Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mama dwóch synów, po przekroczeniu magicznej 3 dyszki, dosyć szczupła ale z ciałem do wymiany;) no i marząca o pozbyciu sie tych 3 kg balastu pociążowego:)

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5280
Komentarzy: 60
Założony: 20 kwietnia 2015
Ostatni wpis: 29 maja 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ekrol

kobieta, 40 lat, łódź

167 cm, 68.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

30 kwietnia 2015 , Komentarze (3)

Trudno byc kobietą ...;) zwłaszcza gdy przeziębienie łączy sie z innymi typowo babskimi przypadlościami obniżającymi samopoczucie....

Wczoraj odbylo się i-lipo, z liposhocka zrezygnowalam, bo kości wystarczajaco bolaly i bez ultradźwięków. Jako że wiedziałam, że do ćwiczeń się nie zabiorę, pół trasy do domu pokonalam na nóżkach coby aktywność 30 - minutową zaliczyć.

Spróbuje odtworzyć wczorajsze menu:

Na śniadanie na pewno znowu było ciastko bellvita ale chyba 3 sztuki jesli pamętam i nieodlączna biała kawa z 1 łyżeczką cukru, ale nie pamiętam co było dalej...

na pewno był banan po wyjściu z zabiegu, na pewno była dodatkowa kawa podczas zabiegu;)

na kolację była pieczona w folii tilapia, a przed snem na przekąskę kalarepa

ale obiad... skleroza rządzi....ale na pewno było COŚ

Więc na szybko napiszę co było dziś, bo pewnie jutro zapomnę;)

śniadanie - uwaga - mleko sojowe, banan, ziarna słonecznika zblendowane na koktail podane z musli i siemieniem lnianym - pieknie prawda?

obiad - tilapia - tyle że smażona bo to zostało z wczorajszego ogólnodostepnego obiadu, a dziś wyjątkowo nie było czasu na nic

wpadka - trochę chipsów- @ ma swoje prawa.

Wiem, że wygląda na bardzo ubogie menu, ale daję sobie uciąć cokolwiek za to, że o czymś zapomniałam...

Wczoraj była też wizyta u Pani dietetyczki - waga niestety troche w górę, ale to na pewno z racji nadchodzącej @ bo tluszcz w dół, mięsnie w górę, a woda jak to woda w tym czasie - baaaardzo w górę;) więc czekam na konsultację za tydzień.

Zaopatrzyłam się w błonnik, choć nie mam problemów z tymi sprawami, postanowilam się trochę oczyścić bo moje jelita nie do końca ze mną wspólpracują.

Za chaotyczność we wpisie przepraszam i obiecuję poprawę;)

Miłej majóweczki

29 kwietnia 2015 , Komentarze (7)

Dziecię me umiłowane pierworodne sprzedało mi wirusa. Dobra jego strona taka, że apetyt odszedł, zła... odeszła też cheć na wszelką aktywność fizyczną ....  

Dziś kolejna seria zabiegów wyszczuplających więc coś jednak będę musiała z siebie wykrzesać, bo by i-lipo miało sens potrzeba przynajmniej 30 minut intensywnego wysiłku fizycznego po zabiegu...ehhhh ... ale cierp ciało jak żeś chciało... 

Wczorajsze menu:

śniadanie - ciastko bellvita kakowe z kawalkami czekolady sztuk 1 (ambitnie robiłam sobie omleta z jabłkiem, ale dzieci mi zjadły więc ja musiałm zjeść ich ciastko...)

przekąska - dojadłam kabanosy ;)

baaardzo późne drugie śniadanie  - jogurt naturalny mały, 1 i 1/2 banana, musli i migdały

powiedzmy, że obiad ale bliżej kolacji;) - placek z ziemniaka, cukunii i cebuli sztuk 1

kolacja właściwa - 1/2 serka typu włoskiego, pomidor, 1/2 papryki, 3 rzodkiewki

Aktywność fizyczna - 0 ;(

27 kwietnia 2015 , Komentarze (1)

.... i pożarłam prawie całą pczkę (120 g) cienkich kabanosików.... 

Aktywność - spadkowa - 60 brzuszków i na tym koniec... no nie licząc marszu na autobus i z autobusu do pracy i do domu;)  - mam zbyt blisko by zaliczac to do "aktywności";). Dzieć chory wiec spacer dziś też się nie odbył...

Dzisiejsze żarełko też bez fanfarów:

Śniadanie:

2 kromeczki chleba z ziarnem+ żółty ser, pomidor i zielony ogórek

Obiad (zabrakło 2 śniadania:()

3 placuszki z ziemniaków, cukinii i cebuli smazone na kropelce oliwy po suszonych pomidorach

Podwieczorek 

120 g sushi biedronkowego

Kolacja 

nieszczęsne kabanosy

ehhhh....

Do tego mąż na noc w pracy, młody co chwila płacze, więc masaż bańką odpada ... idę moze chociaz nadrobić te motylki (z góry wiem, ze przysiadów sie nie podejmę). Nie lubię 2 zmiany w pracy bo jak wracam to mam chęć rzucić sie na lodówkę, a na ćwiczenia jestem zbyt "zmęczona";)

PS. zrobiłam i 60 motylków i 60 przysiadów - duma powraca;)

27 kwietnia 2015 , Komentarze (1)

Hura! 

Weszłam w spodnie z obrony licencjata czyli sprzed hmmm 8 lat jeśli dobrze liczę (nie wiem doprawdy co one robily w szafie - chyba czekały na taką okazję) czyli tym samym sprzed 2 dzieci:) i powiem Wam, że na upartego możnaby w nich było nawet wyjść z domu gdyby nie brak uwielbienia do dopasowanych  (aż tak;)) spodni.

Ale poniedziałek motywujący, nie powiem:)

Na wagę nie wchodzę bo i po co skoro ta u Pani dietetyk waży lepiej (bo mniej;)) więc poczekam do kolejnej konsultacji:D

26 kwietnia 2015 , Komentarze (1)

Kapryśne niebo nad Łodzią zmusiło nas do leniwej niedzieli w domowych pieleszach. Dokładnie mnie i najmłodszego bo najstarszy pojechał na dzialkę, a średni do babci.... Dzięki temu mialam odrobinę czasu dla siebie i choć nie było sposobności do spacerów, przynajmniej wypełniłam moje minimum aktywności (zauważywszy jednocześnie że trochę zaburzyłam zasady;))

Moja akywnośc na dziś:

  • 50 brzuszków
  • 50 przysiadów
  • 50 motylków na uda
  • 50 wspięć na palce

dodałam:

  • 50 wejść na dziecięcy podest 
  • 20 motylków na klatkę piesiową
  • 5 damskich pompek

Menu:

śniadanie - mini omlet z 1 jajka, 1/2 jabłka, 1/2 banana i ziaren slonecznika + kawa z mlekiem i 1 łyżeczką cukru

2 śniadanie - parówka wieprzowa

obiad - 1/2 torebki ryżu, 1/2 fileta z kurczaka na parze + marchewka z groszkiem

podwieczorek - dojadłam ziemniaki po mężu i salatę z jogurtem nat ;)

kolacja - parówka

przekąska przezd snem -1/2 kalarepy

w międzyczasie kawa i kilka suszonych pomidorów (bez oliwy)

Sukcesem jest to że nie czulam żadnego glodu, klęską oczywiście regularność posiłków, a raczej jej brak czyli nierówne odstępy między posiłkami.

Kolejnym sukcesem, jest powrót do masażu bańką chińską - doszłam do wniosku, że skoro tył ud i pośladki obrywają co drugi dzień liposhockiem, przód oberwie "z bańki";) 

Temat roweru umarł śmiercia naturalną, ale powróci...nie odpuszczę;)

25 kwietnia 2015 , Komentarze (2)

Sobota już rozpoczęła się aktywnie  - żeby wyjść na cotygodniowy rosyjski potrzeba było 2 godzin w biegu by oporządzić dzieci, ugotować obiad i przekazać wszystko pod babciną pieczę. Ponieważ Łódź wygląda jak jeden wielki plac budowy, żeby dotrzeć do szkoły jezykowej potrzeba przesiadki, co zaskutkowało przyjemnym, ale szybkim spacerem, ponieważ czasem łatwiej dojść niz dojechać komunikacją miejską. Po dwóch godzinach intersywnej nauki przyszedł czas na zabiegi modelujące ciało  czyli i-lipo i liposhock:). Pani kosmetolog przypomniała mi, że ich nieodzownym elementem jest wypicie 2 litrów wody oraz przynajmniej 30 min aktywności fizycznej, zatem, żeby nie  pluć sobie w brodę, że zaleceń nie wykonałam zakupiłam niezwłocznie 1,5 litrowaą ulubioną lekko gazowaną cisowiankę i część trasy powrotnej także postanowiłam przebić na moich dopiero co modelowanych nogach:) Ponieważ nie miałam pewności czy trwało to 30 minut, po powrocie do domu wykonałam 40 powtórzeń motylkiem i 40 brzuszków (coś mi przysiady znowu nie wyszły ... ehhh). Niestety pośpiech znowu przyczynił sie do popełnienia najgorszych dietetycznych błędów. 

Oczywiście zaczęłam do banana i kawy i na tym leciałam aż do powrotu do domu czyli do uwaga - około 18! Ok 18 zjadłam mini omleta z 1 jajka, startej cukinii, wędzonego łososia i pomidorków koktailowych. Zanim sie ów omlet usmażył wciągnęłam 2 plasterki wędliny, a przed momentem na późną kolację wciągnęłam 2 kromki chleba ziarnistego z resztkami chudego tawarogu, resztkami łososia i pomidorem .

Zaczynam zastanawiać się nad zakupem jakiejś odżywki, która moglabym szybko coś "zjeść" gdy brakuje czasu na posiłek ....

PS. Mąż uparł się, ze kupujemy mi rower :)  dzieki czemu zaznam troche ruchu i może pozwoli nam to na spędzenie czasu razem na rodzinnych rowerowych wycieczkach. A teraz do sedna - tak dawno nie jeździłam na rowerze że nie wiem czy mnie ten pomysł cieszy czy przeraża;) Ale ponoć jazdy na rowerze sie nie zapomina... oby:D

A co powiecie na takie cacko? 

24 kwietnia 2015 , Komentarze (3)

Obiecalam, więc słowa dotrzymać trzeba. Z doła się otrząsnęłam, wola walki wrócila (nie że bez wpadek jak zawsze;)), czas ujawnić mankamenty...

Zacznę od spraw przyjemnych, czyli przyjemna wizyta u dietetyka:) Jak wspominalam moja waga jest ok, parametry super, wiek metaboliczny z 31 na 16;) 

Tak, pewnie taraz powinny sypnąć sie komentarze - kolejna chuda co się wydurnia i szuka pokalsku - nic z tego:( 

Teraz coś dla ludzi o mocnych nerwach! Moje ciało...

Przepraszam tych, którym przyszło to zobaczyć...

Ponieważ Pani dietetyk uznala, że wszystko mam w normie (poza dietą do wymiany), zdecydowałyśmy, że stawiamy jednak na zabiegi (i-lipo w połączeniu z liposhock), a w ramach tych zabiegów będzie kontrolowany dzienniczek odżywiania. Oczywiście poza dietą mam zachować minimum aktywności (dobrze że pogoda zaczyna dopisywac więc dzis 3 godziny spaceru z młodocianym zaliczony :)). Już wczoraj odbyły się pierwsze zabiegi i juz po samym i-lipo ubył podobno centymetr. Nieeee.... nie jestem z tych łatwowiernych co myślą że poleżą kilka kinut pod maszyną i ona zrobi wszytsko. Przede mna kolejne zabiegi i najtrudniejsze - utrzymanie ich rezultatów czyli o zgrozo koniec pizzy, chińskiego i macdoldanda :()

Mam nadzieję, że za miesiąc zaprezentuję coś milszego dla oka:)

Dzisiejsze menu:

7.00 - kawałeczek chudego twarogu + musli z sokiem pomarańczowym i bananem oraz oczywiście kawa

10 - 2 cieniutkie kabanosy drobiowo - wieprzowe + sok pomidorowy (byłam na spacerze i zabrakło koncepcji czym "wytrawnym" sie wspomóc podczas 2 śniadania

15 - 2 szaszłyki z piesi kurczaka, papryki, cebuli i cukini + ryż

późny wieczór - dokończylam nieszczęsne kabanosy czyli w sumie zjadlam ich 120 g - to moja WPADKA, ale wiem, że będa się one zdarzac, oby jak najrzadziej:D 

(wiem - odstęp między posiłkami zbyt długi ... z małymi dziećmi i pracą strasznie trudno zachowac mi regularnośći pilnować tych 3 godzin odstępu)

Kolejna wpadka to odpuszczenie, o zgrozo, już 3 dnia mojego wyzwania..... 

23 kwietnia 2015 , Komentarze (1)

Powiem krótko - mam doła. 

Dietetyk wczoraj był, dobór zabiegów wyszczuplających i nawet pierwsze zabiegi były i wczoraj była euforia, mega motywacja, wola walki z tym cholernym cellulitem, a dzis .... totalny spadek formy. Może to przez to, że naoglądałam się zdjęć mego "sexi ciałka" i zobaczylam jaka droga przede mną, może dotarło do mnie że teraz nie ma juz odwrotu.... Nie wiem. W każdym razie jestem tu dziś tylko po to by spisac co zjadłam, żeby mi nie uciekło. Więcej może jutro, jeśli sie otrząsne z tego letargu ;) 

pierwsze śniadanie - niestety nadal kawa i banan ok 7.00

drugie śniadanie, które na pewno powinno stac na pierwszym planie - mały jogut nat. z bananem, 4 truskawami, garścią muslli, łyżką mielonego siemienia i łyżką prażonych ziaren słonecznika - ok 10.30

obiad - wołowina z brokułami i makaron sojowy gotowany - ok 16.30

kolacja - pół kalarepy pokrojonej w plastry posmarowanej twarogiem chudym zmieszanym z rzodkiewką, ogórkiem zielonym, wędzonym łososiem i pomidorkami koktajlowymi - ok 21

Aktywność - 2 dzień wyzwnia 

22 kwietnia 2015 , Komentarze (2)

Czas przestać biadolić i wziąć się za realizację zamierzeń. 

Metoda małych kroków - wyzwanie 150 przysiadów (w jego ramach równiez brzuszki w takich samych ilościach, wspięcia na palce i motylek na wewnętrzną stronę ud - czyli coby się każdej znienawidzonej części ciala dostalo).

Idę też dziś na konsultację dietetyczną, bo ktoś jednak musi nade mną trzymać pieczę. Niby mam jakieś pojęcie o odżywianiu, ale póki nikt nie będzie kontrolował mojego jadłospisu to będe pozwalała sobie na "wpadki" kontrolowane (tak, tak - wczoraj tez takie zaliczyłam:().

Ponadto od pierwszej ciąży wybieralam się tez na endermologię - minęły niemal 4 lata - myśle że to wystarczajaco długi czas by wziąć sie w końcu za "wyprasowanie" udzisk i pośladów.

 Amen

PS. Jutro postaram się dadać zdjęcia moich "newralgicznych" obszarów;) może zmotywuję się jeszcze bardziej gdy będę wiedziała, że jestam  rozliczana z efektów:) 

21 kwietnia 2015 , Komentarze (3)

Kochany pamiętniczku....;) zgodnie z przewidywaniami wieczór dnia pierwszego okazał się być klęską, ale od początku...

Zgodnie z obietnicą poza bananem i kawą na śniadanko przeszły 2 kromeczki mega zdrowego bardzo ziarnistego czarnego chleba z jajeczkiem na twardo i pomidorem, byłam tym tak napchana, że obiad zjadam przez rozsądek. Na obiad w roli głównej plastry fileta z kurczaka w przyprawie do kaczki po pekińsku (niech ta dieta ma smak;)) gotowana na parze, a do tego fasolka szparagowa i 1/2 torebki białej kaszy gryczanej poddane podobnej obróbce termicznej co kurzy cycek;). Połączenie porannego razowca i obiadowej kaszy oraz po drodze jabłka zaowocowało chyba przedawkowaniem błonnika ;) bo brzuch miałam wielki jak balon. Najważniejsze jednak, że o głodzie nawet nie pomyślałam. Początki opowieści są obiecujące prawda? Spokojnie... do czasu... Mam w domu 3 facetów, których trzeba nakarmić. W lodówce leżało mielone mięso, które przepoczwarzyć należało w kotlety, zatem jak pomyślałam tak uczyniłam i wieczorkiem na kuchennym blacie ukazało się 10 pięknych, dorodnych i taaaak smakowicie pachnących kotlecików.... A jako "kucharka wyborowa" nie dam przecież moim panom do zjedzenia czegoś, co nie wiem jak smakuje;) Tym sposobem w moim "brzuszku" wylądował kotlet mielony sztuk 1 ( niestety nie dało się przestać jak się już zaczęło go "próbować"). Tak, wiem... początki bywają trudne , wpadki się zdarzają itp itd. Niestety, zamiast grzecznie napić się zielonej tudzież czerwonej herbatki i iść spać, królowa siedział do nocy i stukała w klawiaturkę. Od tej ciężkiej pracy każdy by przecież zgłodniał, tak też było i w moim przypadku i tak znowu wpakowałam w siebie "coś", a dokładniej 3 kromki chleba proteinowego (przecież to takie zdrowe) z pastą rybną (pomijam fakt, że kupną, zapewne z gigantyczna ilością majonezu;)). Z pełnym brzuszkiem nie mogłam już zrobić nic innego jak tylko grzecznie udać się na spoczynek, żeby sadełko mogło się zawiązać:)

Ruchu jako takiego nie zaznałam, no chyba że spacer żółwim tempem w celu dostarczenia dziecia do placówki przedszkolnej ;)

Ale dzisiaj jest już lepiej, mam więc nadzieję, że nauczki dnia pierwszego zaowocują większym zdyscyplinowaniem.

PS. Dziś poza wspomnianym już spacerem żółwim tempem stanowiącym moja stalą "aktywność";) mam już na koncie spacer ok 1 godziny (tempem miarowym pchając przed sobą najmniejszego Króla) oraz uwaga.... 50 brzuszków:) Z góry dziękuje za gratulacje;)