W końcu.... w końcu zrobiłam TO!
POSZŁAM BIEGAĆ!:)
Przymierzałam się do tego, nastawiałam psychicznie od roku już chyba.
Pamiętałam, jak z 15 lat temu (!) biegałam, miałam 15 kg więcej i bieg był dla mnie męczarnią. Co chwilę przerwa i chód zamiast biegu, zadyszka taka, że tchu nie mogłam złapać- jednym słowem wspomnienia nieciekawe. Ale biegałam, bo miałam cel- schudnąć choć nie czerpałam przyjemności z tego.
A teraz, mimo moich uprzedzeń tydzień temu kupiłam buty i wczoraj wieczorem w końcu poszłam. I już wiem, po tym pierwszym razie, że rower stacjonarny ma konkurencję w kategorii ulubiona aktywność:)
6km, bez zadyszki, z uśmiechem na twarzy, z odpowiednią muzyką w uszach, po drodze zachód słońca- cudowne uczucie!
Oby tak dalej:)
Miłego długiego weekendu...