłam sobie nawet koszulkę motywacyjną z napisem Rocky 46! :D Takie rzeczy naprawdę działają. Przynajmniej na mnie. Im więcej znajduję sobie takich " osobistych " motywatorów tym lepiej mi idzie. 

Mam naprawdę powera. I niech tak zostanie. 

Miałam wam napisać o dolinie rozczarowań. Otóż podejmując się jakiegoś wyzwania, wchodząc w proces zmiany bardzo chcemy żeby wszytko zadziałało bardzo prostolinijnie . Rach, ciach kg w dól, sylwetka super, i bieg na zakupy po nowe ciuchy. Niestety wiemy już chyba wszyscy, że tak nie jest. Jak odkryłam dolinę rozczarowań to jest mi mega łatwiej. Po prostu uzbroiłam się w cierpliwość i czekam. Oczywiście nie z założonymi rękami. Działam. Dietka, ćwiczenia ale nie ważę się już codziennie, nie mierzę się codziennie. Po prostu zmieniam swój styl życia.  Otóż dolina rozczarowań to jest taki jakby magazyn całej naszej dotychczasowej pracy. Wszystkich ćwiczeń, picia wody, trzymania diety, prób i wysiłków. Te wszystkie drobne kroczki magazynują się w jeden wielki ogrom pracy.  Wygląda to mniej więcej tak.

Jak widzicie proces ten trwa w czasie , długo trwa. I przez ten czas wszystkie nasze działania, jak już wyżej napisałam kumulują się w dolinie rozczarowań. Tam się mieści każde wejście na wagę, które nie wskazało tyle ile chciałyśmy, każdy zmierzony centymetr, każde zjedzone i nie zjedzone ciastko, każdy krok, każda łza. każda kropla potu... I tak zapełnia nam się ta dolina rozczarowań do momentu, w którym osiągamy swój punkt ukrytego potencjału, w którym wszystko zaczyna ruszać, w którym wreszcie zaczynają być widoczne efekty naszych  wielotygodniowych, wielomiesięcznych a czasem i wieloletnich starań..

Starajcie się wytrzymać do momentu kiedy same osiągniecie plateau ukrytego potencjału, kiedy nadejdzie TEN WŁAŚNIE moment kiedy wyjdziemy już z doliny rozczarowań i zobaczymy pierwsze efekty.

Ja miałam jeden z takich momentów wczoraj. Ci, którzy czytają mnie na bieżąco zapewne pamiętają, że dwa miesiące temu nie mogłam wyjść na raz ze stacji metra na przystanek. Schody pokonywałam z trzema przystankami jak nic. Wczoraj przetruchtałam w 30 min , bez zatrzymania - 5km.  A pierwszego dnia, jak wyszłam biegać to w zasadzie szłam bo płuca mi rozerwało już po pierwszych trzech metrach... Ale wychodziłam codziennie, codziennie 5:45 pobudka i marsz do parku. Zatrzymała mnie dopiero pandemia ( i to tez nie do końca).

Dobrze jest znać takie mechanizmy, które kierują nami w procesie zmiany, Łatwiej jest wtedy czekać na ten moment ... Ich może być oczywiście wiele. W różnych dziedzinach naszego życia. Ale warto wiedzieć, że zamiast na celu lepiej jest skupić się na procesie... Osiągniety cel  jest jedynie efektem naszego działania ... dowodem na to, że wybrałyśmy właściwy, spójny z nami system zmiany, który dla każdej z nas może być inny, ba na pewno jest . 

A z pamiętnika odchudzania... zjadłam dzisiaj nadprogramowo wafelek ryżowy i się tak zakrztusiłam, że prawie sie udusiłam. Karma wraca:D:D:D

Życzę wam jak najpłytszych dolinek rozczarowań...

22 kwietnia 2020 , Komentarze (9)

Dzisiaj będę sobie pisała na raty;) 

08.15 am  śniadanie

Wcinam owsiankę. Niestety całym sekretem pysznej owsianki jest mleko. Te na wodzie są po prostu be. Nie mam takiej wiedzy dietetycznej, żeby wiedzieć dlaczego nie możemy jej jeść z mlekiem będąc na diecie. Czy chodzi o kalorie czy o zupełnie coś innego. 

Przyszły wczoraj moje trampki i sandałki. Są idealne a tak się bałam, że nie będą dobre. Kupowanie przez internet zawsze niesie za sobą takie ryzyko. No i że będą inne niż na zdjęciach, materiał nie taki itp same rozumiecie. Ale nie,  są cool:D Przez to, że utknęłam w Warszawie , mam ze sobą tylko zimową garderobę. Musiałam wszystko uzupełnić. Mąż mógłby mi wysłać paczkę z moimi rzeczami ale to facet, pewno i tak połowy by nie znalazł albo nie spakował, albo spakował dwa różne buty...Poza tym bałam się, że zginą gdzieś po drodze. Cholercia co ja z tym baniem się ciągle ostatnio... Muszę nad tym popracować. 

Spadam do pracy choć bardzo nie chcę. Mam wrażenie, że marnuję tam tyle mojego cennego czasu. Bo marnuję. Ale muszę jakoś zarabiać, moja firma stoi i nie ruszy zbyt szybko. 

Drugie śniadanie 10.30 am.

Dupa, trampki rypią w piętę jak cholera.;( Będę musiała wrócić autobusem. 

Jestem u chłopaków ( dorabiam sobie jako niania) , robię im drugie śniadanie, kanapki z łososiem, serkiem, ogórek, rzodkiewka . Boziu jak ten łosoś pachnie . Zjadłam swoje placuszki bananowe przed chwilą ale mnie ssie . Wiem, że nie jestem głodna . Wiem, że to mój umysł bo za chwile mam pierwszego calla na kursie i się trochę stresuję. 

Punkt pierwszy - udało mi się zidentyfikować przyczynę łaknienia . Już wiem ze to emocje . Nie jestem głodna . 

Biorę oddech , jeden drugi . Żeby tylko nie zrobić sobie kanapki . Młody właśnie jedna zostawił i tak leży i wola do mnie mnie „ zjedz mnie zjedz”. 

Skupiam myśli na czymś innym . Zaraz będę zajęta . Zaraz minie . Kurcze ale walka . Przydałaby mi się teraz chwila medytacji ale nie ma szans . 

12.15 po callu

Było super !!! Emocje opadły, nie chce mi się jeść! Hurra! Odniosłam swoje małe zwycięstwo , nie zjadłam tej kanapki:D Ale satysfakcja. Moja metoda - "zjem za 15 min" plus parę głębokich oddechów działa nadal ! 

Idziemy do parku ( czyt. ciocia kuśtyka do parku w nowych trampkach ) Paaaaa....

14.30 Po spacerze

W parku  maseczkowa rewia mody. Jessica zapitala w różowej , brakuje tylko jednorożca, Stefan z Halina klasycznie al'a spital , Grażyna szykownie przewiązała apaszkę z Pepco, napakowany Bolek w czarnej z wyszczerzonymi zębami , skromna studenka klasyczny beż , Krystyna z Teresą dzisiaj w czerni. Normalnie po maseczkach widać kto, co z kim i gdzie:D 

Mam i ja a co.... Musowo w koty :D Nie może być inaczej . Miau:) 

19.44 wieczór

Przyszła moja waga i kurde nie włożyli baterii :< Waga w sensie - kuchenna 8)Nie wiem jak Wy ale jak odmierzam to jedzenie na łyżki i sztuki to te porcje wydają mi się ogromne więc , jako niedowiarek zakupiłam wagę . I nie ma kuśwa baterii !!!!!  Co prawda chudnę nawet na tych łyżkach i sztukach ( nie wytrzymałam dzisiaj rano i wlazłam na wagę choć miałam się ważyć tylko raz w tygodniu !) ale i tak niedowierzam...

Za chwilę odpalą platformę kursową , zobaczę tylko czy będzie jakiś live powitalny jak nie to w dres i biegać. Aczkolwiek nie wiem jak z tą obtartą piętą poszaleję.

Dzisiaj jak widzicie na luzie... Doszłam do wniosku, że jednak motywacja jest przereklamowana!!! To nie prawda, że musisz być mocno zmotywowany żeby działać. Motywacja jest potrzebna, żeby zacząć. Jest jak rozrusznik w samochodzie. Motywacja odpala... samodyscyplina albo jak ktoś woli samokontrola i dyscyplina są dużo ważniejsze!  To to są najważniejsze cechy, które pomagają nam w odchudzaniu. Kurde tak się cieszę, że nie zjadłam tej kanapki, jak dziecko !! Jestem wielka! A potem motywacja jest jak akumulator ( kocham samochody mówiłam już? :D) ... jak już działasz to się sam ładuje! Najważniejsze to wiedzieć jaka jest Twoja potrzeba. Jak już zidentyfikujesz potrzebę to żadne źródła zewnętrzne  nie są Ci potrzebne. Odrzuć zatem  wszelkie presje społeczne oczekiwania, schematy  itp. I na tym zbuduj co jest dla ciebie ważne, co jest twoją potrzebą, czego Ty pragniesz!!

Spadam się edukować i ćwiczyć. Do jutra !!! 

21 kwietnia 2020 , Komentarze (12)

Co za dzień, co za power i co za moc... Spacerowałam dzisiaj po bulwarach , Wisła niknie w oczach . Wydaje mi się, że susza będzie większym problemem niż covid-19. Ale wiosna rozbujała się już na dobre. Tylko jeszcze ten wiaterek, jeszcze mogłoby być troszkę cieplej. 

Mam dzisiaj dobry dzień. Między innymi dzięki Wam :D Wasze komentarze dały mi mega kopa. Aż się chce pisać To naprawdę dużo dla mnie znaczy. 

Zaczęłam dzisiaj mój kurs marketingu. Ja, typowa humanistka, bujająca w obłokach, naiwna Rybka marzycielka. Jestem ogromnie podekscytowana. Zrobiłam już dwie pierwsze lekcje i chcę więcej. Ale też bardzo się boję. Czeka mnie przebranżowienie a więc mega duża zmiana. Mega duża zmiana = hardcore przez kilkanaście tygodni. Zatem jest we mnie lęk. Myślę, że podobnie ma każda z nas przed podjęciem decyzji o odchudzaniu. Wiecie co mnie najbardziej przerażało na myśl o odchudzaniu a co gorsza o utrzymaniu wagi? To, że już się nigdy nie nawpieprzam . Jeśli wezmę na siebie tą odpowiedzialność , to już nigdy nie zjem kiełbaski myśliwskiej sztuk 4 na raz, 400 g przepysznego wędzonego boczku, pokrojonego w kosteczki, paczki kabanosów. Tak ja nie jestem słodyczowa, nie jestem też fast foodowa. Mnie gubiło mięsko , mięsko i ten cały zawarty w nim syf, konserwanty, antybiotyki i ulepszacze, które totalnie rozwaliły mój metabolizm. 

Zatem trzeba oswoić ten lęk. Lęk jest dobry. Bez lęku bylibyśmy całkowicie bezbronni. Lęk pozwala nam przetrwać. Reakcje lękowe są powodowane przez  wydarzenia zewnętrzne i wewnętrzne, np nasz sposób myślenia , projektowanie przyszłych zdarzeń i nastawienie  na nie powodują lęk, który prowadzi do wycofania się lub w ogóle  nie wchodzimy w sytuacje trudne ale korzystne w długoterminowej perspektywie, jaką jest niewątpliwie odchudzanie. 

Czego ja się bałam w związku z odchudzaniem i zmianą stylu życia? Tego, że nie dam rady, że będę wyglądała śmiesznie w parku truchtając niczym wielorybek kołyszący się na fali, że moja strategia nie będzie działać, że jestem już za stara itp itd. Ale na to są rozwiązania, najpierw ćwiczyłam po malutku w domu, znalazłam też grono ludzi, przyjaciół, którzy wspierają dosłownie każdy mój krok i chwalą, za każdy malutki sukces.    Zrobiłam  coś tylko na próbę zamiast robić mega plany,  bo przerażała mnie perspektywa utknięcia w niekomfortowej dla mnie sytuacji, Stąd 10 brzuszków a nie od razu cały trening Chody np. Bałam się, więc podjęłam próbę określoną w czasie, najpierw trzy dni, potem tydzień, potem 10 dni itp. I tak już 2 miesiące jakoś daję radę. Pamiętaj, że wyłącznie TY decydujesz o czasie i granicach swojego nowego zachowania czy to diety czy ćwiczen. Zawsze możesz zmienić decyzję, zmodyfikować plan, przyzwyczajać się powoli do nowej sytuacji, sprawdzić swoje możliwości, ocenić wysiłek jaki jest potrzebny, żeby osiągnąć swój cel, sprawdzić różne opcje. Ja np sprawdzałam milion trenerek z You Tuba, nawet dance fitnes, siłownię, opcje biegania rano, w środku dnia i wieczorem i wybrałam to co na ten moment dla mnie najlepsze, to co mnie motywuje a nie zniechęca. Wiadomo jest, że jak mam metr w pasie to cudów nie odfikam . Jestem przygotowana na skomplikowany zabieg zmiany. Wiem, że drzemie we mnie dzikie zwierzę :D Oswajam je i trenuję małymi krokami. Jak dzikiego kota .. Serio. Tu w Warszawie prowadzę dom tymczasowy dla kotów ze schroniska, które oswajam przed oddaniem ich do adpocji. To trwa, zanim kociunio nabierze zaufania, zanim poczuję się jak w domu . I u nas też musi potrwać. 

A kiedy już zrobisz ten pierwszy krok, oswoisz swój lęk poczujesz jak dzień po dniu odzyskujesz kontrolę nad swoim życiem, poczujesz, że wiesz czego dotyczy Twoja zmiana, będzie ona dla Ciebie jasna i zdefiniowana. 

To czas podróży , przygody ale to nie wycieczka all inclusive ale wycieczka bez ram, przewidywanych niespodzianek i zaaranżowanego planu dnia – taki bilet w jedna stronę z  zarysem i celem, ale bez szczegółowego planu i z taką ilością czasu jaką potrzebujesz. Oswajajcie lęki, nie bójcie się zmian. Tu tylko można wygrać...


20 kwietnia 2020 , Komentarze (26)

Dzisiaj jest mi przykro. W pierwotnej wersji byłam zła, ale po przemyśleniu zrobiło mi się przykro.  Byłam po południu pobiegać w parku, a raczej chciałam ale ulotniłam się stamtąd po 10 minutach i jednak wrócę do biegania rano, kiedy wszyscy jeszcze śpią. Byłam pobiegać w parku i okazało się, że park jest okupywany przez setki ludzi. Rozumiem, że po dwóch tygodniach restrykcji wszyscy zapragnęli pobyć w parku, na słońcu, cieszyć się wiosną. Ale wyglądało to tak jakby wirus nagle wyparował z minuty na minutę. Setki ludzi, w grupach nawet całkiem sporych, większość z maseczkami zsuniętymi na podbródek, albo bez, siedzieli i spacerowali jeden obok drugiego, pili piwo, grillowali.. 

Pytam się jaki sens miało siedzenie przez miesiąc w domu? Jaki sens jest stać w kolejce do Biedry 2 m od siebie w maseczce i rękawiczkach , jaki sens mają zamknięte sklepy i zakłady, szkoły i przedszkola, skoro wszyscy wleźli jeden na drugiego we wszystkich możliwych parkach i lasach? 

A potem zrobiło mi się jeszcze smutniej, bo zrozumiałam, że to w zasadzie nie do końca jest wina tych ludzi, którzy chcą normalnie żyć, a zasługą jest brak zaufania do władz naszego kraju. Zasługą jest to, że my sami już nie wiemy co jest prawdą a co nie. Czy to wirus, czy  czy może nic już nie ma, czy prawdziwa jest jedna z miliona teorii spiskowych . Strasznie smutno jest żyć w takim kraju, w którym nie można ufać tym, którzy powinni się nami opiekować.... I, że większość osób wyszła już z założenia, że chust co będzie to będzie bo nikt nie wie jaka jest prawda.

Dzisiaj miałam dzień pokonywania własnych barier. Rano bolało gardło i w dodatku nie mogłam się zwlec z łóżka. Znowu zaczęłam chodzić za późno spać. Ale lubię wieczory. Lubię ten moment kiedy cichnie gwar miasta, cichną ptaki, pali się tylko mała lampka a dookoła jest cisza. Wtedy wydaje mi się, że dopiero mam czas dla siebie. Jedzonko dzisiaj ok, soczewica zdążyła wystygnąć zanim ugotował się kurczak i brokuł;) Ale musiałam na siebie dzisiaj huknąć w kwestii ćwiczeń. Kręciłam się kręciłam, aż w końcu na głos ryknęłam sama na siebie " Kuśwa chcesz być zdrowa i szczupła czy nie ? Jak chcesz to won do parku" i poszłam... Czasem trzeba się opieprzyć. Wkurza mnie to, że kondycja wraca tak wolno. Ale przecież ostatnie cztery lata starałam się o to aby mieć kondycję 71  latki, to czego teraz chcę? Że po dwóch miesiącach będę śmigać jak 20 latka, mając w dodatku 46 lat? 

Wiecie co sobie wyobrażam? Wyobrażam sobie, że cała moja nadwaga, te całe 25 kg tłuszczu to taka folia bąbelkowa. Tylko taka bardzo drobniutka. I jak biegnę czy ćwiczę to sobie wyobrażam jak pękają te bąbelki. Widzę oczami wyobraźni jak ten mój wysiłek powoduje, że on się robi coraz większy i większy i nagle bum... I że z każdym dniem jest ich coraz mniej, że narazie jest ich ogromnie dużo ale kiedyś zostanie tylko ten jeden jedyny , ostatni... 

Jedna z Was spytała mnie ostatnio jak zaczęłam. Otóż zaczęłam bez przygotowań. Postanowiłam pominąć fazy kontemplacji i planowania i przejść od razu do działania. Padłam na glebę i zrobiłam 10 brzuszków... i prawie umarłam. Ale następnego dnia też padłam na glebę i zrobiłam kolejne 10. Potem kupiłam matę, i piłkę tą duża bo łatwiej się na nich robi brzuchy. Po moim małym mieszkanku walają się wszędzie hantle, gumy, piłka itp. Nie chowam w ogóle bo wiem, że jak schowam to długo nie wyciągnę. Także będę was odwodziła od wielkich postanowień, od planowania " schudnę 30 kg, będę ćwiczyła 5 razy w tygodniu , i jeszcze smarowała się kremami ujędrniającymi, masowała szczotką itp itd" Nie dacie rady..  Przecież z autopsji już wiecie, że to nie działa... Pamiętacie co pisałam o silnej woli, która jest jak wyczerpująca się bateria ? I, że z tych samych zasobów silnej woli czerpiesz cały dzień, decydując w co się ubrać, co ugotować na obiad, w co pobawić się z dzieckiem ? Tak to te same zasoby, z których korzystasz, żeby wytrwać w swoich postanowieniach. Więc im bardziej jesteś zajęta w swoim życiu tym mniej ci ich zostaje na wytrwaniu w postanowieniach.  Po dwóch tygodniach jak euforia pierwszego zapału opadnie, odpuścicie. Tylko małymi kroczkami . Wyznacz sobie jeden malutki nawyk i powtarzaj go tak długo aż go zautomatyzujesz. Wtedy dopiero dokładaj następne. Tak jak ja - 10 brzuchów dziennie, bez przygotowań, bez przebierania się w dresy i całej tej otoczki - pad na ziemie i dawaj... Dzisiaj robię już minimum 80.  Pozbywamy się myślenia " wszystko albo nic", które to jest najczęstszą przyczyną przerwania łańcucha wyrabiania dobrych nawyków.  Moich  efektów jeszcze  nie widać ale trudno, żeby było pod taką oponą:) Zresztą, żeby były , trzeba wyjść z doliny rozczarowań, o której opowiem wam jutro. 

Dobrego wieczoru / dnia:)

19 kwietnia 2020 , Komentarze (9)

Przesiedziany dzień przed kompem. Dobrze, że mam piłkę to się czasem na nią przesiadam. Gardło bolało nadal i ten dziwny ból w klatce piersiowej. Ewidentnie coś mnie próbuje rozłożyć. Odpękałam dzisiaj z 70 brzuszków i trochę pomachałam hantelkami.  Bardzo mi się podoba moje życie od czasu kiedy przestałam być zero jedynkowa. Po prostu wstaję i ćwiczę. Kiedyś perfekcjonizm mnie zabijał. Było wszystko albo nic. Żebym mogła usiąść do napisania jakiegokolwiek tekstu, zrobienia zadania, zrobienia treningu  musiałam uprzednio posprzątać większość mieszkania, rozwiesić pranie, pozmywać naczynia a nade wszystko mieć porządek na stole. Czynności przygotowawcze zajmowały mi tyle czasu, że nie wystarczało mi zasobów na zadanie główne. Walczę z tym do dzisiaj. Jest trudno. Nie tak łatwo jest zmieniać swoją tożsamość. Zainspirowały mnie dzisiejsze zajęcia. Mówiliśmy o wartościach. Wartości są podstawą formułowanych przez ludzi ocen w kategoriach dobra i zła, a także tego, co usprawiedliwione i nieusprawiedliwione, ważne i nieważne. Uświadomiłam sobie, że wszystko tak naprawdę zależy od systemu wartości jaki przyjmujemy, jaki jest nam tożsamy, z jakim jesteśmy spójni. Czytając pytania testowe, aż korciło pozaznaczać to    " co być powinno", to co zgodne z normami społecznymi, to czego od nas oczekują szef w pracy, rodzice, znajomi a nawet babcia w parku... Problem jest w tym, że wartości wchodzą w konflikt. Nie da się jednocześnie być w 100% skoncentrowanym na sobie i w 100% skoncentrowanym na innych, otwartym na zmiany i zachowawczym, chronić siebie i wzrastać, umacniać się i przekraczać swoje bariery. Trzeba przyjąć pewien system wartości i zgodnie z nim postępować. Ale ten system może się zmieniać, jest elastyczny, zmienia się wraz z naszymi decyzjami, rozwojem, z każdym naszym dokonywanym wyborem, również tym po jaki produkt sięgniesz dzisiaj do lodówki. Bardzo się ucieszyłam gdy wyszła mi tendencja do koncentrowania się na sobie. Wreszcie... Całe życie byłam skoncentrowana tylko na innych  i wiecznie dostawałam tylko po dupie. Brak wzajemności, wdzięczności powodował rosnącą frustrację a poczucie własnej wartości spadało na łeb na szyje. Od kilku miesięcy zmieniam swoją tożsamość, krok po kroku, dzień po dniu wyrabiam nowe nawyki. Buduję kobietę silną, mądrą, dojrzałą, szczupłą i zdrową ... Traktuję to jak wyzwanie, jak eksperyment. Obserwuję siebie, swoje reakcje, kiedy jem, co jem, jak jem, ile jem. Obserwuję co czuję podczas ćwiczeń, pozwalam sobie odczuwać, ból, złość nawet wkurw, czasem smutek i żal, coraz częściej radość i euforię... Pozwalam sobie na błędy ale nie na efekt kuli śnieżnej, pozwalam sobie na słabości , pozwalam sobie na " nie chce mi się" bo nie jestem cyborgiem. I wiem, że zbudowanie nowej ja będzie trwało długo. Ale to transformacja, z poczwarki w motyla...

Bądźcie sobą, wsłuchujcie się w swoje potrzeby bo najczęściej jedzenie nie jest tym czego właśnie w danym momencie potrzebujesz najbardziej. Zatrzymaj się, pomyśl co się za tym kryje, co Ci w duszy gra i co możesz z tym zrobić. Bądźcie otwarte na zmianę, wzrastajcie i przekraczajcie swoje bariery. Tego Wam dzisiaj życzę...

18 kwietnia 2020 , Komentarze (10)

Jakże długi ale też owocny dzień. Ileż obserwacji, wniosków, odkryć. 12 h " na uczelni" ( czyt. na tyłku przed kompem). Uwielbiam się uczyć. Całe życie czegoś się uczę. Kończę właśnie czwarte studia i mogłabym jeszcze i jeszcze bo jeszcze jest tyle nie odkrytych przeze mnie obszarów. Rok 2020 jest jak dotąd najdziwniejszym z 46 lat jakie przyszło mi przeżyć do tej pory. Paradoksalnie nigdy świat mi tak nie sprzyjał jak w tym roku. Jakieś pół roku temu, może klika miesięcy więcej, powiedziałam głośno do męża, że mam tyle planów, że chciałabym się przebranżowić ale, że obecna praca wyczerpuje mi niemalże wszystkie zasoby, i że najbardziej chciałabym zostawić wszystko i udać się na bezludną wyspę, na której to mogłabym sobie wszystko poukładać, zadbać o siebie, wdrożyć nowe, rozpocząć realizację marzeń. I oto jestem - w Warszawie, sama jak palec, z dala od wszystkich a moja praca na tą chwilę nie istnieje ( turystyka ). Milczy telefon, jest dziwnie a ja mam czas na tworzenie, kreatywność i zaangażowanie w mega duży projekt. I choć mam 46 lat i czasem zastanawiam się czy nie oszalałam totalnie wywracając swoje życie zawodowe do góry nogami to jednak to wszystko co się dzieje dookoła sprawia, że wiem, czuję, że jestem na właściwej ścieżce. I gdy z dystansu myślę teraz o moich 13 latach spędzonych w Szkocji, to widzę, że był to jeden z lepszych kursów życia na jaki mogłam trafić. I boję się jak cholera ale jednocześnie czuję się jak łowca, który zwietrzył zdobycz, czuję zew, wyzwanie. I dostrzegam teraz jak maleńkie kroczki zmieniają nasze życie, jak jedna mała decyzja powoduje potem lawinę zmian, choć powoli ... tak jak kropla drąży skałę. I zrozumiałam, że ta zmiana maleńka dokonana teraz zaprocentuje w przyszłości. Te drobne zmiany są bardzo ważne, bo wyobraź sobie samolot, który zaraz po starcie zmienia kurs o zaledwie parę metrów - za 4-5 godzin wyląduje w zupełnie innym miejscu niż miał przed tą drobną zmianą. 

I tak myślę, że zanim wytyczymy sobie cel, warto odpowiedzieć sobie na kilka pytań, określić jakim typem człowieka chcielibyśmy być. Jakimi kierujemy się zasadami, jakimi wartościami, kim chcemy się stać. Jaki typ człowieka osiągnąłby to co ja? Także tu w odchudzaniu. Gdy zadasz sobie pytanie, jaki typ człowieka jest w stanie schudnąć 30 kg ? , odpowiesz sobie na pytanie jaką osobą chcesz się stać. I wtedy nie sam cel -30 kg jest ważny a droga jaką wybierzesz, proces zmiany, system jaki przyjmiesz aby stać się tą osobą, która odniesie sukces. Zadałam sobie parę takich pytań. I to naprawdę działa. Trzeba tylko pamiętać, że mistrzostwo wymaga cierpliwości. Zmiana nawyków trwa a umysł nam nie pomaga. Ale jeśli będziemy pracować nad tym aby stać się osobą, którą chcemy być ( np zdrowym, szczupłym człowiekiem ) i obierzemy system spójny z nami to wynik obroni się sam. 

17 kwietnia 2020 , Komentarze (18)

Pobolewa mnie gardło. Pobolewa w zasadzie już od tygodnia. I tak boli trochę w klatce piersiowej. Już sama nie wiem, może to po prostu mięśnie zszokowane ilością ruchów jakie każę im wykonywać od półtora miesiąca. Grunt, że nie poszłam biegać . Staram się wychodzić biegać choć na kwadrans i z reguły lecę do sklepu unikając późniejszych kolejek.  Inaczej zwariuję, z dala od przyjaciół, rodziny, uczelni. Dobrze, że mam dwa koty : ) Postanowiłam wykorzystać moment uwięzienia mnie tu w Warszawie i jestem domem tymczasowym dla Andzi i Koli. Kocham koty nad życie. Od lat są w moim domu. I to za nimi, tymi które czekają na mnie w Szkocji, tęsknię najbardziej. Za Chico i Luckiem. I za Fudge ale Fudge już nie ma, wylew odebrał mi go bezlitośnie i przedwcześnie w Sylwestra. Ale nie o tym dzisiaj miało być. Miało być o tym dlaczego nie poszłam biegać ... Czy to na pewno gardło? Czy tylko pretekst? 

Pamiętam pewien lutowy wieczór, zanim jeszcze pękłam na stacji metra, postanowiłam sobie, że będę biegać, truchtać powolutku. Położyłam się spać z pewną ekscytacją, wręcz nie mogłam się doczekać kiedy będzie rano, jak wstanę, założę adidasy i pójdę potruchtać do parku. Ważę 90 kg więc wiadomix, że nie będzie to łatwa sprawa ale myśl o tym sprawiała mi przyjemność, nie mogłam się doczekać niczym wycieczki w ciepłe kraje. Co zatem sprawiło, że oczywiście nie ruszyłam się z domu ? Znacie to uczucie? To wszechogarniające Was postanowienie, że jutro już na pewno, ta ogromna moc sprawcza, która ogarnia całe wasze ciało i czujecie, że możecie wszystko ... Dlaczego po chwili nie zostaje z tego nic? Otóż dla mnie najtrudniejsze jest wyjść z domu . Nie lęk przed tym, że nie dam rady , że będzie bolało, że będzie kluło w boku, rozrywało płuca, zasychało w gardle, że łydki będą chciały eksplodować... Otóż po prostu nie mogę wyjść. Podejmuję się wtedy miliona wręcz niezbędnych czynności - jeszcze tylko się uczeszę, wypiję kawę, przetrę kurz, podleję kwiatka . I tak ubrana w dres, adidasy - zostaję w domu. Nie mogę się zebrać i wyjść . 

I tu należy sobie odpowiedzieć na pytanie - Dlaczego jedni wygrywają a drudzy nie? Bo przecież zwycięzcy i przegrani mają te same cele ... 

Bo nasze ciało migdałowate zrobi wszystko żebyśmy nie wyszli  ze strefy komfortu . Bo ma być nam miło i przyjemnie . No i system jest zły. Zatem cel sam w sobie nie jest wyznacznikiem sukcesu. Wyznacznikiem sukcesu jest droga jaką do tego celu obierzesz.. Droga, która nie może być za bardzo kręta bo zakręci Ci się w głowie, nie może być za bardzo wyboista bo się poddasz, nie może być za długa bo się zmęczysz i nie może wieść przez tereny, których nie lubisz bo po prostu tamtędy nie pójdziesz. 

Zatem postanowiłam na początek  wybierać proste rozwiązania, łatwo osiągalne, krótkoterminowe i spójne ze mną. I wiecie co ..wyszłam. Zmieniłam podejście i wyszłam i wychodzę już tak od 22 lutego. A jak zdarzy mi się zostać w domu to nie karam się myślami, że zawaliłam ten jeden dzień, tylko myślę o tym, że wychodziłam przez 30 poprzednich i dałam radę.. Zatem dzisiaj to naprawdę tylko gardło. 

No i nie mogę się doczekać aż wrócę do parku, jeszcze dwa dni ...

16 kwietnia 2020 , Komentarze (23)

Późny wpis dzisiaj ale i dzień był długi. Mam kilka pomysłów na dzisiejszy wpis i nie wiem, który wybrać. Bo tyle rzeczy mi dało dzisiaj do myślenia, że jej. Chyba najbardziej mnie poruszyła rozmowa na msg z zupełnie mi obcą 16 latką, która ( nie wiem zupełnie dlaczego akurat do mnie ) zwróciła się z prośbą o pomoc, że na jakiejś grupie hejtują jej 13 letnia koleżankę i ona nie wie co zrobić. Pomogłam dziewczynie jak mogłam, myślę, że skutecznie ale uprzednio przeczytałam te wpisy. Dziewczynka napisała, że szuka chłopaka, niezdarny post dojrzewającej nastolatki, która szuka ciepła i bliskości, która jeszcze nie wie jakim syfem jest net i naiwnie myśli, że wszyscy w życiu są dobrzy... Od hejtu zrobiło mi się niedobrze. Zaczęłam się zastanawiać dokąd zmierzamy skoro 14-15 latki wylewają na siebie takie wiadra pomyj, w ogóle nie zastanawiając się nad sensem czy przyczyną postu... Znowu wróciła do mnie myśl, że ciągle się porównujemy, że staramy się być lepsi od innych , że chcemy się wyróżniać..

Ilu z nas jest tu na vitalii bo właśnie tak ma? Bo chce być lepszym, ładniejszym, szczuplejszym, nie dla siebie tylko żeby nie wypaść źle na tle innych  Ilu z nas nie odchudza się dlatego, że chce być zdrowszym, bardziej wysportowanym, tylko żeby ktoś nas w końcu zauważył, pokochał, polubił, zaprosił gdzieś .. Żeby na plaży nie wodzono za nas wzrokiem pełnym pogardy, żeby na weselu wszyscy nie patrzyli na nas jak na armatę ...  Żeby tylko nikt nie powiedział " ale ona znowu przytyła " , " ależ nie możesz tak wyglądać" itp itd. 

Pamiętajcie  NIKT ale to NIKT nie ma prawa nas oceniać. Nikt nie ma prawa oceniać czy jestem piękna czy nie, gruba czy chuda, ładna czy brzydka. Nie możemy na siłę szukać akceptacji i toczyć heroiczne walki bo ktoś tak chce. Nie uzależniajmy swojego samopoczucia od oceny i akceptacji innych. Kiedyś też tak miałam, ciągle sprawdzałam czy ktoś mnie lubi, czy o mnie pamięta. Teraz już nie i jestem o wiele bardziej szczęśliwa.  Szukając akceptacji i potwierdzenia u innych sami wystawiamy się na hejt i ocenę. Chcemy chudnąć - chudnijmy - dla zdrowia, dla siebie, dla swojego lepszego samopoczucia ... Owego 22 lutego, kiedy to nie mogłam wyjść ze stacji metra na przystanek z powodu zadyszki , obiecałam sobie ze zmienię swoje życie dla siebie bo nie chcę już dłużej sapać sobie w kołnierz... Podjęłam wyzwanie, dla siebie, nie dla świata... A na dalszych stronach wam opowiem jak....

I ty też tak rób. Świata to naprawdę nie obchodzi ile ważysz....

15 kwietnia 2020 , Komentarze (7)

3 razy dzisiaj stałam w kolejce do paczkomatu (szloch) Mieszkam zagranicą  a utknęłam w Warszawie na Bóg wie jak długo . W wynajmowanym mieszkaniu, 20 m 2  które miało być tylko noclegownią na zjazdy na studiach. I tak się doposażam. Mam jeden garnek, kuchenkę jednopalnikową ( nie używałam jej dopóki działała uczelnia) i ciągle okazuje się, że czegoś brakuje, a to sitka, a to tarki, a to pudełeczka żeby zabrać jedzenie do pracy i tak biegam do tego paczkomatu z wyrzutami sumienia, że narażam tych biednych kurierów. To wszystko jest takie kontrowersyjne, wychodzić nie wychodzić , nosić maseczki nie nosić, nawet biegać rano chwilowo przestałam bo czułam się jak rebeliant. Nie chcę nikogo narazać...

Aż jestem zdziwiona, że w tej całej mojej sytuacji zabrałam się jeszcze za odchudzanie. Czy wystarczy mi zasobów? Przecież odchudzanie oznacza wyjście ze swojej strefy komfortu a ja z mojej wyszłam już miesiąc termu, kiedy odcięto mi znajomych, uczelnię, park i powrót do domu. A nawet firmę musiałam zawiesić bo działa w branży turystycznej. To może ja tak siłą rozpędu już? I wiecie co, nigdy w życiu nie czułam się tak zorganizowana i zmotywowana jak teraz. 

Tylko to gotowanie, kasza raz, potem mięsko dwa, buraczki trzy... Gotowanie obiadu zajęło mi 2 godziny. Od jutra gotuje potrójne porcje i będę zamrażać. Inaczej spędzę kolejny miesiąc na drodze do pracy ( idę godzinę w jedną stronę ) , staniu w kolejkach i gotowaniu obiadu :D Jak w PRLu:D

Przyszły też moje kordonki i włóczka. Nareszcie. Zabieram się za szydełkowanie. W planie torba , i łapacz snów. 

Taka odskocznia od książek. Sesja tuż tuż...

Dzisiaj mało motywacyjnie, ot taki zwykły szary dzień:D

14 kwietnia 2020 , Komentarze (1)

Przyjechały moje maseczki, uszyte przez moją pracownicę w Szkocji. A byłam pewna, że zginą ale widać skoro Antonow wylądował to moje już nie są towarem pożądanym :D

W sklepie prawie pusto, wszyscy dojadają resztki świąteczne lub czekają na świeże dostawy. Marian tylko przyleciał po flaszkę i Grażyna po puszkę dla kota..  Boziu jak jest pięknie, choć smutna ta wiosna. I tak jakby empatycznie wyczuwała sytuację, nie chce się rozhulać do końca. Zimno dzisiaj. Chyba tak specjalnie, żeby mniej nam było żal. Wyskoczyłam do sklepu bo tydzień minął i trzeba uzupełnić zapasy. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do polskich cen. Awokado 8.99 i weź tu się człowieku zdrowo  odżywiaj...

Słoneczko świeci, Polacy ( zresztą nie tylko oni ) są w trakcie swojego największego egzaminu z samokontroli . Mamy z nią problem, zresztą wystarczy zobaczyć ilu nas tu jest, w tej społeczności. Samokontrola jest przecież przejawem samoregulacji. A my uwielbiamy się samoregulować, głownie za pomocą jedzenia prawda? Oj mamy problem z tą samoregulacją. Ileż to razy próbowałam stosować te same metody ale do różnych celów i co? Zdziwiona, że nie działa? Ooo a ile razy byłam pewna, że mam nad czymś kontrolę kiedy z góry wiadomo było, że nie ma szans mieć nad tym kontroli . Np wszelkie kuracje odmładzające gdy przecież i tak się zestarzeję:D Znasz to? A sięganie po niesprawdzone środki?  A ile razy wcześniej próbowałam podtrzymać pozytywny wizerunek własnej osoby nawet w sytuacji gdy koszty tego przekraczały zyski . Albo w drugą stronę, dążysz do celu bo się uparłaś mimo, że padasz już na pysk albo mimo tego, że same przygotowania zajmują ci wieczność? Pracoholizm to kiedyś było moje drugie imię.

Zatem trzeba popracować nad swoją samokontrolą, żeby utrzymać zgodność między wyznaczonym celem a podejmowanym przez nas działaniem. Impuls.. dobrze znane nam uczucie. Nasz " emocjonalny mózg " tworzy walkę pomiędzy tym co słuszne i ważne dla nas, a tym co daje nam natychmiastowa przyjemność . Nawyki i uleganie starym wyzwalaczom i impulsy z zewnątrz, które stymulują nas do ulegania emocjom i poszukiwania natychmiastowej przyjemności.  Impulsy spychają nas w utarte ścieżki nawyków. Tylko czy to działanie przybliża mnie do celu czy oddala? Wiecie jak zaczęłam Ćwiczyć swoją samokontrolę? Na samym początku, dosłownie setki razy dziennie zadawałam sobie pytanie " Co zrobiłaby w tym momencie osoba, która chce być szczupła i zdrowa?" Setki razy - winda v schody , lodówka v woda , spacer v film , ćwiczenia v tablet itp itd. Zacznijcie zadawać sobie to pytanie, to idealny pierwszy krok do wyrabiania nowych zdrowszych nawyków i pracowania nad samokontrolą. Teraz nie jest nam łatwo, zamknięci w domach mamy o wiele mniej możliwości ale za to o wiele większe pole do regulacji samych siebie. Bo " W życiu nie chodzi o czekanie aż burza minie . Chodzi o to by nauczyć się tańczyć w deszczu " ( Vivian Green) 

No i pamiętajcie, że samokontrola ( silna wola) wyczerpuje się tak samo jak bateria w telefonie. Rano masz 100% ale każda decyzja podejmowana przez ciebie w ciagu dnia , każdy dokonywany wybór czerpie z tej samej puli . Trzeba ją od nowa ładować . Oszczędzajcie więc baterię i nie marnujcie jej na głupoty ;)

Dobrego dnia kochani i mnóstwa samokontroli....