Cała będe w skowronkach.....
...jak tylko zdam jutrzejszy egzamin. Później tylko jeden i obrona. Zakładam oczywiście optymistyczną wersje przejścia przez sesję. O tej pesymistycznej nie chcę nawet myśleć, bo mi jeszcze wyznaczą obronę na 3.10 w dzień mojego ślubu! Nie, nie myślę, będzie dobrze zdam w pierwszym terimie.
Dziś śniły mi się drożdzówki. Z migdałem, oblane czekoladą. Zaczynam fiksować. Znowu. Śni mi się jedzenie, a przyznam się bez bicia że wczoraj ...przesadziłam. Zjadałam dużo. Ale był też sukces. Nie pokusiłam się na wieczorną pyszną kanapeczkę. Już byłam przy lodówce, już oczyma wyobraźni wbijałam zęby w pyszną bułkę z rzodkiewką, kiedy mały głosik gdzieś tam we mnie w środku szepnął do ucha:
-" czerwona herbata i garść błonniku będą lepsze"- pomyślałam czemu nie? Przecież on zawsze mi dobrze podpowiada. jestem więc zadowolona.
Dobra tyle o moich grzechach i małych sukcesach. Dzis ostatni dzień ćwiczeń(i dobrze bo nie dość że mnie męczę fizycznie , to jeszcze psychicznie). ostatni oczywiście w tym tygodniu.
Jutro jadę do domku rodzinnego, zostanę tam do poniedziałku i jak znam życie wrócę do Was bardzo skruszona, bo obiedzona. Ale postaram się nie dać się. Obiecuję
Żegnam Was wakacyjnie i słonecznie w ten deszczowy dzień.
Walka o siebie!
Codziennie walczę. Mam wrażenie że od jakiegoś czasu jestem na wojnie. Wojnie w której stawką jest moje zdrowie i odpowiednia sylwetka. Nie zliczę lie bitw przegrałam, ile razy musiałam się poddać, ale walczę nadal. Codziennie, od początku. I mam zamiar wygrać tę wojnię.
Wiem mój ostatni wpis był ... taki niepodobny do mnie. Już jest dobrze. Macie racje. Najważniejsze że wymiary spadają. Nic innego się nie liczy! Dziękuję za wszytskie słowa otuchy i pocieszenia!!!!
Kiedy tylko zawierucha z egazminami i obroną skończy się(a marzę żeby się skończyła jak najszybciej) zaczynam biegać. Jestem już na to psychiczne gotowa. Czyli połowa sukcesu za mną! Jak na razie to cwiczę dodatko po rowerku 20 min. Padam po tych ćwiczeniach ale tak chyba trzeba. dziwi mnie tylko mój wilczy apetyt bezpośrednio po ćwiczeniach. Normalnie konia z kopytami mogłabym zszamać!!!!! Zapycham sie rzodkiewką, pomidorem i ogórkiem :) Taka moja metoda na głoda :)
Dziś życzę Wam tylko i wyłącznie miłych niespodzianek przez cały dzień!!!!!
Debet optymizmu :(
Staram się. naprawdę sie staram ale jakoś nie moge wykrzesać z siebie odrobinę chęci i zapału do dietkowania. Waga zaczyna mnie dobijać. Nie sadziłą że to ile waże moze tak wpłynąć na mój nastrój. Próbuję się nie dać. Mówię sobie: "To nic, będzie lepiej, poczekaj, za tydzień pewnie zobaczysz 59 kg" ale tak już mówię sobie od miesiąca i co? I nic! To znaczy coś napewno. Wymiary lekko się zmniejszyły ale tylko bioder. Wszystko inne nie.Jedynie pocieszenie jest takie, że ubrania robią się luźne. Muszę zacisnąć zęby i wytrwać.Nie mam innego wyjścia.
W końcu robię to dla siebie, nie dla innych. DLA SIEBIE!!!!!
doszłam do 100!
Waga stoi, czasen nawet leko drgnie w górę, ale to ni , to nic, to nic.....
Wymiar bioder ciagle się zmniejsza! jest już 100. A było 105! jestem zadowolona. Szczęśliwa będę jak dojde do 95!
Wczoraj, w ramach pokazania mojej brzydszej połówce że nie jestem egoistką zrezygnowałam z "Ostrego dyżuru" i jeźdżie na rowerku żeby mógł w spokoju obejrzeć mecz. Spokoju nie było, bo mecze były dwa. Piłka nożna i koszykówka. O kompromitacji w tej pierwszej dziedzinie nie będe pisać. Ważne że Polki wygrały z Węgierkami!
Więc kręcę sie po domu, coś tam robie a w głowie mały głosik mi powtarza
-"ćwicz, nie odpuszczaj sobie"
- "dobrze że zrobie sobie dzień przerwy"- odpowiadam mu- " mięśnie odpoczną..."
- "ćwicz, chociaż trochę, może jutro ci coś wypadnie i nie będziesz mogła jechać"- zrozumiałam że ten głosik jest tak samo uparty jak ja. Wsiadłam więć na rower i jechałam 50 min. Pozbyłam się za jednym razem i kalorii i wyrzutów sumienia= jestem lekko chudsza i bardziej szczęsliwa!
Teraz troche z innej beczki. Ślub i wesele zaczyna dominować nad moiom życiem. Cotygodniowe wizyty w kościele tak weszły mi w krew, że pewnie będzie mi ich brakowało jak już się skończą.
Wwieczorem, dzwonie po rodzinie i zbieram : adresy, nazwiska facetów i dziewczyn moich kuzynów i kuzynek, oglądam zaproszenia, wybieram dekoracje, myślę o fryzuże, stroju na poprawiny, samochodzie i tym wszystkim o czym powinnam pamiętać!
Dobrze że planuje tylko jedno zamążpójście! Drugi raz bym tego nie przeżyła!
Miłego dietkowania!
Dwa szalnone dni
Dosłownie. Tak zabiegana i szczęsliwa już dawno nie byłam.(chyba , że w poprzedni weekend ;)
Powodem zabiegania była komunia a szczęscia...? Promotor nie miał żadnych uwag do mojej pracy!!! Bardzo obawiałam się sobotniego spotkania z nim. Nic przyjemnego siedzieć i słuchać przy całej grupie uwag na temat stylu pracy i takich tam. Krzyczał niesamowice, a kiedy mie poprosił tylko podał mi prace i powiedział "akceptuje, dziękuję"! Byłam w szoku. Chyba jeszcze jestem.
Wspomiałam o komuni, więc pewnie sie domyślacei ze dietki nie było. Ale to była ostatnia uroczystość na taką skale w to lato, więc dietka wraca i do końca września będzie trzymana. uroczyście obiecuje. Wagowo też nie jest żle. Dziś rano było 61,7. Rodzinka twierdzi że nie powinnam już chudnąć.ale to raczej załuga tego że prawie do perfekcji nauczyłam się tak dobierać ubrania żeby mnie wyszczuplały. W końcu pracuję nad swoim wyglądem już 6 lat.
Pozdrawiam Was serdecznie!
Jesli nie dziś, to jutro, jeśli nie jutro , to
pojutrze.....
...kiedyś napewno. Schudnę. Dojdę do wymarzonego celu(55kg) i utrzymam go. I co najważniejsze nie dopuszcze żeby mi uciekł.Bo przecież nie po to tak męczę się teraz i katuję(teraz przypominają mi się moje codzienne odstępstwa od diety, ale co tam), żeby zmarnować swoje wysiłki i po pół roku znowu ważyć 60kg.
Wczoraj nie było rowerka. Został zamieniony na 2-godzinny marsz po mieście w poszukiwaniu komunijnego prezentu(tak jeszcze czeka mnie jedna komunia) i nowego ubrania dla mnie. To z poczatku maja "wisi" na mnie. dziś tez nie będzie. Do domku wróce po 21.00 a jurto osd rana uczelnia i kolejny egzamin. Później podróż do rodzinnego domku(140 km) i powrót w niedzielę. Więc rowerk ma urlop do poniedziałku. Należy mu się.
Mam nadzieję że komunia nie zmieni się w jedzeniowe szaleństwo... mam chytry plan...rano udam się na pobliską plantację truskawek mojego wujka i najem się tyle, żeby nie móc oddychać. Truskawki napewno nie odbią się negatywnie na mojej diecie. Pójdę więc obiedzona totalnie na komunie i po kłopocie. Na wszelki wypadek jedzenie tuskawkowe rozpocznę w sobotę, jak tylko dojadę do domku. Już sie nie mogę doczekać!!!
Wczoraj zrobiłam mały renament w szafie. Z nadających sie do chodzenia spodni zostały 2 pary. Czekają mnie więc zakupy. To jakby dwie nagrody za jeden trud!
A waga wczoraj przed kolacją pokazała 61,00. I jak tu się nie cieszyć? Nie da się!!!
UPARCIE I SKRYCIE
OCH ŻYCIE KOCHAM CIĘ , KOCHAM CIĘ...
...NAD ŻYCIE!!!!!!!!!!!!!!!!
Życzę Wam przyjemnego weekendu!
to niewiarygodne!
Mam tyle wolnego czasu że nie wiem co z nim zrobić....Wiem powinnam się uczyć jeszce 4 egzaminy w ciągu 3 tyg (w tym 2 ogromne z trzech lat), ale jakoś nie mam nastroju :) Przeciez jest tyle innych fascynujących rzeczy do zrobienia!!!!
Wczoraj przesiedziałam z koleżanką 3 godziny w parku. Tak po prostu siedziałyśmy i rozmawiałyśmy. Oczywiście z dwiema gałkami lodów czekoladowych :) - wielkodusznie sobie to wybaczyłam. Doceniałąm każdą chwilkę jaką tam spędziłam. Cudowny dzień. Nawet nieuprzejmna i marudna babcia w autobusie mnie nie zirytowała. Pozmyślałam sobie że ja pewnie też kiedyś taka będę, jeśli nie gorsza ;)
Po powrocie weszłam na wagę i.....61,5. Chwila zastanowienia czy jeść obiad(19.00), bo od sniadania i lodów nic nie jadłam i ... zjadałam. Porcję warzyw z ziołami, jakieś 2 kanapki i jabłko. Nadrobiłam więc wszystko ale to nic. Dziś to odpokutuje na rowerku. Po za tym stwierdziłam że całe to chudnięcie nie może byc tylko moją załugą. Muszę coś zostawić ślubnemu stresowi :)
Czuje się jakbym się na nowo narodziła. Jedna napisana praca tyle zmienia w moim życiu że sama się sobie dziwię!!!!
Dużo słoneczka Wam dziś życzę!!!!
Odzyskałam własne życie!!!
Mam je i już nie pozwolę żeby znowu mi uciekło.Jestem niewypowiedzianie szczęśliwa. Każdego dnia tego weekendu, docieniałam każdą chwilę którą mogłam spędzić na nic nierobieniu(chociaż możliwe to było tylko w kilka chwil, ale zawsze coś) jak wyglądał mój szczęsliwy weekend?
PIĄTEK- po pracy pobiegłam na uczelinie, oddałam pracę :) i szybko pojechałam na dworzec po mamę i siostrę. Efektem tego zabieganego dnia był brak obiadu i ćwiczeń i... 3 małe kawałki pizzy na kolacje.be zwyrzutów sumienia, byłam szzęśliwa!
SOBOTA- polowanie na suknie zakonczyło sie poprawą humoru. Usłyszałam tyle komplementów jak nigdy. Dla mamy w każdej wyglądałam ślicznie- nie mogła z wrażenia nawet robić zdjęć. osoby które w międzyczaise pojawiały sie w salonach też wyrażały zachwyt, o pracujących w nich nie wspomnę bo one muszą tak mówic. Ale rzeczywście wyglądałam ładnie. Niby tylko 5 kg schudałam od pierwszych przymiarek ale robi to ogrmną różnicę. Pozostało tylko się zdecydować na którąś. Sobota skończyła się porcią frytek- stwierdziłam ze moje szczęście bez problemu zagłuszy wyrzuty sumienia. Aha ćwiczeń też nie było.
NIEDZIELA- ostatni dzień szleństwa jedzeniowego. Pozwoliłam sobie na zapiekankę i bułkę pszenną. Wyrzuty pojawiły się ale tylko na chwilkę. ćwiczenia zastąpiłam kursem tańca.
Wiem, że nie powinnam tego wszytskiego zjadać. Ale to był mój szczęśliwy weekend. Dziś wracam do prawidłowego odżywiania się. Waga wczoraj wieczorem pokazała 62.2 nie jest żle. Dam radę! Muszę.
Pozdrawaim Was wszystkich i życzę samych pozytywnych myśli !!!!
To już jest koniec, nie ma już nic, jestem wolna i
mogę iść....
....spać. Praca napisana. Dokładnie. Cała. Ze wszystkim. dziś zaniose ją promotorowi. Druga też skonczona. jestem tak zmęczona że nie mam sły sie cieszyć. Zwłaszcza że bedę musiała dokonac jeszcze pewnie z tysiąc poprawek...i mam jeszcze 4 egzaminy do końca czerwca... Ale jakoś to będzie. Musi być
Wczoraj odważyłam się i weszłam na wagę. Pokazała 62,5. Czyli stosunkowo nie wiele jak na prawie 3 tygodnie pisania i pochałaniania jedzenia jakby mnie Demon Głodu opętał! Tylko 1 kg w góre. To pewnie zasługa rowerku.
Jurto znowu szalony dzień.Przyjeżdża mama z siostrą i użądzamy polowanie na suknie. Będzie ęi mame i mnie. Ma obiecane lody więc od rana bedzie czekała na tę chwilę.Trzygodzinna wyprawa z 10- latką po salonach ślubnych to nie jeste dobry pomysł. Trudno. Jakoś przezyjemy. Ona też. Mam nadzieję!
Dziękuję Wam gorąco za wsparcie i kometarze. Pozdrawaim i życze miłego dnia!
I jeszcze najważniejesz; WRACAM DO DIETKOWANIA!!!!!
jaki wynik meczu?
Dziś ważny mecz. Trzymam kciuki za Barcelone, musi wygrać!
Ja swoje zmagania z kilogramami powoli przegrywam. Od niedzieli nic innego nie robię tylko jem. Wczoraj nawet zjadałam kit-keta. Tak do kawy- nie mogłam wmusić w siebie 5 kawy a ze słodkim jakoś sie udało.
Nawet na ćwiczenia nie mam już czasu. Zostaje mi tylko rowerek i tylko dlatego ze jak wracam z pracy i zjem szybki obiad oglądam serial od którego normalnie uzależniłam się- Ostry dyżur(swietny, mnóstwo krwi i często ktoś umiera) Więć tak sobię na nim jade 50 min. Ale nie dodaje do tego juz żadnych ćwiczeń. A powinnam. na brzuch, pośladki, uda, ....ehhhhhh
na wage nawet nie wchodzę. Nie będę się dołować jak i tak przez najbliższe 2 tyg. nie będę miała okazji żeby ją poprawić. Centymetr też schowałam.
Do dietowych przyzwyczajeń wrócę jak uporam sie z pracą.
Ale wrócę. Nie mam innego wyjścia!