Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Większość czasu spędzam w domu. Lubię spacerować, przeważnie z dziećmi i psem. Nad wagą przestałam panować w pierwszej ciąży gdy przytyłam 30kg, później nigdy już nie byłam zadowolona ze swojego wyglądu. Mam bardzo szczupłe rodzeństwo, gdy byliśmy dziećmi często słyszałam jak dorośli podkreślali u nich tę cechę. Ja również byłam szczupła ale nie chuda, więc słysząc to wydawało mi się, że jestem, może nie gruba, ale trochę "za duża". Dopiero oglądając zdjęcia uświadomiłam sobie jaka byłam chudziutka. Podobno stajemy się tacy jak o sobie myślimy, dlatego uważajcie na opinie jakimi otaczacie wasze pociechy.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9290
Komentarzy: 55
Założony: 20 marca 2012
Ostatni wpis: 1 listopada 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
magdahk

kobieta, 44 lat, Starogard Gdański

165 cm, 68.90 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

1 listopada 2014 , Komentarze (3)

Zupełnie się poddałam. Od zaszłego roku przytyłam i przekroczyłam wagę, od której zaczynałam. Nie potrafię znaleźć motywacji. Słabości zdominowały mnie zupełnie. Popadłam w nałóg wieczornego jedzenia chipsów i popijania ich piwem. Nie potrafię tego przezwyciężyć.

Nie zaglądałam tu już bardzo dawno, czasem tylko zerkam na forum ale mam wrażenie, że tam ciągle wałkowane są te same tematy.
Mylę sobie, że może jeśli wrócę do pamiętnika to odnajdę motywację i siłę wali o siebie.

30 stycznia 2014 , Skomentuj

Gdy robię coś "korzystnego" mam ochotę o tym tu pisać, gdy mogę zaliczyć dzień do straconych, w ogóle nie myślę o pamiętniku. A zauważyłam, że pisanie powoduje, że bardziej się staram, więc se piszę. Ostatnio ciężko z bieganiem, mróz i śnieg, wciąż mi coś siedzi w oskrzelach i chyba będę zmuszona wybrać się do lekarza, bo to już prawie 2 tygodnie. Jedyny wysiłek jaki wykonałam w mijającym tygodniu to szuflowanie śniegu z chodnika :), muszę się poprawić.

25 stycznia 2014 , Skomentuj

Wybrałam się wczoraj z dzieciakami na spektakl. Są ferie, a one cały tydzień siedzą w domu, bo kaszel nie odpuszcza. Wczoraj postanowiłam, że niech się wali, pali, a my i tak pojedziemy. Samochód mam na warsztacie, więc wyprawa była niczym prawdziwa wycieczka, zwłaszcza że córka pierwszy raz autobusem jechała, uśmiech jej z buźki nie schodził. Na dworcu postanowiłam, że podjedziemy "miejski", bo czasu nie wiele. Niestety, wpakowałam nas w autobus, który jechał w drugą stronę, więc daleko nie zajechaliśmy :). Pozostało 20 minut i jakieś 1,5 km trasy, ze szkrabem który w ocieplanych spodniach, opatulony szalikiem, zakamuflowany czapką, wlókł się tak, że miałam wrażenie, iż idziemy dwa kroki do przodu, trzy do tyłu . Zależało mi, żeby być na czas, więc wzięłam córkę na ręce i niosłam tak długo, aż nie opadłam z sił i tak kilkakrotnie, dzielny synek wciąż trzymał się na czele naszego "stadka". Zdążyliśmy .  
Mi i córce teatrzyk się podobał, syn uznał że był nudny.
Droga powrotna na dworzec wyglądała podobnie, część trasy autobusem, część pieszo. Gdy wróciliśmy do domu byłam bardzo zmęczona i nie znalazłam w sobie sił na trening, a wieczorem nie miałam odwagi na bieganie przy szesnastostopniowym mrozie . Wciąż jeszcze kaszlę i zalega mi jakieś paskudztwo w oskrzelach, więc z pełną świadomością zrezygnowałam z biegania, wybrałam się tylko na krótki spacer z psem. 
Jakież było moje zdziwienie, gdy dziś rano okazało się, że jestem cała obolała, najbardziej dokuczają mi nagi - biodra i mam okropne zakwasy w ramionach i na wysokości łopatek. "Kurczę!!! Co się dzieje?" Pomyślałam zwlekając się z łóżka. Tak, więc nie wiem czy we wczorajszy dzień mogę wpisać "trening zaliczony", czy "trening odpuszczony". Wiem, że spacer z ważącą 16 kilogramów córką w ramionach, sprawił że czuję się, jak po solidnie wykonanym treningu siłowym.
 P.S. Zdziwiło mnie, że podróż publicznym transportem jest tak droga, za bilety zapłaciłam około 27 zł, przy czym córka "pekaese" jechała za darmo, a w "miejskich" kupowałam dla dzieci ulgowy. Gdyby zatankowała za 3 dychy mogłabym odbyć 3 takie wycieczki, tylko "trening" bym opuściła .

21 stycznia 2014 , Komentarze (6)

Ciężki dzień dziś miałam, wszystko co wczoraj wydawało się proste dziś okazało się skomplikowane. Może to taka duperelka ale mi bardzo zaprząta głowę. Martwię się o wymowę mojego dziecka i ręce mi już opadają. Wczoraj wszystkie ćwiczenia wykonał idealnie, a dziś język niczym jakiś bezwładny organ nie chciał współpracować. Chociaż nie wiem czy bardziej język, czy synek. Swoją drogą co się dzieje z tą Polską? Logopedzi biją na alarm, że z mową naszych dzieci jest fatalnie, a NFZ nie przyznaje odpowiedniej ilości kontraktów aby można było cokolwiek zdziałać!!! Wygląda na to, że w tym roku będziemy spotykać się z logopedą raz w miesiącu, jeśli będzie sprzyjało nam szczęście. Wkurza mnie to, bo dopiero pod koniec 2013 udało mi się znaleźć kobietkę, która dobrze zdiagnozowała młodego, byłam pełna nadziei, zwłaszcza że wizyty mieliśmy raz w tygodniu, bardzo mobilizowało mnie to do ćwiczeń i widziałam, że jeśli coś będzie szło nie tak, to za tydzień będzie do skorygowania. Teraz jeśli przy ćwiczeniach popełnię błędy i ich nie wychwycę to zamiast korygować mowę, będę utrwalać jej wady. Byłam już w takiej sytuacji i to kilkakrotnie, dostawałam zestaw ćwiczeń do domu i informację, że następna wizyta za miesiąc lub 2. Zresztą po ostatniej wizycie mam wrażenie, że kobietka która wydawała mi się "wybawieniem" też jest zrezygnowana, zwłaszcza jak usłyszałam zdanie: "Nie mam już na niego (syna mojego) pomysłu." 
Później dopadły mnie rozterki związane z nowinkami technologicznymi, bajki na kilku kanałach, tablety, telefony, komputery, x-boxy i inne gadżety, to wszystko tak  bardzo ogłupia nasze maluchy. Długo starałam się chronić przed tym syna jednak, poznał smak gier na wakacjach u cioci. Podobno całymi dniami grał z kuzynami, a oni (dorośli) jak dzieci cieszyli się i mówili, że "naświetla się". Niestety, zapał do gier pozostał do dziś, a ja nie potrafię znaleźć alternatywy, która pochłonęłaby go chociaż w połowie tak jak mania grania. Mimo, że ograniczam granie i pozwalam na to tylko w weekend moje dziecko tylko tym żyje. Wciąż opowiada o grach, co zrobił (przeszedł), co jeszcze może zrobić i w co chętnie by zagrał. Dobrze, że córki jeszcze do tego nie ciągnie i zadowalają ją zabawki, a zwłaszcza zabawa w moim towarzystwie. Postanowiłam wziąć się za to i muszę to zmienić, myślę, że nie jest jeszcze za późno. 
Żeby się zrelaksować postanowiłam pyknąć sobie Skalpel, ale mój kochany synek zapodział pilot od DVD, a sprzęt taki, ze bez tego płyta ani drgnie. Na szczęście mąż wrócił po 19, więc poszłam pobiegać. Bardzo mnie to cieszy i odpręża. Nie wiem ile dziś przebiegłam ale zrobiłam 5 kółek po minimum 600 kroków, a zakładałam że zrobię 3 kółka. Mimo 10 stopni mrozu i jakiegoś wirusa, który próbuje dobrać się do moich oskrzeli znów biegam i jestem z tego powodu dumna i bardzo zadowolona. Byłam wytrzymalsza nawet od mojego psa, który po 2 kółku oszukiwał . Psina zatrzymała się następnie czekał, aż znowu tam przybiegnę i witała mnie w podskokach, brakowało tylko okrzyku w stylu "Niespodzianka!!!", ale ma już swoje lata, więc nie ma się jej co dziwić.
Znów mam siłę do walki.
P.S. Piękne niebo dzisiejszej nocy nad nami :) 

19 stycznia 2014 , Komentarze (1)

Ruszyłam się!!! Wreszcie wzięłam się w garść i wyszłam pobiegać. Na początek 2 km, chociaż w śniegu i mrozie, i moim ostatnim lenistwie to dużo. Czuję się znacznie lepiej, poprawił mi się humor i chandra odeszła, przynajmniej na dzisiaj. 
Wygląda na to, że lubię biegać, ciężko mi to tylko zorganizować, w dzień jestem sama z dzieciakami, wieczorem szybko robi się ciemno, a brakuje u mnie oświetlonych odcinków. Najważniejsze, że postanowiłam, iż wracam do biegania i jest to decyzja nieodwołalna!!!
Zrobiłam test żeby mieć pewność, że mogę normalnie ćwiczyć. Wyszedł negatywny, mam pewność, że to sprawka hormonów, więc mogę się wziąć za siebie. No i konieczna będzie wizyta u lekarza, mam tylko nadzieję, że tym razem nie poleci mi jakiś "cudów" i obędzie się bez powikłań. 

16 stycznia 2014 , Komentarze (1)

Pogłówkowałam trochę, bo nie dawało mi spokoju, że tak szybko jak teraz to jeszcze nigdy nie przytyłam (no może poza ciążami) i mnie olśniło. Przypomniałam sobie, że brałam tabletki w związku z bólami piersi, niby homeopatyczne, ziołowe. Poczytałam o nich trochę i okazuje się, że dziewczyny po nich tyły i miały rozregulowaną @. Czuję się, więc trochę usprawiedliwiona i odzyskuję chęć do pracy. Wcześniej gdy myślałam, że jest to tylko moją winą, strasznie mnie to dołowało, teraz gdy chociaż część odpowiedzialności mogę z siebie zrzucić mam dużo więcej siły by wziąć się do pracy.

15 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Nie mam ostatnio motywacji, a tyję w takim tępię, że mam wręcz wrażenie jakbym puchła. Dodatkowo coś chyba chrzani się z hormonami, bo @, z książkowej dokładności co 28 dni, rozregulowała się tak, że sama już nie nadążam, czy będzie przyspieszona, czy opóźniona. Nawet tu już nie zaglądam. Nudzi mnie już Vitalia, nie mogę znaleźć tu tego co na początku moje przygody z tą stroną, a może szukam już czegoś innego. Sam fakt, że muszę podać tytuł aby coś z siebie wyrzucić, zniechęca mnie na tyle skutecznie, że do napisanie kilku słów zbieram się już miesiąc. 
Niby dzienny jadłospis nie jest jakiś koszmarny, nawet nie podjadam. Problem pojawia się wieczorem, uświadomiłam sobie, że piwo i chipsy goszczą u mnie już na stałe i to w duecie. Niczym sól i pieprz, liść laurowy i ziele angielskie, ja mam piwo i chipsy. Najwyższy czas to rzucić, zbieram się już do tego jakiś czas, bo co tu się dużo oszukiwać, to już jest nałóg. Jeśli się z tym nie uporam, to całe to zdrowe odżywianie, sport (który też zaniedbałam) nie mają sensu. 
Może spróbuję tu zaglądać i pisać. Może wtedy znajdę motywację.

14 października 2013 , Komentarze (1)

Wydawało mi się, że zmieniłam swój styl życia na tyle, 
że panuję już nad swoim ciałem i życiem. 
Część założeń diety pozostała w moim życiu,
jednak z każdym dniem popełniam coraz więcej błędów
i w konsekwencji waga rośnie.
Od ponad tygodnia znów stosuję dietę,
jednak w weekendy zupełnie ją zaniedbuję.
Nie panuję nad sobą już od piątku i tak przez sobotę, niedzielę,
a od poniedziałku wraca determinacja,
 mimo że odczuwam głód między posiłkami, trwam w diecie aż do piątku.
Niestety w konsekwencji takich huśtawek
waga w poniedziałek jest wyższa niż w piątek
 i nie mogę nawet powiedzieć, że wracam do punktu wyjścia,
to raczej cofanie się, uwstecznianie.
Zdarzają mi się nieprzemyślane zakupy, np. makrela,
której nie mam w jadłospisie, a kupiłam kolejny raz.
W zeszłym tygodniu wyrzuciłam, teraz kolejna leży w lodówce już od czwartku.
Nie potrafię zabrać się za aktywność fizyczną, poza spacerem nie robię nic.
Myślałam, że gdy tylko zauważę, że zaczynam tyć
bez problemów zapanuję nad tym, niestety myliłam się.
Najwyższy czas przestać popełniać błędy i wziąć się do pracy.
Najbliższy weekend będzie moim największym sprawdzianem,
zadanie to przetrwać w diecie mimo domówek i innych pokus.
Musi się udać.  

1 sierpnia 2013 , Komentarze (6)

W ostatnim czasie jeździłam trochę po plażach i wniosek jest taki: idealne ciała są tylko w czasopismach i teledyskach. To co widuję się nad naszymi jeziorami daleko odbiega od pięknych, wyrzeźbionych, smukłych ciał o gładkich skórach. 
Pozazdrościć mogę też mamusiom, które mimo rozstępów na brzuchu pluskają się ze swoimi pociechami w strojach dwuczęściowych. Ja nie mam odwagi nawet w jednoczęściowy wskoczyć, mało tego to w szortach śmigam tylko po domu.
Myślę sobie, że te wszystkie niedoskonałości to w większości się w naszej głowie dzieją, bo bez ubrania tylko niewielki odsetek z nas wygląda pięknie. Chodzi o to w jakim stopniu akceptujemy siebie, jeden ma odwagę wskoczyć w slipki lub bikini, a inny nie. Dotyczy to zarówno kobiet jak i  mężczyzn.
Ja w ciuchach czuję się dobrze bez jest już gorzej tzn. niby się przyzwyczaiłam to rozstępów i rozciągniętej skóry ale pokazywać się publicznie nie mam odwagi.

6 lipca 2013 , Komentarze (7)

Już kilka osób zwróciło mi uwagę, żebym się już nie odchudzała.
Drażnić mnie to zaczyna, bo waga od dawna wskazuje tyle samo i centymetr również.
Poza tym nie jestem wychudziała, przeciwnie mogła jeszcze trochę schudnąć,
ale jakoś mi się do tego nie spieszy.
Przy wzroście 164 cm, moja waga waha się między 61, a 62 kg, jest więc w normie.
Moim celem było 58, ale mam wątpliwości, bo chudnę nie tam gdzie bym chciała,
a to mi się nie podoba.
Gdy kupowała dietę na Vitalii, to pojawia się informacja,
że powinnam ważyć 54 kg (może 56 nie pamiętam dobrze). Dlatego nie rozumiem o co chodzi tym PINDOM?
Dlaczego się czepiają, że mam się już nie odchudzać?
Mam boczki, brzuch mi się wylewa i jak wspomniałam od kilkunastu tygodni wyglądam tak samo. 
Czy sugerują się tym, że biegam, a skoro biegam to pewnie się odchudzam? Czy można być aż tak tępym?
Czy to kwestia tego, że nadal mają w świadomości moją sylwetkę sprzed zimy?
A może to, że czasem ubiorem uda mi się ukryć brzuch?