Rano, 0,6kg., w trzy dni, hmmm...to pewnie woda spłynęła ze mnie wraz z dwudniowym upałem. Trzymam się rozpiski, porcje dla mnie są ok, przerwy między posiłkami też, nie skuszą mnie walające się czekoladki których na święta nakupowałam, tam moja ulubiona malaga, tu krówkowa, tiramisu, trufle, jagodowe, truskawkowe. Baba to sobie potrafi na złość zrobić, nie ma co. Wiedziałam że po świętach wracam na Vitalię, a nakupiłam słodyczy jak głupia, mus przeczekać aż Połówek wszystko pozjada, coby w oczy nie kuło ;)
Dzisiejszy jadłospis super, szczególnie śniadanko, zapiekane kanapki z serem pleśniowym i dżemem. Dżemik oczywiście własny, z nieszpułki, w którym nie ma ani grama cukru. Na obiad szparagi, jajka, odrobina ziemniaków, dużo mniej niż w przepisie. Szparagi z własnej grządki. Grządka szparagowa to był jeden z pierwszych pomysłów po wyprowadzce na wieś. Ta grządka to była bardzo dobra decyzja.
Tym razem mam świetnie rozłożone godziny posiłków. Kolacja o godz. 21 i to mi się baaaaardzo podoba, nie lubię chodzić spać głodna ;), lubię wieczorami poczytać sobie do poduszki, jestem kryminalno-thrillerowa, ale jak się skupić na śledztwie kiedy w brzuchu burczy z głodu?;)))
Pogoda się zepsuła, z wczorajszych 27 stopni spadek na 13 dzisiaj, co oznacza ćmienie głowy i migrenę oczną, dawno nie miałam ataku, no to dostałam. Trwała około 40 minut, czasem się boję że nie przejdzie i wtedy wpadam w panikę.
Jutro u mnie leniwa niedziela i Wam też takiej życzę :)