Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rinnelis

kobieta, 41 lat,

160 cm, 81.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 lutego 2015 , Komentarze (1)

Dziś padał śnieg, mimo tego mądra ja wsiadłam na rower (po przecież się topi) i akurat musiałam trafić na fragment "ubity i szklisty", dodatkowo droga była nierówna i jak rąbnęłam o drogę to masakra. Mam trochę spuchnięte kolano, ale temu się nie dziwię, w końcu to biedne kolano przyjęło cały ciężar mój + rower :) Mama skomentowała to, że dziecku to jeszcze przetłumaczysz a staremu to już nie :D Życie :D Jedzenie ogólnie ok, chociaż wpadką jest ta sałatka wczorajsza - została dosłownie łyżka w misce i nikt się za nią nie łapał, więc dorzuciłam tę łyżkę do mixu sałat i zjadłam. Więcej grzechów nie pamiętam. Albo pamiętać nie chcę. Pożarłam się dzisiaj z P., tzn. działamy sobie chyba na nerwy  albo w końcu znalazł dobie normalną dziewczynę. To długa historia i sama się dziwię, że toczy się ona w taki sposób. ;) 

Jutro już poniedziałek i nowe postanowienia a przede wszystkim ważenie - ostatnie ważenie w lutym, na koniec pierwszego miesiąca mojej zmiany. Nie będę się ważyła raz w tygodniu, teraz postaram się robić to raz w miesiącu - bo mam tak, że ważę się w poniedziałek, jest spadek, jest super, cały tydzień mija a ja w niedzielę zaczynam świrować, bo przecież w poniedziałek mam się ważyć, więc w niedzielę nie będę jadła, żeby w poniedziałek ten spadek był a to chyba nie o to chodzi. No i ogólnie to jadłam za mało węglowodanów a za dużo białka. I coś będę musiała zmienić. Myślę tez o zakupie diety vitalii, na razie na miesiąc żeby zobaczyć co i jak. Ale to tylko moje myślenie. zobaczymy co będzie  :) Spróbuję jeszcze poćwiczyć dzisiaj, ale z tym kolanem to nie ma szaleństw, nie żeby bardzo bolało, ale trochę je czuję. 

Nie ma co się łamać, trzeba iść przed siebie i starać się :)

7 lutego 2015 , Komentarze (8)

tak jak już pisałam mieli dzisiaj przyjechać goście. I z tej okazji była sałatka, ciasto a na ciepło (i bardzo szybko) były parówki pieczone w cieście francuskim. Jadłam to wszystko. Tę sałatkę z sosem jogurtowo-majonezowym i ciasto i parówkę. Siedziałam przy stole, rozmowa płynęła i jakoś tak mi to wpadło na talerz i do żołądka. I wcale nie czuję się dobrze. Kit z wyrzutami sumienia, bo zjadłam to trudno, zjadłam, ale normalnie mam wrażenie, że spuchłam. Nie będę wnikać w szczegóły, ale przyda mi się końska dawka espumisanu, bo pęknę jak balonik ;/

Kijowo to wyszło, bo tak naprawdę nie potrzebowałam tego jeść, mogłam zjeść sobie co innego, ale nie! Nowa sałatka, nowe ciasto to trzeba spróbować (a wiadomo, że łyżeczka to nie próbowanie) Nic to, będzie lepiej.

6 lutego 2015 , Komentarze (3)

Obecnie przeżywam okres fascynacji sałatką z tuńczyka z ryżem i serkiem wiejskim:). To jest taka baza, do której można dorzucić inne rzeczy. Teraz dorzuciłam cebulę, czosnek (sałatka wyrazista w smaku^^), ogórka świeżego, paprykę, kukurydzę (resztki z puszki), doprawiłam i mam jedzenie na trzy dni. Ryż brązowy, jeszcze lekko chrupiący, ale spróbowałabym z czerwonym ryżem albo z dzikim. I mam tez fazę na paprykę - ciutkę soli i mogłabym chrupać przez cały wieczór - nie chrupię jednak, bo sól to sól, nawet jeśli jest różowa. Ogólnie wychodzi 86/100g, więc porcja 200g jest git.

Jutro maja przyjechać goście i siostra piecze ciasto - rolada zebra - pierwszy raz, wygląda super i smakuje pewnie też, bo przecież bita śmietana...ach, odmówiłam sobie herbatnika, to odmówię sobie ciasta (no zjedz mnie, mówił herbatnik, zjedz, jestem taki niepozorny - i to zawsze było tłumaczenie, bo co to taki herbatnik, ale takich herbatników 5 to już coś a teraz rzucam się jak wściekły mors na plaży, bo chcę poćwiczyć a herbatniki wiszą na brzuchu i ... tyłku i ogólnie to się telepie wszystko, że ech :x) Byłam dzisiaj na kijkach - 3,5km i 430 kalorii podobno poszło z dymem ;) przynajmniej wg endomondo, bo już kalkulator na vitalii podał mi, ze spaliłam 290 kalorii. Grunt, że coś tam spaliłam :D I spróbuję jeszcze dziś mel b, bo odkryłam, że w mam mięśnie brzucha :p to dzisiaj dobrze poćwiczyć, cobym nie zapomniała, że one są :)

5 lutego 2015 , Komentarze (2)

Dziś udało mi się poćwiczyć :D żałość i tragedia, ale jutro trzeba znów poświęcić chwilę, bo sapię jak parowóz a zrobiłam tylko ok 20 min z mel b :D i to też rzucając się jak mors na plaży.
Nienawidzę tego mojego brzucha i wałek zwijających się gdy siedzę. Dobra, zwalczę to. ;) Jutro może uda się dłużej poćwiczyć, w sobotę mają goście przyjechać i mam upiec ciasto, więc tym bardziej moje serce będzie krwawić (to jest mój problem w domu właśnie - nikt nie ma na uwadze tego, że jak leżą słodycze, to ja bym je zjadła, ale nie zjadam, ale wiem, że są i myślę tylko o nich). I sałatkę jakąś też zrobię i wszystko będzie się do mnie uśmiechać. No nic. Trzeba ćwiczyć silną wolę :)

I z tym postanowieniem idę spać.

4 lutego 2015 , Komentarze (1)

Oczywiście nie kupiłam sobie słodyczy i się nie nażarłam. Zamiast tego był serek wiejski, papryka, ogórki, gołąbek z ciecierzycą, zupa pomidorowa, pomarańcza, chleb fitness, żeberko wieprzowe (ostatni raz, bo mięso takie sobie a więcej tłuszczu odrzuciłam niż to tego warte) a na śniadanie surówka z sałaty lodowej i innych takich. I teraz kończę ostatni kubek picia na dziś - ponad 2 litry wlałam w siebie i cieszę się, że w tym kubku jest kawa inka a nie woda :) Spadek formy powiązałam ze spadkiem magnezu w organizmie, więc znów łykam. Paskudny nastrój nadal trwa, ale jest lepiej niż wczoraj. 

I gdzieś tak o 17 włączyłam sobie to : https://www.youtube.com/watch?v=rt4cEHs47iU i dalej leci. Jakoś mi przy tym lepiej. :)

3 lutego 2015 , Komentarze (2)

Gdy jestem nieszczęśliwa to jem. Dziś jem. Jutro tez będę jadła i pojutrze i już zawsze.  I ogólnie jestem nieudanym człowiekiem. Mam już tyle lat i poza tymi latami nie mam nic. Inni mają mężów, dzieci, jakoś życie poukładane a ja nic. I lepiej nie będzie.  Tak bym się chciała objeść byle czego, żeby nadmiar jedzenia przytępił życie, ale się nie objem, bo za dwa kilo z kawałkiem kupię sobie książkę albo buty. 

2 lutego 2015 , Komentarze (4)

Dziś przyszła kolej na ważenie i mierzenie. I, o cudowne zrządzenie losu, był spadek :) O 0,8kg. Co świadczy o tym, że jak zjem naleśnika z serkiem i dżemem, to od razu nie wpadnie mi następny kilogram - oby tylko ten kilogram nie pojawił się z opóźnieniem :D Najbardziej brakowało mi zup. Ja zupy lubię i wydaje mi się, że jakoś się tak lepiej czuję gdy je jem. Byleby dużo warzyw w niej było i jest git. Bez zabielania ot woda i warzywa ;)  Po trzech tygodniach mam 6kg i 43cm mniej. Chociaż teraz się najadłam i brzuch mi wywaliło jak normalnie baniak jakiś. Ale zrobi się z tym porządek, zrobi :) Zmieniłam sobie wagę docelową - będę zmieniać ją co 10 kg, żeby mnie nie zniechęcała ilość kilogramów do spalenia. Zostały mi jeszcze 2,6kg do pierwszego celu. I sprawię sobie nagrodę jakąś :) Nie wiem jeszcze jaką, ale coś wymyślę na pewno. 

1 lutego 2015 , Komentarze (1)

Jest niedziela. Od 7 rano jestem na nogach, 5h siedziałam w autobusie a później jeszcze godzinę w pociągu. Wróciłam do domu. Jutro mam się zważyć i wyjdzie, wyjdzie cały wyjazd. Ale fajnie było :) Brat długo jeszcze do nas nie przyjedzie, więc jeśli chcę się z nim zobaczyć, to trzeba jechać. :) A u kogoś to wiadomo, przecież nie będę wydziwiać i jak na obiad są naleśniki, to zjem naleśniki - btw. były pyszne :D No ale tym sposobem moje odzwyczajanie od cukru zostało przerwane i od jutra zaczyna się od nowa. No i jeszcze dzisiaj wpadły frytki i mcwrap, bo młoda chciała iść do mcdonalds - chodzi tam rzadko, więc ok, dobra ciocia (dobra w zależności od tego, z której spojrzy się na to strony), dała się namówić. Powiem tyle, że jedzenia z mcdonalds mam dość na jakiś czas i chce mi się warzyw i mojego normalnego jedzenia. Jutro już będzie dobrze. :)

27 stycznia 2015 , Komentarze (4)

Nic dzisiaj nie kupiłam sobie do jedzenia, więc jadłam to, co było w domu. Ogólnie przez cały dzień było tak, jak jem przez ostatni czas, ale na kolację wpadła bułka maślana i kajzerka z makiem z masłem i solą a nawet z serem żółtym. Coś zjeść musiałam a już nie miałam chleba swojego ani serka wiejskiego, ani nawet pomidorów nie ma, wszystko zostało wyczyszczone by się nie zepsuło. Trudno, maślana buła była pyszna. Objadłam się jak za starych czasów. I źle się czuję. Nie z powodu tego, że tyle zjadłam, tylko po prostu wybuliło mi brzuch i mam wrażenie kamienia w żołądku. Ech i tyle :|

Jutro wyjazd z domu o 8 a u brata będę ostatecznie koło 17-18. MASAKRA. Ale będzie dobrze. Jak tak jeszcze czytam, jak mnie utwierdzacie w przekonaniu, że dam radę to tak się pewniej czuję, więc dziękuję :)