Po pół roku...
Czas dziś na półroczne podsumowanie.
Listopadem nie ma się co chwalić, ale wspomnieć o nim trzeba ;) bo waga mnie dziś zaskoczyła i od poprzedniego poniedziałku pokazała aż 1,5 kg mniej! Nie wiem, czemu raptem była taka łaskawa, bo powody miała raczej do pokazania więcej.
Nie będę wnikać, po prostu cieszę się.
LISTOPAD PÓŁ ROKU
waga -0,7 kg -17 kg (-21%)
szyja -0,5 cm -3 cm (-8%)
biceps -0 cm -3,5 cm (-10%)
piersi -0 cm -10 cm (-9%)
talia -1 cm -16 cm (-17%)
biodra -1 cm -12 cm (-11%)
udo -1 cm -9 cm (-14%)
łydka - 0,5 cm -4 cm (-10%)
tłuszcz bz -25%
Zawsze to ciut mniej mnie :))))
A oto spodnie, w których ważyłam się 1 czerwca:
Bez paska spadają z tyłka, a z paskiem po prostu wiszą
Dla porównania zdjęcia sprzed pół roku i dzisiejsze w tych samych ciuchach:
Hihi, chyba urosłam ;)))
Tak, ta "małpa w czerwonym" ;)) to ja!
Koniec zwariowanego tygodnia! Uffff!!!!
Cud, że jeszcze dycham ;)))
Zaraz wskakuję do łóżeczka i postaram się szybko spać, żeby zdążyć przed poniedziałkiem wypocząć.
Tylko krótkie sprawozdanko.
Dietka do dużej dooopy, ćwiczenia były w ilości śladowej, ale były.
Jutro kończy się miesiąc, a ja w nim nic nie schudłam, a nawet 0,3 kg przytyłam.
Jutro się okaże, ile tak naprawdę.
Rozpaczać nie mam zamiaru, potraktuję to jako stabilizację i przygotuję zmasowany atak na moje komórki tłuszczowe, żeby jednak mimo wszystko zobaczyć na wadze 7 i to jeszcze przed świętami.
Znając życie po świętach znów będę jej wypatrywać stęsknionymi oczętami, ale chyba już będzie łatwiej. Taką przynajmniej mam nadzieję! (Nadzieja matką wiadomo kogo!)
A na totalny brak czasu (nawet nie wyskrobałam go na Vitalię, mimo, że zawsze mi się to udawało do tej pory) cierpiałam z powodu:
1. spotkania z "magikiem" od podstawy programowej i zapisywania tematów w dzienniku (zupełnie stracony czas)
2. szkolnych andrzejek i zebrania z rodzicami (taki mus)
3. przeciągniętej próby chóru, przez co spóźniłam się na autobus, przez co byłam w domu godzinę później, przez co nie miałam już siły na rowerek (taki pech)
4. wizyty u kosmetyczki na dopieszczaniu twarzy i rąk (to mogłoby być częściej)
5. basenu (nowy rekord: 46 długości w pół godziny!)
6. imprezy andrzejkowej w Ginie (wytańczyłam się, ale też spożyłam "trochę" za dużo alkoholu)
7. kursu na egzaminatora gimnazjalnego w sobotę i niedzielę (przy czym w sobotę na kacyku z bolącą głową)
8. odwiedzin u rodziców (ojciec czuje się i wygląda całkiem nieźle, jak na jego stan, gorzej z mamą, bo jest psychicznie zmęczona i to widać)
9. udziału w dzisiejszej milondze "U artystów" (fajnie było).
Wymieniłam tylko główne punkty programu w tym tygodniu i myślę, że wystarczy.
Zastanawiam się tylko, jak ja znalazłam czas, żeby tyle zjeść, żeby przytyć?
Chór w całej okazałości ;)
Ciekawa jestem, czy mnie tam znajdziecie?
Po wczorajszej porażce dietkowej dziś nie stanęłam nawet na wadze. Co tam będę się dodatkowo stresować
Ale dziś przybyła @, więc chyba łatwiej już będzie mi się opanować i będę grzeczna
Ciut lepiej
Może dziś nie było jeszcze całkiem bezgrzesznie, ale już o niebo lepiej.
Kilka razy powstrzymałam się przed kłapaniem szczęką w celu konsumpcji.
Niestety nie powstrzymałam się w celu nagadania facetowi, który przyszedł nas "nauczać"
No, cholera mnie bierze, gdy słucham dyrdymał i wiem, że nadawca onych bierze jeszcze za to kasę i to nie małą! Nie lubię, gdy ktoś mnie uważa za kretynkę.
Fakt, jestem ukrytą blondynką, ale nie w tym temacie.
Ech, szkoda nerw!
PS
Waga dalej wrednie łupie mi prawdę w oczy :(
Chyba nie zobaczę siódemeczki w listopadzie :((((
Muszę się umówić na wizytę u chirurga
Trzeba zaszyć wreszcie ten pysk, bo tylko mlaskam i mlaskam, aż mnie żołądek już boli :((((
I przestać nie mogę!!!
Co się porobiło????
Niby udaję, że to wszystko dietetyczne, ale g... prawda!!!
Ale patrząc na naszą służbę zdrowia, to najwcześniejszy termin dostanę jak mi się spowrotem przytyje ;)
Ale tak na poważnie, to nie wiem, co się dzieje :(((
Ja tak nie chcę!!!!!! Ja mam jeszcze co najmniej drugie tyle do schudnięcia i nie chcę znów zaczynać od początku tzn od 100!!!!
Najpierw nie wiadomo z czego pojawia się Rów Mariański, z którego nie mogę się wygrzebać a teraz te napady żarcia
Niedzielę przebimbałam
I bardzo dobrze, bo marzyłam o tym od dłuższego czasu :))))
Chyba odbiłam się już od dna i mam nadzieję następny tydzień przeżyć w dużo lepszym nastroju i w związku z tym z lepszym dietkowaniem.
Waga w sobotę pokazała to samo co zwykle, czyli to co na pasku :(((
Dziś się nie ważyłam, bo wczoraj byli goście i mieliśmy wieczór serowy. Jutro też się nie ważę, bo dziś jakoś też jak już oko otworzyłam, to prawie nie dałam wytchnąć szczękom.
Obiecuję, że już jutro będę grzeczna, przynajmniej postaram się.
Dziś wróciłam do rowerkowania: 63 km. Trzeba było nadrobić całotygodniowe lenistwo.
Na basenie wczoraj nowy rekord: 42 długości w 30 minut!
W przyszły weekend mam kurs i tak sobie wymyśliłam, że pojadę w piątek na basen sama a rodzinka sobie pojedzie w sobotę o zwykłej porze. Prawda, że dobry plan?
W piątek jestem też umówiona na jakieś dopieszczanie u kosmetyczki. Nie wiem jeszcze jakie, bo to coś w rodzaju promocji. Poleciła mnie moja przyjaciółka. Nic nie zaszkodzi potestować :)))
Jutro robota zaczyna się z grubej rury i tak będzie do piątku :(((
Poniedziałek: szkolenie z pomocy przedmedycznej
Wtorek: jakieś spotkanie nauczycieli zespołu mat-przyr z magikiem od egzaminów zewnętrznych
Środa: szkolne andrzejki i Dzień Otwarty dla rodziców
Czwartek: wolne 3 godziny popołudnia?? Szok!!!!
Piątek: mam 2 lekcje i zwiewam ze szkoły, żeby mi dyrekcja czegoś nie wymyśliła!
Sobota: 8-18 kurs
Niedziela: 8-18 kurs
Zostanę egzaminatorem i będę za kasę sprawdzała egzaminy gimnazjalne!
No to lecę spać, bo o 5:30 pobudka!
Aż nie chce mi się pisać
Gdzie moja motywacja do dietkowania??? No gdzie????
Niby tragicznie nie jest, ale dobrze też nie
Waga co rano prawdę w oczy wali, nawet jak się troszkę poprawię, ona dalej wredna nie chce mnie zmotywować.
Może to @ się zbliża? Bo też jakaś taka płaczliwa jestem i wszystko mnie wnerwia.
Jedynie aktywność fizyczna utrzymana na odpowiednim poziomie, chociaż dziś musiałam użyć dużo siły woli, żeby pojeździć na rowerku.
Ale też dzisiejsze tango z księciem małżonkiem było dość wyczerpujące, bo 45 minut bez przerwy w szybkim tempie ćwiczyliśmy milongi.
Żeby tak smutny nastrój dało się tak łatwo przerobić:
Tego nie widać, ale te małe paseczki mają już uśmiechnięte buźki :)
A to mnie dziś powaliło:
Jeżeli boisz się utyć, wypij przed jedzeniem setkę wódki,
to usuwa
poczucie strachu.
Kolejne wahanie
Oczywiście ja się nie waham, jestem na bank zdecydowana się odchudzić, to tylko moja waga kręci się tym razem wokół 81 kg. Ja tęsknie spoglądam w kierunku pięknej i zgrabnej siódemeczki. Mam już dość okrąglutkiego bałwanka!!
Dzisiaj, jak do tej pory, dzielnie pilnuję się, żeby nie pochwycić za dużo paszy.
I śniadanie: twarożek 0% tłuszczu i kromka razowca, 2 plasterki kury w galarecie
II śniadanie: szkolna kanapka z kurą w galarecie i sałatą
obiad: 2 kawałki białej kiełbasy z surówką z kapusty i kromka razowca
przegryzka: garść orzechów włoskich i actimel
kolacja: (w planach) maślanka
Chyba nie jest źle, co?
W zeszłym tygodniu na rowerku przejechałam 157 km, przetańczyłam 6 godz. tanga, przepłynęłam 1000 m na basenie w pół godziny.
Dziś aerobik.
Jeśli chodzi o tango, to po przegadaniu z księciem małżonkiem wrażeń z warsztatów stwierdziliśmy, że ten styl nam nie odpowiada. Zatem kolejne warsztaty - nie (chyba, że z innym prowadzącym), milongi w niedziele - tak.
Bardzo podoba nam się taki sposób tańczenia:
:: Los Milongueros : Ricardo Vidort y Liz Haight ::
Susana Miller y Semiral Tuncer - Tango Milonguero
:: Los Milongueros : Carlos Copello y Luna Palacios ::
Jestem trochę zawiedziona :(
Mam na myśli warsztaty tanga.
Nie było tego, czego się spodziewałam. Dużo stania i przyglądania się wątpliwej jakości popisom prowadzącego, mało tańca. Raczej jutro nie pojedziemy na część drugą :(
Jedynie późniejsza milonga dała nam dużo frajdy, ale mnie nikt inny poza księciem małżonkiem nie poprosił do tańca (pewnie dlatego, że jednak nie założyłam tej czerwonej sukienki) a i księciunio nie odważył się potańczyć z inną partnerką. Myślę, że wszyscy byli bardzo spięci. Podobał nam się niesamowicie taniec jednej pary. Okazało się, że trenują sami w domu, podobnie jak my. Tylko, że oni w kuchni, a my mamy ful wypas, bo możemy korzystać w szkole z sali gimnastycznej. I oni lepiej dawali sobie radę na ograniczonym mocno miejscu do tańczenia. Jedynie oni naprawdę czuli ducha tanga. Miło było popatrzeć.
Wniosek: milongi fajna sprawa, warsztaty niekoniecznie, szczególnie z tym prowadzącym :((
Dziękuję!
Połechtały mnie miłe komentarze, ale...
Właśnie zaraz zaczęłam doszukiwać się drugiego dna.
A mianowicie, dlaczego wszyscy piszą tyko o kolorze sukienki? A???
Co sobie pomyślałam, to moje! W końcu mam oczy (kaprawe) i widzę...
Jest ok! Bywało, że wyglądałam gorzej ;) Np. 16 kg temu.
A teraz z zupełnie innej beczki.
Pochwalę się swoim synkiem. Mimo, że jest dopiero w 2 klasie gimnazjum zakwalifikował się do etapu wojewódzkiego konkursu z fizyki, który swoim zakresem obejmuje całe gimnazjum, a na pewno całą II klasę. Teraz tylko trzeba go zmobilizować do nadgonienia materiału i ma szansę na bycie laureatem. Ale na to ma czas do marca.
Z beczki dietkowej wieje stęchlizną :(((( Za dużo i za bardzo kalorycznie się odżywiam. Jedynie na pociechę jest brak napadów wilczego głodu (czytaj kompulsów). Co z tego, że na rowerku jeżdżę z "czarownymi czarownicami" codziennie? I tak na siódemkę sobie jeszcze poczekam :((( Chyba, że ... No tak, chyba że co??
Przyjdzie mi wrócić do znienawidzonego planowania menu, wtedy zawsze są efekty!
Od poniedziałku?