Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Osiągnęłam właśnie najwyższą w życiu liczbę kilogramów, przez nadwagę coraz bardziej podupadam na zdrowiu, kompletnie nie mam formy, energii i chęci do robienia czegokolwiek. Ale to się zmieni, bo w końcu dojrzałam do tego, żeby naprawdę zatroszczyć się o siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 90700
Komentarzy: 423
Założony: 27 października 2007
Ostatni wpis: 12 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PrettyInPink

kobieta, 42 lat, Lublin

168 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 kwietnia 2008 , Skomentuj


Dziś dietowo idę jak burza, że tak powiem.

śniadanie: kromka pełnoziarnistego chleba, jajko na twardo, pół pomidora
II śniadnie: serek wiejski
lunch: grahamka i plasterek szynki
obiad: warzywa z patelni + 2 parówki (kurczak w domu się skończył)
+ fervex jeden bo przeziębienie mnie dopadło :(

Zaraz lecę na aerobik. Godzina pocenia się.... superrrrrrrrr... jak wrócę pewnie głodna będę. Opcjonalnie, jak już nie będę mogła z głodu wytrzymac, mam do wyboru: kiwi albo banana (lub i to i to) albo sałatkę grecką.

Na dworze okropelna pogoda, zimno i od południa leje, ale ja się psychicznie czuję świetnie. Rozważyłam w końcu kilka rzeczy i postanowiłam sobie dac spokój z moim facetem na odległośc. Jak byliśmy razem to było bosko, jak jesteśmy osobno to rozmowy przez net są ok, ale biorąc pod uwagę jego zapał to pewnie nigdy się już więcej nie spotkamy. Nie mam zamiaru życ urojeniami, że będzie super, bo nie będzie. Szkoda, że dopiero po mięsiącu sobie to uzmysłowiłam. Będę z nim utrzymywała kontakt, bo chłopak jest słodki i jak coś kiedys wyjdzie to będzie ok, ale nie będę żyła tylko tym "związkiem" tak jak to robiłam przez ostatnie tygodnie. 

Poza tym brzuchol coraz mniej odstaje. Świetnie :D 

21 kwietnia 2008 , Komentarze (1)


Ostatnio wszyscy naokoło się sprzysięgli i częstują mnie cukierkami, ciastkami, tortami, wafelkami i innymi pysznościami. Ale fajne jest to, że spokojnie odmawiam, nawet mi się bardzo nie chce słodkiego. Choc miałam dziś moment gdy pojawiła się straszna ochota na wafelka czekoladowego, chodziłam po mieszkaniu i węszyłam gdzie mogę takiego spotkac. Wiedziałam gdzie, ale nie wzięłam go i nie zjadłam. Chyba powoli zaczynam na ludzi wychodzic :D

Dzisiejszy dzień upłyną pod znakiem węglowodanów, ale tych zdrowszych (o ile takie są):
śniadnie: musli z jogurtem naturalnym
8 godzin w pracy: 2 banany + kanapka (2 kromki ciemnego pieczywa+szynka+ rzodkiewka)
obiad: talerz barszczu białego + 1,5 jajka + pół kromki białego chleba
kolacja: musli z mlekiem +banan+ kiwi

Przez cały dzien wypiłam też 1,5 litra wody, 5 herbat zielonych i czeka na mnie kubas herbaty czerwonej.

Cwiczyłam też trochę. Robiłam rozgrzewkę, brzuszki i trochę się poruszałam. Nie było może tego dużo, ale lepsze trochę niż nic.

A dziś wieczorem WIELKIE FARBOWANIE WŁOSÓW. Zrobię to po raz pierwszy. Zobaczymy czy będzie ok, czy raczej będę przez tydzień w czapce chodziła :D

20 kwietnia 2008 , Komentarze (1)


Całe dzisiejsze popołudnie spędziłam na zmianę przed komputerem i przed telewizorem. Zero ruchu. Zaraz po przebudzeniu zrobiłam kilka brzuszków ale pies zaczął mnie gryźc więc musiałam podnieśc się z podłogi ;) Ale zaraz nadrobię...

Dziś dietowo ok. Porcje może nie były malutkie (szczególnie porcja sałatki owocowej) ale było wyjątkowo zdrowo:
śniadanie: jajecznica + kromka pełnoziarnistego chleba
obiad: kawałek piersi z kurczaka w ziołach + warzywa na patelnię + mizeria
podwieczorek: sałatka owocowa (2 banany, 2 kiwi, 1,5 brzoskwini, rodzynki)
kolacja: sałatka (sałata,pomidor, rzodkiewka, ogórek, pierś z kurczaka, ziarna słonecznika, oliwa z oliwek <- PYCHA!)

Zaczynam zauważac zmiany w moim ciele i coraz pozytywniej nastawiam się do odchudzania. Czekam tylko, aż się trochę ociepli i bez problemu będę mogła wyjśc na dwór pobiegac, pojezdzic na rowerze, pospacerowac :)

19 kwietnia 2008 , Komentarze (1)


Nie mam za bardzo o czym pisac. Wydawalo mi sie, ze sobota bedzie takim cudownym dniem ale jakoś się to wszystko popsuło.

Po obiedzie pojechaliśmy odwiedzic rodzinę. U babci było ok, bo przez kilka godzin bycia tam nie zjadłam ani kęsa jedzenia choc kilkakrotnie przymierzałam się do zjedzenia ciastka. Ale później pojechaliśmy do ciotki, która staropolskim zwyczajem przywitała nas czym miała, czyli świeżo upieczoną golonką, domowym masłem. Nigdy nie jadłam pieczonej golonki, więc chciałam spróbowac i skończyło się na kromce chleba z grubym plastrem pieczonej golonki. Później przyszła kolej na domowe masło i do niego poszło chyba z 1,5 kromki chleba. Po powrocie do domu stwierdziłam, że i tak już dziś zgrzeszyłam więc jak zjem kawałek ciasta, to nic wielkiego się nie stanie. I zjadłam kawałek ciasta a później jeden kawałek czekolady. Czekoladę, czyli ostatni posiłek zjadłam zaraz po 18. Od tamtej pory nic nie jadłam i nie będę. Chociaż kolacji samej w sobie nie będę już jadła, żeby miec spokojne sumienie, że aż tak bardzo nie poszalałam z żarełkiem dzis.

A co do ruchu to dziś było zero. Nie mam najmniejszej ochoty się ruszyc, choc pozyczyłam sobie 2 cd z aerobikiem. Po prostu mi się NIE CHCE!!!!

19 kwietnia 2008 , Skomentuj


Wczoraj był super dzień dietowy. Na śniadnie zjadłam płatki ryżowe na mleku i banana, w pracy przez 8 godzin kanapkę z pełnoziarnistego chleba, serem żółtym i ogórkiem oraz serek wiejski, wypiłam 4 kubki czerwonej herbaty. Potem poszłam do koleżanki więc nie miałam okazji zjeśc o odpowiedniej porze obiadu, a dopiero po 19 zjadłam gotowane warzywa, gotowaną rybę i sałatę z rzodkiewką i sosem winegret. Jeszcze nie skończyłam jeśc a zadzwonili po mnie znajomi i wyciagnęli na wyjście. Poszliśmy na piwo i wypiłam 2,5 butelki. A że mi nie trzeba dużo alkoholu, żeby się upic to do domu wracałam na chwiejnych nogach. A w domu zastałam świeżo upieczone ciasto i zjadłam ze 3 kawałki, później zrobiłam sobie kanapkę z białego chleba, pasztetem i ogórkiem. Z tego wyskoku nie jestem szczególnie dumna, ale się poprawię....

Ale co jest fajowe zaczynam coraz lepiej wyglądac (nie dzięki piwu i ciastku, ale dzięki zwiększonej dawce ruchu). I to inni też zaczynają zauważac. Kolega, który kiedys bardzo "taktownie" dał mi znac, że jestem cytat: "duża" któregoś dnia powiedział, że schudłam a wczoraj powiedział wprost "mała, świetnie dziś wyglądasz". Jak to fajnie byc docenioną :)

I fajne jest, że kurtki które dopinałam na wdechu teraz zaczynają byc za luźne. Cudowne uczucie :D

Dziś wstałam przed 11 ;), zjadłam kubek musli z mlekiem i do tej pory nic nie jadłam, tylko piję wodę na zmianę z czerwoną herbatą. Ale zaraz trzeba się będzie zainteresowac jakimś obiadem. Dziś mam w planie gotowane warzywa, udko kurczaka i sałatę.

Wracam do gruntownego sprzątania. Soboty są fajne...

MIŁEGO POPOŁUDNIA :*

17 kwietnia 2008 , Skomentuj


Smutno mi, ponieważ znajduję coraz więcej powodów na potwierdzenie tezy, że związki na odległośc nie mają sensu. Związki między osobami różnych narodowości, które dzielą dodatkowo setki kilometrów nie mają sensu. Ale co mi po tych wszystkich górnolotnych stwierdzeniach, jeżeli jestem zakochana po uszy i cierpię jak cholera, bo od ponad miesiąca go nie widziałam, nie dotykałam, nie mogłam wziąc za rękę, przytulic, pocałowac. Co mi po tym, że wiem że to nie ma sensu, skoro czekam na każde jego słowo jak na błogosławieństwo a dzień bez wiadomości od niego jest dniem jak bez powietrza. Co mi po tym, że wiem, że i tak nam nie wyjdzie, jeżeli nie mogę wyrzucic go ze swojego serca!!!!

Siedzę z kapturem na głowie, słucham najsmutniejszych piosenek jakie mam i jeszcze bardziej się dołuję. W tym też nie ma zbytniego sensu. Mam po prostu ochotę się rozpłakac, ale jaki jest w tym sens skoro i tak go tu nie ma, żeby mnie pocieszyc w smutku. Ale czy wszystko musi miec sens....?

Dzis dietowo było ok:
śniadanie: naleśnik z serem, pół kromki chleba pełnoziarnistego z serem żółtym
II śniadanie: banan, kanapka z pełnoziarnistego chleba z polędwicą, serem żółtym i ogórkiem
lunch: banan
obiad: talerz zupy ogórkowej
kolacja: pół kromki chleba pełnoziarnistego i pasta z makreli, jajka, cebuli i małej ilości majonezu

Za 2 godziny mam aerobik. Nie za bardzo mi się chce skakac i podskakiwac podczas babodni, ale chyba ruch dobrze mi zrobi. Może się trochę doładuję pozytywnymi emocjami.

 

16 kwietnia 2008 , Komentarze (1)


Ja już kolejny dzień na słodyczach jadę. Miałam taką straszliwą potrzebę jedzenia czegoś słodkiego i już wiem dlaczego... okres. Ale pojawił się, łaknienie na słodycze zniknęło, więc od dziś (wieczora) zero wymówek.

Tak sobie dziś myślałam, że jakiś czas temu założyłam sobie, że do września schudnę do 60 kg, czyli minus 18 kilo musi byc. Ale te 18 kilo to takie nierealne się wydawało, takie niemierzalne, no bo łatwo powiedziec "schudnę 18 kilo", ale co to właściwie znaczy??? Już wiem co to znaczy. Oznacza to, że do połowy września mam jeszcze 5 miesięcy (pół kwietnia i pół września- czyli cały miesiąc, a do tego maj, czerwiec, lipiec i sierpień). 18 kg na 5 mięsięcy, czyli powinnam gubic średnio  3,6 kg miesięcznie. Tak w zaokrągleniu 1 kg na tydzień. Te 3 czy 4 kg miesięcznie to określenie bardziej realne, namacalne niż 18 kg do września.
Mogę to też podzielic na cele cząstkowe, żeby  było jeszcze łatwiej:
cel I- do 1 maja- 2 kg = 76 kg
cel II- do 1 czerwca- 4 kg = 72 kg
cel III- do 1 lipca- 4 kg = 68
cel IV- do 1 sierpnia- 4 kg = 64
cel V- do 1 września- 4 kg = 60
cel IV- do 16 września- 4 kg = 56 ( 56 kg to baaaardzo optymistyczna wersja).


Jakiegoś takiego powera odchudzeniowego dostałam (podczas gdy zajadałam kolejne babeczki). I ogólnie postanowiłam, po raz kolejny, naprawde wziac się za siebie. I wzięłam się. Siedzę właśnie z maseczką na włosach, bo mam straszliwie przesuszone prostowaniem. Zaraz polecę poszukac sobie czegoś ładnego do ubrania na jutro do pracy. A w weekend farbuję włosy, po raz pierwszy w moim życiu. Nie chcę żadnej drastycznej zmiany, może je trochę rozjaśnię i tyle. I namacalnie poczuję, że się zmieniam, pięknieje :)

I od przyszłego miesiąca oprócz aerobiku będę chodziła też na masaże. Skakanie na aerobiku wyrobiło trochę moje zwały tłuszczu na brzuchu, kiedyś były bardzo zwarte i nawet twarde, teraz to taka miękka gąbka. Myślę, że jak się ją trochę rozmasuje to nie będzie tak źle ;)

I od jutra znów powrót do diety. Niby cały czas zdrowo się odżywiam, ale przez ostatnich kilka dni to bardzo dużo wpadek słodyczowych było. Słodyczom mówię dziś BASTA!!!! Bo przecież trzeba jakoś wyglądac na tej plaży w Hiszpanii :D 


Lecę się trochę powyginac....

13 kwietnia 2008 , Komentarze (3)


Weekend to jedna wielka tragedia. Nie lubie weekendow jedynie z tego względu, że wtedy nie mogę się powstrzymac i rzucam sie na jedzenie, szczególnie na słodycze. Masakra!

Dziś pobiłam swój rekord w jedzeniu cukierków czekoladowych. Nawet szkoda o tym opowiadac.

Od wczoraj wrocilam do Meridii. Ostatnio mialam koszmarne skutki uboczne, ale mam nadzieje ze tym razem bedzie ok. Musze sie jakos wspomoc bo inaczej nie dam rady :(

9 kwietnia 2008 , Skomentuj


Po wczorajszym aerobiku czuję się zupełnie inaczej. Dużo lepiej, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nawet dałam radę opanowac ciągotę do ciastek. Póki co dziś zero słodyczy.
Za to zjadłam:
śniadanie: kanapka z chleba pełnoziarnistego z polędwicą
II śniadanie: serek wiejski
lunch: kanapka z 2 kromek chleba pełnoziarnistego z serem żółtym, polędwicą i ogórkiem
obiad: 8 małych pierogów z serem, trochę maślanki
poobiad-przedkolacja: kiwi, kilka gryzów kiełbasy swojskiej
kolacja: sałatka którą wyszperałam na forum (tuńczyk, fasolka czerwona, pomidor, ogórek, jajko). Raczej nie polecam. Co prawda jest baaardzo sycąca, ale walory smakowe są wątpliwe. Może jakieś złe proporcje dałam ale nie specjalnie mi smakowała. Dlatego mówię: nigdy więcej

Wypiłam też ponad 1,5 litra wody, 0,5 litra herbaty czerwonej.

Jeszcze trochę później pocwiczę brzuszki i porozciągam się, żeby minimalną porcję ruchu miec.

Poza tym pogoda się poprawia, więc jest realna szansa na rowerek w weekend :)

8 kwietnia 2008 , Komentarze (1)


... wcześniej ograniczałam się do kilku ciastek, a dziś pochłonęłam prawie całe opakowanie delicji, bez dwóch ciastek. Przeszłam samą siebię. Najgorsze jest to, że nawet nie walczyłam z sobą. Po prostu zachciało mi się słodkiego, poszłam do kuchni, wyciągnęłam opakowanie delicji i zjadłam bez jednego mrugnięcia okiem. To jest chyba w tym wszystkim najgorsze.

To co zjadłam w ciągu dnia też nie zachwycało:
- musli z kefirem
- kanapka z serem
- 3 bułki z ziarnami i serkiem kanapkowym
- zupka chińska
- 8 pierogów ze śmietaną i skwarkami
- kanapka z pełnoziarnistego chleba, z polędwicą i pomidorem.

Mam to gdzieś!!!!!!!!!!!!!! Już więcej nie jem dziś, mam dosyc tego ciągłego jedzenia i podjadania. Teraz lecę na aerobik, pocwiczę trochę....