Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Florentinaa

kobieta, 59 lat, Warszawa

160 cm, 63.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: nawet jeśli bym zawaliła, to tylko chwilowo, serio!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 grudnia 2014 , Komentarze (6)

Wczoraj poległam, na spotkaniu a la oficjalnym (zamiłowanie do wigilii firmowych, służbowych, przedszkolnych, szkolnych, licealnych, harcerskich, gimnazjalnych, świetlicowych mnie powala) wieczorze 'wigilijnym', kazda z pan przyniosła najwspanialsze powody do domu (czytajace sa na diecie, wiec nie bede opisywac) i zżarłam. Można było po jednym kawałku, zżarłam więcej. Ale jak już miałam wpaść w stan "koniec sukcesów i diety" pomyslałam, że przecież nie utyję od tego 5 kg, więc ciągle będę na pozytywnym minusie;-) i wracam do diety. Ubawicie sie, ale wróciwszy o 21 40 do domu ogarnęłam dzieci jeszcze nie śpiące by dołączyły do śpiących i wzięłam sie za vitaliowy trening. Jak zaczęłam, już poczułam sie lepiej, i z każdą minutą czułam sie lepiej. Położyłam sie spac z niezłomnym postanowieniem trzymania diety i zajęć uroczych pań oraz pana DJ i rano ledwie otworzyłam oczy natychmiast siedziałam by polecieć na wagę. Okazało sie, ze mimo wpadki, znowu waga ciut nizej. Nawet wzięłam do ręki muszyniankę, by sprawdzić, czy waga sie nie zacięła. Ale działa. Co za uroczy sprzęt domowy. ;-)

I jak pisze Zielonooka trafnie, odczuwam urok odchudzania cichcem. Tak, masz rację, ja przede wszystkim zmieniam sie mentalnie. Przestaję być zdołowaną tłustą babą, zaczynam być tłustą babą w zmianach, właściwie już nie mam tej rozlanej buzi, zaczynam powoli odzyskiwać kształt twarzy i pewność siebie, jakoś luz w spódnicy zaczyna mi dodawać siły, poczucia, że coś mogę, coś da sie jednak we mnie jeszcze zdziałać. Tak, Zielonooka, mam błysk w oku, mam niejasne wrażenie, że coś mogę w sobie zmienić, powtarzam sobie, ze dam radę jeszcze dalej i zaczynam być ciekawa, jak będę wyglądać w styczniu. To, że o tym nikomu nie mówię poza wylewaniem sie wam, to też jakoś mi pomaga. Aha, i zaczęłam skakać na skakance. Żeby nie był słomiany zapał, to codziennie tylko 5x więcej, ale jakoś poprawia to moje krążenie, zadowolenie i poczucie lekkości. Ciekawa jestem siebie dalej. 

I tak na marginesie dodam, że w ramach tych perspektyw Zielonookiej - zaczęłam robić różne zmiany domowe, które  miały być kiedyś. Będą teraz;-). WIdzicie, coś mogę. Bardzo dzięki!

17 grudnia 2014 , Komentarze (9)

Myślałam, że kupuję dietę, ćwiczenia etc. i chyba nie byłam świadoma, że kupuję zmianę życia;-). Wczoraj i dziś waga znowu w dół. Malutko, ale bardzo pocieszająco dla mnie, bo w tej chwili już poniżej 70, więc mogę sie poczuć w zupełnie nowej fazie. Co prawda, mgliście pamiętam, że kiedyś wszystko ponad 60 wydawało mi sie baardzo dużo, ale to było też naprawde dawno temu, przed rodzinnymi dramacikami i dramatami. Vitalia więc zmienia powoli, systematycznie mnóstwo moich nawyków, które  przecież kiedyś nie były normalne, jakoś je nabyłam w trakcie. Część była dla mnie oczywista, więc juz wczesniej zaczęłam jeść angielskie śniadania, co widać, jak u mnie wpływa na resztę dnia i wagę. Grzecznie (prawie zawsze) więc robię to, co mi program wskazuje, i rano zbieram pochwały, owszem, trzeba uważać. Mam 5 posiłków dziennie, tak jak chciałam, bo dojadam, rzucam sie na jedzenie, więc te przekąski szybkie to dobra rzecz dla łakomczucha. W tym  pilnowaniu moich nawyków, przekąsek etc. widać założenie, że moje tycie wynika z jedzenia traktowanego jako przerywnik, uspakajacz, sposób na chwilę przerwy. I ze mną tak jest. Kiedy jestem zagoniona, łatwo rzucić sie na coś obok, i lepiej miec coś zaplanowanego, co nie tuczy a karmi, jest przyjemne, ;-) Czy wytrwam pół roku? NIe wiem, jak długo wytrwam, ale na razie codziennie jestem przejęta, ze znowu schudłam, praktycznie waga wskazuje codziennie ciut niżej, nawet jeśli niewiele, to niżej. To dopingujące, bo w sumie wygląda realistycznie i może, może uda się dopełznąć do świąt z jakąś wagą, której święta nie zniszczą. Niestety, u mnie tradycja podtrzymywana przez mamę głośno i namiętnie, że trzeba jak najwięcej dokładać, inaczej nie ma szacunku dla towarzystwa. Już kiedyś ćwiczyłam jedzenie bardzo wolno i zostawianie ciągle na talerzu, dobieranie, gdy jeszcze innego ciut etc. Śmieszne, jak trudno dać sobie radę z matkami - no niektórym, bo wiem, ze większość pewnie ma inaczej niż ja. 

Wczoraj było mocno kombinowane dietowanie, bo dużo zamieszania, ale jakoś sie trzymało w ryzach, i znowu ciut niżej, przy tym - trzeba koniecznie powiedzieć - nikt poza życzliwymi vitalijkowymi duchami nikt nie zauważa, ze schudłam,  serio. Ja owszem, twarz mniej świnkowata u mnie, spódnica (te ostatnio noszone, czyli najszersze) nie są obcisłe, stanik sie nie wrzyna, jest fajnie. Czuję sie lepiej, luźniej, milej, łatwiej sie ruszam, mam lepszy humor, mniej sie wkurzam, mam większą cierpliwość do siebie samej i do innych, ale chudnięcie jest praktycznie niezauważalne, więc taka tajemnica powiązana z czytelniczkami wpisu, za wsparcie i udział w tajemnicy dziękuję i pozdrawiam;-) z Wami o wiele milej i łatwiej

15 grudnia 2014 , Komentarze (9)

Dziś wstałam padnięta, wczoraj imprezka - jadłam usiłując jeść rozsądnie w ramach diety, nie do końca to wyszło, ale rano gdy zwlokłam się na wagę (najbardziej podniecający moment dnia od 24 listopada) okazało się, ze mogę zacząć myśleć, że jest lepiej;-), tzn. poniżej 70 pierwszy raz w  tym roku (tak w ogóle, od dawna, ale chodzi mi o to, ze spadki 70,4 d0 74, 5 miewałam parę razy). Wczoraj siedziałam na imprezce tak, że niedaleko od lustra, w pewnym momencie zobaczyłam siebie i zaskoczyło mnie - zaczynam wyglądać podobnie do siebie, tej ze wspomnień. Jaki mamy obraz siebie? ja chyba przechowywałam jakiś obraz siebie sprzed utycia, albo średni, bo jak dostałam zdjecie z wakacji byłam zdumiona swoją wielorybowatością. Nie miałam pojęcia, że jestem az tak zwalista! Co najciekawsze było - obok stała koleżanka, wobec której zawsze czułam współczucie, bo ona była szeroka, a ja nie. Tyle, że ta wizja była poprawna parę lat temu (-6? ) a na tym zdjęciu - ja byłam wyraźnie tłustsza, szersza, obfitsza, okrąglejsza, zwalista. Wiem, ze to nieładnie z mej strony, ale przeraziłam się. Pierwszy raz uświadomiłam sobie, że żyję w fikcji - przechowując wspomnienie i odczucie, że "nieco utyłam" a tu klops.

Poza tym zdałam sobie sprawę, ze jestem po różnych próbach Mel B, dietowych etc. i ze ciągle jade 75-70, 5 i ze od operacji już minęło pare miesięcy - i dokad się usprawiedliwiać?

Wiec kupiłam dietę, wyliczywszy za i przeciw, a teraz się dziwię, ze mimo mej ociężałości  coraz bardziej chudnę, i teraz patrze na wage naboznie, trzy razy sprawdzałam, ze 69, 8. Teraz bardzo chciałabym zejść na tyle, by nie bac się, ze jak coś głupiego zrobię - a stać mnie na to niestety, to nie wejdę na 70. NIgdy więcej 70 na wadze. To ostatni raz, słowo. A teraz zobaczę, co pan DJ przygotował dla mnie na trening i grzecznie wszystko zrobię, bez komentarzy;-)

13 grudnia 2014 , Komentarze (3)

Ojej, naprawde uważałam sie za inteligentną. Naprawdę uważałam, że sporo wiem. Wiedzieć, a realizować, hm

teraz jestem nieustannie zdziwiona. 

Jestem zadowolona i zdziwiona, ze poprawił mi sie humor, od czasu jak codziennie ćwiczę. Tak, ja słyszałam wczesniej, ze brak ruchu pogarsza nastrój, i ze wtedy sie wiecej podjada. Ale jestem zdziwiona, ze to tak funkcjonuje. I jestem zdziwiona, ze waga to taka chwiejna kwestia. Trzeba cały czas pilnować, bo wiadomo, co bedzie. I jestem zdziwiona, choć tez wiedziałam, ze chudnę jak przestrzegam grzecznie tego, co mi nakazano, przygotowano i ułożono. Tak codziennie. Spojrzałam na swój wykres (dopiero sie ucze tej strony, ma mnóstwo funkcji) i widze jak na talerzu - jedyne dni, gdy mi waga nie szła w dół, to ta, gdy nie przestrzegałam czegoś tam (meduza). 

I wyszło, ze Florentynka jest tak wyjątkowa, jak wszyscy. NIezależnie od wieku, mojej tarczycy, nie tak dawnej operacji tegorocznej, anemii pokonanej, ilości dzieci, ilości pracy, etc. 

W sumie to bardzo, bardzo pocieszające. 

Jestem ciekawa, jak bede wygladac. I widze, ze juz zachowuje sie inaczej. 

Życie moze byc jeszcze fajne. Będę pływać.

12 grudnia 2014 , Komentarze (10)

Witajcie porannie, dietetyczka blond zameldowała, że od początku schudłam 4 kg. Patrzę i zastanawiam się - od 22 listopada - 4, to wychodzi nieźle. Jeśli daję radę przy moim niezdyscyplinowaniu, gościach, braku sensownych nawyków nieregularności zajęć to może realnie jestem w stanie dojść do poprzedniej wagi i jeszcze ją utrzymać. 

Narazie widzę postęp na wadze (wykres mego odchudzania sporządzany przez vitalię to bardzo interesujący show, mimo nieregularności idę w dół, to dowód, patrzę, i rzeczywiście). Ale szczerze - to prawda, że widać szczuplejszą buzię, spódnica (ta najszersza z tych, co mam!) jest luźniejsza, stanik nie wrzyna sie tak paskudnie. Ale dalej jestem spasłym wielorybem, w kształcie zaokrąglonej gruszki czy wydłużonego jabłka. Jednak te -4 wygląda ładnie, zważywszy (to odpowiednie słowo), że po drodze rzucałam się (tez odpowiednie słowo) na suszone jabłka, obżerałam sushi, no i jak zmarzłam i byłam niewyspana zjadłam w miarę rozsądnie, ale ponadliczbowo. Tu wychodzi, że żeby (w moim przypadku) trzymać wagę, nie można jeść i żyć bezmyślnie, trzeba nieco rozumu, przewidywania i nawyków. 

No ale robię postępy. Jestem bardzo ciekawa, co za tydzień. Gimnastyka stała sie nieco bardziej wymagająca, Pira mnie ostrzegała przez realnoscią kontuzji no i ma rację, jak zawsze - bo w końcu kiedy ja tak regularnie ćwiczyłam trzy tygodnie? WIęc grzecznie uważam, bo kiepsko by było teraz przerwać. Oj, ile razy ja przerywałam. NIe, nie, koniecznie chcę zobaczyć 6x na wadze, I żadnych siódemek. Narazie w nagrodę kupiłam sobie w calzedonii śliczne rajstopy, 3 x, na szczęście wieloryb ma niezłe nogi. 

Pozytywne to, że zaczynam wierzyć, ze nawet jak mi postawią suszone jabłka, czy inne atrakcje - to potem wstaję, czyli normalnością staje sie dieta&co, a nie obżeranie itd. 

wszystkiego dobrego - ponoć niedługo święta.

11 grudnia 2014 , Komentarze (3)

To wcale nie prawda, ze jestem na diecie, bo:

1. patrzac na przepisy i ich zamienniki widzę, ze tak porządnie i dużo to dawno nie jadłam. Oczywiscie wychodzi to, co uroczo wyśmiewają dziewczyny na forum jako absurdalne sposoby odchudzania - znaczną czesc tego realizowałam, czyli skokami jadłam za mało, potem za duzo etc. Teraz moja dietetyczka blond oczekuje, ze bede jadła sporo i rozsądnie:-) Patrze wiec z niedowierzaniem na 4 kromki na śniadanie (nigdy tyle nie jadłam), na wielką porcję makaronu z czymś dobrym, (pierwszy raz dwukrotnie sprawdzałam), na kolacje niemałe i te wszystkie "przekąski". No i jem. 

2. nie jestem na diecie, bo dieta zakłada jakąś fazę - jak to dziewczyny wyliczające stos absurdalnych opinii zauważają - a potem "będę jeść normalnie", tymczasem tu zespół vitaliiowy wyraźnie chce mnie wychować, żebym pewnych rzeczy nie jadła, albo nie robiła (np. nie dopuszczała do bycia głodną). Widzę wyraźnie, że chudnę wcale niemało, ale mam niejasne poczucie, że po tych miesiącach zeby zachować wagę , wcale nie wrócę do zabaw bycia meduzą. 

3. nie jestem na diecie, bo widzę, ze zanim zaczne jesc, trzeba inaczej żyć - jeśli sie ruszam, jestem w lepszym nastroju i nie załatwiam humoru słodyczami. Jeśli jestem wyspana, nie poprawiam sobie stanu słodyczami i jedzeniem. itd. Przy tym widac, że wcale nie muszę wyciskac z siebie siódmych potów. Mam sie regularnie codziennie ruszać, odpoczywając przy tym. 

4. nie jestem na diecie, bo zaczyna mi sie to podobać. Choć widzę, jak wiele muszę zmienić: nie jeść tego, co akurat podpłynie, jak jestem głodna, tylko realnie być przygotowaną na sytuację.

Schudłam, ale dalej wyglądam jak tłusty wieloryb z przelewającym sie zwałem czegoś z każdej strony. no nic. Narazie chudnę. Ciesze sie, ale tak serio będę dumna jak moja kotka dopiero gdy zobaczę 6x. Ale z 74,5 na 70,3 to tez fajne uczucie. Inspirujace, bo miesiąc nie minął. WIęc tak myślę, że mam szanse na te 6x kg. Najlepiej 68;-) zebym nie umierała patrząc na jedzenie, ze zaraz zobaczę 7. NIgdy więcej w życiu 7 na wadze! Jak schudnę do 67 to szybko w dół choć trochę;-)

9 grudnia 2014 , Komentarze (11)

Właściwie za póżno wstałam, ale jak przypomniałam sobie, ze na pewno schudłam, wstałam (to juz chyba faza świra). Rzeczywiście - schudłam ciut, ale wyrażnie. Więc w świetnym humorze poszłam budzić małych. W sumie od 24. 11. chudnę, z chwilą przerwy na wieczorne suszone jabłka w ilości masakra (goście... a ja meduza, bo kto namawiał, by tyle jeść?) i sushi (namawiali, ale można było mniej - meduza). dziś nie powinno być meduzy, bo jestem bez gościowa;-)/ wczoraj łaziłam po mej wspaniałej instytucji z kefirem, jak tarczą przeciw wszystkim szybkim ciasteczkom, bułeczkom, batonikom, i dziś na wadze mnie chwalą. 

WIec śniadanko wg przepisu, nieco zmodyfikowane, i potem robota. Ćwiczyć będę wieczorem - raz, wszyscy juz śpią  (krępujące i niemiłe, jak ciągle ktoś coś chce, prosi, opowiada a ja przerywam), dwa że mnie to rozluźnia i odstresowuje, idę spać jak zadowolony szczeniak, co sie wybiegał, choć minęłam wczoraj lustro, o rany, jaka ja jestem gruba! Ale nic, dietka, jutro sie zważę. Będzie lepiej. 

Tak, to chyba faza świra, ale te 0,3 kg mniej naprawde daje mi miłe poczucie, ze mogę. Jak na mnie to dużo, nawet jeśli jeszcze wyglądam jak dmuchana lala z fałdami i oponkami. No to narazie;-)

8 grudnia 2014 , Komentarze (5)

Przyzwyczajam się i powoli odruchowo robię śniadanka, bardzo smaczne i niemałe, wg przepisu, już podobierałam sobie, co lubię, nauczyłam sie czegoś nowego, wywaliłam to, co niekoniecznie, choć większość urocza. W ogóle pomysł śniadań obfitych bardzo mi sie podoba, w stylu angielskim, miło zajadać sie na śniadanie z poczuciem, że to właśnie dla odchudzania. 

Czyli tak: wstaję, z ciekawości do wagi. Patrzę z zadowoleniem, po toalecie idę robić śniadanko wg przepisu i  z zadowoleniem się obżeram;-)

dobrego dnia! dziś dużo pracy, lekarze, dzieci, zamieszania, ale nic, florentina sie odchudza. Wprawdzie poza lekkim luzem na spódnicy i wyraźnie szczuplejszą buzią niewiele widać (ot, 3 cm w talii) ale czuję sie o niebo lepiej. Ale fajnie;-) dobrego dnia wszystkim!

7 grudnia 2014 , Komentarze (6)

Dzis kolejny dzien pracy i to tak ulozony ze brr, ale jakos psychicznie trzymam sie łatwiej dzieki regularnosci tej dietki&gimnastyki. 

motywator

zobaczymy co dalej

Próbuję się chronić od przypadkowego jedzenia - i uczyć się je przewidywać. Tak widzę, ze z jedzeniem zachowywałam się jak meduza - gdzie mnie popłynęło, jadłam jako przerywnik, pocieszajkę, zamiast kawy, zamiast chwili odpoczynku. Wcale nie byłam głodna, najczęściej jadłam z innych powodów. Można to nazwać u mnie przyzwyczajeniem do podjadania - teraz jest więc łatwiej. Mam nadzieję, ze znowu nie wejdę w stadium meduzy... okrągłej, jak wiadomo. 

Teraz oczywiście czuję się lżej, luźniej, milej, schudłam te 3 kg, ale efekty głównie na twarzy, no i mieszczę się w spódnicę sprzed paru miesięcy. Patrzę więc na inne ciuchy - obym do nich dopełzła...

7 grudnia 2014 , Komentarze (5)

Dzis kolejny dzien pracy i to tak ulozony ze brr, ale jakos psychicznie trzymam sie łatwiej dzieki regularnosci tej dietki&gimnastyki. 

motywator

zobaczymy co dalej

Próbuję się chronić od przypadkowego jedzenia - i uczyć się je przewidywać. Tak widzę, ze z jedzeniem zachowywałam się jak meduza - gdzie mnie popłynęło, jadłam jako przerywnik, pocieszajkę, zamiast kawy, zamiast chwili odpoczynku. Wcale nie byłam głodna, najczęściej jadłam z innych powodów. Można to nazwać u mnie przyzwyczajeniem do podjadania - teraz jest więc łatwiej. Mam nadzieję, ze znowu nie wejdę w stadium meduzy... okrągłej, jak wiadomo. 

Teraz oczywiście czuję się lżej, luźniej, milej, schudłam te4 kg, ale efekty głównie na twarzy, no i mieszczę się w spódnicę sprzed paru miesięcy. Patrzę więc na inne ciuchy - obym do nich dopełzła...