Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tirrani

kobieta, 49 lat, Poznań

165 cm, 101.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

3 marca 2013 , Komentarze (7)

W Poznaniu wiosna rozhulała się na całego...:)
 Sobota była przepiękna...
ciepła i słoneczna...
Miałam tyle zajęć i stresów... ale nagle poczułam się taka...
taka... wolna:)
swobodna:)
zakiełkowało we mnie takie przyjemne przeświadczenie, że mogę wszystko...
 że ze wszystkim sobie poradzę:)
złapałam taki fajny luzik:)
Słońce... 
To tylko słońce:)

Wbiło się we mnie i rozproszyło po całym zamulałym  wnętrzu powodując ,że znów mogę latać...
Wygrzebać się z tego swojego "nicniechcenia"
i wznieść się gdzieś tam...
wysoko...:):):)

Pokażę Wam moje wczorajsze śniadanka:)








Tak, tak...
dbam o siebie:)
Pomarańczko to był impuls:)
 siakoś takoś apetyt mi przyszedł i zakupiłam rzeczony owoc w biedronce:)
po czym
 bezczelnie skonsumowałam go na ulicy:)
Był... PRZEPYSZNY:)
W wyniku owego zakupu dziś specjalnie wybrałam się na "spacer" do Biedronki:)
znak czasu...
niedzielny spacerek z mężem... na zakupy...
WSTYD I HAŃBA:)
Ale co tam:)
kupiłam sobie kwiatki:)
wiosna w domu... za jedyne 2,99:)



kupiłam sobie jeszcze czerwonego amarylisa...
nie miałam w planie ,ale był tak wspaniały,że nie mogłam się oprzeć...:)
też był tani
niecałe 8 zł:)


zrobiłam to zdjęcie z puszką ,żeby było widać jaka zacna cebula... :)
Uwielbiam wszystko co duże:)

A teraz jeszcze wiosna którą mam całkiem za darmo:)
ale poza domem:)







I  pierwszy...całkiem jeszcze anemiczny...     
 fiołek:)




UWIELBIAM  FIOŁKI

i Was także:)
DOBREJ NOCY:)

28 lutego 2013 , Komentarze (4)

we wtorek śnieg nagle znikł
śnieg znikł,a w jego miejsce pojawiły się kwiatki:)







Nie wiem czy to sprawka wiosny, ale we wtorek i środę myślałam,że umieram:)
tak się wystrachałam,że od razu wzięłam się za dietę:)
Jeśli to wiosenne przesilenie... to było warto:)
wszystko...
byle już tylko skończyła się zima:)


Wychodzę do pracy przed świtem,ale to chyba także wkrótce się zmieni, bo dziś po raz pierwszy od dawna, mojemu wyjściu z domu towarzyszyły ptasie trele:)
CUDOWNIE:)

25 lutego 2013 , Komentarze (5)

heeelllooouuuu:)
znowu chwilkę mnie nie było i znowu zmiany na Vitalii...
 Jak miło...
 Lubię gdy wszystko wraca na swoje miejsce:)  Tymczasem na świecie nadal białość...
Gdybyż tylko wiosna zechciała na dobre rozsiąść się w moim ogródku...
życie stałoby się piękniejsze:)
Póki co udaję ,że jest cudownie przedwiosennie:)
siadam na ławce przed domem 
z gorąca herbatą
i wyobrażam sobie, że zima się skończyła...






Jak widać na załączonych obrazkach są to daleko idące udawanki

Natura nie pozbawia jednak nadziei...







     
a tak poza tym to u mnie wszystko ok:)
stałam się nawet podmiotem ciepłych uczuć pewnego bardzo miłego chłopaka:)
Ów  uroczy człowiek skończył nie tak dawno 40 lat i obawiam się ,że to tylko kryzys wieku średniego:)
Powiedziałam mu nawet ,że taki kryzys to powinien mieć 25 lat i 49 kg wagi, ale on wyraźnie woli kryzysiki takie...
bardziej wypasione;)
Pomijając wszystko... to bardzo miłe uczucie...
 Cieszę się nim mimo świadomości, że owa fascynacja minie równie szybko jak się pojawiła:)
....szczęśliwa kolej rzeczy:)
Ale jednak próżna jestem okrutnie:)


10 lutego 2013 , Komentarze (4)

No jak tam? 
U mnie fataliza:) 
Koniec tygodnia dramat... Jakby nie patrzeć zdeprecjonowano wszystkie moje osiągnięcia:) 
Cały mój trud spełzł na niczym.. To co miało dokonać jakiegoś niebagatelnego zwrotu w moim życiu okazało się nie mieć na niego żadnego wpływu:) ROZCZAROWANIE...
Tak...
ale szybko się ogarnęłam:)
Bardziej zabolała mnie reakcja mojego męża... W ogóle nie było to dla niego nic ważnego... Jeszcze mi dokopał... Płakałam jak dziecko ilekroć przypominałam sobie jego słowa... Oczywiście wykrzyczałam... a nawet wyryczałam mu swoje żale prosto w twarz:)
Wyobraźcie sobie tę słodką kulę z cierpieniem w oczach i  smarkami do pasa...
Pewnie sumienie nie pozwalało mu spać
Łaził za mną całą sobotę i próbował mi to jakoś wynagrodzić nie używając słowa "przepraszam".
Zaczął od kupienia moich ulubionych chrupek krewetkowych, po które specjalnie pojechał do Chińczyka, a skończył na komplementach typu " zdaje się ,że schudłaś..." , "  masz świetny tyłek", " jaki fantastyczny obiad... no Ty jak ugotujesz to klękajcie narody"...
 Nie myślcie ,że się dałam otumanić...
No może troszkę...
Wieczorem...
 Kiedy rozpalił kominek..
porozstawiał świece...
Boże...
 Jestem tylko słabą kobietą! :)

a on był taki rozbrajający w tym swoim zagubieniu i nieudolnych próbach wynagrodzenia mi swego podłego zachowania:)
Nie ważne..
Tak czy siak piątkowe wydarzenia zmusiły mnie do przemyśleń...
Ostatnio tkwię w miejscu... i jakby nic nie stoi na przeszkodzie by tkwić dalej:) zwłaszcza ,że owo tkwienie jest całkiem przyjemne:) Jestem tam gdzie lubię być, robię to co lubię robić...  Ale nie jest tak jak chciałam by było...
Ja chciałam inaczej... więcej...
Zawsze chcę więcej... Lubię gdy coś się dzieje... zmienia... Lubię pęd.. rozwój...
A czuję ,że stanęłam...
Czyli się cofam...

NIE NO!!!.... TAK BYĆ NIE MOŻE!!!  :)
zmiany muszą być!

 Dzięki ,że jesteście:)
 i że mogę Was zarzucać swoimi problemami:)
Nie ma to jak przemyśleć coś "na głos:D)
Buziaki:)

6 lutego 2013 , Komentarze (6)

Jestem wkurzona na Vitalię

( w sumie- jestem wkurzona brzmi lepiej niż jestem otyła- ale jedno i drugie równo potęguje stres i sprawia, że mój układ krążenia jest w niebezpieczeństwie :)

Te zmiany doprowadzają mnie do białej gorączki... Chciałam być wyrozumiała... lekko podchodzić do problemów... przeczekać...

Ale w sumie....

Dlaczego?!

Czy Vitalia poczeka chociaż 1 dzień na wpłatę? przyśle dietę mimo, że zważyłam się zbyt późno?

Absolutnie nie!

A ja płacę za to by mieć kolorowy pamiętnik i nie mam... Ale to jeszcze nic... Załączam propozycję śniadania , przewidzianego na godzinę 6.30.. Ktoś powie trzeba było sobie zmienić... ale w końcu podobno dietę ustala dietetyk... mało tego stosuje się do pewnych ustalonych ze mną reguł... i nie robi tego za free...  Powiem Wam...

pfff....

NIE PODOBA MI SIĘ TO CO SIĘ TU DZIEJE

 

Kaloryczność: 450 kcal

  • Białko: 33,90 g
  • Tłuszcz: 20,23 g
  • Cholesterol: 72,50 mg
  • Węglowodany: 36,09 g
  • Sód: 77,42 mg
  • Błonnik: 7,11 g
Jabłko 225 g (1½ średniego)

Lubię: Raz na 2-3 tygodnie Zmień


Zupa kokosowo-cytrynowa

Składniki na porcji
Mięso z piersi kurczaka bez skóry 125 g (1 szt.)
Pietruszka natka 2 g (1 łyżeczka)
Cytryna 45 g (3 plasterki)
Migdały 6 g (3 szt.)
Słonecznik nasiona 10 g
MALUTA - Jogurt bałkański lekki 30 g (2 łyżki)
Mleczko kokosowe - np. Marks & Spencer 50 g (50 ml)
WINIARY - Rosół kogutek drobiowo-warzywny kostka 5 g (½ kostki)
Liść laurowy
Ziele angielskie


a tak poza tym... to jestem szczęśliwa:)  
ŚWIAT JEST PIĘKNY... I ŻYCIE TEŻ:)























5 lutego 2013 , Komentarze (3)

Wyszłam z pracy i dostałam wiosną prosto w twarz:) Ten delikatny zefirek, słońce...
Wprost bajka:)
Jak mi było dobrze...
mogłoby już tak zostać:)
Oczywiście durna ja, poczułam trochę ciepła i już... kurtka rozchełstana, czapka i szal pod pachą, a teraz kaszelek:):):)
Ale było warto:)

Wieczorem za to burza śnieżna:)
Serio:)
Najpierw zaczęło potężnie grzmieć i błyskać, a potem jak walnęło śniegiem i gradem, to w 5 min było biało. Tak sypało ,że nie było nic widać.
Musiałam się niestety przedzierać po syna, bo akurat kończył trening i nie miałam sumienia, ani odwagi zostawić go z tą pogodą sam na sam:)
 Kiedy wracaliśmy było już całkiem przyjemnie, padały takie ogromniaste płaty śniegu...
 Teraz po wszystkim nie zostało nawet śladu:)
Oby to były ostatnie podrygi zimy:)
Pozdrawiam wszystkich:)
DOBRANOC

4 lutego 2013 , Komentarze (4)

Normalnie jestem z siebie dumna:)
aż dziw ,ale nie mam w ogóle kłopotu z trzymaniem diety:)
Nawet mój szalony weekend był całkiem ok- wypiłam co prawda 4 kieliszki słodkich wódek i 1 małe piwo, ale poza tym było si:) na obiad zjadłam rozsądną porcję gulaszu z dzika- więc nie tłusto, a na śniadanie i kolacje zabrałam sobie z domu wafle ryżowe, czarny chleb, łososia i chudy twaróg. W miarę się trzymałam, poza tym sporo łaziliśmy:)...czyli prawie jakbym zażywała sportu:)

Jestem SUPER!!!:):):)

3 lutego 2013 , Komentarze (1)

 Na początek 2 słowa do KochanejMamuśki:)

  1)Niestety... wszystkie tabele podają  to samo...
Pierwszy stopień otyłości:)
w sumie to wiedziałam... tylko o tym nie mówiłam... a nawet nie myślałam:) 
2) Faktycznie wróciłam zresetowana.... ale raczej nie o taki reset Ci chodziło

Tak jak przewidziałam było świetnie:)
Starzy przyjaciele nie zawiedli, a i nowo poznani okazali się fantastyczni:)
Początek był słaby- droga fatalna, śnieg sypał jak szalony, wietrznie, mokro, nieprzyjemnie...
Asfalt dziurawy jak ser szwajcarski...
Wkurzał nas na maksa... dopóki się nie skończył:) 
Dacie wiarę?
Skończyła się droga... skończył się zasięg w telefonach...
a nam zdecydowanie kończyła się cierpliwość:)
Już mieliśmy wracać, ale jakiś zabłąkany miejscowy wskazał nam właściwy kierunek:)
Niestety były to 3 km duktem leśnym:)
Dziury... błoto... Cud ,że się przedarliśmy:)
U kresu drogi nasi ukochani przyjaciele, dreptali w miejscu, próbując się rozgrzać  oczekując na nasz przyjazd.
Wyciągnęli nas z auta i pomaszerowaliśmy na spacerek:)
Po 100 m napotkaliśmy wiejski sklepik, w którym zakupiliśmy żołądkową gorzką (która o dziwo była bardzo słodka)
i spożyliśmy ją pod drzwiami tegoż sklepiku:)
Serio mówię:)
Degrengolada totalna:)
Potem popijając inne jeszcze alkohole poszliśmy dalej...
Po jakiś 2 km lasem, dotarliśmy do kolejnego sklepu...
Uzgodniliśmy, że to był nasz cel... że właśnie to musieliśmy zobaczyć...
 Że ta stara szopa i barak z piwem były warte tego by tu przyjść pomimo braku pogody, chlapy , zimna i innych niedogodności:)
Uzupełniliśmy barek i wróciliśmy:)
Po drodze były i poważne rozmowy o polityce, i dowcipy, i góralskie śpiewanie... ogólnie..
 megawesoło:)
Kiedy dotarliśmy do celu rozpaliliśmy w kominku, zjedliśmy pyszny gulasz z dzika i wyciągnęliśmy resztę baterii...
Starczyło do rana:)
Było tak radośnie, że nawet nie przeszkadzało iż przez kilkadziesiąt minut leciała jedna piosenka:)
mało tego, okazało się ,że płyta jest zacięta już od wczoraj i że poprzedniego wieczora też słuchali tylko tego jednego utworu:)
Przyjechaliśmy dzień później od reszty i niestety ominęły nas najsmaczniejsze kąski:)
Perwersyjne tańce, gołe pośladki i takie tam:):):)
Mogę się tylko domyślać:)
Tak to jest jak się wypuści z domu, bez kontroli bandę- skądinąd- kulturalnych, wykształconych, pracujących rodziców:):):)



2 lutego 2013 , Komentarze (5)

Boże drogi...
Jestem otyła!!!
Tak mi tu napisali na Vitalii. Wpisałam swój tygodniowy pomiar, a tu mi wywaliło jakieś ogromniaste wskaźniki, kolorowe osie, wielkie cyfry... Masakryczna nowość....
 Jestem otyła...
Nigdy tak o sobie nie myślałam...
 Co za brzydki wyraz... Kto go wymyślił? 
Dupek jakiś beznadziejny i złośliwy:)
Chyba się dziś upiję:)
Co za szok...

A z tym upiciem to nie do końca żart. Przyjaciele zaprosili mnie na kulig:):):):)
 I co z tego ,że snieg znikł?
Co mnie to obchodzi?
Zaprosili na kulig i ja żądam kuligu:)
 Szczerze mówiąc to chyba zbyt pochopnie się zgodziłam, bo mam mnóstwo zajęć, spraw do obowiązkowego wykonania, rzeczy na wczoraj, a nawet na tydzień temu....
Jestem potwornie zajęta...
ale tak chciałam się spotkać....
Więc dałam się ponieść chwili ,a resztą będę się martwiła później... jak zwykle :)
Zawalę kilkanaście nocy i jeśli nie umrę to ze wszystkim zdążę:)

No ale nie niszczmy tej wspaniałej, sobotniej atmosfery....
Przestaję się martwic tym co niezrobione, a zaczynam radować na spotkanie z cudownymi ludźmi  i spacerowanie po lesie:)
 Będzie bosko:)

Kocham Was:)
I życzę , abyście spędzili ten weekend co najmniej tak miło jak ja:)
Buziaki:)

31 stycznia 2013 , Komentarze (5)

 Wróciłam w zeszły weekend, ale jakoś nie mogłam się ogarnąć i znaleźć czasu aby coś napisać:)
W Szklarskiej było jak w bajce:) oczy ,aż bolały od nierzeczywiście wspaniałych widoków:)
To niezwykłe szczęście posiadać zmysł wzroku i móc się cieszyć tym wszystkim co wokół...
Mogłam tak patrzeć... I patrzeć... I patrzeć...
Bez końca:)






















To niewiarygodne, ale moje dzieci, broniące się dotąd przed nartami załapały wszystko w 2 godziny i śmigały tak ,że aż mi łzy płynęły ze wzruszenia:)
Cieszę się ,że zostały zarażone...:):):)
Nie miałam pojęcia ,że tak to przeżyję...
Miałam w planie, trochu po sroczemu, podrzucić je instruktorowi i uciec na stok...
Rzeczywistość mnie przerosła...
Absolutnie nie byłam w stanie się ruszyć, podglądałam zza winkla , z duszą na ramieniu... i byłam tak szczęśliwa kiedy tak pięknie im szło:)
 Mój mąż miał to samo:)
Nie jestem w stanie opisać tego co czułam... tej dumy , strachu, wzruszenia...:)
  Swoją drogą gdyby ktoś potrzebował namiaru na dobrego instruktora w Szklarskiej Porębie, chętnie polecę:)
Chłopak bardzo fajny i solidny, nie naciągał na dodatkowe godziny (zadzwonił już po 1 i obwieścił,że dadzą radę- my uparliśmy się na kolejną)
 i był stosunkowo "tani":)
jakkolwiek to brzmi:)
Obserwowałam innych instruktorów na stoku i powiem Wam, że mogliśmy bardzo źle trafić:)
 Szczęśliwie tak się nie stało:)




Oczywiście odwiedziłam tez kilka restauracji:)
Jeśli ktokolwiek zagości w tej uroczej miejscowości, niech koniecznie zajrzy do Hochoła:) Jadłam tam prawie codziennie i zawiódł mnie jedynie sos do pieczeni, który był jakby z paczki:)
ale reszta...
chapeau bas! 
masakra jakie pyszności:)
 Poza tym fantastyczny, przaśny klimat i przemiła obsługa:)














Dodatkową atrakcja jest toaleta:):):)
byłam nią zachwycona:):):)
wygląda dosłownie jak loch jakiś:)
i ma wielką zaletę - zwłaszcza dla singli:)
 w razie nieudanej randki można się w niej zaryglować i ewakuować przez okno:):):)





Knajpka zdawała się dość droga, ale za obiad na 4 osoby (dzieciaki już niestety nie na dziecięcych porcjach:) ok 120 zł, czyli 30 na osobę- uważam ,że to bardzo przyzwoicie:) zwłaszcza ,że porcje bardzo duże i rzeczywiście pyszne. Mogę jeszcze polecić "Kaprys" na Jedności Narodowej. Tu już bardzo elegancko... kominek, muzyk (delikatnie jazzujący:) obsługa w garniturach, kierownik sali odprowadzający do stolika... Przyjemny, ciepły wystrój... Pyszne jedzenie i jw przesympatyczna obsługa. Ceny podobne jak w Hochole. Naprawdę fajne miejsce. Zachęcam też do odwiedzenia "Metafory"... tylko w żadnym wypadku w celach jedzeniowych:)
Jadłam tam w zeszłym roku- PORAŻKA:)
 byłam tam teraz...
i zapewniam...
nic sie nie zmieniło:)
Jedzenie fataliza:)
ale jest to tak piękne, klimatyczne miejsce, że byłoby wielką stratą nie wejść tam :) 
choćby na kawę czy piwo.
 Mają spory wybór pizzy- być może to jest ok,ale nie wiem, bo nie jadłam)
Na pewno nie celują w wymagającego klienta...
Mimo wszystko p
roponuję  zajrzeć:)
wrażenia estetyczne i przemiłe kelnerki wynagrodzą błędy beznadziejnego kucharza:)









Takie  troszkę misz-masz:) ale pełne uroku:)

Jak widać poszalałam:)
ale teraz oczywiście  wracam na swoje miejsce i jem wafle ryżowe oraz kalafior:) 
zamierzam zmniejszyć swą objętość do jakiś przyzwoitych rozmiarów:) 
od 3 dni trzymam dietę... i zamierzam nieco ćwiczyć:) ale nie przysięgnę ,że to uczynię:)

Pozdrawiam i życzę dobrej nocy:)