słaba
Słaba jestem i marna niczym glisda ludzka. Zasób mojej silnej woli chyba został wyczerpany i pozostały hałdy pokopalniane. Matka do mnie przyjechała i nęci i kusi i poucza. Nie to, że jej nie lubię, ale dobrze, że jutro jedzie, bo znowu zacznę w spokoju podążać właściwą drogą ku zwycięstwu.
Waga stoi od ponad tygodnia, buuuuuuuu.
Trudno, co robić.
Kalorii pożartych ponad 5 tys. Masakra.
cutttt
Przyznam, że ostatnio z powodu wesela i powesela folgowałam sobie nielekko i trochę się bałam wejść na wagę. O ćwiczeniach nie wspominając. Wczoraj zrobiłam sobie come back do diety, więc wchodzę dziś na wagę z lekko wyczyszczonym sumieniem i oto cut, kilogram mniej. Chciałabym już tak zawsze.
A ja ostatnio najadłam się ciasta......mniami. Do końca lutego mam czas na osiągnięcie celu, więc do tego czasu mogę więcej go nie spróbować;(
Nie ma tragedii
Wszystko jakoś idzie, zwłaszcza do tyłu i o to chodzi. Niedługo wracam do życia to pójdzie łatwiej i szybciej. Stres, codzienne wstawanie chamskim świtem, bieganie za pociągami, tramwajami zrobi swoje. Egzaminy też, pisanie pracy. Trochę się boję. Ale muszę jakoś dać radę. Jutro idę na wesele i nawet uda mi się wcisnąć w kreację, więc odniosłam sukces i powinnam być zadowolona. Ponad 7 kg w miesiąc to chyba niezły wyczyn. Przyznam się, że nie stosowałam się skrupulatnie diety, czasem jakieś ciasteczko, czy winko, ale sporo ćwiczyłam więc stąd ten spadek. Poza tym nie obżerałam się jak niegdyś, a jadałam mało i często, czyli jak Pan Bóg przykazał. Moja droga do ideału jeszcze daleka, ale przyznam się, że po raz pierwszy chyba udało mi się świadomie tyle schudnąć. I wiem, że potrafię, byle do celu. Tak się podtrzymuję na duchu, bo lubię.
38
Ostatnio wcisnęłam się w spodnie i to z luzem, w których trzeszczały jeszcze niedawno szwy. Matko!!! Miałam ochotę się uściskać. Zatem droga jest słuszna. Odkąd się odchudzam mam na sobie 6 kg mniej. Jeszcze długa droga przede mną, ale marzy mi się, aby mieć znowu rozmiar 38. I teraz wiem, że jestem w stanie tego dokonać. Po prostu - wystarczy chcieć. Czasem wydaje się to takie proste, a czasem jak praca w kamieniołomach. Łatwiej byłoby mi przekonać Kubę Rozpruwacza, żeby nie uprawiał swojej zbrodniczej działalności, niż samą siebie, że jedzenie jest bad, bad, znaczy obżeranie się.
Jak osiągnę rozmiar 38 w nagrodę kupię sobie szafę ciuchów ( i tak będę musiała).
tragedyja
Niedziela i poniedziałek były tragiczne jeśli chodzi o dietę. Zjadłam ciasto, kaszankę z grilla i w ogóle masakrycznie potraktowałam dotychczasowe starania. Waga utrzymuje się na tym samym poziomie czyli 81,50 kg. Chciałam schudnąć ze 2 kg w tym tygodniu, ale widzę, że dupa blada i pozamiatane. Wczoraj natomiast zachowywałam się prawie wzorowo: zjadłam trochę dżemu i miodu. Nie mogę żyć bez czegoś słodkiego. Zmieściłam się w 1000 kalorii, więc nie jest źle. Dzisiaj znowu zaczynam walkę.
Waga :81,50
Ćwiczenia: 30 min
Śniadanie: chlebek chrupki z odrobiną białego sera, sałata, pomidor, śliwki dwie
Dalej zobaczymy
no to siup
Popodliczałam mniej więcej kalorie i wyszło ok. 900. Wczoraj było mniej, ale dziś pożarłam dużo owoców, poza tym nie należy przeginać. Miało być do 1000 kcal dziennie. Nie kupuję już tych dietetycznych słodyczy, owoce zdrowsze. Mam ochotę na jakieś szaleństwo z okazji weekendu. Może lampka wina. Albo nie. Dziś będąc na zakupach przymierzyłam jedną kieckę, zobaczyłam się w lustrze, trochę znów popadłam w depresję, że do mego ideału tak daleko. Wiem, wiem metoda małych kroczków jest najlepsza. Tylko trochę mnie to już nuży. Niedługo wrócę do pracy, więc będzie łatwiej, bo będę miała zajęcie i więcej stresu. To zawsze dobrze działa, ale zanim wrócę muszę mieć jeszcze z 7 kg mniej.
Śniadanie: kawa z mlekiem, śliwka
Obiad: sałata, gołąbek bez sosu, pomidor, brokuł, cukinia, śliwka
Kolacja: gołąbek, jabłko, winogrona
Spacer 2 godziny, na razie bez ćwiczeń, ale już się biorę.
2 tygodnie z górki (a raczej pod górkę)
Dziś prawie ok. Bez grzechów głównych i pobocznych, no to co mogę sobie zarzucić to brak ćwiczeń o poranku, ale nocke miałam z bańki ze względu na ząbki mojej dzidźki, które idą i wyjść nie chcą. Ponadto przyjechała koleżanka od zakładu z córką i dokonywałam na niej eksperymentu w postaci pasemek. Okazało się, że wcale nie przoduję, a raczej idziemy łeb w łeb w tym naszym odchudzaniu. Ok. 5 kg z malym wahaczem to pół kilo w tę, to w inną stronę. Przyjmujemy wariant optymistyczny:) Zatem mniej ćwiczeń o jakąś godzine niż zwykle. Dziś jest jubileusz: to już dwa tygodnie odkąd postanowiłyśmy zrzucić z siebie nadmiar ciężkości. I muszę przyznać, że z mniejszymi lub większymi grzeszkami jakoś to idzie. Zdaję sobie sprawę, że to decyzja na dłuższy czas, jeśli chcę osiągnąć cel i że to decyzja na jeszcze dłuższy czas jeśli chcę utrzymać wagę jakąkolwiek osiągnę.
Śniadanie: łyżka musli, pół miski mleka chudego, kawa z mlekiem
Obiad: sałata, pomidor, gołąbek, pietruszka, ocet jabłkowy
Kolacja: sałata z pomidorem, pół melona, pół grejpfruta
Ćwiczenia: ok. godziny
zgon
Właśnie jestem po ponad godzinnym wycisku. Dałam sobie w kość. Chyba mój organizm się przyzwyczaja do diety i ćwiczeń, bo już się nie buntuje w postaci wrodzonego lenistwa i napadów na lodówkę. Czy ma ktoś może sposób na napychanie się? Dziś było bez większych grzechów.
Śniadanko: chlebek chrupki z twarożkiem, połówka pomidora
Obiad: kawałek piersi z kurczaka z sałatą, pomidorkami
Podwieczorek: winogrono
Kolacja: sałata z rzodkiewką i pomidorami skropiona octem balsamicznym w wyniku braku cytryny
Ćwiczenia: ponad godzina oraz spacer ponad godzina
Oby tak dalej. Dziś włożyłam nową bluzkę. Gdy ją kupowałam przed moim odchudzniem mogę przysiąc, że widziałam zarys oponek na brzuchu. Teraz jakby ich nie widać, ale może być to omam wzrokowy czy po prostu chęć wiary w to, że to coś daje.
No to wio!!!!
To zaczynamy tę orkę. Spiszemy wszystkie niegodziwości i grzechy dokonane w ciągu dnia. A także dokonania poczynione w pocie czoła. Ograniczm tłuszcze, cukier wywaliłam całkowicie - oczywiście ten ze słodyczy, bo owoce np. jem, zmniejszyłam ilość węglowodanów. Jem głównie warzywa, owoce, chude mięsa, ryby, jogurt naturalny. Staram się ćwiczyć przynajmniej godzinę dziennie. Czasem dopuszczam się niegodziwości i piję alkohol lub jem dietetycznego snacka. W jakieś 2 tygodnie schudłam ok. 4 kg. We wrześniu idę na wesele i muszę się wcisnąć w dość ciasną jak narazie kieckę, więc jeszcze dwa tygodnie takiej masakry potem przejdę na coś mniej drastycznego.