Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Never ending story.. .. czyli gruba sie odchudza...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 12963
Komentarzy: 52
Założony: 8 lutego 2009
Ostatni wpis: 22 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aminka82

kobieta, 42 lat, Kk

170 cm, 85.90 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: trochę chudsza- czyli 7-mka z przodu do 32 urodzin :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 sierpnia 2009 , Komentarze (2)

jeszcze troszkę i zmieszczę się w moje jeansy, w które usilnie probuję się wbić od roku :) to mnie cieszy. Niestety ostatni spadek wagi jest spowodowany kryzysem w związku. Kiedyś to musiało nastapić, a pierwsza kłótnia po roku to i tak długo wytrzymaliśmy. Ale wiecie jak to jest, teraz to może się po tak długim czasie przerodzić w burzę i w skrajnym przypadku oznaczać koniec.... eh. Wcale nie czuję się dobrze. 

12 sierpnia 2009 , Komentarze (1)

kolejny rok minął... ehhh dlaczego jestem już taka stara...? tzn, może nie chodzi o to że stara - bo chyba 27 lat to nie schyłek wieku, ale co ja przez ten czas osiągnęłam? ano - wielkie nic.... kurde felek, nigdy nie wyobrażalam sobie, że takie czeka mnie zycie w tym wieku...Przeważnie widziałam siebie jako zadbaną, elegancką, seksowną, wykształconą panią architekt, mającą cudowne życie osobiste i obiecujące zawodowe. Tymczasem, jestem prawie wykształconą panią konstruktorką obiektów inżynierskich (choć nie zapeszam, chcę jeszcze iśc na architekturę podyplomowo...) z bagażem zbędnych 15 kilogramów, do tego bezrobotną i bez doświadczenia w zawodzie, na szczescie u mego boku stoi cudowny chłopak, ale trzeba i mnie i jego doszlifować jeśli mamy do siebie pasować... bo nie do końca jest tak jak i ja i założę się że on bysmy chcieli. Oby coś się zmieniło i to najlepiej szybko.... Nie jestem stworzona do takiej bezczynności jaką życie mi obecnie serwuje.... uh, straszne to jest. Ale cóż, ponoć żeby było dobrze - musi być źle. Oby to ŹLE szybko się skończylo.....

11 sierpnia 2009 , Komentarze (3)

Coś w końcu ruszyło. Cieszę się z tego i nie zapeszam :) 

4 sierpnia 2009 , Komentarze (1)

wegetacja... nic prócz niej. tkwię w samotności i nie mam co robić. tu gdzie obecnie jestem, nie ma nawet TV który by do mnie "gadał", mam tylko internet, ale już nim żygam...:(
nudno niesamowicie. Wegetacja totalna. Nie tylko dziś, ale ogólnie. Brak pracy zaczyna być frustrujący....
apatia apatia apatia... nienawidzę siebie i swojego życia.....

3 sierpnia 2009 , Skomentuj

ważę na oko 82 kilo. Mam 170 cm wzrostu. Najatrakcyjniej czułam się z wagą 66-68 kilo (przy regularnych ćwiczeniach). Po prostych obliczeniach wychodzi, że mam do zrzucenia "zaledwie" 15 kilo.

Plan minimalny: to 3 miesiące. sierpień, wrzesień, październik. Po 5 kilo na każdy miesiąc.
Plan maksymalny.. 6 miesięcy. sierpień, wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń. po 2,5 kilograma na każdy miesiąc.

każdy z nich jest wykonalny. Niestety z moim zapałem ten drugi wydaje się być bardziej prawdopodobny....

jestem na siebie wściekła. O odchudzaniu zaczęłam myśleć już w lutym. Kuźwa mać dlaczego wówczas się nie zawzięłam? dlaczego od lutego zrzucilam zaledwie 3 kilo?? :( W dużej mierze moja waga = moje samopoczucie. Nie dziwię się że jest do kitu. I jedno, i drugie.

Idę poćwiczyć.

2 sierpnia 2009 , Skomentuj


W tym miejscu chciałabym podziękować tym z Was które w jakiś sposób próbowały mi pomóc, pocieszyć.... Doceniam, szczerze.

Niestety sprawy idą w złym kierunku dla mnie. depresja atakuje ze wzmorzoną siłą, opanowuje mój umysł wdziera się w każde zakamarki świadomości i kontroluje moje mysli. Oto co się dzieje :( osoba, która nie wie co to stan depresyjny nie potrafi sobie tego uzmysłowić.

Wciąż nie mam pracy, a pani D nie pozwala mi uwierzyć że ją zdobędę, ba nawet "zabrania" mi rozsyłać CV sugerując że z takim i tak każdy mnie wyśmieje... Więc wciąż koczuję w domu, rozmyślam o wszystkich otaczających mnie problemach... Nie widzę nic pozytywnego w otaczającym mnie świecie....

właśnie w tym momencie doszłam do szokującego wniosku.. a c jeśli wszysko dookoła mnie jest OK? co jeśli mój związek się nie sypie? a tylko ja sobie tak wmawiam? co jeśli wszystko było (lub jest OK) aletylko i wyłącznie przez moje ciemne widzenie świata się psuje? taka mała dygresja, wpadła mi szybciochem do głowy, ale nie rozjaśniła na tyle umysłu abym mogła w nią bezapelacyjnie uwierzyć....:(

Z moją jedyną podporą w tych trudnych dniach jest coraz gorzej... wszędzie widzę czarny scenariusz rozstania, wszędzie doszukuje się śladów Jego niechęci do mnie... a to nie zadzwonił, a to woli sie z kumplem spotkać, a to napisał nie akiego smsa jakbym chciala... już mnie nie kocha, już nie chce ze mną być, tylko po cholerę w takim razie wykupił wycieczkę w egzotyczne miejsce?? :( tak romantycznie chce się ze mną rozstać??
jeśli to zrobi, nic mi już nie zostanie. PUSTKA. 

W rodzicach, mimo że bardzo ich kocham a oni mnie, i nie jestem z patologicznej rodziny, nie mam oparcia. Z nimi też nie rozmawiam... nie wiedzą co się ze mną dzieje... Przyjaciele? Większość wyjechała, a Ci którzy starają się mnie wysłuchać, twierdzą że wszystko wyolbrzymiam i moje problemy "to nie problemy", nie chcą mnie słuchać. Nie dziwię im się, ja w kółko marudzę, największy optymista by wysiadł przy mnie.....wiem o tym... ale nic nie potrafie z tym zrobić. Widzę tylko negatywne strony wszystkiego. Cokolwiek by to nie było.... nie zasługuję na szczęście. Nie jestem dobrym człowiekiem, bo mimo że (raczej) nie krzywdzę innych, wyrządzam sobie ogromna krzywdę. Doskonale niszczę sobie życie. Każdy jego aspekt. Nie wiem co będzie jutro. I chyba nawet nie chcę myśleć.

Dieta? nawet o niej nie myslę. Dieta to teraz mój najmniejszy problem....


26 lipca 2009 , Komentarze (5)


...i nie radzę sobie z niczym :( mam problemy natury psychicznej, potrzebuję dobrego psychologa, który da radę wyciągnąć mnie z wieloletniej depresji...:(
nie mam pracy od ponad 6 miesięcy;
spasłam się jak świnia i nie potrafię schudnąć;
nie mogę nic dla siebie kupić do ubrania;
powoli sypie mi się przez to wszystko związek.......

jestem nieszczęśliwa i coraz bardziej załamana :( nie wiem czy potrafię sama walczyć z atakami depresji, powtarzającymi się już od około 9-ciu lat :(

22 lipca 2009 , Komentarze (3)


może będzie lepiej? może trzeba zmienić podejście do wszystkiego co mnie otacza, inaczej - taka zgorzkniała i niemiła - nie schudnę nigdy..:)

jestem po śniadanku 
kromka chleba zwyklego z masłem pomidorem i szczypiorkiem, kawa z 50ml mleka
a zaraz wybieram się do sklepu aby skomponować II śniadanie :) po wczorajszej activii z płatkami, nie zamierzam już jej jadać rano - bo po niecałych 2 h byłam głodna, zjem ją w przerwie między obiadem a kolacją albo jakostak :) A zaraz chcę przygotować sałatkę z tuńczyka, z fasolką kukurydzą pomidorem ogórkiem i majonezem+jogurt :)

za tydzień lecę na 10 dni do norwegii, i zamierzam tam zastosować I fazę SB, kiedyś daaawno temu na niej byłam i jest to jedna z najlepszych diet jakie stosowałam :) może po 10 dniach zrzucę 2 kilo hehe :) A póki co - mieszam SB (bo daje efekt sytości) z MŻ (bo lubię na śniadanie zjeść bułeczkę czy kromkę chleba i Activię )

Godzina ćwiczeń zaliczona - aerobic z panem w tle mówiącym co wykonywać. Średnio się zmęczyłam, może dlatego że pierwszy raz go słuchałam i nie do końca wiedziałam jak prawidłowo wykonać jego polecenia :) z czasem będzie lepiej :)

dzisiejsze żarełko:
śniadanko
kromka zwkłego chleba z masłem i pomidorem, kawa + mleko ok 50ml
II śniadanko
pół puszki tuńczyka w sosoie własnym, pół małej puszki Bonduelle (fasolka czerwona + kukurydza) pomidor ogórek sałata, sos jogurtowy z czosnkiem i łyżką majonezu. przepyszna sałatka :)

3 kostki czekolady......

21 lipca 2009 , Skomentuj


bułke z ziarnami, masłem pomidorem i szczypiorkiem + kawa z mlekiem na śniadanie;
300 kcal
activia z garścią nestle fitness na II śniadanie;
150kcal
pół bułki z pomidorem bo umierałam z głodu :);
150 kcal
loda waniliowego typu big milk;
100 kcal
kilkanaście czereśni;
??100 kcal
sałata z jogurtem, 1 ziemniak i filet z kury na późny obiad.
ok 500 kcal

i już 1300 kcal. Tyle kalorii a nie uważam żebym zjadła niewiadomo ile.... widać teraz jak sama siebie oszukiwałam szczególnie weekendami...

nie jestem chwilowo głodna, zresztą już 18,00.

wieczorem - ogórki kiszone, małosolne świeżynki :)

2 h marszu :) dziś mnie łydki bolą

21 lipca 2009 , Skomentuj


dziewczyny, moje "odchudzanie się" to jedno wielkie okłamywanie samej siebie, jestem bardziej na diecie stabilizacyjnej ( kurde, do końca życia będę już tak mało mogła zjeść?? :( ) niż redukcyjnej.

tak jak się spodziewalam (choć właściwie liczyłam że tym razem się uda, bo nie zjadłam dużo podczas weekendu) waga dziś (wtorek) pokazuje 82,4 kg. Więc wczoraj bankowo była dużo wyższa (ok 83), tym bardziej że w dniu wczorajszym biegałam przez dobre 5-6 godzin po sklepach, mało zjadłam (ok 1000kcal) i na pewno wczorajszy dzień miał wpływ na redukcję wagi w dniu dzisiejszym.

jeśli mowa o sklepach... tak się załamałam.. na prawdę chciałam coś sobie kupić na lato, bo nie mam absolutnie nic prócz kilku T-shirtów z lumpeksu i dresowych spodenek 3/4 (są z lycrą więc pasują..)..... I jedyne na co wydałam pieniądze były bilety na pociąg i komunikację miejską :( :( :(  Załamałam się :( przymierzyłam ze 20 par jeansów w rozmiarach 44 i 46 !!! matko boska, rozumiecie?? 46!!! I żadne nie pasowały :( :( :( to samo ze spodenkami krótkimi, wszystkie się zatrzymywały na udach..... a spodnie tzw rybaczki, wszystke zatrzymywały się na moich obleśnych grubych 46 centymetrowo obwodowych łydkach :( z tego samego powodu nie dałam rady się zmieścić w żadne jeansy :( wszystkie były za ciasne jak nie w udach to ( najczęściej) w łydkach, a jak już jakimś cudem w nie wlazłam, to wyglądały jak tandetne legginsy krzywo skrojone :( to chyba dlatego że moje ciało jest strasznie nieproporcjonalne - ramiona piersi i brzuch osoby ważącej 75 kilo, pupa i uda osoby ważącej 87-90 kilo i łydki osoby ważącej ok 120 kilo :( :( po prostu dramat, chciało mi się wyć, i to tam postanowilam, że zastosuję zakazaną kurację - czyli tygodniową głodówkę :( mam na to ogromną ochotę, niestety z głodu boli mnie w okolicy klatki piersiowej i jest to wysoce niekomfortowe uczucie... 

Dlatego muszę zacząć mysleć o zmianie strategii, ta którą teraz praktykuję nijak się nie sprawdza......

i cóż to wymysliłam....
- zmniejszam ilość posiłków z 5 do 4 lub nawet 3 jeśli organizm się nie zbuntuje;
- piaty posiłek zastępuję godzinką ćwiczeń;
- zmuszę się, zaprę pod jakąś karą (nie wiem jeszcze jaką) aby NIE PODJADAĆ NIC A NIC MIĘDZY POSIŁKAMI  i nie jeść nic PO 20.00!! - ooo, taki dzień, gdy wytrwam bez podjadania i niejedzenia po 20.00 nagrodzę dwuzłotówką w skarbonce na poczet nowych ciuszków...
- ostatni posilek z godziny 20.00 przenieść na max 19.00 ( o 20 organizm już odmawia posłuszeństwa i nie chce mu się trawić, więc jedząc o 20 troche go obciążam....)
- oderwać się od Vitalii, bo za długo tu przesiaduję, i inne rzeczy idą na bok, podczas gdy siedzę godzinami przed monitorem grrr..... Vitalia raz na tydzien :/ 

przetestuję zobaczę czy tak wytrwam (i czy nie będzie to tylko słomiany zapał, tak często u mnie spotykany). Najgorsze będą ćwiczenia, bo szczerze - lenia w D mam... Ale jestem już tak gruba, tak ohydnie otłuszczone mam ciało, że po prostu nie chcę już na to patrzeć.

i postanowione: po uzyskaniu i utrzymaniu wagi na poziomie 65-70 kg (stabilizacja i modelowanie ćwiczeniami minimum 6 miesięcy, łącznie z masażami wyszczuplającymi i zabiegami kosmetycznymi, liczę też może na pomoc fachowca - trenera) - jeżeli nadal nie będę się mieściła w kozaki i z ogromnym trudem bedę kupowala te przeznaczone do noszenia w nich jeansów ( a ja nadal ich nie będę mogła dopiąć - już tak miałam jak ważyłam 65 kilo;/) to postanowione: LIPOSUKCJA ŁYDEK I KOLAN. Nie będę się męczyla całe życie - nie akceptując tej części ciała. koniec i kropka. Dam im szansę, ale jeśli inne metody zawiodą - idę pod nóż.