Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rinnelis

kobieta, 41 lat,

160 cm, 81.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 lutego 2015 , Komentarze (6)

Dziś zakończył się etap I pozbywania się nadprogramowych kilogramów.

Od dnia 12 stycznia, kiedy zaczęłam udało mi się pozbyć 8,9kg i 50,5cm(puchar). Nie jestem już trzycyfrowa i normalnie sama sobie biję pokłony. Bo chociaż czasem wcale nie jest łatwo wytrwać, zdarzają się potknięcia, ale jak widać można dać radę.:)

Staram się codziennie pochodzić albo pojeździć na rowerze, ale to raczej za mało. Mam wrażenie, że moje ciało stało się jeszcze bardziej miękkie niż było (a ogólnie to byłam rozlazła taka) a to chyba nie jest dobry objaw. Staram się jeść wszystko, oczywiście z umiarem i z głową. Zamiast smażonego wybieram gotowane lub pieczone. Stawiam głównie na kasze i ryż, ale makaron (normalny) albo ziemniaki też się zdarzają. Na pierś z kurczaka niedługo nie będę mogła patrzeć, więc staram się urozmaicać. Przekonuję się do ryb, ale opornie to idzie. Już bym chciała mieć swoje warzywa, ale jeszcze trochę trzeba poczekać.

Kolejny cel to 90kg. To tylko 9,7kg do zrzucenia. Komu ma się udać, jak nie mi?;)

Co może mnie zmotywować dodatkowo? Mój brat będzie miał potomka ;) i może się zdarzyć (ale nie wiem tego na pewno), że może będę chrzestną i fajnie byłoby wyglądać na mniejszą. Ale na spokojnie, bez cudowania, głodzenia się itp. Zachować spokój i powoli do celu:)

17 lutego 2015 , Komentarze (2)

Od kilku dni ciągle byłam głodna. I nie to, że nie jem, bo jem, ale np zjadłam obiad i dalej czułam, że w sumie jeszcze coś bym zjadła. I już zaczęłam myśleć, że może za mało jem i organizm się domaga nadrobienia itp. Ale to tylko przedokresowe przedzierzgnięcie się w pasibrzucha. I jeszcze tak do 15 było ok, śniadanie, zupa a po obiedzie to bym mogła konia z kopytami pocisnąć. ;) I opona sterczy, że JEZU!! I tylko 2 km dzisiaj przeszłam, bo sama chodziłam i jakoś mi tak niewyraźnie było (czasem jeszcze mijam się z innymi kijkowcami a dziś nic), więc wróciłam do domu.

Nie można się dać.

16 lutego 2015 , Komentarze (2)

Nie ważyłam się dziś. Już było blisko, ale nie. A tak bym chciała wiedzieć, ale nie. Dam sobie na wstrzymanie. Chociaż patrząc na dzisiaj, to może powinnam :D Dziś nie mogłam się najeść. Po prostu byłam jak dziecko: co do ręki, to do buzi. Może to przez to, że rano zmarzłam trochę, gdy szłyśmy z Małą na spacer. Wczoraj była wiosna a dziś wieje i zimno okrutnie. A może po prostu moja wytrzymałość sięga jednego miesiąca a później muszę nadrobić wszystko? Albo po prostu trzeba gorzej gotować :)

Szukam niebieskiego talerza a właściwie zestawu całego w kolorze niebieskim i wiecie, że to wcale nie jest takie proste jak myślałam.:) W jednym ze sklepów znalazłam talerz, kolor piękny, ale co z tego, jak talerz ma 27cm a ja szukam mniejszego. Dogódź tu kobiecie;) Mniejszy talerz, mniejsze porcje. I kolor, który nie kojarzy się z jedzeniem. I będzie dobrze.:)

15 lutego 2015 , Komentarze (1)

Dziś jest niedziela i dziś się po prostu byczyłam :) Tzn niby 10km rowerem było,ale co to jest? Ale zanim wyjechałyśmy to tak się opiłam wodą, że ledwo do domu dojechałam :D A po powrocie zjadłam i zajęłam się książką. Obiad niedzielny też taki jakiś dziwny. U mnie w domu w niedzielę obiad zawsze robi tato a mi ciężko się gotuje, gdy ktoś mi się kręci (ok, mam słabe nerwy i się wkurzam maksymalnie :D ), więc niedzielny obiad był taki sobie - gotowane mięso (nie przepadam), ziemniak (wolę ryż) i góra surówki. I zjadłam dzisiaj kostkę czekolady - wkroiłam sobie do sałatki owocowej i zjadłam. I już. Beż wyrzutów. :) I sezam jadłam i orzeszki ziemne (niesolone), ale nie w ilościach hurtowych jak kiedyś, tylko delikatnie ;p A teraz czas na kolację - może późno, ale spać jeszcze nie idę.;)

14 lutego 2015 , Komentarze (1)

Dziś świeciło pięknie słońce. Normalnie wiosna się zrobiła i wyszło ponad 20 km rowerem. Z okazji walentynek nie zjadłam ciasta (jabłecznik z bitą śmietaną) i nie napiłam się wina. Nie ma Walentego, nie ma świętowania! Na kijki już dziś nie poszłam, bo co za dużo, to raczej nie zdrowo (w czasie jazdy czułam to obtłuczone kolano, więc bez przegięć). Muszę dzisiaj się zabalsamować, bo mam skórę suchą, że hej - to jest balsamowanie wielkopowierzchniowe ;) Mam balsam z Bielendy nawilżający i wyszczuplający, ale w sumie mi zależało na zapachu - arbuzowy.

Tak jak pisałam, postaram się ważyć co dwa tygodnie, chociaż korci mnie, oj korci :)

13 lutego 2015 , Komentarze (1)

Mieszkam na wsi. Nie żeby to było coś złego, ale... Dziś mama nie chciała iść na kijki, więc wybrałam się sama. SAMA (no w sumie to z kimś, poszłam ja i moja rozbuchana wyobraźnia). Godzina była 18.30, więc już ciemno, wieś miejsce wymarłe. No i idę. Na mojej ulicy jeszcze było ok, ale w końcu trzeba skręcić, przejść kawałeczek obok lasu (lamp nie uświadczysz) i wejść na inną ulicę, którą nie lubię chodzić, bo uważam, że mieszkają tam ludzie głupi i pozbawienia wyobraźni (a przynajmniej część z nich). Już tłumaczę dlaczego tak jest, żeby nie było, że źle myślę o bliźnich. Wszyscy kochamy psy, no chyba, że kochamy koty, ale one nie są najważniejsze w tej opowieści. Uznajmy, że wszyscy kochamy psy i mamy je u siebie. Małe, duże, białe, czarne itd. Mieszkam na wsi, więc oprócz domu ma się kawałek działki, więc od biedy psina może się trochę rozruszać, ale w sumie nie za bardzo. Co tez wówczas robi kochający pan/pani? Puszcza swojego pieska niech sobie po wsi pobiega. Szlag mnie nagły trafia, bo nie wiem, czy ten pies mnie oleje, czy jednak się na mnie wnerwi. A ja się obcych psów boję i nikt mi nie przetłumaczy, ze nie ma się czego bać. Boję się i już. Tym bardziej, że kilka razy już psiaki za nami biegły, niektóre małe (ale wredny jak nie wiem co, raz złapał za nogawkę od spodni) a inne duże (1,60m to nie tak wiele i pies szybko awansuje do wersji wysokiej ;) ) Miałam psa, nawet trzy i żadnego nie puszczałam po wsi, tylko dymałam za nim, bo strzeżonego...:) No i szłam sobie dzisiaj i co chwilę miałam wrażenie, że coś zaraz wyskoczy i będzie draka. Trasa przebiega tak, że idziemy na tę drugą ulicę i tam można strzelać fajne kółeczka i mi starczyło odwagi na dwa takie kółeczka, po czym wróciłam na swoją ulicę i chodziłam od początku do końca i z powrotem aż dobiłam do 5km i wróciłam do domu. Dziś pobiłam rekord - przeszłam 5km i w sumie to coś mnie tam bolało, ale już przeszło. Do tego należy doliczyć 2,6km które przeszłyśmy w czasie spaceru i 3,8km rowerem - pojechałam z młodymi na przejażdżkę. Czyli wg mnie całkiem dobrze poszło, ale... zrobiłyśmy dziś pierogi ruskie i z serem na słodko i zjadłam 8. Tzn na obiad 5 a te trzy to tak z doskoku, czyli też zupełnie nie tak, jak powinno być. Miałam zjeść grillowaną rybę a najadłam się pierogów.:PP Oby tak dalej, sama sobie uścisnę prawicę. Z kolacją też poleciałam, bo zachciało mi się jajecznicy. Z różnymi dodatkami. Trudno, jutro będę jeździła dłużej rowerem. Wszystko będzie dobrze, tylko nie wolno się położyć i czekać.:)

12 lutego 2015 , Skomentuj

Nie będę zajmować się tematem dnia. Napiszę krótko: 1. I odchorowałam go strasznie (chyba był za tłusty albo coś do niego napchali). Wyrzutów nie mam, bo nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. A i tak go spaliłam podczas kijków.

Zrobiłam dziś znów sałatkę z tuńczykiem, ale ma jakiś dziwny smak. Nie wiem czy to wina tego, że dałam mało czosnku, czy to wina tego tuńczyka i jego dziwnego smaku. Spróbuje dodać jutro więcej czosnku, może "zabije" smak ryby (tuńczyk z biedronki - kupiony pierwszy i ostatni raz). Jutro już piątek. Nie wiem kiedy ten tydzień zleciał.

Gdy siedzę, to oponka się zawija. Jeszcze niedawno cieszyłam się, że była mniejsza a teraz znów mnie denerwuje. OPONO idź precz!! Tak się nie da, wiem, trzeba ćwiczyć i ćwiczyć i jeszcze może trochę poćwiczyć a najważniejsze, żeby robić to z głową :)

11 lutego 2015 , Komentarze (8)

Po co ja to robię? Po co katuję się odmawiając sobie przyjemności jedzenia różnych rzeczy? Zawsze byłam gruba i gruba zawsze będę. A tak to tylko chodzę i myślę o tym, co bym zjadła. Na myśleniu się kończy na szczęście. Tyle silnej woli jeszcze mam (chociaż dziecko po wyjeździe do kina przywiozło frytki i inne takie i oczywiście, że zjadłam - to nie było to, na co miałam ochotę i to były najgorzej zainwestowane kalorie tego dnia). No po co robić cokolwiek, skoro ja już tu MIESIĄC cierpię a jeszcze się nie wylaszczyłam...no po co? Typowe u mnie - powietrze z balonika motywacji zeszło i teraz został flaczek. (aż się nasuwa tekst o dmuchaniu XD). Jest nas dwie - jedna ja wie, że zrzucenie tej wagi nadprogramowej nie będzie szybkie i że trzeba się przygotować na wyrzeczenia i walkę, bo jedno ciasteczko grzechem nie jest, więc zjem dziesięć. Druga ja już się położyła i stwierdziła, że i tak się nie uda, więc kupmy sobie paczkę chipsów i czekoladę, przecież juz pozbyłyśmy się 6kg. Właściwie to teraz mam kluczowy moment - albo popłynę, albo dalej będę się pilnować. :)

Krótko napiszę o śniadaniu. Owsianki nie cierpię, więc zrobiłam sobie coś prawie jak owsianka. Płatki owsiane zalałam wrzątkiem, tak tylko, żeby były przykryte, po chwili dorzuciłam otręby owsiane wymieszałam i czekałam aż trochę przestygnie (btw. w tym momencie śmiałam się, że otrębami to dziadek świnie karmił a teraz ja je jem;)), dorzuciłam jogurtu naturalnego, migdałów garstkę, mandarynkę pokrojoną i banana. I miałam śniadanie. Dużo śniadania. Pod koniec stwierdziłam, że to chyba za dużo, ale dałam radę. Jutro zrobię powtórkę, ale tym razem spróbuję otręby gryczane. :)

I był spacer - nawet 2x, w sumie wyszło jakieś 8km, czyli nie tak źle :)

10 lutego 2015 , Komentarze (2)

Jadłam dziś makaron :D Niby nic, ale po miesiącu nie jedzenia makaronu, to naprawdę wielkie przeżycie. Miałam chęć na makaron z sosem bolońskim i to dziś zrobiłam. Ok, sos w zamierzeniu miał być podobny do bolońskiego ;) Makaron miałam orkiszowy świderki a sos zrobiłam na mięsie mielonym z udka kurczaka (przyrzekam, że pierś z kurczaka już mnie nudzi), dodałam selera, pietruszki, marchewkę, wielką cebulę, czosnek, wlałam pół litra przecieru pomidorowego, trochę zredukowałam i doprawiłam. Sos po prostu wymiata. Makaron mi się trochę rozgotował i "na sucho" smakował nie bardzo, ale z sosem był dobry. A i zupę zjadłam z makaronem, bo już trzeba było go zjeść. 

Wieczorem poszłyśmy na kijki, 3,8km wyszło, ale pod koniec czułam to moje kolano. Co mnie nie złamie to mnie wzmocni. ;) Chciałam sobie kupić buty do chodzenia, ale chyba zarzucę ten pomysł. Znalazłam ładne buty i już, już klikałam kup teraz, gdy spojrzałam na inne aukcje. Zawsze (tzn wcześniej) kupowałam buty w rozmiarze 39, teraz moja noga mieści się w 40. I okazuje się, że dla tego sprzedającego rozmiar 40 raz ma długość wkładki ok 25cm a innym razem ok 25,5cm (dla tych samych butów), więc wymiękłam. Musze sobie coś kupić, bo w tych które mam po dłuższym chodzeniu bolą mnie stopy. Kicha taka, że ech.

9 lutego 2015 , Skomentuj

...to nie uciecze. Dogoniło mnie podjadanie tego i tamtego i dziś już nie było takiego ekstra spadku ;) Ale ogólnie to spadek był o całe 0,3kg. Spadek to zawsze nie wzrost :) Ale tak by się chciało, by te zawsze były spadki i co tam kilogram, od razu 5 kilo na tydzień ;). Dobrze nie ma, trzeba się starać i odklejać powoli obciążenie.

Po wczorajszej wywrotce boli mnie lewe kolano (to już pisałam), ale dodatkowo dzisiaj zaczęło mnie boleć prawe ramię i biodro z prawej strony - jakim cudem? Nie mam pojęcia.

Na obiad, jako dodatek, zrobiłam sobie miks sałat z roszponką i sosem włoskim - i ten sos to chyba była przesada, bo zrobiłam go za dużo a jeszcze dorzuciłam nasiona słonecznika, więc tłuszczu było dość. Ale w końcu obiad to obiad, więc jeszcze był ryż brązowy i kotlety mielone z piersi kurczaka z kaszą jaglaną i kapustą kiszoną. Najadłam się i normalnie coś mi podszeptuje, że nie powinnam tyle jeść, połowę powinnam odstawić i chodzić później głodna. AHA, bo posłucham.Już tak było, że tak robiłam - posiłek był za bardzo sycący, to oznacza, że następnego dnia powinnam go zmniejszyć o połowę, bo przecież skoro się odchudzam, to powinnam się głodzić. No i mam efekty.