Mimo zmęczenia zaliczyłam dzisiaj już 11 Skalpel, stwierdzam jednak, że sam Skalpel nie wystarczy, muszę zacząć jeszcze wykonywać ćwiczenia aerobowe, żeby spalić tkankę tłuszczową. Skalpel modeluje sylwetkę, ale nawet jak mięśnie się wyrobią to pod warstwą tłuszczu nie będzie ich widać:) Takie moje przemyślenia, nie wiem czy słuszne, ale podejrzewam, że pewnie mam rację:)
Dzisiaj jednak mam "te dni" i nie czułam się za bardzo na siłach:) Cieszę się jednak, że się nie poddaję, niby już jest troszkę lepiej i wykonuję prawie wszystkie ćwiczenia, ale nadal jeszcze z niektórymi mam problem, z każdym dniem jest jednak coraz lepiej. Czego tu się jednak spodziewać po latach lenistwa sportowego? Mój organizm przeżywa swego rodzaju szok... Do 24 roku życia nigdy nie miałam problemu z nadwagą, później zaczął się siedzący tryb życia, mniej ruchu i pogorszył się metabolizm. Trzeba pogodzić się z tym, że już zawsze trzeba będzie uważać:(
Jeśli chodzi o dietę nadal się trzymam, ale staram się o niej nie myśleć, tylko jeść regularnie i pić tylko wodę.
Bilans dnia:
1. Śniadanie, 10:00, pół bułki pszennej z masłem, szynką i pomidorem
2. Obiad, 13:30, zupa warzywna i gotowana fasolka szparagowa
3. Przekąska, 16:30, activia i nektarynka
4. Kolacja, 20:00, dwa wafelki ryżowe z serkiem i pomidorem, jabłko
Poza tym woda, zero smażenia, zero słodyczy:)
I dodatkowy plusik za odmówienie sobie przepysznego spaghetti z serem lazurowym i szpinakiem, który sama zrobiłam dla mojego mężczyzny:) Obliznęłam tylko łyżkę, żeby spróbować:)
No nic walczymy dalej:)))