Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (61)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 137626 |
Komentarzy: | 1475 |
Założony: | 1 listopada 2008 |
Ostatni wpis: | 15 listopada 2023 |
Postępy w odchudzaniu
Wszystko źle, zmieniam na wszystko żre
Zły, fatalny błąd. Waga pokazała prawie pół kilo więcej, chociaż nie mam pojęcia gdzie się to ulokowało oby w rzęsach. Dziś dzień cukierkowo-czekoladowy. Włosy wypadają. Wracam na Islandię! Wypadłam z rytmu, obezwładniona przez chaos. Sonia nie współpracuje. Kupiłam wczoraj porcję smoczków, dytków, titków a ona wszystko mieli i wypluwa. Tomek wrócił rano i teraz odsypia. A mieliśmy jechać do urzędu.Wczoraj zadzwonił wieczorem i powiada:
-Wiesz, ja chyba jeszcze dzisiaj zostanę u Wojtka na noc. A potem zrobimy sobie z tydzień przerwy, trzeba odpocząć od siebie.
-A co jeśli powiem "nie"?
-Poproszę jeszcze raz.
Zakichany jadłospis:
Śniadanie: 2 kanapki z pszennego pieczywa ze wszystkim i herbata
II śniadanie: jogurt kremowy mega kaloryczny oraz rafaello, trufla, 2 kawałki czekolady
A potem już tylko gorzej. Piszę z pamięci:
Obiad w Greenwayu tj. samosy z surówkami i sok z brzozy, wafelek z karmelem, znowu sernik, kawa, ptasie mleczko, herbata czerwona, z 5 kawałków razowca z wędliną, z 300g serka wiejskiego (nu nu! Adriana).
Właśnie w Gdyni spadł śnieg i świeci słońce. Piękna zima a Majka w adidaskach na Rozewiu! Tomek zakończył weekend pijaka i powoli zmierza w kierunku domu. Tyle tytułem wstępu.
Tomek dotarł do domu, zjadł obiad, wykąpał się i znowu go nie ma. Chyba jestem zbyt wyrozumiała. Co prawda każdą swoją zmianę współrzędnych konsultuje ze mną i domaga się aprobaty ale to taki jego chwyt marketingowy. A co, jak nawrzeszczę, ze ma wracać bo ja tu sama z dziećmi, bombardują, sufit się wali, wody po kolana itp.? Ano wraca w przyspieszonym trybie z miną "tak, kochanie, masz rację" oraz "jak dobrze być juz w domu". Cwany lisek, choć nie rudy.
Zima była ale się zmyła. Dosłownie. Jest mokro. Majka wróciła w kapciach, butki przemoczone. Wybrałam się z Sonią i rodzicami do sklepu, bo Majka obuwia zimowego nie posiada wcale. Moja rodzina uważa ze taka wyprawa z małym dzieckiem do sklepu oddalonego o jakieś 3 km i to samochodem jest dla mnie jaka? uciążliwa? za trudna? zbyt niebezpieczna? i koniecznie chcieli mi towarzyszyć. Chcą, niech jadą, proszę bardzo. Moja rola zakończyła się na wyborze odpowiedniego modelu i rozmiaru. Tym samym Majka jest bogatsza o 1 parę zimowych i 2 pary sportowych butów, ja zaś zaoszczędziłam 300 zł. To na gwiazdkę, te na urodziny i nie pozwolili zapłacić. Kupiłam w zamian 6 par skarpetek dla Tomka i 2 dla siebie.
Przynudzam dalej.
Śniadanie: 2 kromki razowego i 1 pszennego chleba z pastą jajeczną, wędliną , serem, pomidorem, sałatą i herbata. Solidnie ale z rana wolno mi.
Obiad: schabowy, groszek z marchewką, surówka z pekińskiej, ziemniaki,barszcz
Podwieczorek: kawa, sernik
Oraz: pomarańcza
Kolacja: pół kotleta mielonego z indyka, sałatka z pekińskiej, 2 trójkąty z ciasta francuskiego, maślanka
Oraz nadprogramowo: garść musli, wafelek srelek
Eeee... albo w ogóle nie wypowiadam się w sprawie nabiału. Wolę spożywać. Jest faktem, że moja wizyta w sklepie zakwitła, zaowocowała przytarganiem kefiru, maślanki i greckiego jogurtu oraz 11 pojemniczków z cudnościami. Nabiałowe szaleństwo w trakcie, choć juz pierwsze emocje opadły.
Zjadam wszystko i niestety bez opamiętania. Moja waga dziś rano wskazała 78 kg. Wieczorem nie będę na nią wchodzić. Bo strach. Bo stoi u rodziców w sypialni. Mój wrzask mógłby ich obudzić. Poproszę porcję zimnej wody na łeb i parę solidnych chlaśnięć w twarz. Mocniej!Wystarczy. Wznawiam akcję z notatkami, która ostatnio mi pomogła. Jak zobaczę te cudaczne mikstury serwowane mojemu żołądkowi to stanie się jasne czemu on wieczorem rewanżuje się dobitnym auć. I jeszcze upublicznię ku przestrodze drobnym druczkiem! A masz!
Boleję nad nie maniem rowerka. Kiedyś był ale stał nielubiany, smutny, niepotrzebny w kącie i mama go sprzedała dobrym ludziom. Oj! wycisnęłoby sie parę kropelek cennego potu. Siedzę ci ja cały dzień prawie przed telewizorem jak wielmożna hrabianka. Sonię donoszą mi tylko w razie wrzasku, kiedy głodna. Przecież ja tu kompletnie nic nie robię! Majka wyjechała na Rozewie z moją siostrą i jej mężem. Tomasz ma weekend pijaka. Ja wczoraj zrobiłam podejście do świątecznych prezentów i zimowych butów dla Majki. Pojechałam z Sonią i Tomkiem. Mała wykazała się większą cierpliwością i wyrozumiałością niż duży. Kupiłam dwa prezenty i zero butów. Powrót do domu z centrum handlowego trwał godzinę zamiast kwadransa. Zawiodły tomkowe dawne skróty i objazdy, drogi rozkopane w najmniej spodziewanych miejscach. Dwa razy wracaliśmy do punktu wyjścia. Rozglądałam się dookola i zobaczyłam, jak moje miasto bardzo się zmieniło w ciągu jednego roku. Stoi masa nowych budynków a drugie tyle dopiero powstaje. Zadziwiające ile jeszcze wolnego miejsca w Gdyni. Wczoraj z Tomkiem uświadomiliśmy sobie ogromny rozdzwięk pomiędzy Reykjavikiem a Trójmiastem. Tu czujemy sie jak w jakiejś metropolii, gdzie hordy ludzi na ulicach i stada samochodów. Żeby włączyć się do ruchu z osiedlowej uliczki muszę przepuścić jakieś 10 - 15 pojazdów, co kawałek światła na drodze, komunikacja miejska zawalona pasażerami... Nie wiem, może dlatego ze wybrałam się na miasto w piątkowy podwieczór i to kulminacja natężenia ruchu była .
A teraz o tym co wciągam małym druczkiem:
Śniadanie było. 3 małe kanapki z chleba razowego z kiełbasą, serem, sałatą, pomidorem i majonezem (ale light) plus herbata.
Nadprogramowo było. Cukierek czekoladowy i 2 małe kawałki kandyzowanego melona.
Obiad był: Kotlet mielony z indyka, buraczki,szpinak,ziemniaki +woda z cytryną
Oraz: czerwona herbata i melon j.w.
Podwieczorek: kawa i mikrosernik oraz cukierek
Deser Fantazja z wiśniami. A co!
Kolacja koniecznie: 2 małe kromki razowca, 2 płaty śledzia w oleju też skromne, ogórek świeży z jogurtem, herbata owocowa.
Jeszcze sernik i z 5 pierniczków przyniesionych przez tatę. Soku z żurawiny co doniosła mama już nie mogę!
Lądowanie było miętkie. Kolega nasz Wojciech ulubiony, ten sam który krążył z nami po Islandii, przyjechał po nas swoim dziadkiem. Żeby nie było dodam, ze dziadek to jego wiekowy mercedes. W sumie 3 godziny poślizgu spowodowane mgłą, zepsutym wejściem do zapalniczki i tym samym brakiem zasilania dla GPS oraz podenerwowaniem naszego kierowcy. O zwykłej uczynionej z papieru mapie Wojciech nie pomyślał... w nagrodę 2 godziny krążył w pobliżu lotniska w poszukiwaniu właściwego zjazdu i słusznej drogi. Tomek ulokował swoje córki, furę z bagazami oraz mnie w rogu lotniskowego bistro, zakupiwszy uprzednio szklankę świeżo wyciśniętego pomarańczowego soku z farfoclami za 3 euro. Sam dzierżąc papierosa w ustach udał się w celu wypatrywania dziadka, co miało według niego ułatwić Wojtkowi zadanie. Co jakiś czas zaglądał do nas i zdawał relację z połączeń telefonicznych. W tym czasie Majka rozprostowywała kostki po podróży chowając się za stołkami barowymi i wrzeszcząc na całą jadłodajnię szukaj mnie, mamo! Sonia w miarę spokojna rozglądała sie dookoła szczególnie zainteresowana migającymi kolorowymi światełkam automatów do gry. Problem następił wtedy, gdy Majka oznajmiła że chce kupę. Tomasz gdzieś, nie wiadomo gdzie, bo z okna go nie widać, do kibelka daleko, nie pozwolę dziecku wędrować samemu przez pół obcego lotniska i góra bagaży pod moją opieką oraz Sonia.Kazałam Majce usiąść na tyłku i liczyć na to że chwilowo jej się odechce. Brałam jeszcze pod uwagę opcję pozostawienia bagaży pod czujnym okiem niemieckiej załogi bistro ale te ich czujne oko łypało już na nas z jakąś taką niechętnością. Szczęśliwie w porę zjawił się Tomaszko i obyło się bez skandalu. Wkrótce pojawił się upragniony Wojtek i czem prędzej załadowaliśmy się do mercedesa, wszak było już po 23 a pan Wojtek miał pojawić się rano w pracy. Arcytrudne zadanie. Moje dotychczasowe odchudzanie, w szczególności zaś jego efekty w postaci zmniejszonego obwodu poopy pozwoliły mi się wpasować pomiędzy dwa dziecięce foteliki na tylnym siedzeniu. Gnaliśmy jak te szalone w granicach dozwolonych prędkości. Postojów brak. Jogurtów i serników tym bardziej. Zatrzymaliśmy sie dopiero na jakiejś stacji benzynowej w celu zakupienia kanapek. Wyleciałam niby strzała bo zgięcie obu kolan było już wyjątkowo uciążliwe. A w sklepie bez lodówki, ni nabiału, ni kanapki zaś ostatni hot dog właśnie kończył swój byt w obecnej postaci pochłonięty przez nieznajomego w czarnej kurtce. Pozostały francuskie rogale ze słodkim nadzieniem. Sonia przespała całą drogę, Maja zaledwie połowę. Obudziła się nagle po jakiś 2 godzinach i nieprzytomnym głosem zapytała Wojtku, czy można się przespać w twoim samochodzie? po czym rozbudziła się już na dobre. Wojciech aż do samej Gdyni nie podzielił się kierownicą i samodzielnie pokonał cały dystans ponad 1100 km. Ja z Tomkiem przysypialiśmy na zmianę w obawie zostawienia Wojtka sam na sam z własnym zmęczeniem.
Pozdrawiam serrrrdecznie. W sprawie nabiału wypowiem się jutro.
Pozdrawiam z Polski! Lądowanie było miętkie. Sernik zaliczony, z jogurtami gorzej, bo nie miałam kiedy wyskoczyć do sklepu. Jest zamieszanie, że głowa mała ale dajemy radę. Fajnie. Tomek wita się a ja ogarniam nowe otoczenie. Ojej, wszyscy mi tu za plecami łażą i jak tu coś pisać. Udaję, że piszę maila. Buzi.
Ps. Rumitko zdzwonimy się jutro.
Kto sie dorwał do Vitalii, sprawa wagi i wyjazdu