Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 574203
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 grudnia 2009 , Komentarze (3)

A oto i Anioł Szpitalniak:



Piękny, prawda?
Mam nadzieję, że wypełni swoje posłannictwo!!
Chciałam go wczoraj zabrać do ojca, ale nie wiem, czy zrozumiałby intencję. Nieważne, w jego intencji postoi u mnie w domu! A on czuje się całkiem nieźle, przytył, co w jego przypadku jest ok ;) Czyżby nawet ta szczątkowa chemioterapia przyniosła efekty? Oby...

Nie lubię świąt. Staram się nie mieć żadnych oczekiwań z nimi związanych i brać z nich to, co najlepsze, ale nie zawsze się da. Mam nadzieję, że moje dzieci będą miały inne skojażenia ze świętani niż ja. Może to ja sama powoduję teraz, że w okolicach świąt zawsze zdarzy się coś nieprzyjemnego? Taka samospełniająca się przepowiednia? Może...
Może jestem zbyt wielką idealistką i perfekcjonistką, chcę za dużo i za dobrze?
Może trzeba się cieszyć po prostu tym, co się ma, bo zawsze może być gorzej?
Może tylko potrzebuję dużo miłości, żeby zapełnić jakąś pustkę w mojej duszy?
Może...

Dość smutasów, maska szczęśliwości na twarz i do boju!!!
Wagę staram się kontrolować. Rano w wigilię było 81 kg, wczoraj rano 80,1, a dziś 80,7 kg i to przed kibelkiem (lubią mnie te bałwanki). Czyli nieźle, gorzej, że w lodowce wcale nie jest puściej. Trzeba będzie coś zamrozić.
Dziś rano, gdy cała rodzinka nadrabiała zaległości w spaniu, dosiadłam wreszcie po 1,5 tyg. rowerka i ujechałam 34 km. Limitu z czarownicami nie ukręcę do sylwestra, ale nie szkodzi, ważne, że kręcę! A po Nowym Roku nowa akcja prosto do walentynek!
Teraz, do Nowego Roku, chcę powalczyć, żeby utrzymać 80 kg, a potem ostro do roboty!
Nowy Rok - nowy zapał i siły!! I tej wersji będę się trzymać!
Mam nadzieję, że do czerwca osiągnę swój cel, a dalej "drobnostka": trzeba go będzie utrzymać! Nie będzie łatwo, ale kto obiecywał, że życie to bajka?
Chcą mi przysłać jakieś suplementy diety w związku z akcją "Zgrabna od nowa". Dałam się namówić na bycie ich ambasadorką. Kolejna motywacja mile widziana, prawda?
Nie wiem jeszcze na czym ma to ambasadorowanie polegać, poczekamy, zobaczymy.

Nie zdałam jeszcze relacji z pierwszych koncertów naszego chóru. Widownia była pełna! Nastrój niesamowity! Śpiewało się super!

 

25 grudnia 2009 , Komentarze (3)

"Jest taka noc, na którą człowiek czeka i za nią tęskni.
Jest taki wieczór wyjątkowy w roku,
gdy gromadzi się rodzina przy wspólnym stole,
gdzie gasną spory, znika nienawiść...
kiedy łamiemy się opłatkiem...
składamy życzenia...
To noc wyjątkowa...jedyna...niepowtarzalna...
Noc Bożego Narodzenia"

Takie życzenia dostałam od Basi oraz Justyny i Anetki razem z prezentem:
Aniołem Szpitalniakiem, który ma chronić mnie i moją rodzinę od wszelkich choróbsk i innych zdarzeń z tym związanych. Bardzo dziękuję!!!!

Takie życzenia chciałabym złożyć wam wszystkim!!!!

 
Mam nadzieję, że mój prezent dotarł na czas do innej Basi :))

16 grudnia 2009 , Komentarze (10)

Po wczorajszej próbie już nie płakałam.
Podobno wydalam z siebie jakieś ze dwa ładne dźwięki
Zatem piwo nie pomogło. Wina leży raczej w moich umiejętnościach wokalnych, a raczej ich braku. Nic to, poćwiczymy i jeszcze będę solistką (no co?? Pomarzyć można!)
Zaraz biorę się za stertę prasowania, bo chłopaki nie mają już co na grzbiet włożyć i sobie bez stresu pośpiewam, bo w domu tylko pies. Jak zacznie wyć, to znak, że trzeba sobie odpuścić śpiewanie.
W każdym razie dyrygent dopuścił mnie mimo wszystko do koncertów. Zatem serdecznie zapraszam!


Te koncerty są biletowane, ale
17 stycznia 2010 /Nd/,godz.20:00 będzie koncert w Bazylice Katedralnej św. Jakuba w Olsztynie. Tam wstęp wolny! Może do tego czasu ja też będę już ładniej śpiewała :)))

15 grudnia 2009 , Komentarze (1)

Dzisiaj znów próba tylko dla "wybrańców". Bojam się od niedzieli
Nie ma innej opcji, znów się zestresuję i nie wydam z siebie normalnego głosu
Co ja zrobię, że ja tak głupia i przejmująca się jestem.
Właśnie znieczulam się piwem, popadnę w alkoholizm jak nic

13 grudnia 2009 , Komentarze (6)

Nawet nie wiecie, jak bardzo mi wasze komentarze pomogły!!
Oczywiście ryczałam jak bóbr, czytając je.
Już doszłam do siebie.
Teraz mogę nawet napisać, co się stało.
Najważniejszym powodem jest oczywiście brak pewności siebie i poczucie niskiej wartości.
Jest to "dar", którym obdarzyli mnie moi rodziciele. Cóż, nie ja jedna na to cierpię. Mam tylko nadzieję, że sama własnych dzieci tym przekleństwem nie obdarowałam...
Wiele spraw złożyło się na moje samopoczucie.
Najpierw rada pedagogiczna, na której dyrektorka totalnie zdemotywowała mnie do pracy (i paru innych wrażliwych nauczycieli). Jak ona może tak lekceważyć naszą pracę, nie doceniać naszego dościadczenia i poświęcenia swojej pracy!!!! Przyszła z zewnątrz z nastawieniem, że dopiero ona pokaże nam na czym polega praca w szkole. Ech, szkoda gadać!!!
Po takim ciężkim w sensie psychicznym i fizycznym dniu, pojechałam na próbę chóru. Szczególną próbę, na którą dyrygent zaprosił tylko parę osób, żeby przekonać się o ich umiejętnościach wokalnych. Kazał śpiewać na wprawki solo przed całą grupą. To mnie niestety przerosło. Nie byłam w stanie wydać z siebie porządnego głosu. Jeszcze teraz ściska mnie w gardle, jak pomyślę, jak upokorzona tym się czułam. Siłą woli powstrzymywałam się przed płaczem. Najgorzej, że przez stres zupełnie nie wiedziałam, co robię źle. Ledwo wytrwałam do końca, ale w drodze do autobusu łzy leciały mi już ciurkiem. Przeryczałam cały wieczór. Rano w pracy, z potwornie zapuchniętymi oczami, udawałam, że jestem koszmarnie zakatarzona, a żyć mi się nie chciało. Dzień ciężki: 7 lekcji. Potem jak zwykle godzina tanga. Książę małżonek zna mnie bardzo dobrze, więc postarał się, żebym chociaż przez chwilę poczuła satysfakcję z tego, co robię.
Potem 2 godziny biłam się z myślami, czy nie zadzwonić i nie zrezygnować z chóru. W końcu jednak wybrałam się na próbę. Było ciężko, śpiewało się beznadziejnie, co chwila miałam łzy w oczach, ale wytrwałam.
W chórze mam przyjaciół, oni z resztą byli też na tej nieszczęsnej próbie i też nie szło im lekko. Umówiliśmy się w piątek na wspólne ćwiczenie emisji głosu. Szłam z nastawieniem, że i tak nic nie jest mi w stanie pomóc, ale nie będę robić zawodu przyjaciołom. Poćwiczyliśmy, podobno śpiewałam dużo lepiej. Jedno, co stwierdzili, to że jak mam śpiewać sama, to od razu się zamykam, nawet, gdy mam przyjazną atmosferę wokół siebie. Za bardzo mi zależy! Fakt!
Macie rację z czasem emocje opadają i da się żyć. Nie powiem, że jestem oazą szczęśliwości, ale już nie pogrążam się w rozpaczy. Mam nadzieję, że myślę trzeźwo, aczkolwiek nie jestem jeszcze w stanie pokazać, i długo nie będę, na co tak na prawdę mnie stać w śpiewaniu, a kolejna indywidualna próba w przyszłym tygodniu.
Ale będę ćwiczyć! Walduś, mój najserdeczniejszy przyjaciel z chóru, zaprosił mnie również w sobotę na wspólne ćwiczenia. Leżeliśmy w jego sypialni, na łóżku i "darliśmy mordy" do obłędu. Na leżąceo, bo wtedy mimowolnie pracuje przepona. A za ścianą nasze drugie połówki, również zaprzyjaźnione, miały niezły ubaw :)))
W ogóle wczorajszy dzień należał do bardzo udanych i podnoszących mój zdołowany nastrój. Wprawdzie nie udało nam się popływać, bo basen był zajęty, ale kupiliśmy świąteczne prezenty prawie dla wszystkich, a dla reszty mamy już pomysły.
Po raz pierwszy zmotywowała mnie do dalszego odchudzania wizyta w przymierzalniach. Okazało się, że mogę zacząć się już ubierać w damskich działach!!! I to nawet rozmiar 42 był na mnie dobry!Jeszcze nie idealny, ale... Szok!!!! Kupiłam sobie wiśniową sukienkę do kolan. Jest piękna, nada się na sylwestra i nie tylko :))) Kiedyś pochwalę się zdjęciem...
Poza tym zakupiłam 2 pary spodni: czerwone i brązowe. Zaraz idę je skracać, bom z metra cięta.
Po zakupach, ćwiczeniu w sypialni Waldusia (!) wybraliśmy się z księciem małżonkiem do Staromiejskiej na milongę. Tym razem założyłam tą czerwoną sukienkę ze zdjęcia. Czułam się wyśmienicie i fajnie mi się tańczyło.
Dietetycznie nie było wczoraj najlepiej, bo i wizyta w KFC i piwko i winko oraz kolacja o 22. Ale dziś rano waga przez chwilę pokazała 79,6 kg. Niestety za drugim wejściem już 80,1, ale to i tak mniej niż tydzień temu!!!
Chyba jest dla mnie jakaś nadzieja...
O 16:30 mam dziś próbę, bo za tydzień już koncerty. Dziś ćwiczymy do oporu, nie wiem do której. Mam nadzieję, że mimo wszystko dyrygent dopuści mnie do sobotniego i niedzielnego koncertu, choć od tych koncertów zależy być albo nie być całego chóru.

9 grudnia 2009 , Komentarze (11)

Niczego nie potrafię, do niczego się nie nadaję, niczego nie robię dobrze.
Takie są moje wnioski z dzisiejszego dnia, z wydarzeń, z przemyśleń nad sobą.
Siedzę zaryczana i użalam się nad sobą.
Nie widzę wyjścia ani nadziei na poprawę stanu rzeczy.
Będzie tylko gorzej.
W zasadzie powinnam się przyzwyczaić, że jestem beznadziejna. Nie wiem dlaczego zaczęłam przypuszczać, że jest inaczej. Tylko dlatego, że mam dobrych przyjaciół, którzy wmawiają mi nieprawdę dla poprawy samopoczucia? I ja w to wierzę?
Najchętniej osunęłabym się w jakiś niebyt...
Bo to nie kwestia w przeczekaniu, bo na co czekać?
Poniosła mnie wyobraźnia. Uwierzyłam, że umiem uczyć, że jakoś tam logicznie myślę, że jestem dobrą matką, że umiem śpiewać. A to wszystko nieprawda!!!
Nawet na gosposię domową się nie nadaję, bo to wszystko zbyt skomplikowane dla mnie, żeby ogarnąć i sobie poradzić.
Boję się iść spać, bo przed snem przychodzą same najgorsze myśli i wspomnienia, tworzą się najgorsze z możliwych scenariusze następnych dni. Dzisiaj nawet książka ich nie odgoni...

6 grudnia 2009 , Komentarze (2)

Nie wykazałam się zbytnią inwencją twórczą przy tworzeniu tytułu


Zrobiłam sobie z okazji mikołajek prezent. Zakupiłam komplet biżuterii: wisiorek, kolczyki, bransoletkę i pierścionek. A co! Już dawno przestałam liczyć na Mikołaja...
Waga też mi dziś zrobiła prezent, bo pokazała tyle co na pasku, a nie musiała, bo nie jadam ostatnio zbyt dietetycznie.
Cóż, zaliczam doły psychiczne ze zmęczenia, boli mnie w dalszym ciągu gardło i za bardzo śpiewać nie mogę, a niedługo koncert i trzeba poćwiczyć.
Jedynie rowerka w tym tygodniu całkiem nie zaniedbałam, chociaż nie jeździłam codziennie z barku czasu. Oczywiście tanga sobie też z księciem małżonkiem nie odpuściliśmy. Dziś wybieramy się też na milongę :)))
 
A propos wagi: jak na mój gust za długo trzymam się tej 80!
Z dwojga złego lepiej jak stoi niż miałaby rosnąć!
W zasadzie jest to moja granica, do której dotarłam 2 lata temu, odbiłam się i zaczęłam tyć
Może zatem lepiej, że teraz tak po prostu się przy niej kręcę?
Już nie pamiętam kiedy ostatni raz ważyłam sporo mniej niż 80 kg. 
10 lat temu? I to bardzo krótko.
Mam jeszcze 2 tygodnie, żeby osiągną, to co sobie postanowiłam. Jednak liczyłam, że zejdę tyle poniżej 80, że nie będę się bała świąt, a tu kicha.
Nie chcę zbyt ograniczać teraz jedzenia, żeby za bardzo nie spowolnić sobie przed świętami przemiany materii i jestem w kropce. 
Czekam na sensowne rady doświadczonych odchudzaczek :)))
Buziaczki mikołajkowe!!!

2 grudnia 2009 , Komentarze (3)



Tyle mam klasówek do sprawdzania, a będzie jeszcze więcej :((((
Boli mnie gardło


1 grudnia 2009 , Komentarze (3)

Książę małżonek znalazł mi taki artykuł w necie:

Co za dużo, to niezdrowo

30-11-2009 10:55

Mężczyźni i kobiety w średnim wieku, którzy są bardzo aktywni fizycznie, mogą nieświadomie uszkadzać sobie kolana, torując drogę chorobie zwyrodnieniowej stawów.

Nasze dane sugerują, że ludzie bardziej aktywni fizycznie mogą być w większym stopniu zagrożeni wystąpieniem nieprawidłowości w obrębie kolan, przez co wzrasta ryzyko rozwoju choroby zwyrodnieniowej stawów – podkreśla dr Christoph Stehling z Wydziału Radiologii i Obrazowania Biomedycznego na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco (UCSF).

W studium UCSF uwzględniono 236 osób (136 kobiet i 100 mężczyzn w wieku 45-55 lat) o prawidłowej wadze ciała, które nigdy nie wspominały o bólu kolan. Na podstawie odpowiedzi udzielonych w kwestionariuszu PASE (Physical Activity Scale for the Elderly) podzielone je na 3 grupy: niskiej, przeciętnej i wysokiej aktywności fizycznej. Na liczbę uzyskiwanych w teście punktów wpływa kilka czynników, m.in. rodzaj czynności i poświęcany jej czas, ale przeważnie człowiek uznany za bardzo aktywnego spędza w tygodniu kilka godzin na spacerowaniu, uprawianiu sportów, uprawianiu ogródka czy innych pracach domowych.

Radiologiczna analiza obrazów uzyskanych podczas badania rezonansem magnetycznym wykazała istnienie związku między nasileniem aktywności fizycznej a częstością i stopniem uszkodzenia kolan. Zidentyfikowano szereg nieprawidłowości, m.in.: ubytki łękotki, chrząstki stawowej czy wiązadeł oraz obrzęk szpiku kostnego. Były one związane wyłącznie z poziomem aktywności, w żadnym razie nie można ich było uznać za specyficzne dla wieku lub płci.

To badanie oraz wcześniejsze studia przypadków sugerują, że czynności charakteryzujące się dużym naciskiem i wymagające przenoszenia ciężarów, takie jak bieganie czy skoki, są gorsze dla zdrowia chrząstek. Dla odmiany aktywności związane z niewielkim naciskiem, np. jazda na rowerze czy pływanie, mogą ochraniać osłabione chorobą chrząstki i nie dopuszczać do uszkodzenia zdrowych.

Autor: Anna Błońska

Znaczy się całkiem intuicyjnie skoncentrowałam się właśnie na rowerku i pływaniu.
Cóż starość ;)
Tak coś czułam, że bieganie, to nie dla mnie, mimo, że kiedyś uwielbiałam to. Tyle, że czynnik sprawczy ewentualnych problemów widziałam w zbyt wielu kilogramach. A tu się okazuje, że nawet osoby bez nadwagi mogą mieć z tym problemy...

Abstrahując od tematu, czuję się przemęczona i zabiegana. Dzień wolnego zdziałałby cuda...




Dzięki za gratulacje :)))))) Jesteście aż nadto łaskawe :))))
Niby widzę, że sadło już się tak nie wylewa. W końcu 17 kg to nie w kij dmuchał!
Ale widzę też, że do ideału jeszcze dużo mi brakuje...