Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

chcę tylko spełnić swoje marzenie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 91622
Komentarzy: 809
Założony: 13 marca 2009
Ostatni wpis: 10 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojnierz

kobieta, 41 lat, Szczecin

165 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 marca 2013 , Komentarze (3)

...co się dzieje?! Jeszcze przedwczoraj przebiegałam 10 km, a dziś? Ledwo 5,6!!! i o mało nie zemdlałam! dlaczego? Ale o co chodzi???
Nie mam pomysłu...i jeszcze ta waga.... Weszłam dziś a tam 66,9 w ciągu 2 dni przytyłam 2,5 kg????Czy to jest możliwe?
Czuję się jak w jakimś horrorze. To się nie może dziać naprawdę! 
Staram się mniej jeść, zmuszam się do ruchu(mam dni przerwy) a waga wzrasta, cm nie ubywają i jeszcze mi słabo!
Mam ochotę rzucić to wszystko....

25 marca 2013 , Komentarze (3)

...Kowalczyk to robi że na podbiegach jest taka rewelacyjna!!!! Ja ledwo jestem w stanie pokonać jedną górkę!!!!!Ale zawszę kiedy pod nią biegnę myślę" Justyna daje radę i to pod o wiele większe, ty dasz radę po tą!"(przyznam że wczoraj się wzruszyłam oglądając dekorację Pucharu Świata. wysłuchanie Mazurka -dla mnie  bezcenne)
Teraz o moim sukcesie!!!!! Pokonałam wczorajszą niemoc! i to w jakim stylu! a tak! chwalę się! nikt mnie nie chwali więc sama to robię(ok mąż mnie pochwalił, przyznam się, powiedział "szacun" )
więc do rzeczy! Pokonałam magiczną granicę! Przebiegłam 10,6 km 68 minut!
chyba jeszcze w to nie wierzę!!!!!A jednak!!!! Nawet teraz jak to pisze to się uśmiecham!!!!!
Można? Oczywiście że można! trzeba tylko chcieć i nie odpuszczać!!! Trzeba ze sobą walczyć! Czasem o każdy krok, o każde 10 metrów, ale warto.  
To nic ze ludzie dziwnie na mnie patrzą, że Yorki się na mnie rzucają chcąc wgryźć się w moją łydkę(tak Yorki te małe sympatyczne pieski), że muszę uważać na nagle zatrzymujące się dzieciaczki żeby na nie nie wpaść itd....
Dziś jestem szczęśliwa!!!!


24 marca 2013 , Komentarze (2)

...przetrenowanie? albo inne cholerstwo... nie wiem.   Mój własny organizm mnie zatrzymał!!!!!Urządził sobie sabotaż!
Miałam plan. 4 dni po rząd biegać. I co? Bolą mnie nogi. Niesamowicie. Chyba ścięgna... nie wiem.... i nie mam siły. Przespałam prawie cały dzień. Nie mam pojęcia co się dzieje. Już wczoraj miałam problemy, ale dziś to lekka przesada. Nie byłam w stanie zmobilizować się nawet do ćwiczeń w domu. 
Waga też postanowiła że mi "dopiecze" Od około miesiąca się nie ważyłam, więc pomyślałam "ok, co mi szkodzi, a nóż widelec może coś drgnęło..." i co? drgnęło! ale w drugą stronę! pokazało się 64,5 kg!!!!
Nie ma to jak odpowiednie wsparcie!!!!!(płakać mi się chce)
Nie wiem co się dzieje. Biegam, staram się jeść mniej( węglowodany- żeby mieć siłę biegać)nie jem słodyczy(po za wczorajszą porcją lodów, ale raz na tydzień chyba można), nie tykam słonych przegryzek i co? tyję!
Cierpi moje ciało, cierpi moja dusza, cierpi moja ambicja....
jedyne czym mogę się pochwalić to ilością przebiegniętych kilometrów. 
od 1.03 do 23.03. wyszło 85 km. Dla mnie to sukces, ogromny.
Do mety zostało 640.5 km!
nie poddam się, mimo wszystko! 

23 marca 2013 , Komentarze (1)

....własne intuicji? Od rana dobrze mi podpowiada, a ja co? Uparłam się że i tak pobiegam. Efekt?40 minut biegu i tylko 6 km(dziś ludek nie skacze)
Ale może od początku....wstałam jak zawsze o 6.00. (choć okropnie mi sie nie chciało, ale ludek w głowie mruczał że powinnam) i przeraziłam się - 10 st. Postanowiłam przełożyć truchtanie na później. Kiedy już wyszłam (dalej było zimo) zaczęła boleć mnie noga, ale przecież to nie jest przeszkoda której wojnierz by nie pokonał. A później było już tylko gorzej. reasumując truchtałam(bo biegiem tego nazwać nie można) krótko, i kiepski dystans. Zmęczyłam się przeokropnie, zmarzłam, jestem niewyspana, mam odciski i zero zapału do jutrzejszego biegania.
W ramach pokuty, jak tylko wróciłam ćwiczyłam jeszcze 20 minut. Czyli ruchu było około godzinę.

upór bywa zabójczy. Zawłaszcza mój!!!!!!  

22 marca 2013 , Skomentuj

.....jakaś!!!! taka była moja myśl kiedy spojrzałam na zegarek chcą zakończyć bieganie na dziś.Wychodziło że biegam dopiero 43 min. A obiecałam sobie biegać około godzinę! Cóż było robić? Potruchtałam dalej. 55 min i 9,5 km
Jestem padnięta. Ale tak zdrowo. tzn prawie bo odciski mi się porobiły straszebne......ale co mnie nie zabije to mnie wzmocni.. chyba.............

Zniechęcenie nie chce sobie pójść. Może ja jestem jakaś.... nie ten tego? Fakt że idzie mi coraz lepiej, że nie odpuszczam, że daję rade powinien uskrzydlać, a nie działać destrukcyjne na moją psychikę. Właśnie w tej chwili przez moja głowę przetacza się front wojenny. Czego dotyczy? Jutrzejszego biegania. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie...
Pewnie pójdę (i wrócę jeszcze bardziej zniechęcona) bo jestem upartym kapciorożcem........Wstanę o 6.00 i przebiegnę godzinę. 
Mam co chciałam. Na własne życzenie. Chciałam traktować bieganie jak zwykły, codzienny ( albo prawie codzienny) obowiązek? To mi się udało. Ale chyba nie tak miało to wyglądać.......

Teraz coś na poprawę humoru. Rozmowa telefoniczna z moją mamą:

Ja:... dopiero wróciłam
Mama: a gdzie byłaś?
Ja: biegałam(chwila ciszy)
Mama: masz anoreksję! jesteś za chuda! tak nie można!
Ja: mamo, nie mam anoreksji, naprawdę dużo jem przecież wiesz, zresztą przecież mnie nie widzisz
Mama: Tak nie można. jak nie będziesz jadła wpadniesz w anemię
Ja: Mamo , przecież jem, czasem więcej od K
Mama: Zobaczysz jak to jest jak się martwisz o swoje dzieci
Ja: Mamo nie musisz się o mnie martwić ja mam 30 lat jestem....dorosła
Mama: Łatwo ci mówić...............

Więc wyszło że mam anoreksję, anemię i jestem nieodpowiedzialna......bo biegam!

Miłego wieczorku!!!!  

21 marca 2013 , Komentarze (3)

...kręci si wokół biegania! Niestety, a może stety? Trudno zgadnąć co lepsze....
Układam dzień, tydzień tak żeby był czas na bieganie. Cała reszta poszła w odstawkę.... uzależnienie? 
Dziś pokonałam 9 km w godzinkę Strasznie bolą mnie łydki. Kiepsko się biega po ubitym śniegu. Napinam dodatkowo mięśnie i jeszcze boję się żeby się nie przewrócić.  Ale biegam.
W planach mam 3-4 dniówkę. Tzn. od dziś do niedzieli. Ciekawe czy wytrzymam? Zobaczymy. Może się uda. 
Zastanawiam się kiedy pojawią się pierwsze efekty? Nie chodzi mi o wagę chociaż miło by było) ale o cm. Mogłyby choć tak na zachętę spaść choć troszeczkę...ale chyba są tak uparte jak ja :)
Spokojnego wieczorku!!!!!


21 marca 2013 , Komentarze (1)

... mnie ogarnia...Niestety. Przyszło i rozpanoszyło się w mojej duszy. Najchętniej rzuciłabym to wszystko...bieganie, dietę(te teoretyczną bo do praktycznej to jeszcze brakuje mi sporo)ale...nie mam konkretnego powodu. Śmieszne prawda? Ok moge nie biegać, ale oznacza to że na marne pójdzie cały mój trud włożony w wyrabianie kondycji. Po  za tym ruch jest zdrowy, a ja chcę być zdrowa. Bieganie dotlenia i jest jeszcze tysiąc powodów dla których warto biegać. Nieracjonalne byłby to teraz zaniechać....Nie lubię byc nieracjonalna....
Dietę(teoretyczną) też mogę rzucić ale po dłuższym zastanowieniu to nie ma czegoś czego sobie odmawiam bo jestem na diecie. Czyli wychodzi na to że muszę w tym trwać. dobrze że jestem uparta.Zaplanowane bieganie odpuściłam tylko raz. Bo naprawdę mocno śnieżyło...Nie daję dojść do głosu wymówkom. biegam w śniegu, po śniegu, w deszczu, kiedy jestem zmęczona, kiedy mi się nie chcę....może to źle....ehhhhh ok nie marudzę! powinnam się cieszyć że nie odpuszczam!
 Zastanawiam się tylko co zrobię jak dobiegnę do mety(pozostało 665 km) Znając życie, wyznaczę kolejną trasę...
Szkoda tylko że efektów nie widać...wczoraj znowu usłyszałam "że się poprawiłam"- uwielbiam to wyrażenie!!!! Zwłaszcza  że jestem na diecie i od ponad miesiąca biegam... normalnie wiatr w żagle....
Mój kiepski nastrój to chyba przez ten śnieg!!!!!Ileż może padać?! Przecież dziś już trzecia wiosna przyszła(meteorologiczna 1.03; astronomiczna 20.03 i kalendarzowa 21.03.)Chyba zgłoszę jej zaginięcie....
oczywiście dziś znowu biegam. mimo wszystko....
Wytrwałości wam życzę!!!

19 marca 2013 , Komentarze (2)

.... już ten podły dzień.....'
Pada, pada i nie przestaje! Ileż można! Nie zdzierżę! Gdzie ta wiosna? Widział ją ktoś? Może zaginęła? 
Podły dzień skończył się biegiem. 7,9 i 50 minut. Czas nie jest imponujący, ale warunki w jakich biegałam wołały o pomstę do nieba. Śnieg pod nogami, śnieg na mnie, śnieg w oczach....Mokro w butach i...ehhhhhh szkoda nawet pisać!
Nie ważne Pobiegałam! Endorfinki? były do czasu prognozy pogody( znowu śnieg zapowiadają) teraz gdzieś się pochowały. 
Czyli zginęła i wiosna i endorfinki......
zjadłabym coś.....coś..... czekoladowego.......
Trzymam kciuki za waszą silną wolę!!!!!

19 marca 2013 , Komentarze (1)

... sugestii męża i nie biegałam wczoraj. Odpuściłam bo byłby to 3 dzień biegu z rzędu. Nie czuję się jeszcze na siłach żeby stawiać sobie takie cele. boje się zniechęcenia i znużenia. To pierwszy powód a za nim jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać następne: mocno wieje, mam odcisk od nowych butów, jestem niewyspana, skończę oglądać film, jest poniedziałek.....Wymówek jest tysiące. Co robić żeby nie ćwiczyć? wystarczy chwila i argumenty zapełniają myśli....

Jedno muszę przyznać. Wczoraj nie był dobry dzień na bieganie. Nawet moja wiedźmowata intuicja była uśpiona. Efekt? Dziś nas zasypało. Totalnie. Ledwo przedarłam się do pracy.  Powinnam to przeczuć. Przecież zawsze wiem....ehhhh
 
Tylko , że dziś nie odpuszczę. Biegam(jak tylko choć troszkę przestanie sypać bo teraz to śnieżną masakrę mamy)
Jak nie wyjdzie, poćwiczę w domu. tak jak wczoraj.
nie odpuszczę. nie powinnam, nie mogę!!!!!!

17 marca 2013 , Komentarze (2)

....jedno o czym się marzy to łóżko, książka i totalne lenistwo!!!!!
Miałam dziś taki dzień. Skończyło się nie tylko nadprogramowym jedzeniem, naradą rodziną że dziś nie biegamy, lecz także prawie 2 h drzemką. Jak niedziela to niedziela. Ale...
... jak tylko wstałam mąż zapytał "idziemy na spacer?" ja na to "może pobiegamy?"
I tak z niczego wybiegaliśmy 55 minut. Dystans?  7,5 km Dlaczego tak mało? są dni w życiu kobiety kiedy nie powinna biegać. Dlatego jestem z siebie mega zadowolona! Dałam radę. Wolno ale jednak. Ruszyłam się z domu. Przetruchtałam te kilometry. A jak wróciłam to poćwiczyłam jeszcze około 10 minutek.
 Oficjalnie dzień uważam za udany!