W niedziele minęły dwa tygodnie poza domem bez możliwości przygotowywania posiłków, co nie najlepiej wpłynęło na moją dietę. O ile w pierwszym tygodniu sama decydowałam o tym, co jem (sama kupowałam sobie posiłki), to w drugim tygodniu nie miałam żadnego wpływu na to, co będę jeść (zorganizowany wyjazd z pełnym wyżywieniem - dosłownie pełnym). Niestety przez te dwa tygodnie poza domem przytyłam kilogram - wiem, że to żadna tragedia, ale lekko mnie to dobiło, ale zarazem bardziej zmotywowało do większych starań w kolejnych tygodniach, aby jak najszybciej odrobić ten kilogram. Niestety z ćwiczeniem mi nie wychodzi, a pogoda w tym tygodniu uniemożliwia spacery, więc może przynajmniej wybiorę się na basen, żeby się poruszać. Dzisiaj potwierdziłam sobie, że moim największym wrogiem na diecie jest czekolada. Nie muszę jeść jasnego pieczywa, ciastek i innych słodyczy, nawet jeśli mam je przed nosem, ale czekoladzie nie potrafię się oprzeć, chociaż staram się ją ograniczać i zjadać co najwyżej kilka kostek, a nie jak kiedyś całą tabliczkę. Niestety czasem potrzebuję tych kilku kawałków czekolady, aby funkcjonować. Staram się, żeby to była ciemna czekolada i w jak najmniejszych ilościach. Mam nadzieję, że ten tydzień zakończy się sukcesem i schudnę przynajmniej kilogram, chociaż chciałabym więcej, bo nie należę do osób cierpliwych :(. Kilka lat temu, gdy zastosowałam dietę, przez pierwsze dwa tygodnie schudłam pięć kilogramów i trochę mi brakuje tak szybkich efektów, ale ćwiczę swoją cierpliwość i liczę, że po tej diecie uda mi się utrzymać wagę na dłużej i utrwalić zdrowe nawyki żywieniowe. Póki co odliczam dni do kolejnego ważenia.