Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 574577
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 października 2010 , Komentarze (4)



Wczoraj rowerka nie było, ale za to basenowałam. Przepłynęłam jak zwykle ponad kilometr w pół godziny, więc ruch był!
Bilans dnia: 1130 kcal, trochę mało, ale regularnie i o przyzwoitych godzinach. Na podwieczorek, po basenie zafundowałam sobie cappuccino i knopersa (132 kcal), ale świnkę nakarmiłam, bo uważam, że to całkiem zdrowa przegryzka była. Lepsze to, niż nie zjeść nic i mieć znów 6 godzinną przerwę w jedzeniu. Jeśli uważacie inaczej, to proszę mi nagadać .
Dzisiejsza waga: 81 kg Nie za szybko spada?
Jaka ja głupia i niekonsekwentna jestem!!! Waga nie spada - źle, rośnie - bardzo źle, spada za szybko - też niedobrze. Ale boję się, żeby nie zkaszanić sobie przemiany materii

Dziś już byłam w szkole na uroczystym śniadaniu z okazji DEN. Dzieciaki z panią pedagog przygotowały świetny występ. Potem pogadałam sobie z koleżankami, emerytkami. Fajnie tak móc się z nimi spotkać tylko w przyjemnych momentach
Śniadanie zjadłam w domu, bo nie spodziewałam się, że będzie coś oprócz ciasta, którego nie miałam zamiaru ruszać. A tu: sałatka z makaronem, bigos, pieczone udka kurzęce, oczywiście serniczek i winogronka. Zjadłam tylko kuraka w ramach 2 śniadania, reszta nawet mnie nie kusiła, no może bigos, ale mu się oparłam.
Jeszcze jedno wyzwanie dzisiaj przede mną: urodziny teścia a może i drugie: świętowanie roczku naszego chóru . Bo wczoraj nam minął, ale była próba dzielona, same alty i basy. Dopiero dziś spotyka się cały chór, będzie się działo!!!!
Chyba mi już nie wystarczy czasu na rowerek Teraz są u synka koledzy i grają sobie w Guitar Hero. W sumie zawsze mogę sobie rowerek przestawić... Ale nie wiem, czy mi się chce Wiem, że powinnam, tym bardziej, że w sobotę przychodzą do nas przyjaciele i na żarełko może się nie rzucę, ale drineczków sobie chyba nie odmówię. W poniedziałek świnka raczej się nie pożywi bo nie będzie premii.
Nie podoba mi się mój vitaliowy model sylwetki. Nie wyglądam tak obrzydliwie, ale może specjalnie tak zrobili, żeby się lepiej zmotywować. Moje lustro w łazience nie jest wyszczuplające, a ja widzę co innego. Trudno, spadną kilogramy i doczekam się zmiany.

13 października 2010 , Komentarze (2)



O, nie! Tym razem byłam już grzeczna i nie jadłam o dzikiej porze Ostatni posiłek był o 18. Chociaż ciężko było, bo piekłam chleb i pachniało jak cholera, aż ślinka ciekła. Ale zajęłam się prasowaniem i dałam radę.
Jeszcze za długie przerwy między posiłkami. 8.30, 13 i 18 to zdecydowanie za rzadko
Dziś będę się bardziej starać.
A waga dalej motywuje: 81,7 kg
Wczoraj rowerek zaliczony: 33 km
Bilans dnia: 1300 kcal
Woda: 2 litry + inne płyny

Dziś w planie basen Kocham pływać, bardziej niż jeździć rowerkiem!!!
Potem angielski, tango, próba chóru. Gdzie ja wcisnę to żarcie??

Zauważyłam, że SPA zrobiło wrażenie. Na mnie też Szczególnie, gdy zajrzałam na ich stronkę: Zalesie Parę propozycji mnie bardzo kusi, szczególnie te dla dwojga

12 października 2010 , Komentarze (8)



Oj, zakuwam angielski, zakuwam, bo w grudniu egzamin a czas ucieka.

Zastanawiam się, czy mogę nakarmić dziś świnkę, czy nie? No bo rowerek był: 28 km, wody piłam też przyzwoicie dużo. Wchłanianie zakończyłam na poziomie 1765 kcal (trochę dużo, ale bez niedozwolonych smakołyków). Tylko, że czas posiłków był całkiem do doooopy Śniadanko było o 8.30, ale następny posiłek dopiero o 18. Wiem, niedobrze, niedobrze a potem jeszcze gorzej, bo o 21 (na godzinę zanim padłam) śledź z grahamką. Waga bezlitośnie pokazała dziś 82,2 kg i nie dała się przekonać na mniej. Taka jakaś zaganiana wczoraj byłam, ale dziś już muszę uważać, bo sobie zwichruję metabolizm i nie będę chudła.

Wczoraj zostałam bardzo mile zaskoczona, bo w szkole z okazji DEN wszyscy dostali bony do pobliskiego SPA. Mniam A ja mam dwa! Książę małżonek oddał mi swój Ale będę piękna i powabna. Wygładzę wszystkie zmarszczki i wymasuję wszystkie chabasy!

11 października 2010 , Komentarze (8)



Nie byłam wczoraj za grzeczna, dlatego waga mnie dziś  naprawdę zaskoczyła: 81,8 kg 2,1 kg mniej od zeszłego tygodnia i to bez "kupowania" przez 2 dni!! Jestem w szoku. No to świnka nie będzie dziś głodna, bo nakarmię ją podwójną premią. Należy się!
Wczoraj jadłam mało dietetycznie, nie brać ze mnie przykładu, ale muszę się wyspowiadać, bo za grzechy już żałuję.
Zatem: na śniadanie zjadłam tzw. "pijaczki" tzn. bułkę nasiąkniętą mlekiem, umoczoną w rozbełtanym jajku i usmażoną. Potem było jabłko, czyli bardzo dobrze, ale na obiad za to makaron z sosem , w gościach skusiłam się na porcję lodów, a mogłam przecież powiedzieć: "nie, dziękuję" a było to o 15-tej. O 17 poszłam na długi i bardzo, bardzo przyjemny spacer, na którym wcale nie byłam głodna, za to po powrocie do domu o 21 zaczęłam od jabłka i miałam na tym poprzestać, ale wybór był zły, bo zachciało mi się po nim bardzo jeść, więc zjadłam znów obiadowego makaronu z sosem i garść mieszanki studenckiej na deser. Trudno zliczyć tutaj kalorie, ale sądzę, że wypadło coś około 2000 kcal. Całe szczęście, że rano podkręciłam sobie metabolizm rowerkiem przez 33 km, no i ten wieczorny, uroczy spacer.
Niestety milongi nie było, książę małżonek miał migrenę, bidulek. Ale jesteśmy dziś po angielskim umówieni na salę gimnastyczną, żeby poćwiczyć tango. W środę też
Wracając do wagi i chudnięcia, to obawiam się, że jutro na porannym ważeniu zobaczę skutki wczorajszych grzeszków. Waga jest bezlitosna, tyko czasami się spóźnia z wytknięciem błędów. A emocje sprzyjają chudnięciu, zarówno te bardzo negatywne, jak i bardzo pozytywne. Zatem nakręcajmy się pozytywnie, bo to podwójna przyjemność!!!

10 października 2010 , Komentarze (5)



Dziś już świnkę nakarmiłam Miałam wyrzuty sumienia, że stoi taka głodna.
Wczoraj dałam czadu z rowerkiem: 75 km ale w dwóch turach. Dzień zamknęłam z nie najlepszym bilansem 1600 kcal (znów się skusiłam na mieszankę studencką, tylko garść, jednak kaloryczne cholerstwo), ale może być. Woda wypita w ilościach zadowalających 2,5 litra. Waga spada: 82,1 kg. Jest szansa na premię i podtuczenie świnki.
Sobota upłynęła mi na integracji rodzinnej. Sprzątać mi się nie chciało, nawet na obiad odgrzałam tylko biedronkową lazanię , ale za to poprasowałam.
W ramach integracji graliśmy we trójkę w Guitar Hero. Książę małżonek zakupił zestaw perkusyjny do tej gry i po prostu odlot Nie myślałam, że tak trudno trafiać w te "garnki". Zabawa przednia! Mamy już 2 gitary, mikrofony, no i teraz perkusję, możemy się wymieniać. Dawno nie grałam, to i z wprawy wyszłam. Moje chłopaki to zasuwają już na najwyższym poziomie. Ale na easy też można się pobawić
Co dziś w planach?
Zacznę chyba od rowerka, potem wypadałoby przygotować jakiś lepsiejszy obiad, nieszczęsny Penderecki też czeka na moje zainteresowanie. A wieczorem... Uwaga, uwaga! Idę na milongę! Wreszcie! Zobaczymy jak nam pójdzie po dłuższym przecież czasie nietańczenia. Wcześniej czeka mnie jeszcze jeden punkt programu, na który czekam z utęsknieniem, ale o tym sza

9 października 2010 , Komentarze (6)



Przez dwa dni nie miałam internetu i co? No klapa, całe szczęście, że nie na całej linii. Ale brak kontaktu z wami powoduje lenistwo i podjadanie.  Świnka od dwóch dni głoduje a ja wręcz przeciwnie Trochę przesadzam, ale tylko trochę.
Przedwczoraj po wizycie u terapeuty byłam tak rozbita, że miałam parcie na słodkie. Po drodze nawet weszłam do cukierni, ale całe szczęście zemdliło mnie od tych zapachów i szybko opuściłam ten przybytek zanim napłynęła mi ślinka do ust. Tym razem nawet skleroza współpracowała ze mną, bo zapomniałam, że mam w torbie pyszną czekoladę, jeszcze z Berlina. Udało mi się bez wpadek dotrzeć do domu i tam dopiero na drugie śniadanie zrobiłam sobie cały talerz sałatki owocowej z zawartością 320 kcal. Niestety napięcie emocjonalne nie odpuszczało, więc jeszcze zaliczyłam nerkowce i na kolację spaghetti carbonara. Wszystko w rozsądnych ilościach, ale diabelnie kaloryczne i bilans dnia zamknął się mi się na 2330 kcal O piciu wody w czwartek zupełnie zapomniałam i na rowerek też się nie wdrapałam.
W piątek waga łaskawie pokazała o 0.1 kg mniej (pewnie nagroda za środę). Znów na rowerek się nie skusiłam, wody wypiłam niewiele, u teściowej zjadłam kawałek placka ze śliwkami. Mały bo mały, ale jednak. Bilans zamknął się już na 1650 kcal.
Wczoraj jedyna moja aktywność dotyczyła j. angielskiego i innych bardzo przyjemnych zajęć, ale to już tajemnica
Dziś waga również jeszcze łaskawa: 82,3 kg
Dziś już postaram się, żeby świnkę nakarmić. Nawet rowerek już zaliczyłam (35 km), ale mam jeszcze jeden film do obejrzenia, więc nie jest to moje ostatnie słowo na dziś.

7 października 2010 , Komentarze (4)



Stanęłam na wagę i przeżyłam szok 82,7 kg
Grzeczność popłaca a i świnka nie głoduje!
Wczoraj pochłonęłam 1350 kcal, na rowerek nie starczyło czasu, ale na basenie popływałam dzielnie, aczkolwiek nie jestem usatysfakcjonowana. Po raz pierwszy skorzystałam ze swojego karnetu: ludzi od groma. Co oni robią tam o tej porze?!!
Jak na mnie pływają za wolno, a na dodatek, ktoś tak się wyperfumował i nie spłukał pod prysznicem, że cały czas dusiły mnie te "duchy" podczas pływania.
W przyszłym miesiącu trzeba wymyślić coś innego! Inny basen?
Spodnie znów muszę nosić na pasku, zatem nie tylko kilogramy lecą, ale i centymetry.
Plan na dziś:
wizyta u lekarza
rowerek
korepetycje
próba chóru z emisją

Boże!! Ten Penderecki jest straszny!!!! Chyba w ciężkim amoku pisał to Requiem. Trzeba będzie ostro przysiąść do tego a efekt i tak będzie marny. Niektórzy kompozytorzy traktują głos jak każden jeden instrument, a tak nie jest!!!! Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Trzeba by mieć słuch absolutny, żeby trafić w dźwięki, kiedy każdy ma co innego.

6 października 2010 , Komentarze (3)



Świnka nakarmiona, waga mniejsza (83,8) a ja zaczynam dzień zadowolona
Wczoraj rowerek zaliczony (29 km), miałam też zajęcia z emisji i korki.
A wieczorem przyjechał braciszek i było piwko, serniczek, ptasie mleczko a ja po prostu jak ta skała nic, tylko herbatka. Dumna jestem. W sumie pochłonęłam i tak ponad 1500 kcal, ale wszystko zdrowe i zbilansowane.
Dziś mam trochę zalatany dzień (jak zwykle):
zaraz basen
potem angielski
wywiadówka u Olka
próba chóru
Zjadę do domu o 22 i chyba rowerka już nie wcisnę w grafik . Zobaczymy.
Dzięki Basikowi wiem jak długa trasa czeka mnie dookoła Bałtyku: 22 tys. km. Kiedyś rzuciłam się jak z motyką na słońce na trasę wzdłuż równika (oczywiście dałam se spokój), więc co to dla mnie

5 października 2010 , Komentarze (5)



Wstaję skoro świt, idę spać o 23 i nie mam za wiele czasu
Ale fakt, że mogę sobie pozwolić na wiele spraw, którymi nie miałaby się kiedy zająć, gdybym pracowała. Albo zarywałabym pół nocy, bo nie lubię z czegokolwiek rezygnować. Ale to się zwykle źle kończy...
Wczoraj:
rowerek 30 km
pochłonięte: 1300 kcal
A waga wredna pokazała dziś 84 kg Ale świnka nakarmiona!
Pewnie to wina za późnej kolacji o 21, ale byłam taka głodna, że nie mogłam jej odpuścić!
Myślałam, że będę miała spokojny dzień, a tu okazało się, że ojciec znów w szpitalu. Przyjechał też starszy brat z córkami z Niemiec. Całe szczęście ojca mają jutro wypisać już do domu i obyło się bez kolejnego cięcia. Jakiś młody doktor wymyślił sposób na doprowadzenie go do porządku bez takiej inwazji i chwała mu za to, bo nie wiem, czy serce taty wytrzymałoby kolejną operację. A tak ma darowane kolejne tygodnie życia, a może i miesiące.
Braciszka widzialam wczoraj krótko, ale ma wpaść dziś po południu na dłużej, to trochę pogadamy. Chciał mnie zabrać ze sobą do Bremen, ale na razie się wybroniłam chórem.  Wiem, że mi nie daruje i pewnie po Bożym Narodzeniu się tam wybiorę.

Wczoraj rozpoczęłam kolejną wyprawę rowerową "Dookoła Bałtyku" .
Zapraszam wszystkich chętnych! W grupie raźniej!
Zawsze to jakiś cel. A może ktoś wie ile liczy linia brzegowa Bałtyku? Na razie zliczam poszczególne etapy w googlach. Wybieram trasę, którą powinno się i w rzeczywistości przejechać rowerem ale to mi trochę zajmie, tym bardziej, że z czasem krucho.
Jednakowoż jechać możemy.
Jedziemy ze Świnoujścia, pierwszy postój w Zinnowitz (31,2 km), potem Spandowerhagen (22,2 km) a resztę napiszę później

4 października 2010 , Komentarze (5)



Waga 83,9 kg o 1,1 mniej niż tydzień temu
Świnka już nakarmiona.

Z wycieczki wróciłam w piątek wieczorem, ale ponieważ w sobotę przychodzili do nas znajomi, nie miałam czasu na zameldowanie się, tym bardziej, że mieliśmy jeszcze wykupiony basen.
Zdjęć jeszcze nie zgrałam z aparatu, bo tyle ich narobiłam, że nie mieszczą się na dysku
Wycieczka udana, wszyscy zadowoleni i zdrowi wrócili do domu.
Ja oczywiście zapomniałam sobie zamontować krokomierza, ale nosiłam go w torebce i pokazał 14 tys. kroków. Nie wiem, czy nie kłamał.
Dietkowo na wycieczce byłam niesamowicie grzeczna. Nie dałam się niczym niezdrowym i tuczącym poczęstować. Nie skusiłam się na żadne smakowicie wyglądające ciasta do kawy, ani inne Currywursty.
Jednego dnia byliśmy w Tropical Island


Rewelacja!!! Popływałam sobie do woli, nachodziłam się, bo jest gdzie a pewnie i tak wszystkiego nie zobaczyłam. Polecam!!! Wspaniała zabawa!!! 3 godziny minęły nie wiadomo kiedy! Tam faktycznie jest co robić przez cały dzień.

Niestety weekend nie był już tak dietetyczny jak wyjazd. Najpierw imprezka w sobotę, potem jakieś ciasto w niedzielę. Ale z racji lekkiego kaca nie przesadziłam wczoraj z kaloriami. Do południa przekręciłam 28 km na rowerku, a jeszcze zafundowałam sobie potem 5 godzin wcale nie powolnego spaceru w miłym towarzystwie po lesie. Doszliśmy do bardzo uroczego miejsca, gdzie Wadąg wpada do Łyny. Dzisiaj czuję to w nogach, ale warto było.

Plan na dziś:
rowerek
j. angielski
Mało urozmaicony plan, ale na angielski muszę dziś poświęcić więcej czasu.